Początki – rodzina Yepes

Święty Jan od Krzyża urodził się w Fontiveros. Podróżny, który pragnie dotrzeć pociągiem do tej miejscowości, powinien wysiąść na stacji Crespos, odległej o 64 kilometry od Salamanki, o 48 od Avila, o 169 od Madrytu.

Wychowanie dzieci



Powrót starszego syna do Fontiveros nie rozwiązuje niestety wszystkich problemów. Zapobiegliwa Catalina pracuje nadal przy swym warsztacie, a równocześnie zajmuje się synami, dokładając starań, by ich dobrze wychować. Franciszek jest już prawie dorosły. W Gálvez nie robił żadnych postępów w nauce. Czy teraz będzie w stanie nauczyć się jeszcze czegoś chodząc do szkoły?

Pewna karmelitanka bosa z Medina del Campo zezna w procesie informacyjnym na temat cnót naszego Świętego, że Catalina, “ta wzorowa chrześcijanka, tak głęboko pobożna i miłosierna”, cała swoją energię wkładała w wychowanie dzieci. Mniszka ta dowiedziała się z własnych ust Franciszka i Jana, że zostali wychowani “w duchu głęboko chrześcijańskim, zawsze gorąco zachęcani przez matkę, by mieli wielką cześć dla Matki Bożej”.

W kilka lat później, w Medina del Campo, sama Catalina powie o swym synu Janie, że “od dziecka był jak anioł”. Może i anioł, lecz równocześnie dość nierozważny, a w każdym razie bardziej niespokojny, niż mogłoby się nam wydawać. Otóż pewnego pięknego dnia Jan, wtedy pięcio-czy sześcioletni, idzie się bawić z rówieśnikami nad brzeg bagnistego stawu, który znajduje się w pobliżu Fontiveros. Była to zwykła i normalna zabawa dzieci tych okolic, gdzie dość często występują takie stawy czy jeziorka.

Możemy sobie łatwo wyobrazić, jak wyglądała ta rozbawiona banda urwisów: “Uczepieni brzegu jeziorka, z całych sił rzucają patyki, tak, by pionowo zanurzały się w wodzie. Następnie, gdy patyk wypływa na powierzchnię, chwytają go. Mały Jan wychyla się, by złapać patyk, lecz jego ciałko traci równowagę. Chłopiec wpada do wody i zanurza się aż do dna, jego ręce dotykają mułu. Potem wypływa ponownie na powierzchnię i znów tonie”.

Sam Jan, na widok tego rodzaju stawów, niejednokrotnie powracał do swej przygody z lat dziecięcych, wspominając, że właśnie wtedy, gdy szamotał się w wodzie, ujrzał “bardzo piękną panią, która wyciągając do niego rękę prosiła, aby podał jej swoją rączkę, lecz on wzdrygał się spełnić prośbę z obawy, że ubrudzi rękę pani. Gdy tak się wahał, nadszedł jakiś wieśniak i tyczką wyciągnął go z wody”. Jan opowiada to zdarzenie wielokrotnie, podkreślając, że od tej pory “żywi dużą cześć i miłość do Matki Bożej”.

Ten “kwiatek” z życia św. Jana od Krzyża, będąc świadectwem opieki Maryi, jest też przepiękny ze względu na ten spontaniczny gest dziecka, które nie chce zabrudzić swą obłoconą rączką świetlistej ręki podanej mu w krytycznej chwili. W tym samym czasie Franciszek, któremu nie dane było uczęszczać do szkoły, uczy się rzemiosła swej matki. Zawód ten będzie uprawiał dalej “przez cały okres swego czynnego życia, aż do późnej starości”. A mały Jan wałęsa się po miasteczku, obserwując i zachowując w swojej świeżej dziecięcej pamięci sceny z warsztatu: bieg czółenka, przesuwanie się tkaniny, powstawanie sztuk. Nie zapomni tego nigdy, nawet gdy po wielu latach będzie pisał swoje wielkie dzieła.