Z artystycznych salonów do ubogiej celi / cz.3

Herman Cohen Augustyn Maria od Najświętszego Sakramentu OCD
1820-1871

W swym nowym życiu Herman pozostał wierny dawnej miłości – muzyce, postanowił natomiast porzucić koncertowanie. Na zakończenie kariery chciał jednak dać jeszcze jeden koncert, w Paryżu, i zamierzał dołożyć starań, by był to najpiękniej­szy koncert jego życia. Postawił sobie taki cel nie z próżności, lecz powodowany poczuciem spra­wiedliwości i miłością bliźniego. Miał nadzieję, że uda mu się zebrać tyle pieniędzy, by spłacić wszyst­kie długi, jakich nagromadziło się niemało przez lata, kiedy był bardzo młody, a w jego życiu pa­nował moralny nieład.

Sukces był ogromny, aplauz widowni żywiołowy. Nie każdy artysta byłby zdolny na zawsze się tego wyrzec. Lecz ten, który zdobył sławę jako „żydow­ski pianista z Hamburga”, był już innym człowie­kiem, „nowym człowiekiem”, który zamierzał po­nieść wszelkie konsekwencje swej przemiany.

Zdecydował się poświęcić życie Bogu. Wybrał zakon karmelitański, ponieważ zafascynowała go aura surowości, z jakiej słynął Karmel. Przede wszystkim jednak miał na względzie fakt, że ten zakon „wyłonił się spośród Żydów poprzez dzieło wielkiego proroka Eliasza”, a jego charyzmatem był kult Najświętszej Maryi Panny. Herman miał poczucie, jakby powracał do kraju ojców.

We Francji funkcjonowało wówczas tylko kilka niewielkich klasztorów, które zdołano odbudować po kasatach, jakie miały miejsce najpierw podczas rewolucji 1789 roku, a potem za rządów Napoleona: łącznie zlikwidowano w tamtym okresie sześć pro­wincji zakonnych i sto trzydzieści dwa klasztory.

Wstąpił do nowicjatu w Broussey, w departa­mencie Gironde, niedaleko Bordeaux. Pierwsze lata przeżył w skrajnej biedzie i pośród najdotkliw­szych niewygód. Naśladując świętego Jana od Krzy­ża, poprosił o maleńką celę, i taką, owszem, mu przydzielono; ponadto miała ona jedną wielką za­letę: wychodziła na kościół, toteż Herman, prze­bywając w niej, mógł być stale zwrócony ku Naj­świętszemu Sakramentowi, trwając na nieustan­nej adoracji.

Napisał do swoich krewnych:

Wybrałem inne przeznaczenie: samotność, ustronie, ciszę, życie ukryte i zapomniane… Moja cela ma cztery czy pięć stóp szerokości, siedem długości, a czuję się w niej szczęśliwszy i bardziej zadowolony, niż gdybym się znajdował w wielkiej sali w Tuileries albo w pałacu w Petersburgu… Bóg udziela mi co dzień tysiące, tysiące razy więcej niż to, co ja Jemu poświęciłem; daje mi wielkie bogactwo łask.

O tym, że był naprawdę szczęśliwy, może świad­czyć dzieło, jakie wkrótce skomponował: pierwszy zbiór Kantyków ku czci Matki Bożej.

Kiedy zbliżał się czas pierwszych ślubów, zawiadomił rodzinę. Matka Hermana, na wieść o nowym „dziwactwie”, zdesperowana przybyła do Broussey. Wynajęła potajemnie kwaterę w pobliżu klasztoru i zatrzymała się tam przez dziesięć dni, robiąc wszystko, by widywać syna i by na koniec nakłonić go do porzucenia klasztoru. Kiedy po raz pierwszy zobaczyła go przyodzianego w ubogi habit i z ogoloną głową, owładnęły nią tak gwał­towne uczucia, że z wielkiego wzburzenia straciła przytomność.

Lecz Herman, choć niezmiennie szanował i ko­chał matkę oraz całą swą rodzinę, nie tylko nie chciał opuścić Chrystusa, aby powrócić do krew­nych, lecz twierdził z niezachwianym przekona­niem, że wszyscy oni prędzej czy później spotkają się z nim w objęciach Chrystusa.

Tymczasem podjął studia teologiczne, by móc przyjąć święcenia kapłańskie; ukończywszy je, w 1851 roku został wyświęcony na kapłana.

Nie porzucił drogi artystycznej, zmienił tylko jej kierunek, cały talent poddając swoim nowym miłościom. Po zbiorze trzydziestu dwóch kanty­ków zatytułowanym Chwała Maryi skomponował zbiór hymnów eucharystycznych (to jego najwięk­sze dzieło) pod tytułem Miłość do Jezusa.

Gdy Herman, a raczej już ojciec Augustyn Ma­ria od Najświętszego Sakramentu, miał trzydzieści jeden lat, marzył o życiu pustelniczym, lecz jego przełożeni mieli wobec niego inne plany. Uznali, że powinien głosić nauki z najbardziej znaczących ambon Francji, ponieważ jego żarliwa wiara, w po­łączeniu z przyrodzonym temperamentem artysty, nadawała jego słowom jakąś szczególną siłę od­działywania.

Kiedy w roku 1854 – roku ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny – ojciec Augustyn Maria głosił kazanie ze słynnej ambony u Świętego Sulpicjusza, słuchał go wielki tłum, a w świątyni był obecny także arcy­biskup Paryża. Herman – ojciec Augustyn – sko­rzystał więc z okazji, by publicznie prosić o prze­baczenie to miasto, które za młodu wielokrotnie gorszył swymi haniebnymi sprawkami:

Wyznaję, że zgrzeszyłem… Szczęście! Szukałem go, i by je znaleźć, udawałem się do wielu miast, prze­mierzałem królestwa, przepływałem morza… Szczę­ście! Szukałem go w wystawnym życiu w pałacach możnych, na biesiadach w domach geniuszy, w wi­rze balów i zabaw, w posiadaniu złota, w gorączce gier, w majakach literatury romantycznej, w przy­godach rozpasanego życia, w zaspokajaniu ambicji; szukałem go w zażyłości ze sławnymi ludźmi, we wszystkich rozkoszach zmysłowych i duchowych… Ach, wielki Boże! Gdzież ja go nie szukałem!…

I z narastającym zapałem, w romantycznych barwach, w sugestywnych, rozlicznych obrazach opisywał swoją drogę w stronę światła, aż do spotkania z Boskim Młodzieńcem, który mówił do niego: „Nazywam się Miłość, nazywam się Eu­charystia, nazywam się Jezus”.

Nie udało mu się nawrócić ojca, który mimo to na łożu śmierci wyraził życzenie, by Herman był przy nim w tych ostatnich chwilach.

Nie udało mu się nawrócić matki, mimo że szczególnie leżało mu to na sercu. Jednakże w tym przypadku dostąpił nadzwyczajnej pociechy.

Matka zmarła w roku 1855, w obecności syna, lecz nic nie wskazywało na to, by odchodziła z tego świata przemieniona wiarą. Herman całą nadzieję pokładał w tym ostatnim, najsekretniejszym spo­tkaniu, do jakiego dochodzi między Bogiem a Jego umierającym stworzeniem.

Rozmawiał o tym ze świętym Proboszczem z Ars i ten mu odpowiedział w zaskakujący sposób: „Ufaj, ufaj. Pewnego roku w święto Niepokalane­go Poczęcia otrzymasz list, który przysporzy ci wielkich pociech”.

Rzeczywiście, sześć lat później doręczono ojcu Augustynowi list napisany przez osobę, która zmarła w opinii świętości. Osoba ta wiedziała o dramacie Hermana i oto jakby zza grobu przekazywała mu to przesłanie-objawienie: mama dostąpiła zbawienia, ponieważ „stanąwszy przed miłosierdziem Bożym, już w okowach śmierci, tak się modliła: «o Jezu, Boże chrześcijan, Boże, którego wielbi mój syn, wie­rzę w Ciebie i ufam Tobie. Zmiłuj się nade mną»”.

cdn.

o. Stanisław Fudala OCD