
4/13
Spotkanie w rozmównicy
„Albowiem bez żadnego ludzkiego starania i owszem nad spodziewanie i z wielką przeciwnością wszystkich, chciał Pan Bóg, aby się szczęśliwie, ten dom Boży zaczął, i jako w Bogu nadzieję mamy, z pomnożeniem chwały Boskiej dokończony był.
Że zaś na samych tejże fundacyi początkach, rozkazał Przełożony nasz W. O. [Wielebny Ojciec] Jerzy od św. Wojciecha na ten czas Prowincyał, ażeby wszystkie rzeczy, któreby się trafić mogły do tej fundacyi należące w księgę na to osobliwie sporządzoną wpisować, dla pochwalenia dobroci Boskiej potomnym czasom. Zaczem przy pomocy Boskiej, usiłujemy zadość uczynić posłuszeństwu świętemu”.
To fragment z przedmowy do księgi, którą można znaleźć w naszym bibliotecznym archiwum – księga ta stała się początkiem klasztornej kroniki. Pierwsze strony pełne barwnych opisów zapisała sama Anna od Jezusa (Rupniewska) – krewna fundatora Jana Szembeka, mniszka z klasztoru na Grodzkiej, a już wkrótce – przełożona klasztoru na Wesołej, bezpośredni świadek wielu wydarzeń. Na nowej fundacji przeżyła tylko trzy lata, zmarła w 1728 roku, nie doczekawszy konsekracji kościoła. Stała się jakby fundamentem dla kolejnych pokoleń sióstr.
Przez najbliższe miesiące Matka Anna będzie naszą przewodniczką – to ona opowie nam o początkach klasztoru karmelitanek bosych na Wesołej.
Rok 1706
„Jaśnie Wielmożny Jego Mość Pan Kanclerz W.[Wielki] Koronny sprawował w kościele naszym św. Marcina obchód pogrzebowy za duszę św. pamięci WJMPani [Wielmożnej Jej Mość Pani] Anny Barbary Szembekowy Kasztelanowy Kamienieckiej, matki swojej, a rodzonej Siostry naszej W. [Wielebnej] Matki Anny od Pana Jezusa, która na ten czas była Przeoryszą. Po skończeniu nabożeństwa, życzył sobie ten pobożny Pan widzieć się z Wiel. Matką u kraty, gdzie żeby i całe Zgromadzenie było, sama słuszność wyciągała, bo prócz tego, że tak zacny i godny w Koronie Senator jest wielkiej pobożności, i bogobojności, hojnym jest Dobroczyńcą tego Konwentu, ratując go szczodrobliwie, tak jałmużnami pieniężnemi, jako i inszemi potrzebami, których rozkazał dodawać z pobliższych dóbr swoich (…). Gdy tedy między inszemi duchownemi rozmowami, sam Jego Mość Dobrodziej ostrość życia zakonnego wysoko wynosił, i z wielkim ukontentowaniem swoim chwalił, uskarżając się na swoje prawie bez wytchnienia obroty publiczne, dla których nie mógł mieć czasu, ile by sobie życzył do zabaw duchownych, wpraszając się przytem do nieustających modlitw, dalszą swoją łaskę pańską ofiarował Zgromadzeniu. Za co gdy JMWN [Jej Mość Wielebna Nasza] Matka dziękowała od całego Zgromadzenia, te też między inszemi rzekła słowa (nic na ten czas nie myśląc o fundacyi, jako potem sama powiedziała) WMWMP.[Wielmożny Wasz Mość Pan] nie tylko jesteś Dobrodziejem naszym, ale możesz być i fundatorem, które słowa tak się chwyciły serca Jego, że zaraz z wielką pociechą swoją, dla przysługi Majestatowi Boskiemu i Najświętszej Matce Jego obiecał i upewnił, że nie odmiennem sercem tę obietnicę jako najprędzej do skutku przywieść będzie się starał, jeżeli mu Pan Bóg pobłogosławi w zamysłach Jego, prosząc zaraz Zgromadzenia o modlitwy święte, żeby mu P. Bóg do tego dopomógł. I tak pożegnawszy się z Wiel. Matką naszą i z Zgromadzeniem, z tą po kilkakroć powtórzoną obietnicą odjechał”.
Królestwo Polskie było w tym czasie wplątane w wojnę północną, różne wojska (szwedzkie, moskiewskie, tatarskie) przechodziły przez kraj. Wspólnota sióstr z Grodzkiej dwukrotnie (w 1707 i 1710) musiała uciekać z klasztoru z powodu epidemii dziesiątkującej ludność. Jan Szembek tymczasem nie ustawał w obietnicach, podtrzymywał listownie kontakt z klasztorem. Jednak wobec „wielkich niepokojów domowych”, niewiele można było zrobić...



