Wznowienie działalności – założyciel klasztoru w Baeza

Po zakończeniu zgromadzenia kapitulnego karmelitów bosych w Almodóvar del Campo, Jan od Krzyża wyrusza do Andaluzji w towarzystwie służących don Pedra de Mendoza, niosących go w lektyce od Toledo.

W Beas



Jan pozostaje kilka dni w Beas de Segura, gdzie znajduje się klasztor karmelitanek bosych. Założyła go matka Teresa w 1575, protagonistka bardzo specyficznych praktyk, które sama opisuje w swoim dziele (Fundacje 22). Znalazłszy się u karmelitanek, w odległości dwóch mil od swojej wspólnoty w El Calvario, ojciec Jan czuje się jak w rodzinie i uważa swoją podróż za skończoną. Dlatego też odprawia służących don Pedra, którzy towarzyszyli mu od Toledo, i posyła za ich pośrednictwem list dziękczynny do swego znamienitego dobroczyńcy. Służącym pozostaje wrażenie, że towarzyszyli prawdziwemu świętemu.

W Beas Jan spędza kilka dni z karmelitankami. Te zaś obserwują go, słuchają i opiekują się nim gorliwie. Jeden temat dominuje podczas tego pierwszego spotkania, będącego początkiem silnej i długotrwałej więzi, która rozwinie się z biegiem czasu: temat cierpienia. Wciąż żywe jest wspomnienie Toledo, które opuścił dopiero dwa miesiące temu.

Mniszki są bardzo poruszone jego mizernym wyglądem: “Wyglądał jak nieboszczyk, sama skóra i kości; był tak wyczerpany i wycieńczony, że prawie nie mógł mówić”. Był “bardzo chudy i trupiego koloru”, “był chudy i zmęczony…; pozostawał kilka dni zamknięty w sobie i tak niewiele mówił, że wzbudzał podziw”. Z trudem udaje mu się krótko opowiedzieć o zmiennych kolejach swojego uwięzienia. Słabnie mu głos, brakuje mu sił.

Aby mu oszczędzić wysiłku i dać chwilę ulgi, przeorysza Anna od Jezusa (Lobera) nakazuje dwóm mniszkom, Łucji od św. Józefa i Franciszce od Matki Bożej, zaśpiewać mu kilka religijnych strof. Zamiast zaintonować jakąś radosną pieśń, podejmują pieśń melancholijną, dzieło jednego z najbardziej znanych samotników z Penuela i El Calvario, ojca Piotra od Anioła: “Kto nie zna cierpień na tym padole pełnym boleści, ten ani nie zna rzeczy dobrych, ani nie zasmakował miłości: cierpienie jest szatą kochających”.

Ta sama siostra Franciszka komentuje skutki wywołane pieśnią: “Święty Jan od Krzyża, słuchając śpiewanej przez nas strofy, doznał jakby wstrząsu ze wzruszenia i bólu, ponieważ – jak sądził – nie doznał wielu cierpień, aby poznać wiele rzeczy dobrych. Ból jego był tak wielki, że łzy obficie trysnęły mu z oczu i poczęły płynąć wzdłuż twarzy; jedną ręką oparł się o kratę, a drugą dał siostrom znak, by zamilkły i zaprzestały tej pieśni”.

W rozmównicy zapada długie, głębokie milczenie. Ojciec Jan, wróciwszy do siebie, opowiada, jak Bóg pozwolił mu zrozumieć wielkie dobro, które jest w cierpieniu dla Niego, po czym pogrąża się w smutku “widząc, że Bóg zesłał mu niewiele cierpień, aby mógł poznać wiele dobra”.

Proste i szczere słowa 36-letniego mężczyzny, udręczonego cierpieniem, gorąco poruszają zakonnice. Siostra Franciszka komentuje: “Obudził on we mnie i w innych siostrach wiele miłości i upodobania do cierpienia; stałyśmy zdumione, widząc człowieka, który tak wielu doświadczył cierpień, a któremu przykrość sprawiało, że nie doznaje ich jeszcze więcej dla Tego, który tyle wycierpiał dla nas”.

Jest to pierwsza lekcja Jana brata i nauczyciela we wspólnocie w Beas, która od tej chwili stanie się jedną z jego ulubionych. Lekcja żywego doświadczenia, której ani on, ani one nie zapomną w przyszłości.