Symbole Teresy: umarły motyl

Już więc możemy powiedzieć, że umarł nasz motyl, niewypowiedzianym radując się weselem, iż znalazł w sobie miejsce odpocznienia, iż żyje w nim Chrystus. Zobaczmy teraz, jakie jest życie tej duszy w Chrystusie umarłej i czym się ono różni od tego, jakim żyła sama w sobie? Po skutkach poznamy, czy jest w niej prawdziwie to, co się o tym siódmym mieszkaniu powiedziało. Skutki te, o ile rzecz rozumiem, są następujące:
Najprzód, zapomnienie o sobie tak zupełne, jakby ta dusza już nie istniała. Bo, jak już mówiłam, cała jej istność takiego kształtu i kierunku nabrała, że już nie zna siebie, ani już nie myśli dla siebie, ani o niebie, ani o życiu, ani o czci własnej, jeno wszystka jest oddana i poświęcona szerzeniu czci Bożej. Snadź owe słowa, które Pan rzekł do niej, aby miala pieczę o sprawach Jego, a On będzie pamiętał o sprawach jej, wydały swój skutek i w czyn się zamieniły. Nie troszczy się o siebie, cokolwiek by na nią przyjść mogło i w tak zupełnym żyje zapomnieniu o sobie, jakby jej zgoła nie było. Sama przynajmniej w niczym już nie chciałaby być czymś, chyba tam tylko, gdzie widzi, że może w czymkolwiek przyczynić się, (s.428) choćby w rzeczy najmniejszej, do pomnożenia czci i chwały Bożej, bo za to każdej chwili ochotnie jest gotowa oddać życie.
Nie sądźcie jednak, córki, by dusza w tym zapomnieniu o sobie zaniedbała wszelkiej myśli o jedzeniu i śnie (jakkolwiek konieczność zaspokajania tych potrzeb niemałą dla niej jest męką), i nie troszczyła się o to, co z obowiązku stanu swego czynić powinna. Mówię tu tylko o rzeczach wewnętrznych. O sprawach bowiem i pracach zewnętrznych dość powiedzieć to jedno, że nie tylko się od nich nie uchyla, ale owszem, najwięcej cierpi, że to, co uczynić zdoła, w jej oczach jest niczym. Ale cokolwiek może i w czym tylko widzi służbę należną Panu, to z pewnością uczyni i żadna rzecz na świecie od tego jej nie powstrzyma.
Drugi skutek, jest to wielkie pragnienie cierpienia, ale nie takie już, jak przedtem, by jej pokój wewnętrzny odbierało. Tak głęboko bowiem tkwi w tej duszy górująca nad wszystkim żądza, by spełniła się w niej wola Boża, iż cokolwiek Boski Majestat zrządzi, to poczytuje za najlepsze. Każe jej Pan cierpieć – i owszem; nie każe – dobrze i tak, nie będzie się już tym udręczała, jak to czyniła dawniej.
Dusza taka czuje wielką radość wewnętrzną, gdy ją spotka prześladowanie, spokój, z jakim je znosi, o wiele jest głębszy niż w poprzednich mieszkaniach. Żadnego nie ma uczucia nienawiści czy urazy ku tym, którzy jej szkodzą albo szkodzić chcą, przeciwnie, szczególną ogarnia ich miłością, tak iż gdy ujrzy ich w jakim utrapieniu, serdecznie ich żałuje, gotowa wszystko ucierpieć dla uwolnienia ich od cierpienia. Szczerym też sercem poleca ich Bogu, a co większa, z radością zrzekłaby się łask, jakie otrzymuje od Pana, aby wszystkie przeszły na nich, aby już nie obrażali Boga. (7 Twierdza wewnętrzna 3,1-5)

Dla tego pięknego motyla, który wylatuje z kokonu świat jest wrogi, źle się w nim czuje, tęskni za życiem wyłącznie w Bogu i dla Boga. Wreszcie przychodzi ten upragniony moment. Umiera w Chrystusie dla siebie, dla świata, by żyć już tylko dla Boga. Taki człowiek nie myśli już po sobie, o swoich potrzebach, wszystko, co robi, robi dla większej chwały Bożej. Choćby nie wiadomo ile zrobiła i jak doskonałych rzeczy dla Boga, to i tak wydaje jej się to niedoskonałe, bo znając miłość i świętość Boga, wie, że nie jest Mu w stanie nigdy się należycie odwdzięczyć.

Człowiek w tym stanie pragnie cierpienia dla Boga, pragnie upodobnić się do Chrystusa cierpiącego. Takie pragnienie żywił już na wcześniejszych etapach, tylko że teraz zachowuje całkowity spokój i podanie się woli Bożej pośród tych udręk, a prześladowców i dręczycieli poleca nieustannie Miłosierdziu Bożemu.

br. Tomasz Kozioł OCD