Poetka trudnej wiary i wielkiej miłości

Doktor Edyta Stein z Wrocławia
wyfrunęła oświęcimskim kominem
dziewiątego sierpnia
roku Pańskiego tysiąc dziewięćset
czterdziestego drugiego
Szła w niebo ogromna i prosta
jak słup dymu z ofiary Abla
Była cicha
najlepsza uczennica Husserla
która zrozumiała jeszcze przed mistrzem
że należy zaprzestać filozofowania
gdy zbliża się Bóg
Szła w milczeniu
mądra siostra Teresa Benedykta od Krzyża
kiedy dwaj brunatni archaniołowie
zakołatali do wrót klasztoru wołając
Doktor Edith Stein
Czy krótki szloch wyrwał się z jej piersi
gdy zdzierano z niej czarny welon
zaślubionej Baranka
Wielka Siostro
tak wiele mam do ciebie zapytań
zwłaszcza gdy łaska sensu
opuszcza stronice dni
a nawet karty mądrych książek
Czemu uparcie odpowiadasz mi
prostym pismem dymu
a ja ciągle boję się zrozumieć.
–  Anna Kamieńska

Ten tekst pisany ku czci karmelitańskiej męczennicy św. Edyty Stein jest dowodem na to, jak bardzo bliska była Annie Kamieńskiej trudna łaska wiary. Poetka wyznaje, że odczuwa wokół siebie brak sensu, wierząc jednak, iż ofiara złożona przez karmelitankę ratuje świat przed całkowitym pogrążeniem się w chaosie. Anna Kamieńska urodziła się w Lublinie. Po wojennych doświadczeniach ostatecznie zamieszkała w Warszawie. Jej mężem został Jan Śpiewak – także poeta.

Małżeństwo Anny i Jana było przykładem prawdziwej, głębokiej miłości. Nie budowali oni swojego życia na wierze. Świat duchowy był im bliski poprzez doświadczenie poetyckie, a nie za pośrednictwem sakramentów. Fascynowali się pięknem natury, kochali zwierzęta. I chętnie nawiązywali nowe znajomości. Kiedyś zawitał do ich domu ks. Jan Twardowski, coraz bardziej rozpoznawalny w kręgach artystycznych Warszawy jako wybitny poeta. Nawiązała się między nimi nić przyjaźni. Wszystko to stało się za wyraźnym działaniem Opatrzności. Jan Śpiewak zachorował śmiertelnie. Obecność ks. Twardowskiego przy chorym pomogła mu odkryć Boga, a po jego śmierci ta łaska dana została również Annie. Nigdy nie była to wiara łatwa.

o. Bartłomiej Kucharski OCD

Czytaj dalej w ostatnim numerze „Głosu Karmelu”