Prąd stały, prąd zmienny

Spotykając osobę, która jest dla nas interesująca, szybko staramy się znaleźć jak najwięcej punktów stycznych. Gdy poczujemy wspólny język, bliskość ideałów, szybko pojawia się chęć poświęcenia ulubionej osobie maksimum czasu i uwagi. Niekiedy już pierwsza wymiana zdań wystarczy, by poczuć, że dana osoba stanie się dla nas kimś ważnym. Wzajemna afirmacja zobowiązuje do pogłębiania więzi i dzielenia się nawzajem zarówno tym, co należy już do historii życia, jak i tym, co jest w planach i marzeniach. Każda relacja przyjaźni ma również swoją dynamikę, tempo rozwoju nadające jej wyjątkowego dla niej charakteru. Jest ona nieustannie zmienna i wymaga od zaangażowanych w nią osób wzrastania w dojrzałości oraz wzajemnej uwagi. Gwałtowne przyśpieszenie i zbytnia opieszałość mogą zniszczyć kiełkującą więź.

W miłości można wyróżnić dwa współistniejące ze sobą stany: stan radości spotkania i stan bólu tęsknoty. Czy gdy tęsknimy, kochamy mniej? Czy poprzez to, że nie ma fizycznie przy nas przyjaciela jest on dla nas mniej ważny lub negujemy wspólną przyjaźń? Wręcz przeciwnie. Cała nasza uwaga kieruje się ku temu, kogo kochamy. Gdy kochana osoba jest blisko, jej obecność koi i daje poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu. Gdy musimy się rozstać z powodu wyjazdu, choroby, śmierci bądź innej zmiany w życiu czujemy smutek i tęsknotę. Czy ból ten może być więc czymś przez nas akceptowanym?

Gdy coś w naszym ciele niedomaga, ból daje wyraźny, aczkolwiek nieprzyjemny sygnał, by zwrócić na dane miejsce więcej troski i uwagi. Upraszczając, ból „chroni” nas przed zniszczeniem danego obszaru ciała, gdyż wiedząc, że coś się nam w ciele uszkodziło, a nie odczuwając negatywnych tego skutków, najpewniej nic byśmy z tym nie zrobili. Nie inaczej jest z naszym wnętrzem. Na nagły brak tego, co ważne, co nam drogie i przez nas kochane reagujemy tęsknotą, bólem. Rilke stwierdził, że: „miłość polega na tym, że dwie samotności ochraniają się i kochają”. Gdy druga osoba zgadza się na moją samotność, szanuje ją, kocha i daje jej przestrzeń, wtedy samotność przestaje przerażać i wzbudzać lęk. W ciszy łatwiej poznać samego siebie, a w oswojonej samotności lepiej słychać głos przyjaciela. Tym, co rodzi się w sercu podczas samotnych wędrówek, najchętniej dzieli się później z przyjacielem bądź przyjaciółką. Doświadczamy wówczas, że to, czym się dzielimy, pochodzi z najintymniejszej części nas, zacieśnia relacje i wpływa pozytywnie na przyjaźń, jeszcze bardziej zbliżając nas do drogiej nam osoby. Czas samotności nie jest oznaką porzucenia czy kryzysu relacji, lecz okazją do wzajemnego wzrostu. Czy nie jest to więc swoisty paradoks przyjaźni, że cisza tęsknoty i samotności jest nam potrzebna, by usłyszeć i rozpoznać w swoim wnętrzu głos przyjaciela, który pragnąc naszego dobra pozostawia nam przestrzeń ciszy i samotności?

Magdalena Motyka

Czytaj dalej w najnowszym numerze Głosu Karmelu…