Nie można kochać, jeśli się nie pozna


Wpis dostępny również w wersji audio:


W miarę, jak Go poznaję, bardziej Go kocham, bo stale zgłębiam przepaść nieskończonej miłości Jego Serca. Dlatego też, mój kochany Tatusiu, czuję potrzebę, by zbliżyć Cię do Niego. Chciałabym, aby Jezus był Twoim najbliższym przyjacielem, któremu mógłbyś powierzyć swe strudzone i ogarnięte cierpieniem serce. Któż, mój kochany Tatusiu, zdoła zgłębić natężenie i ogrom trosk, jakie Cię przytłaczają, jeśli nie Nasz Pan, który nas przenika aż do głębi i potrafi z wielkim wyczuciem uleczyć te bolesne rany, których głębi nawet Ty sam nie znasz? Ach, Mój Tatusiu, jakby zmieniło się twoje życie, gdybyś często przychodził do Niego, tak jak do przyjaciela!"

(L 150)

Św. Teresa z Awili pisała, że prawdziwa modlitwa to ciągle na nowo podejmowana relacja przyjaźni z tym, o którym wiemy, że nas kocha. Jest to bardzo trafna definicja z wielu powodów. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż Ten, z którym podejmujemy relację, kocha nas. A to oznacza, że najpierw On nas poznał. Wiemy przecież chociażby z własnego doświadczenia, że nie można nikogo pokochać, jeśli najpierw się go nie pozna. A zatem Bóg – skoro nas kocha – musiał nas poznać. Brzmi to trochę jak truizm, ale gdybyśmy tylko przyjęli tą prawdę z całym ładunkiem, który ze sobą niesie, wtedy zmieniłoby się nasze patrzenie na Boga. Skoro poznał nas, to znaczy, że poznał całkowicie, czyli poznał również te miejsca w naszym sercu, których my sami się boimy i od których uciekamy. On jednak wcale nie ucieka. Co więcej – to właśnie dla nas zszedł On na ziemię. Można powiedzieć, że to właśnie z powodu tego, czego sami się boimy czy wstydzimy, On stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał. On naprawdę nas zna. Zna dogłębnie, ponieważ doświadczył wszystkiego z wyjątkiem grzechu.

Św. Teresa z los Andes przekonuje swojego ojca – ale są to słowa skierowane również do każdego – jeśli chcę pokochać Boga, muszę Go najpierw poznać. I tu właśnie dochodzimy do tajemnicy, bo skoro Bóg jest nieskończony, to nie mogę Go poznać do końca. A zatem nie mogę również pokochać do końca, czy – inaczej tą prawdę formułując – moja miłość do Niego jest ograniczona tylko moim coraz głębszym poznawaniem Go. A nie ma innego lepszego miejsca, by Go poznawać, jak modlitwa, w której przebywam z Nim a On ze mną. Skoro On zna mnie doskonale, to mogę bez lęku otworzyć przed Nim serce i powiedzieć po prostu to wszystko, co w nim chowam. Nawet to, co chowam przed samym sobą. Tylko taka całkowita otwartość mojego serca spowoduje, że będę mógł bez lęku wejść do Jego Serca otwartego z miłości do mnie.

o. Marcin Fizia OCD

fot.unsplash.com


Zobacz pozostałe wpisy:


W miarę, jak Go poznaję, bardziej Go kocham, bo stale zgłębiam przepaść nieskończonej miłości Jego Serca. Dlatego też, mój kochany Tatusiu, czuję potrzebę, by zbliżyć Cię do Niego. Chciałabym, aby Jezus był Twoim najbliższym przyjacielem, któremu mógłbyś powierzyć swe strudzone i ogarnięte cierpieniem serce. Któż, mój kochany Tatusiu, zdoła zgłębić natężenie i ogrom trosk, jakie Cię przytłaczają, jeśli nie Nasz Pan, który nas przenika aż do głębi i potrafi z wielkim wyczuciem uleczyć te bolesne rany, których głębi nawet Ty sam nie znasz? Ach, Mój Tatusiu, jakby zmieniło się twoje życie, gdybyś często przychodził do Niego, tak jak do przyjaciela!

(L 150)

Św. Teresa z Awili pisała, że prawdziwa modlitwa to ciągle na nowo podejmowana relacja przyjaźni z tym, o którym wiemy, że nas kocha. Jest to bardzo trafna definicja z wielu powodów. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż Ten, z którym podejmujemy relację, kocha nas. A to oznacza, że najpierw On nas poznał. Wiemy przecież chociażby z własnego doświadczenia, że nie można nikogo pokochać, jeśli najpierw się go nie pozna. A zatem Bóg – skoro nas kocha – musiał nas poznać. Brzmi to trochę jak truizm, ale gdybyśmy tylko przyjęli tą prawdę z całym ładunkiem, który ze sobą niesie, wtedy zmieniłoby się nasze patrzenie na Boga. Skoro poznał nas, to znaczy, że poznał całkowicie, czyli poznał również te miejsca w naszym sercu, których my sami się boimy i od których uciekamy. On jednak wcale nie ucieka. Co więcej – to właśnie dla nas zszedł On na ziemię. Można powiedzieć, że to właśnie z powodu tego, czego sami się boimy czy wstydzimy, On stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał. On naprawdę nas zna. Zna dogłębnie, ponieważ doświadczył wszystkiego z wyjątkiem grzechu.

Św. Teresa z los Andes przekonuje swojego ojca – ale są to słowa skierowane również do każdego – jeśli chcę pokochać Boga, muszę Go najpierw poznać. I tu właśnie dochodzimy do tajemnicy, bo skoro Bóg jest nieskończony, to nie mogę Go poznać do końca. A zatem nie mogę również pokochać do końca, czy – inaczej tą prawdę formułując – moja miłość do Niego jest ograniczona tylko moim coraz głębszym poznawaniem Go. A nie ma innego lepszego miejsca, by Go poznawać, jak modlitwa, w której przebywam z Nim a On ze mną. Skoro On zna mnie doskonale, to mogę bez lęku otworzyć przed Nim serce i powiedzieć po prostu to wszystko, co w nim chowam. Nawet to, co chowam przed samym sobą. Tylko taka całkowita otwartość mojego serca spowoduje, że będę mógł bez lęku wejść do Jego Serca otwartego z miłości do mnie.

o. Marcin Fizia OCD

fot.unsplash.com


Zobacz pozostałe wpisy: