Śmierć ojca Jana – przejście przez Ubeda

"W ręce Twe, Panie, powierzam ducha mego". W ten sposób ojciec Jan od Krzyża kończy swoje życie w pierwszej minucie 14 grudnia 1591 roku, w sobotę poświęconą czci Matki Bożej, idąc do nieba, aby odmówić tam jutrznię.

Niepewna przyszłość



W pewnym momencie kapituły myślano o Janie od Krzyża jako osobie nadającej się do zorganizowania ekspedycji dwunastu misjonarzy do Meksyku. Przedstawiono mu tę propozycję, a on ją zaakceptował. Niektórzy uważają, że to on wystąpił z inicjatywą. Jego powiernik, Jan od św. Anny, z którym dzielił tę samą celę podczas obrad kapituły, potwierdza, iż wiedział od niego, że “aby uwolnić się od tych dyskusji, pojechałby chętnie do Indii”. I dalej: “podczas tej kapituły doznał wielu przykrości, a wszystko dlatego, jak on sam powiedział (gdyż mieszkaliśmy w tej samej celi), że podjął się obrony ojca Graciána. Oskarżono go bowiem o uzyskanie pewnego brewe. Ojcu Mikołajowi od św. Jana zlecono zbadanie tej sprawy i wydanie wyroku”.

W każdym razie dokument zredagowany przez niego tak postanawia: “Madryt, 25 czerwca 1591. Zebrani ojcowie, wikariusz generalny i definitorzy, mając na względzie prośbę ojców prowincji meksykańskiej z nowej Hiszpanii o wysłanie im dwunastu zakonników, mając też na względzie ofertę uczynioną przez ojca Jana od Krzyża wobec całej kapituły, że chciałby chętnie pojechać, gdyby go wysłano, proponują wysłać dwunastu ojców do Meksyku i przyjąć ofertę wspomnianego ojca Jana od Krzyża, dołączając jeszcze jedenastu, o których prosi prowincja meksykańska, a którzy pojadą z własnej woli”. Propozycja została przyjęta jednogłośnie.

Po otrzymaniu zadania Jan od Krzyża wysyła swego towarzysza, Jana od św. Anny, aby szukał w klasztorach Andaluzji kapłanów gotowych udać się z nim do Indii. Wiele osób interpretowało przydzielenie mu tego zadania jako wygnanie. Taka była też opinia jego spowiednika i powiernika, Jana Ewangelisty.

Jednakże po okresie pewnego zamieszania, zaczyna być jasne, że Jan od Krzyża, broniąc Graciána i mniszek, nie miał żadnego udziału w uzyskaniu brewe Salvatoris. Ojciec Doria i inni odpowiedzialni, po przekonaniu się o tym, pragną zmienić bieg wydarzeń. Szukają sposobu, by godnie wycofać się z tej przykrej sprawy. Chociaż tak niewinnie wyglądał cel podróży ojca Jana do Meksyku, ojciec Doria począł szukać innego rozwiązania. Zaproponował mu powrót do Segovii na stanowisko przeora i dokończenie budowy nowego klasztoru.

Ojciec Jan prosi go jednak, by zrezygnował z tego zamiaru, ponieważ nie zależy mu na urzędzie, gdyż w ten sposób będzie mógł lepiej zająć się swoją duszą. Z listu, który ojciec Jan pisze z Madrytu 6 lipca, można wywnioskować, że cała ta sprawa nie była jeszcze rozwiązana: “…obawiam się jeszcze, że każą mi jechać do Segovii i nie zostawią mnie w spokoju, chociaż ja zrobię wszystko, co możliwe, aby uwolnili mnie także od tego”.

Fakt pozostawienia Jana od Krzyża bez urzędu wywołuje zdziwienie wielu, przykrość u innych, ale radość w nim samym. Mniszki z Segovii, które miały tyle projektów, przyjęły to jako cios w nich wymierzony. Mówią o tym listy Jana, w których znalazły odbicie słowa przez nie napisane. Ojciec Jan w swych odpowiedziach bagatelizuje to, co się stało i uważa, że jest to ofiarowana przez Pana możliwość poświęcenia się całkowicie samotności, modlitwie, trosce o własną duszę. Listy do Marii od Wcielenia i do Anny od Jezusa zasługują na dokładne przeczytanie, toteż przytaczamy je w całości w tym rozdziale.

Postawa ojca Jana od początku całej tej sprawy była niezmienna: unikać niepotrzebnych plotek, utrącać wszelkie pomówienia, odbudować wystygłą miłość braterską, ciszę i nadzieję; w tych dniach napisał: “gdzie nie ma miłości, daj miłość, a otrzymasz miłość”.

W Madrycie miał miejsce nieprzyjemny incydent. Bracia z klasztoru św. Hermenegilda zebrali się po obiedzie na rekreacji. Nawiązała się dyskusja o sprawach duchowych i ojciec Jan zaczął mówić wzbudzając zainteresowanie wszystkich. Pomiędzy obecnymi znajdował się Diego Ewangelista, dopiero co mianowany przez kapitułę generalną definitorem.

Nie żywił on sympatii do ojca Jana i słowami pełnymi lekceważenia zmusił go do milczenia. “A on z niebiańską pogodą przestał mówić i z wyższością ducha, jakby nie odczuwając przykrych słów, skierowanych przeciwko sobie, nie odpowiedział ani słowem”. Temu, kto nie rozumie kierownictwa duchowego, nie służy pokorne milczenie. Smutny los! Diego Ewangelista będzie prześladował ojca Jana od Krzyża aż do śmierci, a nawet i po niej.

Jeszcze w Madrycie, wśród wszystkich tych niepokojów, przyszła ojcu Janowi chęć na spacer po polach. Przywołuje ojca Jana od Jezusa i Maryi (Aravalles) i prosi, by mu towarzyszył. Wychodzą i rozmawiając dochodzą do wsi poza miastem.

Chodzą to tu, to tam. Jan od Krzyża widząc trawę, która dość dobrze wyrosła, konkluduje: “Idziemy od tej strony, gdzie nie ma żadnych śladów, ponieważ nie przechodził tędy nikt, kto mógłby obrazić Boga”.