Pieśń duchowa

W tej pierwszej strofie dusza rozmiłowana w Słowie, Synu Bożym, swym Oblubieńcu, pragnąc złączyć się z Nim przez jasne i istotne widzenie, daje wyraz swym udrękom miłosnym. Skarży się na Jego nieobecność. Zraniona bowiem głęboko przez Umiłowanego, dla którego opuściła wszystko i wyzuła się z siebie samej, musi jeszcze żyć z dala od Niego (...)

ZAŁOŻENIE



1. Porządek tych strof wyraża postęp duszy od chwili, gdy zaczyna służyć Bogu, aż do osiągnięcia przez nią najwyższej doskonałości, czyli zaślubin duchowych. Omawiają więc trzy stopnie przeżyć duchowych albo trzy drogi, przez które przechodzi dusza, zanim przyjdzie do tego szczęśliwego stanu, tj. drogę oczyszczającą, oświecającą i jednoczącą.

2. W pierwszych strofach jest mowa o początkujących, czyli o drodze oczyszczającej. W następnych o postępujących, czyli o drodze oświecającej, która się kończy zaręczynami duchowymi. Dalsze wreszcie mówią o tych, którzy już osiągnęli doskonałość, czyli o drodze jednoczącej, gdzie dokonują się duchowe zaślubiny. Ostatnie zaś opisują stan wiecznej szczęśliwości, którego dusza, będąca już w pełni doskonałości, jedynie pragnie

Zaczyna się objaśnianie strof miłości między oblubienicą i Oblubieńcom Chrystusem.

UWAGA

1. Gdy dusza zastanowi się głęboko nad sobą, poznaje jasno, jak wielka odpowiedzialność czeka ją za jej czyny. Widzi, że życie jest krótkie (Job 14, 5), że “wąska jest droga, która wiedzie do żywota wiecznego” (Mt 7, 14), że “zaledwie sprawiedliwy się zbawi” (1 P 4, 18), że rzeczy tego świata są próżne i zwodnicze i wszystko się kończy i rozpływa jak woda (2 Sm 14, 14), że czas krótki, odpowiedzialność wielka, potępienie łatwe, zbawienie bardzo trudne. Z drugiej zaś strony odczuwa wielki dług, jaki winna Bogu za to, że ją stworzył wyłącznie dla siebie: wszystkie więc dni jej życia Jego służbie powinny być oddane. Czuje wdzięczność za to, że ją Bóg odkupił w swej nieskończonej dobroci. Wszystko więc, co ma, powinna Mu złożyć w dani i odpowiedzieć miłością na miłość i na tyle innych dobrodziejstw, które zawdzięcza Bogu, zanim jeszcze przyszła na świat. Uświadamia sobie również, że wiele dni jej życia minęło bezużytecznie, a przecież za wszystkie, tak za pierwsze jak za następne, musi zdać rachunek aż do ostatniego pieniążka (Mt 5, 26), gdy Pan będzie “szperał w Jeruzalem ze świecami” (So 1, 12). Widzi również, że już jest późno i może ma się już ku wieczorowi dnia (Mt 20, 6). Wtedy, by naprawić to wszystko zło, a zwłaszcza to największe, że Bóg oddalił i ukrył przed nią swe Oblicze, gdyż ona zajęta stworzeniami (s.533) niewdzięcznie o Nim zapomniała, dotknięta strachem i wewnętrzną boleścią serca na myśl o tak wielkiej stracie i niebezpieczeństwie, nie zwleka dnia ani godziny. Wyrzeka się wszystkich rzeczy, zostawia wszystkie sprawy, a z udręką i jękiem, wychodzącym już z serca uranionego miłością Bożą, zaczyna wzywać swego Umiłowanego i woła: