Nieznane zdjęcie Edyty Stein


Natknął się na nią w czerwcu w jednym z niemieckich antykwariatów Dariusz Giemza – pasjonat historii, prowadzący w Kudowie-Zdroju Muzeum Skarbiec Ziemi Kłodzkiej, zaangażowany w upamiętnienie pobytu Edyty Stein w Dusznikach-Zdroju.

– Dojrzałem je przypadkowo. Fotografia była wystawiona do licytacji. Została wykonana niedługo po przybyciu Edyty Stein do Hranic w 1915 – wspomina D. Giemza. – Wśród pielęgniarek na zdjęciu dostrzegłem postać podobną do Edyty. Myślałem, że na 90 proc. to ona. Stwierdziłem, że nawet jeśli nie, to i tak jest cenną pamiątką – ukazuje jej koleżanki. Po powiększeniu widać, że przypuszczenie się sprawdziło – potwierdziły to różne osoby zajmujące się Edytą Stein.

Pan Giemza wyjaśnia, że na odwrocie zdjęcia znajduje się list pisany (pewnie przez kogoś z fotografii) 6 maja 1915 roku w Hranicach na Morawach. Zapowiada, że fotografia znajdzie się w przyszłym Muzeum Miejskim w Dusznikach-Zdroju.

Edyta Stein przebywa przez pół roku w Hranicach na Morawach jako pielęgniarka z ramienia Niemieckiego Czerwonego Krzyża w czasie I wojny światowej. Przedtem przeszła we Wrocławiu przeszkolenie pielęgniarskie w Szpitalu Wszystkich Świętych (przy dzisiejszym pl. Jana Pawła II). Zgłosiła się do służby sanitarnej mimo sprzeciwu swojej matki. Pracowała w szpitalu w Hranicach na oddziale tyfusowym, także na sali operacyjnej.

W „Dziejach pewnej rodziny żydowskiej” wspomina posługę przy rannych, towarzyszenie umierającym, a także – skomplikowane nieraz – relacje w gronie personelu szpitalnego. Do swoich obowiązków podchodziła bardzo sumiennie. „Nie wiedział (…) że filozof umie patrzeć lekarzom na palce” – zanotowała, wspominając odkrycie zaniedbań ze strony pewnego lekarza. Do czynienia miała między innymi z rannymi przywożonymi z terenu Polski, a także z polskimi lekarzami – jednego z nich zresztą upomniała z powodu niestosownego zachowania. Inny z kolei – pisze o nim „polski rycerz” – wybawił ją z kłopotliwej sytuacji. Po półrocznej służbie sanitarnej we wrześniu wróciła do Wrocławia.

Zdjęcia: ARCHIWUM DARIUSZA GIEMZY, za: www.wroclaw.gosc.pl