Na początku nocy…

„Jeżeli chcesz znaleźć pokój, radość twej duszy i prawdziwie służyć Bogu, nie zadowalaj się tym, czego się wyrzekłeś, bo będziesz jeszcze bardziej uwikłany niż przedtem. Porzuć wszystko, co ci pozostało, i oddaj się jednemu, co ma w sobie wszystko, to jest świętej samotności połączonej z modlitwą i czytaniem pobożnym, i tam z dala od wszystkiego przebywaj nieustannie. Wszakże bardziej przypodobasz się Bogu, jeśli uczynisz i zachowasz duszę doskonałą, niż gdybyś zyskał wszystkie dobra tego świata, a na swej duszy szkodę poniósł? (Mt 16,26).” S78

Myślę, że każdy człowiek chce zrobić dobre wrażenie na innych, podobać się im. Wielu, by to osiągnąć, chodzi na siłownię, trzyma się diety, nosi modne ubrania. To wszystko kosztuje wiele czasu i wysiłku, zanim przyniesie zauważalne efekty. Na pewno nie jednemu zabrakło cierpliwości, gdy po kilku pierwszych tygodniach nie mógł dojrzeć w lustrze sylwetki niczym z antycznych greckich rzeźb.

Podobnie sprawa się ma w odniesieniu do ćwiczeń duchowych – potrzeba cierpliwości i wysiłku z naszej strony. Kiedy po okresie pierwszych „wzlotów”, spowodowanych żywą relacją z Bogiem, słodycz duchowa zanika, wkrada się zniechęcenie. Jednak to, iż nie odczuwamy nawiedzeń Boga tak jak wcześniej, nie oznacza, że On o nas zapomniał. Wręcz przeciwnie – to moment, kiedy inicjatywa w czasie modlitwy przechodzi w ręce Stwórcy. Ten okres (a konkretniej: bierna noc zmysłów), choć bolesny, jest niezwykle owocny. Jeśli tylko nie zabraknie nam determinacji na drodze modlitwy, Bóg obdarzy duszę radością i pokojem, a życie duchowe osiągnie zupełnie inny, lepszy stan.

Tak jak przy każdym przedsięwzięciu, tak i w życiu duchowym potrzebna jest cierpliwość. Zdajmy się na Boga: On wie najlepiej, jakimi ścieżkami przeprowadzić każdego z nas, pozwólmy Mu tylko działać bez wyznaczania terminów.

br. Paweł Franciszek od Ducha Pocieszyciela