Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego – VIII dzień stworzenia

Człowiek całe życie zabiega o to, by żyć wiecznie! I dobrze, bo WIECZNOŚĆ wpisana jest w genetyczny kod jego ducha. To odwieczne tchnienie Stwórcy.

Życie bez końca zakłada jednak śmierć… Święta Teresa od Jezusa powtarzała “chcę widzieć Boga”, ale jednocześnie dobrze wiedziała, że aby Go zobaczyć trzeba umrzeć…

Jezus poprzez zmartwychwstanie “oswaja” śmierć, oswaja nas ze śmiercią, ma władzę nad nią. Nie tylko uzdrawia, wyrzuca złe duchy, posługuje się spektakularnymi cudami. On w miłości Ojca i w sile Ducha zmartwychwstaje. Śmierć nie ma już nad nim władzy. To, co wydawało się niemożliwe, staje się faktem: jest sposób na śmierć, jest ZMARTWYCHWSTANIE, jest ŻYCIE WIECZNE!

Doroczna Wielkanoc to kolejny “zryw ku życiu”, temu na ziemi, by było lepsze i temu wiecznemu, by już teraz stawało się codziennością.

To nie lat ci przybywa – to WIECZNOŚĆ się zbliża. Ale dlaczego masz na nią czekać? Przecież już teraz możesz wypełnić świat WIECZNOŚCIĄ!

Jak to zrobić?

Żyj „na maksa”, by nie być przeciętniakiem wyrachowanej bylejakości!

Rozdawaj siebie, jak Jezus w Eucharystii.
Kochaj do końca, jak Jezus na Krzyżu.
Pozwalaj być „odstawianym”, jak Jezus w Grobie.
A nade wszystko odkrywaj w Bogu OJCA twojego codziennego powstawania z martwych!

To twoja codzienna WIELKANOC wybierania tego, co trudniejsze, ale przez to o wiele piękniejsze!

Zatem dzisiaj, w ósmym dniu stworzenie, w dniu ZMARTWYCHWSTANIA, chcę ci uroczyście życzyć:

  • szalonej codzienności – zamiast skaczącego króliczka,
  • świeżości życia – zamiast mokrego dyngusa,
  • codziennego zapału do zaczynania od nowa – zamiast smacznego jajeczka,
  • wdzięczności za najprostsze sprawy – zamiast trwałych sukcesów,
  • obecności drugiego człowieka – zamiast idealnego zdrowia,
  • wymagającego przebaczenia – zamiast empatycznej wyrozumiałości,
  • wiary w Boga, w innych i w siebie – zamiast ciągłej satysfakcji,
  • nadziei Zmartwychwstania – zamiast wiosennego optymizmu,
  • miłości do końca – zamiast uniwersalnej tolerancji.

Bo gdyby ON nie zaszalał z MIŁOŚCI do człowieka stając się człowiekiem…
Bo gdyby ON nie pokazała samym sobą na Krzyżu jak wielkiej ofiary wymaga MIŁOŚĆ…
Bo gdyby ON nie zmartwychwstał dając do zrozumienia, że MIŁOŚĆ nigdy nie umiera…

To nie byłoby tych króliczków, kurczaczków, dyngusów, koszyczków, jajeczek i wiosennego optymizmu, a racjonalna satysfakcja, sukces, wyrozumiałość i tolerancja nie miałaby polotu szaleństwa miłości.

Życzę Ci zatem spotkania z Jezusem Zmartwychwstałym – żywym CZŁOWIEKIEM, a nie legendą i tradycją. On powie ci prawdę o twoim życiu, o tobie

ALLELUJA!
Błogosławionej Wieczności w prozie codzienności!
Błogosławionych Świąt codziennego zmartwychwstawania!
Chrystus zmartwychwstał!

o. Mariusz Wójtowicz OCD

P.S. A jako dopowiedzenie do naszych rozważaniach WIELKIEGO TYGODNIA na temat kolejnych dni stworzenia, zostawiam ci piękne opowiadanie opisujące to wszystko w całości.

Rozwijając ową opowieść, zacząć należy od tego, że Bóg stworzył niebo i ziemię, świat duchowy i materialny. Potem na przecięciu tych światów uczynił człowieka. Niektórzy mówią, że człowiek pojawił się jako doskonała synteza ducha oraz materii i dlatego właśnie aniołowie mieli mu służyć. Gdy z powodu zazdrości i pychy odmówili, doszło do buntu, upadku i rozbicia. Inni z kolei twierdzą, że człowiek został stworzony, by zająć miejsce zbuntowanych i upadłych duchów. Jedna rzecz w każdym razie pozostaje pewna: człowiek znalazł się w dramatycznym położeniu między Bogiem, a Złym. Zły zaś pozazdrościł człowiekowi szczęścia, wybrania i bliskości z Bogiem i uwiódł człowieka, uprowadził go ze sfery Bożego światła w cień ułudy. Zatruł jego naturę i nakłonił do grzechu. Człowiek znalazł się w konflikcie z samym sobą, z Bogiem i z innymi ludźmi. Bóg mógłby może nawet mu przebaczyć, lecz Zazdrosny Oskarżyciel zaczął prowadzić księgę z wykazem ludzkich grzechów, udowadniając nieustannie Stwórcy, iż człowiek nie jest godzien Jego miłości. Następujące po sobie ludzkie pokolenia zamiast w sferę Bożego Światła wędrowały w ciemności Otchłani bez wyjścia. W tych głębinach przechowywany był nieszczęsny zwój ze spisem ludzkich win. Ciemność Otchłani rzucała złowrogi cień na ludzkie dzieje i serca, tak głęboki, że na ziemi dochodziło do całkowitego zaciemnienia obecności Boga. Człowiek zapomniał o swoim Stwórcy i przestał Mu ufać. Zły triumfował.
Bóg jednak postanowi doprowadzić do tego, by człowiek był przy Nim i by aniołowie mu służyli. Jak jednak można było tego dokonać, skoro ludzie rodzili się zatruci grzechem, ze skłonnością do nieposłuszeństwa? Gdy zgrzeszyli Zły natychmiast zapisywał ich winy i brał ich w posiadanie. Po śmierci oskarżał ich przed Stwórcą i sprowadzał do Otchłani. Stwórca stanął przed problemem, nie mniejszym niż samo stworzenie. Jak być bardziej przebiegłym od Przebiegłego Oskarżyciela? Jak bez zniszczenia wszystkiego – wszystko odnowić?
Bóg ponowie schylił się ku ziemi i oczyścił małą cząstkę stworzenia – była to młoda kobieta z zapomnianego miasteczka na prowincji rzymskiego Imperium. Na imię miała Maria, a miasteczko nazywało się Nazaret. By ukryć jeszcze bardziej cały zamysł, sprawił, by kobieta pozostała Dziewicą, a jednocześnie stała się Matką. Zły o całej sprawie zorientował się za późno. Gdy urodziło się dziecko, w porywie gniewu usiłował je zabić rękami siepaczy Heroda. Kiedy mu się nie udało, zaniechał dalszych działań, uważając, że Kobieta i Dziecko nie mogą zmienić istoty stworzenia i dziejów. Odstąpił od nich – jednak tylko do czasu. Chłopiec – noszący imię Jezus – dorósł, Jego dobre czyny stały się jawne, serce było odporne na pokusy, a nauka pełna mocy i popierana cudami. Zdawał się On kroczyć po ziemi w całkowitej niewinności, służąc jedynie Bogu. Coraz więcej ludzi podążało za Nim i za Jego nauką – podziwiali Go nawet aniołowie. Gdy Jezus zaczął wskrzeszać zmarłych, Zły zrozumiał, że Jego władza jest zagrożona. Zorganizował pełen zamieszania, lecz sprawnie przeprowadzony proces i wyrok, w wyniku których Jezus został zamordowany. Była to zbrodnia doskonała: zanim zorientowano się w sytuacji, ten niewinny Człowiek już nie żył i nie było nawet wiadomo, kto tego dokonał – wszystko rozegrało się między Piatem, Annaszem, Kajfaszem, żydowskim tłumem i rzymskimi żołnierzami.
Zły triumfował. W chwili śmierci Jezusa zapanowała ciemność, nie ocalił Go żaden człowiek, ani żaden anioł. Wydawało się, że zapomniał o Nim nawet Bóg. Przeznaczeniem Jezusa, jak wszystkich innych ludzi, była Otchłań, dokąd Zły beż najmniejszych wahań Go sprowadził. Upojony zwycięstwem, nie zorientował się, że nie może Go tam zatrzymać – Jezus był bowiem bez grzechu i nie było Jego winy na zwoju. Zły nie posiadał nad Nim władzy. Gdy Jezus zstąpił do Otchłani, obezwładnił Złego, zabrał zwój z zapisanymi winami ludzi, wyważył wrota Otchłani i wyszedł, wyprowadzając z sobą Adama, Ewę i wielu, którzy mimo pobytu w Otchłani nie utracili do końca nadziei. Kiedy na skutek protestów Oskarżyciela Ojciec zapytał: Co czynisz Synu? Oni są winni!, Jezus pokazał zwój, przebity bok i powiedział: Nabyłem ów zwój i zapisane w nim winy za cenę mojej krwi. Oskarżyciel nie ma dowodów – nie ma dowodów na to, by tych ludzi trzymać w Otchłani. Ojcze, przebacz im w Moje Imię. Ojciec nie był w stanie oprzeć się takiej cenie. Wybaczył. Dzięki Jezusowi ludzie odzyskali drogę do Boga, a Otchłań straciła nad nimi moc. Po tym wszystkim Syn sprowadził do nieba swoją Matkę Marią, sadzając Ją obok siebie tak, że służą Jej aniołowie.

M. Bielawski, Blask ikon, Kraków 2005, ss. 96-99