Ludzi dobrej woli jest więcej!

Piątkowy poranek.
Jest godzina 8.00. Pijemy z Kasią u Kasi kawę, jemy słodkie rogale z masłem orzechowym i dżemem malinowym. Mamy w planach za chwilę ruszyć do Przemyśla, z przystankiem w Rzeszowie.
Pakujemy się do samochodu, tankujemy, kupujemy kolejną kawę i jedziemy!
Zaczynamy od modlitwy o dobrą drogę i opiekę Aniołów.
Jadę max 120. Chcę wykorzystać każdą minutę obecności Kasi.

Jesteśmy przed Tarnowem kiedy miga do nas tir jadący za mną. Nie wiem o co mu chodzi. Za chwilę Kasia mówi: ,,Blania, oni wszyscy do nas coś machają’’. Ja wciąż nie wiem o co chodzi. Po kilku minutach orientuję się, że może coś nie tak z moim samochodem. Zjeżdżam. Wychodzę i sprawdzam.
Wracam do samochodu z jakąś dziwną ekscytacją i mówię: ,,Kaśka, coś z kołem. Chyba mamy kapcia.’’
Uśmiechy nie schodzą nam z twarzy.

Czuję dziwny spokój, mimo, że nie mam zielonego pojęcia co robić. Dziękuję Bogu, że jest ze mną Kasia. Dzwonię do bliskich. Nikt nie odbiera. To samo Kaśka. Biegnę rozłożyć trójkąt. Nie wiem gdzie jest i jak to się robi. Wydaje mi się, że podmuchy samochodów jadących z prędkością światła, zmiotą mnie z powierzchni ziemi, albo co najmniej autostrady!
Wracam do auta. Zaczynamy się modlić. Prosto i z serca, z zaufaniem, że On się zatroszczy.
Nie mija minuta, otwieram oczy, widzę w lusterku – idą Aniołowie! Wołam do Kaśki: ,,Jesteśmy uratowane!’’
,,Akurat patrolowaliśmy ten odcinek autostrady’’ – mówią nam Panowie z Służby Drogowej.
Zmieniają koło, tłumaczą, że trzeba teraz pojechać na stację i poprosić jakiegoś Pana tirowca o napompowanie tej dojazdówki.
Błogosławimy Im z Kasią i ruszamy na poszukiwania powietrza do koła.

Kilka razy odbijamy się od tych wielkich aut, słysząc, że nie mają jakiejś potrzebnej części.
W końcu Kasia znajduje Pana z oczami jak draże korsarze. Wielkie, dobre, piękne i słodkie brązowe korale!
Mimo ujemnej temperatury, nasz kolejny Anioł kładzie się na betonie i zaradza problemowi.
Na do wiedzenia częstuję Go krakowskim obwarzankiem i dziękując zapewniam o modlitwie. Pan Tirowiec składa ręce, patrzy w niebo i woła: ,,Tak tak! Trzeba się modlić!’’
Wszystko trwa niecałą godzinę. Wsiadamy z Kasią do samochodu. Ulga. Wdzięczność za dobroć ludzi.

Jedziemy teraz 70. Wszyscy nas wyprzedzają. A my – jak chciałyśmy – mamy siebie dla siebie kolejne dwie godziny!

Strasznie dziękuję za Kasię, że była. I za tych wszystkich Ludzi DOBREJ WOLI. Wierzę, że Ich jest więcej!