Przy stole grzeszników

Miła kolacja w nowo odrestaurowanym refektarzu, nad stołami piękne obrazy świętych Karmelu. Rozmowa toczy się płynnie, na różne tematy. Młody afrykański karmelita, szeroko wykształcony w kilku językach, z łatwością odnajduje się w różnych dziedzinach dyskusji. Na końcu nie wiadomo skąd, pojawiło się słowo „ekspiacja”. Widząc grymas na jego twarzy, świadomie pociągnąłem temat. „Karmel to przypowieść o miłości, a nie cierpiętnictwie” – skwitował jednoznacznie. Widząc brak przestrzeni na argumenty, rzuciłem: „Tania duchowość”. I przestało być miło. Wrócił do tematu po sześciu miesiącach. Na odpoczynku w domu przeczytał jeszcze raz całą korespondencję św. Teresy od Dzieciątka Jezus, delikatnie nawiązując do poprzedniej rozmowy, wyznał: „Ileż Teresa pisze o cierpieniu za innych”. Poczułem głęboką satysfakcję, bo jak miłość tak i modlitwa wstawiennicza są drogą. To proces dojrzewania od łoża egocentryzmu, poprzez stół naturalnej przyjaźni, po ołtarz ofiary z siebie. Im mniej w miłości i wstawiennictwie chodzi o mnie samego, tym bardziej oddalam się od łoża, a zbliżam do ołtarza. Modlitwa wstawiennicza to również troska o drugiego i stawanie pomiędzy.

ŁOŻE

Żarliwe zakochanie sprawia wrażenie głębi relacji. Młodzieńcowi wydaje się, że nie potrafiłby żyć bez ukochanej, ale dlatego, że myśli jeszcze o własnym szczęściu. Modlitwa wstawiennicza na takim etapie rozwoju miłości potrafi być równie żarliwa, ale ciągle egocentryczna, gdzie potrzebujący jest tylko pretekstem, w niedojrzałej relacji kochanków. Nie Bóg czy potrzebujący są w centrum, ale własne poczucie spełnienia. Ileż w niedojrzałych grupach modlitwy wstawienniczej podobnego syndromu, kiedy grupa potrzebuje potrzebujących, by się sprawdzić, poczuć się potrzebną i skuteczną, gdzie bardziej chodzi o interes modlących się, aniżeli ludzi w potrzebie. Gdzie potrzebujący jest traktowany instrumentalnie, tam i Bóg, postrzegany będzie jako „dojna krowa”. Wstawiennictwo, które jest źródłem satysfakcji i chluby, a nie współczującego cierpienia, bardziej spoczywa jeszcze w wygodnym łożu kochanka, aniżeli na twardym ołtarzu ofiarnym.

STÓŁ

Gdy zakochanie pogłębia się w przyjaźń, wtedy miłość i modlitwa wstawiennicza nabierają głębszego wymiaru, powodowane już nie jedynie żarem i ogniem, ale wiernością i troską o codzienny chleb dla drugiego. Wstawiennictwo wypływa tutaj z miłości o twarzy wiernego przyjaciela. Wstawiać się za drugiego, który jest mi bliski, jest odruchem szlachetnym i dobrym, ale jeszcze nie chrześcijańskim. Mam pójść o krok dalej i wstawiać się nie tylko ze względu na przyjaźń do potrzebującego, ale bardziej ze względu na wierność i przyjaźń ku Bogu. Wstawiać się zaś za ludźmi obojętnymi, czy wręcz za własnymi nieprzyjaciółmi jest wierną przyjaźnią wobec Boga, który jest Ojcem również moich nieprzyjaciół. Bo brat to więcej niż przyjaciel. Do stołu zwykle zapraszamy przyjaciół lub rodzinę, tych z którymi czujemy się komfortowo, czy też łączą nas naturalne więzi. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus zasiadła zaś do stołu grzeszników. Nie dlatego, żeby się specjalnie dobrze z nimi czuła, czy łączyły ją więzi naturalnej przyjaźni, ile bardziej duchowej więzi braterstwa. Nie potraktowała grzeszników jako zwykły target ewangelizacyjny, bardziej jako swych braci ze względu na przyjaźń do Chrystusa i Jego miłość do nich. We wstawiennictwie za grzesznikami, nie tyle mam trywializować ich grzeszność, ile wiernie świadczyć o przyjaźni Boga.(…)

o. Maciej Jaworski OCD

Czytaj dalej w aktualnym numerze „Głosu Karmelu”: