Wznowienie działalności – założyciel klasztoru w Baeza

Po zakończeniu zgromadzenia kapitulnego karmelitów bosych w Almodóvar del Campo, Jan od Krzyża wyrusza do Andaluzji w towarzystwie służących don Pedra de Mendoza, niosących go w lektyce od Toledo.

Dziwny świadek



W ciągu paru miesięcy spędzonych na kierowaniu wspólnotą (od listopada 1578 do czerwca 1579) ojciec Jan nie może całkowicie zmienić mentalności wszystkich. Ale dla postawy duchowej wspólnoty otwierają się nowe horyzonty. Wpłynął na to przykład jego dobroci, łagodności, prawdziwego umiłowania modlitwy i samotności, a także nauki, w których zachęcał do poszukiwania Boga, do praktykowania cnót i do znoszenia przeciwności.

Jeden z zakonników stwierdza: “Kiedy wyszedł z więzienia, natchniony i rozpalony przeżywaniem bliskości Boga, wyjątkowy w swych wypowiedziach, całą niezwykłością swojego życia sprawiał, że jego świętość stawała się oczywista; osiągał wspaniałe rezultaty w nauczaniu sług Bożych, dając im zasady życia duchowego; za to był szanowany i czczony przez wszystkich jako człowiek święty i wyjątkowego, wzniosłego ducha”.

Jeszcze bardziej niezwykłe i interesujące wydaje się świadectwo pewnego przestępcy, który chcąc ujść sprawiedliwości, schronił się w klasztorze w Calvario. Zmuszony był uchodzić z kraju z powodu oskarżenia o podpalenie klasztoru żeńskiego w Salamance. Nazywał się Francisco Enriquez de Paz, rodem z Espinosa de los Caballeros (Avila), między Arévalo i Orbita. Ojciec Jan dopuszcza go do uczestnictwa we wszystkich aktach wspólnoty, z wyjątkiem kapituły klasztornej. Ma on w ten sposób okazję obserwować z bliska życie zakonników, w szczególności ojca Jana.

Trzydzieści siedem lat później zeznaje w charakterze świadka w procesie beatyfikacyjnym, opowiadając o wrażeniu, jakie wywarł na nim duch modlitwy Jana, jego pokuty, pokora, prostota i skromność. I dodaje: “Widziałem również, że w czasie rekreacji, kiedy to bracia schodzili się w celu wspólnego odpoczynku, mówił o Bogu i sprawach duchowych z takim uniesieniem, że rozweselał nas, pokrzepiał i skupiał naszą uwagę na Bogu. Wydawało mi się, że jest to człowiek godny podziwu, zwłaszcza wtedy, kiedy poruszał sprawę cierpienia, i widziałem, jak bardzo jest go spragniony, i jak wielce je miłuje. Mówił o Nim często tak sugestywnie i wzniosie, że ja, słuchając go, nie tylko zaczynałem się cieszyć z moich cierpień, które były znaczne, ale ogarniało mnie pragnienie, aby cierpieć jeszcze bardziej i być cierpliwym, a nadto, aby chlubić się i radować możliwością cierpienia. Wydaje się, że byłoby niemożliwe, by coś takiego mi się przydarzyło, gdyby nie, oprócz łaski Bożej, rady i upomnienia tego świętego i rzadki przykład świętości, jaka z niego biła, a którą ja mogłem zobaczyć.