Święta o porywczym temperamencie cz. 2

Człowiek domem Boga

Przyjęcie pierwszej Komunii było dla niej wydarzeniem decydującym. Po latach, już jako zakonnica, wspominać będzie w liście do matki: Droga mamo, jeżeli Go kocham, to właśnie ty po części skierowałaś ku Niemu moje serce. Tak dobrze przygotowałaś mnie do tego pierwszego spotkania, do tego wielkiego dnia, w którym On i ja całkowicie oddaliśmy się sobie wzajemnie (List 150).

Spróbujmy sobie wyobrazić, co mogłoby się dziać na świecie, gdyby dzieci były przygotowywane do pierwszej Komunii przez rodziców, którzy potrafiliby posłużyć się całym bogactwem miłości rodzicielskiej: czułością i wiarą, mądrością i dobrym przykładem.

Z pewnością tak była przygotowywana Elżbieta (co zawdzięczała również szczególnej Bożej łasce), skoro płakała podczas dziękczynienia, a wychodząc z kościoła, powiedziała do swej koleżanki: Dziś nie będę już głodna, Pan Jezus mnie nakarmił!.

Zatrzymajmy się na chwilę, aby nieco dokładniej rozważyć, co się wówczas wydarzyło. Biografie świętych często ukazują moment ich szczególnego spotkania z Bogiem, będący jednocześnie momentem ich nawrócenia. Wydaje się niemal ogólnym prawem, że jedno nierozerwalnie łączy się z drugim. Ale nie powinniśmy zapominać, że zapowiedzią tych wielkich spotkań i wielkich nawróceń są wszystkie te bezinteresowne, zwyczajne gesty, jakimi posługuje się chrześcijańska rodzina, w której dziecko przychodzi na świat, odradza się w Chrystusie, wzrasta i zostaje nakarmione Ciałem i Krwią Syna Bożego.

Takie decydujące spotkanie Jezus wyznacza zwykle wówczas, gdy człowiek osiągnie dojrzałość. Ale niekiedy pragnie też przypomnieć nam o szczególnej łasce, którą otrzymujemy w chwili przyjścia na świat i w której wzrastamy już od dzieciństwa.

Dla Elżbiety czas tego osobistego spotkania z Bogiem miał nadejść bardzo szybko. Ów Boży pośpiech można było dostrzec w wydarzeniach, które mogły się wydawać przypadkowe, a tymczasem były oznakami jej szczególnego przeznaczenia.

Rodzinny dom Elżbiety, w którym żyła z matką i siostrą (ojciec zmarł, gdy miała siedem lat), usy­tuowany był w sąsiedztwie klasztoru Karmelita­nek. Tam też wraz z matką i siostrą uczęszczała do kościoła.

W dniu pierwszej Komunii, po południu, zgodnie z miłym zwyczajem miejscowym, dziewczynka w swym białym stroju komunijnym została zaproszona do klasztornej rozmównicy. Siostra przełożona powiedziała jej wtedy, że imię Elżbieta oznacza «dom Boga» i podarowała jej obrazek z taką oto dedykacją:

Twoje imię błogosławione kryje w sobie tajemnicę, która spełniła się właśnie dziś, w tym wielkim dniu. Dziecino droga, twoje imię – Elżbieta – to na ziemi „Dom Boga”, Boga, który jest Miłością.

Siostra przełożona objaśniła dziewczynce pochodzenie jej imienia według etymologii ludowej. I może się nam wydawać, że nie ma w tym epizodzie nic nadzwyczajnego. Z pewnością można byłoby odnotować tysiące podobnych sytuacji. Ale dla tej właśnie małej dziewczynki było to jak olśnienie: «Dom Boga», a więc Bóg mieszkał w niej!

o. Stanisław Fudala OCD