27 października

Gdy nic nie czuję, gdy jestem niezdolna do modlitwy, do praktykowania cnót, jest to właśnie chwila stosowna, aby szukać drobnych okazji, tych nic, które cieszą Jezusa, i to cieszą bardziej niż władztwo świata, a nawet bardziej niż męczeństwo ofiarnie zniesione, na przykład uśmiech, miłe słowo, wypowiedziane wtedy, gdy miało by się ochotę milczeć albo okazać znudzenie

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Tak jak nie każdy dzień tygodnia jest niedzielą, tak też w życiu duchowym nie należy oczekiwać fajerwerków, egzaltacji, słodyczy duchowych, czy nadzwyczajności. Są na drodze życia duchowego chwile, gdy mogą się one pojawić. Nie należy ich jednak pragnąć i pożądać. Wiemy, że ci wszyscy, którzy już od starożytności pisali traktaty o szczęściu, podkreślają, że jest ogromną sztuką potrafić się cieszyć z rzeczy małych i zwyczajnych. Już Epikur twierdził, że „grono przyjaciół i kwiaty w ogrodzie” to największa przyjemność. Co zatem robić, gdy modlitwa nie sprawia już takiej radości, jak wcześniej; gdy Bóg wtedy zdaje się nieobecny, albo zagniewany? Św. Jan pisze, że nie można kochać Boga, którego nie widać, nie kochając bliźnich, których Pan Bóg postawił na naszej drodze. Czy chodzi tu o wielkie, spektakularne czyny? Nie. Codzienność niesie ze sobą wiele okazji do świadczenia dobra bliźnim. Czasem chodzi o zwykły uśmiech, miłe słowo, podanie spragnionemu przysłowiowego kubka wody. Najważniejsze, byśmy byli uważni na to, co niesie codzienność oraz na potrzeby tych, którzy nas otaczają.


Odszedł do Boga w Karmelu

1941 † br. Hilarion od św. Wojciecha (Ożóg)
1988 † o. Remigiusz od Trójcy Świętej (Czech)