Noc i świt – przeobrażenie w Toledo

Św. Jan od Krzyża przybył do Toledo jako więzień w pierwszych dniach grudnia 1577. Droga, którą tu przybył z Avila była długa i krata, wiodąca przez ośnieżone i zimne góry. Św. Jan nie wie, dokąd go zawiozą i jak skończy się ciężki okres więzienia.

Wezwany przed sąd



Nie pozbierał się jeszcze na dobre po trudach podróży, a już musi stawać przed sądem. Po to przywieziono go do Toledo. Ma zdać sprawę ze swej przedklasztornej działalności w Avila i z implikacji tej działalności dla autonomicznych tendencji, podejmowanych przez rodzącą się Reformę. Czeka na niego ojciec Hieronim Tostado, mianowany przez przełożonego Zakonu, ojca Rossi, generalnym wizytatorem wszystkich hiszpańskich i portugalskich karmelitów. Przybył do Hiszpanii latem 1576 jako pełnomocnik do spraw wprowadzania w życie surowych restrykcji przeciw karmelitom bosym, podjętych przez kapitułę generalną w Piacenzy (1575).

Przed rozpoczęciem wizytacji hiszpańskich prowincji składa listy uwierzytelniające Radzie Królewskiej Filipa II. Nie zostają one przyjęte, ponieważ Rada uznała je za sprzeczne z władzą przyznaną przez papieża nuncjuszowi. Mając związane ręce w Hiszpanii, wizytator udał się do Portugalii, by tam wypełnić powierzone sobie zadania. Poinformowana o sprawie matka Teresa, dowiedziawszy się o decyzji Rady Królewskiej, pisze z wyraźną ulgą: “Bóg uwolnił nas od Tostada” (7.09.1576).

Za wcześnie jednak, by chlubić się wygraną. Do czerwca 1580, kiedy to papież usamodzielni prowincję karmelitów bosych, muszą upłynąć jeszcze 4 lata napięć, trosk i przykrych konfliktów, kończących się wygraną na przemian to jednej, to drugiej strony. Sytuacja pogarsza się latem 1577: 18 czerwca umiera przychylny karmelitom nuncjusz papieski Nicola Ormaneto, a 29 sierpnia następuje przeciwny im Filip Sega.

Ściągnięty tą nową, przyjazną atmosferą, ojciec Tostado pojawia się ponownie na froncie i podejmuje zdecydowane działanie, ponieważ – mimo braku aprobaty ze strony Rady Królewskiej – jest pewien poparcia nuncjusza. Kiedy Jan od Krzyża stawia się w sali sądowej, okazuje się, że sędzią głównym jest ojciec Tostado, a obok niego zasiadają na ławie sędziowskiej przeor, ojciec Maldonado i inni znaczący członkowie wspólnoty.

Sedno sprawy polega na tym, by skłonić ojca Jana do wyparcia się terezjańskiej Reformy i tego, co do tej pory robił, oraz do powrotu w szeregi karmelitów trzewiczkowych, do czego zresztą już go zmuszano. Był pierwszym karmelitą bosym, a pod względem duchowym postacią dużego formatu. To właśnie dlatego sędziowie liczą na to, że wyrzeczenie się z jego strony może oznaczać wchłonięcie Reformy. Nie wydaje się, by w ciągu tych miesięcy wysunięto przeciw niemu zarzut nadużycia władzy czy podejmowania działań bez odpowiednich uprawnień. Wszelkie naciski mają na celu jedynie to, by się wycofał. Mają temu służyć trzy środki perswazji: posłuszeństwo, pochlebstwa! kary.

Dla zakonnika obdarzonego takim duchem i charakterem, jak ojciec Jan, argument ślubu posłuszeństwa ma niewątpliwie największą wagę i dlatego został wysunięty na pierwszym miejscu, w formie umiarkowanej i uroczystej zarazem: jest wyraźny nakaz papieża, przełożonego generalnego i kapituły generalnej z Piacenzy, by karmelici bosi podporządkowali się całkowicie Zakonowi. Nakaz ten dotyczy wszystkich, ale największa odpowiedzialność spoczywa na niektórych karmelitach bosych, którzy bez zezwolenia generała założyli klasztory w Andaluzji. W sali sądowej zostaje odczytany uroczysty a groźny dokument, znany już św. Janowi: “Ponieważ niektórzy z nich, nazywani potocznie bosymi, są nieposłusznymi i upartymi buntownikami, wyżej wspomnianym karmelitom bosym nakazuje się, pod karą i cenzurą papieską, a nawet, jeśli zajdzie potrzeba, pod groźbą kary ze strony władzy świeckiej, by w ciągu 3 dni podporządkowali się niniejszym nakazom; w wypadku odmowy zostaną surowo ukarani”.

Takimi oto kryteriami posługują się, w pełni świadomi swych uprawnień, sędziowie, gdy przychodzi im sądzić karmelitę bosego. By uwięzić go w Avila, zażądali pomocy władzy świeckiej, ale sądem i wymiarem kary zajmą się już sami, aby nie nadać sprawie zbytniego rozgłosu i uniknąć interwencji “świeckiej władzy” Filipa II, która na pewno zniweczyłaby cały plan.

Podsądnemu dają co prawda możliwość usprawiedliwienia swej postawy i postępowania, ale tylko w tym celu, by zaakceptował akt publicznego podporządkowania się, a w tej właśnie kwestii Jan nie chce ustąpić. Być może nie popierał fundacji andaluzyjskich, kilkakrotnie sam zresztą prosił o zwolnienie go z obowiązków spowiednika w La Encarnación i zrobił wszystko, co można, by załagodzić konflikty i uniknąć zadrażnień.

Ale gdy chodzi o kwestię prawowitości Reformy, jej zasadnicze treści i określone działania mające na celu uzyskanie autonomii, nie cofa się nawet o krok, i to wobec dobrze udokumentowanych argumentów, jakie przeciw niemu wytaczają. Wyznaje bezwzględne posłuszeństwo Kościołowi, ale nie normom narzuconych przez ojca generała Rossiego czy kapitułę generalną. I on i inni karmelici bosi działają na wyraźne polecenie nuncjusza Ormaneto i papieskiego wizytatora, którzy mają prawo wydawać nakazy podlegającym ich jurysdykcji zakonnikom z pominięciem przełożonych Zakonu. Oskarżony przyjmuje zatem linię obrony opierającą się na zasadzie posłuszeństwa wyższym zwierzchnikom i obalającą tym samym wszelkie wytaczane przeciw niemu prawa.

Zapada tymczasowy wyrok: ojciec Jan został skazany jako zatwardziały buntownik. Był to paradoks. Najbardziej posłuszny człowiek, jakiego zna świat, decyzją władz zwierzchnich zostaje buntownikiem. Jak zwykle zresztą, ten, kto jest posłuszny jednej stronie, dla drugiej jest buntownikiem. Tak właśnie należy zrozumieć powstałe niedawno określenie, w myśl którego Jan był “posłusznym buntownikiem”. Sami zresztą karmelici trzewiczkowi, którzy go sądzą, dostrzegają doskonale jego nietypową, uległą, ale zarazem stanowczą postawę, dzięki której zyska miano “piły”. W wiele lat później Jan przyzna się, że używano wobec niego jeszcze innych środków perswazji, a mianowicie obietnic i pochlebstw, że oferowano mu, między innymi, funkcję przeora, piękną celę, wyposażoną w bogatą bibliotekę, i złoty krzyż o znacznej wartości. Nie można było znaleźć lepszego sposobu przekupywania ojca Jana rzeczami, do których czuje duchowy wstręt. Doprowadzony do ostateczności odpowiada: “Kto szuka nagiego Chrystusa, nie potrzebuje złota ani klejnotów”. Wystarczy zresztą przypomnieć sobie celę, bibliotekę i krzyże w Duruelo, by zrozumieć jego gusty.