Początki – rodzina Yepes

Święty Jan od Krzyża urodził się w Fontiveros. Podróżny, który pragnie dotrzeć pociągiem do tej miejscowości, powinien wysiąść na stacji Crespos, odległej o 64 kilometry od Salamanki, o 48 od Avila, o 169 od Madrytu.

Cztery lata w Arévalo



Przeprowadzka do Arévalo nastąpiła prawdopodobnie w 1548. W tej miejscowości, chlubiącej się bogatą historią, rodzina pozostała aż do 1551. Przy wyjeździe z Fontiveros Franciszek miał już 18 lat, a Jan 6. Luis nie żył już od dłuższego czasu.

Nie mamy żadnych konkretnych wiadomości na temat pobytu Jana w Arevalo. Z pewnością nie można więc powiedzieć, że wyróżniał się czymś szczególnym jako dziecko. Z całą szczerością pisze o małym Janie biograf jego brata: “Był młodszym z braci. Dotknęła go bezpośrednio większość przeprowadzek i wyrzeczeń będących udziałem jego matki i braci w Toledo, w Arévalo i w innych miejscach”. Głód, przenosiny, uciążliwe koleje życia wyciskają na nim swe piętno i sprawiają, że dojrzewa, choć jest jeszcze tak małym dzieckiem.

W Arévalo rodzina Yepes zamieszkała u kupca, który zajmował się także wyrobem tkanin. Otoczenie, w którym będzie żył i rozwijał się mały Jan, ma swe dobre i złe strony. Biograf Franciszka poświęca nieco uwagi wadom jego charakteru, lecz także zmianom, jakie zachodzą w jego życiu; zauważa, że jego wiara chrześcijańska staje się coraz bardziej autentyczna.

Z początku opisuje Franciszka jako “dobrze wychowanego i uległego wszystkim, wesołego z natury, potrafiącego śpiewać, grać i tańczyć, zręcznego także w innych zajęciach, właściwych młodym chłopcom”. Wraz z grupą przyjaciół krąży wieczorem po ulicach “przy grywając i muzykując”. Wreszcie, zmęczony naprzykrzaniem się każdemu i zakłócaniem snu spokojnym ludziom, wraz z kompanami idzie odpocząć w jakimś kościele, bo tak się złożyło, że jego młodzi towarzysze byli zakrystianami w miasteczku.

Wkrótce dochodzi do klasycznego wandalizmu, kiedy rozochocona banda zaczyna pustoszyć “tu i ówdzie ogrody i winnice, niszcząc owoce i warzywa, a nawet podkradając to, co znajdą”. Owoc z cudzego pola zawsze kusi. Takie łotrostwo, które nazwałem klasycznym, znali i praktykowali w młodości również tacy święci, jak Augustyn czy Ignacy Loyola. Naturalnie, natychmiast potem przychodzi żal i łzy, nie mówiąc już o zastanowieniu, jak i dlaczego doszło do takich wykroczeń.

Również Francisco de Yepes będzie miał czego żałować. Pewnego dnia, gdy znalazł się w gęsto zasadzonym sadzie migdałowym, “zjedli ich sporo i przekonali się, że są gorzkie”. Na domiar złego zjawia się ktoś, “kto krzyczy na nich, że każdy, kto kradnie w tym miejscu, jest objęty ekskomuniką”. Biograf nie mówi tego wyraźnie, ale uważa się, że miejscem tego złodziejskiego wypadu była jakaś posiadłość duchownego, w każdym razie własność kościelna. Na sam dźwięk słowa “ekskomunika” blady strach pada na nich wszystkich, najbardziej zaś na Franciszka. Jego biograf, który z pewnością nie raz słyszał tę historię z ust samego zainteresowanego, tak opisuje ogólną rejteradę: “słysząc, że padła na nich ekskomunika, poczuli trwogę i bez chwili zastanowienia, nie upewniając się nawet, o co chodzi, wzięli wszyscy nogi za pas”.

Przypadek sprawia, że Franciszek natrafia na dobrego księdza, którego prosi o rozgrzeszenie, a wraz z nim jego towarzysze. Ten właśnie opatrznościowy człowiek, ks. Carrillo, był prebendażem jednego z kościołów w Arévalo. Dzięki spotkaniu z nim Franciszek zawraca z drogi drobnych łotrostw i występków. Od tej pory jest częstym gościem tego kapłana, który naucza go spraw Bożych, zalecając modlitwę i praktykę sakramentów, a przedtem jeszcze generalną spowiedź.

Tę zasadniczą zmianę życia potwierdza matka, potwierdza ją także i mały Jan. Kiedy w kilka lat później będzie pisał swoje dzieło “Noc ciemna”, opowiadając w nim, jak Pan traktuje tych, którzy “stanowczo decydują się służyć Bogu”, może myślał o tym, co zaszło w życiu jego brata Franciszka. Również porównanie z “kochającą matką”, które przytacza Jan w tym miejscu, nie wyszłoby z pewnością spod jego pióra, gdyby nie wspomnienie własnej mamy, Cataliny. Warto zwrócić uwagę na praktykę wytrwałej modlitwy oraz sposób jej odprawiania, przejęty od tej pory przez Franciszka. Tak bardzo przypomina ona modlitwę, której poświęci się z czasem Jan. Franciszek ma zwyczaj wychodzić wieczorem z domu “między winnice i ogrody, gdzie swego czasu oddawał się zabawom i rozrywkom z przyjaciółmi”, poświęcając czas modlitwie i pokucie. Jego biograf i spowiednik, Jose de Yelasco, tak opisuje “metodę modlitwy” Franciszka: “Latem, pod wieczór, gdy zaczynało się ściemniać, po skończonej pracy wychodził zawsze i, po kryjomu, udawał się w jakieś odludne miejsce. Znajdował głęboką zapadlinę terenu, na przykład rów, i tam rozciągał się na ziemi jak martwy, z ramionami na kształt krzyża, z oczyma utkwionymi w niebo, i tak spędzał kilka godzin na modlitwie, kontemplując tajemnice Boże”. W przypadku złej pogody czy też w zimie ta nocna modlitwa odbywała się w jakimś kościele, a kiedy indziej także “we własnym domu, w miejscu najbardziej odosobnionym”.