Psychologiczne aspekty rozwoju Teresy od Dzieciątka Jezusa


Zmiana uczuć.

Niezależnie od naszych wysiłków w kierunku dążenia do naszego emocjonalnego celu i wyboru własnej reakcji emocjonalnej, przyłapujemy się na posiadaniu emocji czy uczucia, którego nie wybraliśmy.

To samo zdarza się Teresie. Wydaje się to rzeczą normalną u ludzi, włącznie z tymi, którzy, jak Teresa, nauczyli się wolności emocjonalnej. Rodzi się więc pytanie, jak zmienić uczucie, którego nie chcemy przeżywać?

Ciało jest najbardziej efektywną drogą do zmiany uczuć. Ruch, ćwiczenie, głęboki i powolny oddech, rozluźnienie mięśni, sen, itp. są naturalnymi formami zmiany własnego stanu ducha.

Teresa odgadła ten fakt, który dzisiaj nauki humanistyczne zwykle nam podpowiadają. W Boże Narodzenie 1886 roku, przy pomocy własnego ciała przezwycięża smutek, spowodowany komentarzem jej ojca:

“Tłumiąc łzy zbiegłam ze schodów i powstrzymując bicie serca, wzięłam moje buciki stawiając je przed Tatusiem, po czym wyciągałam radośnie całą zawartość, promieniując szczęściem jak królowa” (Ms A 45r).

Zmiana centrum uwagi również powala na zmianę uczuć. Teresa używa tej metody w relacji do siostry, która okazuje się trudna.

“Pewnego dnia podczas rekreacji powiedziała mi z miną bardzo zadowoloną te mniej więcej słowa: Powiedz mi siostro Tereso od Dzieciątka Jezus, co cię tak do mnie pociąga, bo za każdym razem kiedy na mnie spojrzysz, widzę, że się uśmiechasz? Co mnie pociągało, to Jezus ukryty w głębi jej duszy… Jezus, który czyni słodkimi rzeczy najbardziej gorzkie… Odpowiedziałam jej, że się uśmiecham, ponieważ cieszę się widząc ją, nie dodając naturalnie, że to ze względu widzenia duchowego” (Ms C 14r).

Z pewnością w akcie dostrzegania Jezusa w owej siostrze, Teresa nie miała innej możliwości niż doświadczać uczuć zupełnie przeciwnych antypatii.

Zmiana wewnętrznego dialogu również stanowi środek zmiany uczuć. Wiedzieli to już stoiccy filozofowie. Zauważyli oni, że spora część naszych uczuć jest skutkiem naszych myśli. Wobec uśmiechniętego oblicza możesz myśleć: “Hm, pewno poprosi mnie o pożyczone pieniądze”. Wówczas zaczynasz odczuwać odrzucenie i antypatię. Jeżeli natomiast pomyślisz, “co za sympatyczna osoba”, zaczniesz odczuwać uczucia życzliwości i sympatii. Jest to ta sama twarz. Twój stan ducha wobec niej zależy od twojego wewnętrznego dialogu, lub od twych myśli. Ostatecznie “odczuwamy w zależności od tego jak myślimy”.

Wobec starszej siostry od św. Piotra, Teresa odczuwa lęk zbliżenia się do niej, ponieważ wymaga opieki niezwykle wymagającej. “Nie chciałam stracić tak pięknej okazji spełnienia aktu miłości bliźniego, mając w pamięci to, co powiedział Jezus: Co uczyniliście najmniejszemu z moich, mnieście uczynili” (Ms C 29r).

Widzimy, że chcąc wcielić w życie nauczanie Jezusa Teresa posługuje się dialogiem wewnętrznym, aby zmienić swój opór wobec tej siostry i oddać jej wymaganą przysługę.

Jeżeli zmienimy cechy wyobrażeń, możemy zmienić własne uczucia. Teresa odkrywa to przy końcu życia. Wspomina, np., że czyniła wielkie rzeczy na ekranie swojego umysłu. Po latach widzi tamte sytuacje jako nieznaczące i małego rozmiaru.

“Gdy przenoszę się myślą w czasy mego nowicjatu, widzę jak byłam niedoskonałą… Martwiłam się z powodu drobnych rzeczy, z których teraz się śmieję. O! jak dobry jest Pan, że pozwolił wzrosnąć mej duszy, że jej dał skrzydła!” (Ms C 14v).

Nie musimy czekać lata, by rzeczy, które wydają się nam teraz wielkim cierpieniem, zmalały. W tym samym czasie, jeżeli chcesz, możesz wykorzystać swoje umysłowe możliwości i zmienić rozmiar, jasność, kolor, odległość, punkt ciężkości i kierunek doświadczenia, które obecnie rodzi w tobie negatywne uczucia. Możesz je uczynić małym, zaciemnionym, białym lub czarnym, odległym i nieruchomym.

Możemy również zmienić uczucia poprzez wykorzystanie “wideoteki”, jaką posiadamy w umyśle. Jeżeli pamiętasz radosne chwile, możesz rozproszyć ciemności twojego smutku jasnością radości. Teresa kontemplując piękne pejzaże Szwajcarii, pocieszała się myślą, że kiedyś skorzysta ze swojej wewnętrznej wideoteki.

“Później w godzinie próby, kiedy zamknięta w Karmelu będę mogła oglądać tylko maleńki skrawek gwiaździstego Nieba, przywołam w pamięci te dzisiejsze widoki, a ich wspomnienie doda mi odwagi; łatwo zapomnę o drobnych osobistych sprawach w obliczu mocy i wielkości Boga, którego jedynie pragnę kochać…” (Ms A 58r).

Oprócz wspomnianych wcześniej metod i jeszcze innych, istnieje jedna, o której chciałbym powiedzieć na końcu. Znana jest pod nazwą “przemianowanie”. Możemy zmienić gabaryt danego doświadczenia. Aby to uczynić zmieniamy jego znaczenie (11).

W istocie, przemianować oznacza zmienić znaczenie pewnego doświadczenia poprzez odkrycie jego głębokich wartości. W praktyce, proces ten dokonuje się poprzez dawanie odpowiedzi na pytanie: “Co jest w tym dobrego?” Wobec jakiego problemu możemy postawić pytanie, co dobrego jest w tym problemie? Jeżeli nie potrafię dostrzec nic dobrego, czego mogę się tutaj nauczyć?

Teresa rzeczywiście używa tej metody nie znając jej nazwy. W swoich manuskryptach daje wiele tego przykładów. Z prostotą ujawnia swoją zdolność nadawania pozytywnego znaczenia temu, co obiektywnie mogłoby być uznane za negatywne.

“Doprawdy, jakże daleko mi do świętości; już to jedno jest wystarczającym tego dowodem; zamiast cieszyć się z mojej oschłości, winnam trapić się, że zasypiam (od 7 lat) podczas modlitwy i dziękczynienia – ale się nie smucę!… Sądzę, że małe dzieci podobają się swoim rodzicom zarówno wtedy, kiedy śpią, jak i kiedy nie śpią” (Ms A 75v).

W związku z dziękczynieniem po komunii św. Teresa ofiaruje nam wspaniały pokaz swojej zdolności “przemianowania” negatywnego zdarzenia. W ten sposób potrafi zachować pokój i radość, zgodnie z dokonanym wyborem stanu emocjonalnego.

Podczas tygodni, kiedy prawie cała wspólnota, dotknięta grypą, musi pozostawać w łóżku, kapłan zdecydował udzielać jej komunii św. każdego dnia.

“Mam wrażenie, że Jezus zstępując do mego serca, jest zadowolony z tak dobrego przyjęcia, a ja dzielę Jego radość… To wszystko nie wyklucza jednak roztargnień i senności, które mnie nawiedzają, ale po skończonym dziękczynieniu, widząc, że je tak źle odprawiłam, postanawiam trwać w nim przez cały dzień. Widzisz więc, moja droga Matko, że daleka jestem od tego, by postępować drogą lęku; zawsze znajdę sposób, aby być szczęśliwą i wyciągnąć korzyść ze swoich nędz… To na pewno podoba sią Jezusowi, zdaje się bowiem dodawać mi odwagi na tej drodze…” (Ms A 80 r).

Tekst ujawnia wspaniałą harmonię osiąganą w tym koncercie łaski i ludzkich możliwości. Nie jest cudem, że Teresa potrafi przemianować swojej niedoskonałości. Tym bardziej nie jest cudem zdolność nauczenia się czegoś dobrego czy wykorzystania niedoskonałości do dobrego. Jest to owocem jej naturalnego wysiłku (por. Ms C 28 r.).

Wydaje się mi rzeczą oczywistą, że ta zdolność przemianowywania wzmacnia się dzięki wierze. Postawa teologalna pozwala nam odkryć, że istotnie “wszystko służy do dobrego tym, którzy miłują Boga” (Rz 8,28).

5. Doskonałe postępowanie

Po tym jak zobaczyliśmy zdolność Teresy do posługiwania się swoim myśleniem i dokonywania wolnego wyboru swoich uczuć, nie powinno nas dziwić, że jej postępowanie jest nienaganne. W tym momencie nie mam na myśli jakości moralnej jej zachowania i czynów (dosł. dobroci), lecz przede wszystkim ich skuteczność. Zawsze potrafi osiągnąć to, oczywiście z pomocą łaski, co uważa za swój cel.

Określenie tego, co należy czynić.

Pierwszym krokiem w kierunku nienagannego postępowania jest jasne ustalenie tego, co rzeczywiście chce się osiągnąć. W tym Teresa jawi się, jako ktoś niezwykły. Odnosi się wrażenie, że ona żyje w naszych czasach. Często w jej pismach pojawia się termin “meta” – po francusku “but”. To pozwala jej być skuteczną i osiągnąć to, o co zabiega.

Kiedy opisuje własne wstąpienie do Karmelu w Lisieux, opisuje jaki miała cel składając profesję zakonną.

“Wszak po to przyszłam do Karmelu, jak oświadczyłam u stóp Jezusa-Hostii podczas egzaminu poprzedzającego moją profesję: Przyszłam ratować dusze, a przede wszystkim modlić się za kapłanów. Aby dojść do jakiegoś celu, trzeba używać odpowiednich środków; Jezus pozwolił mi zrozumieć, że chce mi dawać dusze poprzez krzyż, toteż cierpienie pociągało mnie coraz bardziej w miarę jak się zwiększało” (Ms A 69 r).

Innym razem podkreśla ten sam cel, jako rację swego wstąpienia do Karmelu. Tym razem kładzie nacisk na modlitwę za papieża: “Chcę być córką Kościoła, jak była nią św. nasza Matka Teresa, i modlić się w intencjach naszego Ojca świętego, wiedząc, że jego intencje obejmują cały świat. To jest cel główny mego życia” (Ms C 33 v).

Ta autorewelacja (odsłonięcie siebie) odsyła nas do tego, co moglibyśmy nazwać osobistą misją Teresy. Ona odkryła to, co dzisiaj akcentuje najnowsza psychologia: każdy człowiek posiada osobistą misję związaną z własnym powołaniem. Lekarz, wewnątrz swojej posługi leczenia, posiada osobistą misję, której żaden inny doktor medycyny nie zrealizuje.

To rozróżnienie jest bardzo łatwe do zaobserwowania u Teresy. Zwracając się do Jezusa, mówi Mu:

“Być Twą Oblubienicą, o Jezu, być karmelitanką, być przez zjednoczenie z Tobą matką dusz, to wszystko powinno mi wystarczyć… jest jednak inaczej… Bez wątpienia, te trzy przywileje stanowią moje powołanie: być Karmelitanką, Oblubienicą i Matką. A jednak odczuwam w sobie jeszcze inne powołania, powołanie wojownika, kapłana, doktora, męczennika” (Ms B2v).

Doświadczając tych pragnień, Teresa pozwala prowadzić się swojemu duchowi poszukiwania i zgłębiania. Zgłębia Pisma by odkryć, jaka jest jej osobista misja w Kościele.

U św. Pawła odkrywa, że “Kościół składa się z wielu członków, i że oko nie może być zarazem ręką… Odpowiedź była jasna. Nie zaspokajała jednak moich pragnień, nie dawała mi ukojenia” (Ms B 3 r).

Teresa nie ustaje w poszukiwaniu. U tego samego Pawła zauważa: “najlepsze charyzmaty niczym są bez miłości…”.

W tym momencie dopiero odkrywa swoją misję osobistą. Nazywają powołaniem, jednak w naszych czasach, nazwałaby ją osobistą misją.

“Zrozumiałam, że (…) jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej… Zrozumiałam, że Miłość zamyka w sobie wszystkie powołania, że Miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i miejsca… Jednym słowem – jest wieczna!… Zatem, uniesiona szałem radości, zawołałam. O Jezu, Miłości moja… nareszcie znalazłam moje powołanie, moim powołaniem jest Miłość!… Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, a to miejsce, mój Boże, Ty sam mi ofiarowałeś… W Sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością… W ten sposób będę wszystkim i moje marzenie zostanie spełnione!!!…” (Ms B 3 v).

Wydaje mi się to rzeczą oczywistą, że Teresa po raz kolejny jawi się nam jako wzór psychologicznego rozwoju. Osiąga go wyjaśniając nie tylko swoją życiową wizję, ale jeszcze coś tak indywidualnego i szczególnego jak osobista misja.

Nie wystarczy jednak posiadanie jasno określonej wizji życiowej albo odkrycie osobistej misji. To nie wystarczy. Potrzebny jest jeszcze zmysł praktyczny i skuteczność. Rzeczywiście, Teresa nie tylko żywi swoje “wielkie pragnienia” i odkrywa swoją misję, ale również podejmuje konkretne czyny heroicznej miłości, które jej pozwalają zrealizować swoje pragnienia i wypełnić swoją misję.