Śmierć ojca Jana – przejście przez Ubeda

"W ręce Twe, Panie, powierzam ducha mego". W ten sposób ojciec Jan od Krzyża kończy swoje życie w pierwszej minucie 14 grudnia 1591 roku, w sobotę poświęconą czci Matki Bożej, idąc do nieba, aby odmówić tam jutrznię.

Pogrzeb



Wspólnota recytuje responsorium. Na kolanach całują stopy i ręce i czują się szczęśliwi ci, którym udało się wziąć jako relikwię coś, co miało związek ze świętym.

Ciało ojca Jana, należycie przybrane, położono na dywanik u stóp ołtarza. Około godziny pierwszej, w strumieniach ulewnego deszczu zaczyna zbierać się przed klasztorem Karmelu tłum. Wszyscy chcą uczcić zmarłego, którego powszechnie ogłoszono świętym. Przeor nakazuje otwarcie drzwi i pozwala wpuścić zgromadzonych. Wczesnego ranka 14 grudnia przeniesiono ciało do kościoła. Wydawało się ono nadzwyczaj białe i jaśniejące niezwykłym blaskiem. Nieprzerwanie napływają ludzie świeccy, księża i zakonnicy, aby go uczcić. Jak stwierdza jeden ze świadków, “nie można go było pochować, bo ludzie współzawodniczyli ze sobą, chcąc odcinać kawałki ciała, aby uczynić z nich relikwie”.

Orszak pogrzebowy wychodzi około południa. Oprócz jego współbraci Bosych z Ubeda, było też kilku ze wspólnoty z Baeza, ponadto Dominikanie, Franciszkanie, Trynitarze, Minimi i wielu, wielu księży. Modlitwom pogrzebowym przewodniczył doktor Francisco Becerra, proboszcz kościoła parafialnego San Isidro. Kiedy ojciec Jan był rektorem w Baeza, tak wpłynął na jego przemianę, że z miernego głosiciela słowa Bożego stał się prawdziwym apostołem Chrystusa i człowiekiem duchowym. Don Francisco odwzajemnia się swemu świętemu mistrzowi, tak go właśnie nazywając bez zbędnych słów. Zachęca obecnych, aby nie polecali zmarłego Bogu, ale raczej modlili się do niego, bo to święty.

Po kazaniu i Mszy św. zakonnicy rywalizowali ze sobą, kto ma nieść ciało. Stanęło na tym, że przedstawiciele każdego zgromadzenia będą nieść po trochu, aż do grobu w kościele, obok stopni ołtarza głównego.

Już od pierwszych chwil wierni czcili go nieprzerwanie. Jego imię krążyło jak błogosławieństwo z ust do ust. Dona Clara de Benavides troszczy się o to, aby nikt nie chodził po kamieniu nagrobnym.