Noc i świt – przeobrażenie w Toledo

Św. Jan od Krzyża przybył do Toledo jako więzień w pierwszych dniach grudnia 1577. Droga, którą tu przybył z Avila była długa i krata, wiodąca przez ośnieżone i zimne góry. Św. Jan nie wie, dokąd go zawiozą i jak skończy się ciężki okres więzienia.

Dzieje przeżyć duchowych



Dotychczasowy opis byłby całkowicie wystarczający dla potrzeb kroniki wypadków, dla nas jednak to za mało, bo poprzestając na nim stracilibyśmy najciekawszą i najważniejszą dla duszy św. Jana od Krzyża część, a co więcej, nie zdołalibyśmy zrozumieć, jak w takim miejscu mogła zrodzić się poezja o tak rzadkiej sile wyrazu. Więzienie w Toledo to nie tylko wąska celka i to, co inni myślą, czują lub robią. W ostatecznym podsumowaniu więzienie w Toledo jest tym, w co je przekształcił dzięki swej wierze, miłości i nadziei główny bohater wydarzeń.

Ta historia rozgrywa się w jego duszy i nigdy nie poznamy wszystkich jej szczegółów. Sam Jan mówił o niej jakby zmuszony względami przyjaźni, okolicznościami i prośbami osób ze swego otoczenia, zawsze jednak zachowywał przy tym duży szacunek dla osób i zdarzeń, a niekiedy relacjonował same fakty tak, jakby opowiadał zabawną przygodę czy anegdotę: “W wiele lat później Święty mawiał żartobliwie, iż był bardziej chłostany niż św. Paweł”.

Rozkoszuje się nieograniczoną wspaniałomyślnością Boga: Bóg jest wszystkim, a Jego miłość jest bez granic, jest świetlaną nagością i wolnością, osobistym przeżyciem Chrystusa ukrzyżowanego. Jednej ze swych penitentek wyzna później: “Anno, córko moja, za ani jedną z łask, których Bóg udzielił mi tam, nie można Mu się odpłacić nawet wieloma latami więzienia”.

Tajemnica więzienia w Toledo objawia nam się na wiele sposobów, choć nie znamy szczegółów łask mistycznych. Nie są to jednak tylko przypuszczenia, bo “poznacie je przecież po ich owocach”.

Ojciec Jan posiada klucz teologiczny, który pozwala mu patrzeć na najbardziej nawet negatywną i przeciwną mu rzeczywistość, jakby była obdarzona wyjątkowym pięknem i transcendencją. Pod koniec życia, w okolicznościach zbliżonych do tych, o których teraz mówimy, napisze: “Córko, nie troszcz się o to, co się ze mną dzieje, tak jak i ja się o to nie troszczę. Boleję bardzo nad tym, że przypisuje się winę tym, którzy jej nie mają, bo też sprawcą tych rzeczy nie są ludzie, a Bóg, który wie, czego nam trzeba i czyni to dla naszego dobra. A gdzie nie ma miłości, daj miłość i miłość otrzymasz” (6.7.1591). Taka postawa doskonale wyjaśnia cud, o którym za chwilę opowiemy.