Duchowe potomstwo Zelii i Ludwika (Głos Karmelu 92)

Duchowe potomstwo Zelii i Ludwika

Jean Clapier OCD

 

Czy ty pamiętasz: kiedyś żył z nami,
Szczęściem dla ciebie było nas miłować?
I dziś cię, ojcze, błagamy ze łzami,
Błogosławieństwem racz nas obdarować.
W niebie królujesz z matką ukochaną;
Odeszła wcześniej w krainę świetlaną…
Radości naszych oczu,
Chciejcie tam, w zaobłoczu
Czuwać nad nami!

Tak brzmi pierwsza strofa wiersza, który Teresa napi­sała spontanicznie w sierpniu 1894 roku, kilka tygo­dni po śmierci ojca. Wyraziła w nim podzielane jedno­myślnie przez wszystkie jej siostry głębokie przekonanie o świętości ich rodziców. W jednym ze swoich ostatnich listów Teresa wyraziła cześć, jaką miała ku swoim rodzi­com, w słynnym zdaniu: „Dobry Bóg dał mi ojca i matkę bardziej godnych nieba, niż ziemi”.

Ludwik i Zelia zostali beatyfikowani sto pięćdziesiąt lat po ślubie. Było to wydarzenie oznaczające nadejście nowych czasów, w których możliwe stało się oficjalne uznanie świętości świeckich małżonków. Jakimi cechami wyróżniała się świętość Ludwika i Zelii? Jakie jest ich duchowe przesłanie dla tych, którym patronują z nieba?

Na próżno szukać w ich listach jakichkolwiek nauk dla rodzin chrześcijańskich. Ich liczne zaangażowania w Kościele nie zaowocowały żadną fundacją zakonną ani powstaniem jakiegoś nowego ruchu. Czy można więc stwierdzić, że jedynym, co zostawili potomnym, były ich dzieci, na czele z Teresą, świętą i doktorem Kościoła? Jest w tym, oczywiście, jakaś część prawdy. Jednak zawęża­nie życiowej misji Ludwika i Zelii do wyjątkowego cha­ryzmatu ich córki byłoby umniejszaniem ich własnej oryginalności.

W niniejszej pracy skupiliśmy się na osobowościach Ludwika i Zelii. Jako małżonkowie są „konkretnym przy­kładem niezwykle ujmującej świętości”. Świętość pań­stwa Martin jest „ujmująca” właśnie dlatego, że jest owo­cem życia prostego, otwartego zarówno na wolę Bożą, jak i na innych ludzi, czy to członków swojej rodziny, czy też na bliźnich w potrzebie. Są dla nas wzorem stałości i powagi, z jaką Ludwik i Zelia „szukali królestwa Bożego we wszystkim”. W swojej codzienności nie podejmowali żadnego kroku i nie przeżywali żadnego wydarzenia bez wiary w Boga. Istotą ich świętości była wzajemna zgoda na to, by osią jednoczącą ich życie była wola Boża.

Rodziców Teresy ożywiała głęboka, żywa i promie­niująca pobożność, gdyż w szczerości serca szukali woli Bożej i starali się ją pełnić we wszystkim.

Dodajmy, że „pobożność” Ludwika i Zelii nie miała w sobie nic formalistycznego czy konwencjonalnego. Jej jedyną motywacją było pragnienie nieba, pragnie­nie życia wiecznego, które rozpoczyna się w ziemskiej codzienności wiary. Tym tak bardzo ewangelicznym postępowaniem ukazali, że dynamizm wiary polega na otwieraniu się na rzeczywistość niewidzialną, na prawdę o naszym ostatecznym przeznaczeniu i celu życia doczesnego.

Dobrem, jakie przyniosła kanonizacja małżon­ków Martin, oprócz profetycznego wymiaru doświad­czenia choroby Ludwika pod koniec życia, która ode­brała mu sprawność psychiczną, jest też ich zwyczajność oraz to, że ich świętość dojrzała w rodzinie takiej jak wiele innych. Ludwik i Zelia należą do grona ludzi, któ­rzy doszli do świętości jako zwykli ludzie świeccy. Oby ten model świętości został wreszcie uznany i zaczął być powszechnie propagowany w Kościele z pożytkiem dla wszystkich ludzi dobrej woli. Świadectwo Ludwika i Zelii Martin czyni bowiem wiarygodnym możliwość świętości dla wszystkich. Świętość jest pilną potrzebą i najważniej­szym ze wszystkich zadań, jakie człowiek ma do spełnie­nia w życiu.

Świętość jest najważniejsza i nie można odkładać jej realizacji na koniec życia. Jest potrzebą chwili obec­nej. Nie można czekać, że sama kiedyś się zjawi. Waru­nek do jej osiągnięcia jest tylko jeden: postawienie Boga na pierwszym miejscu, zgodnie z Jego przykaza­niem: „Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, a bliźniego swego jak siebie samego”. Świętość ewangeliczna, czyli taka, która ewangelizuje życie czło­wieka, jest owocem postawienia Boga na pierwszym miejscu we wszystkim, jest możliwa tylko dlatego, że Bóg sam uniżył siebie i zjednoczył się z człowiekiem w Jezu­sie Chrystusie. I chociaż jest prawdą, że dzieło uświęce­nia naszej codzienności można zacząć w dowolnej chwili i w każdym wieku, lepiej jednak zabrać się do tego jak najwcześniej i nie odkładać na bliżej nieokreśloną przy­szłość tego szlachetnego i najważniejszego ze wszystkich dzieł życia.

Jednym z najbardziej poruszających współczesnego człowieka aspektów świętości małżeńskiej Ludwika i Zelii jest ich wierność. Wierność – jako fundament miło­ści i jedna z najbardziej wymagających cnót – jest dla człowieka wielkim wyzwaniem. Współczesna mental­ność konsumpcyjna bynajmniej do niej nie zachęca. Jakże wielu ludzi, marząc o romantycznej idylli, nie szuka współmałżonka na całe życie. Wydaje im się to nierealne, iluzoryczne, niemożliwe… i w gruncie rze­czy wręcz nudne. Na początku związku oddają się sobie szczerze i z radością, lecz nie chcą budować trwałej więzi. Szukają przede wszystkim własnej „prawdy” na dziś bez patrzenia w przyszłość. „Prawdy”, która ma im przynieść natychmiastową korzyść. Najważniejsze jest dobre samopoczucie we wzajemnej harmonii. „Dziś cię kocham, więc jestem przy tobie… Jutro, nie wiem… Jeśli przestanę cię kochać, to nie będę się obwiniać, jeśli cię opuszczę… Tak będzie lepiej”.

Niektórzy widzą nawet w takich prowizorycznych związkach pewną logikę. Lepsza jest szczerość, jak mówią, niż hipokryzja trwania w związku bez „uczucia”, bo takie trwanie otwiera furtkę zdradom… Jest to myśle­nie zwodnicze, które nie bierze pod uwagę głębi i wagi miłości. Nawet jeśli każdemu mogą przytrafić się błędy czy chwile namiętnych uniesień w przypadkowych i ilu­zorycznych związkach, to autentyczna miłość zawsze dąży do trwałego zaangażowania na całe życie, które potrafi wznieść się ponad zmienność uczuć i ich psy­chiczne reperkusje.

Ludwik i Zelia dali świadectwo o tym, że życie mał­żeńskie buduje się na dążeniu do wspólnego ideału. Przypomnieli przede wszystkim, że wierność jest odwagą prawdy miłości poddanej próbie czasu będącego tyglem, w którym nie da się uniknąć trosk i zmartwień, napięć i nieporozumień, upadków i nieszczęść. I tylko auten­tyczne, oparte na przyjaźni, porozumienie może pomóc przyjąć, przejść i pokonać wszystkie przeciwności… razem.

Życie nie szczędziło Ludwikowi i Zelii prób, i to prób bardzo ciężkich. Zamiast stanowić przeszkodę, różnice temperamentów były źródłem ich wzajemnego uboga­cenia i coraz większej wzajemnej harmonii ich osobo­wości. Pierwsza iskierka, która pojawiła się w ich sercach w 1858 roku na moście św. Leonarda, nie okazała się sło­mianym zapałem, lecz sprawiła, że rozpalił się w nich ogień miłości małżeńskiej. Od pierwszej chwili zako­chania się w sobie byli przekonani, że to Bóg jest źró­dłem każdej autentycznej ludzkiej miłości. Ludwik i Zelia oddali się sobie wzajemnie, bo się pokochali i postano­wili się miłować w Bogu, od Niego czerpiąc męstwo wier­ności, które zakłada cierpliwość i przebaczenie, prag­nienie prawdziwego dialogu, a nade wszystko wolę, by każdego dnia na nowo okazywać sobie miłość. „Kochać to dawać wszystko wraz z sobą bez miary!”, napisała Teresa w swoim ostatnim wierszu. Ludwik i Zelia kochali się, oddając drugiemu wszystko aż po wzajemne odda­nie samych siebie, nie uciekając przed trudami, jakie ten codzienny dar zakładał.

Przez życie, które w niczym nie różniło się od życia wielu ludzi im współczesnych, Ludwik i Zelia ukazali istotę świętości. W przypadku Teresy mówiono o „demo­kratyzacji świętości”. Ludwik i Zelia zaś ukazali, że świę­tość jest możliwa do osiągnięcia w zwykłej codzienności przez każdego, kto jej pragnie. „Kościół nie przywią­zuje wagi do tego, co nadzwyczajne – powiedział kard. José Saraiva Martins – lecz podkreślił to, w jaki sposób [Ludwik i Zelia] potrafili być solą ziemi i światłem świata w swoim codziennym życiu (por. Mt 5, 13–14)”. Świę­tość jest możliwa do osiągnięcia przez wszystkich, któ­rzy będą konsekwentnie kochać, wierzyć i mieć nadzieję. Bez względu na obrany stan życia, wiek i okoliczności, chodzi przede o to, by żyć w Bogu przez wiarę w Jego tajemnicę, która w sercu człowieka jest większa niż sam człowiek i otwiera przed nim perspektywę nieskończenie szerszą od własnego „ja”. Jest to praca, którą trzeba nie­strudzenie i z uporem podejmować na nowo, nie podda­jąc się zniechęceniu.

Lepiej oddać wszystko w ręce dobrego Boga i cze­kać na wydarzenia w spokoju oraz przyjąć je z poddaniem się woli Bożej.

Te słowa Zelii wyrwane z kontekstu mogą wydać się podejrzanie proste, graniczące z pietyzmem czy wręcz z osobistą nieodpowiedzialnością. Wypowiedziane jed­nak zostały w ogniu próby i lęku o życie swoich dzieci oraz o Celinę, którą nosiła wówczas pod sercem. Zawie­rają one w sobie istotę świętości w zwykłym życiu: odwagę „oddania wszystkiego w ręce dobrego Boga” i oczekiwania na przyjęcie od Niego wydarzeń z aktyw­nym poddaniem się woli Bożej.

„Marność nad marnościami i wszystko marność” (Koh, 1, 2) oprócz miłowania Boga i służenia Mu.

Świętość Ludwika i Zelii jest świętością na każde czasy, bo można ją osiągnąć we wszystkich sytuacjach i okolicznościach życia. Jest bowiem głęboko ewan­geliczna i polega po prostu na tym, by kochać, wie­rzyć i mieć nadzieję, żyjąc w obecności Chrystusa. Te trzy akty: wiary, nadziei i miłości – wczoraj, dziś i jutro – zawierają w sobie istotę życia i zbawienia każdego czło­wieka. Ludwik i Zelia przypomnieli nam o tym z mocą i prostotą przywiązania do Boga, który był duszą ich wza­jemnej miłości.

 

Artykuł pochodzi z Głosu Karmelu nr 2 (92)