Ku odkryciu małej drogi

Kiedyś chciała płacić miłością za miłość, dorównując, w miarę możliwości, nieskończonej Miłości Boga, czyniąc "szaleństwa z miłości" dla Jezusa, który dla nas uczynił tyle "szaleństw z Miłości" (L 85), kochając Boga "bardziej niż był kiedykolwiek kochany".

Chrystus zwierciadłem Ojca



Teresa jest realistką. Nie pogrąża się w wydumanym cierpieniu, ale znosi to, które się pojawia. Bardziej niż przez jakiekolwiek inne doświadczenie, Teresa zostanie dotknięta przez chorobę ojca. Z zajmującej i niepokojącej w pierwszych miesiącach pobytu Teresy w Karmelu, choroba ta przeradza się w miażdżącą i rozdzierającą.

Pamiętnego 12 lutego 1889 roku, kiedy Tatuś tak przez Teresę ukochany, na skutek arteriosklerozy, która usadowiła się w głowie, umieszczony zostaje w szpitalu psychiatrycznym, i to w najbardziej dramatycznych okolicznościach, Teresa jest dosłownie zdruzgotana. Z perspektywy lat pisze: “Przypominam sobie, że w czerwcu 1888 roku, podczas naszych pierwszych doświadczeń [ojciec uciekł wówczas na trzy dni do Hawru], powiedziałam: Cierpię bardzo, ale czuję, że mogłabym cierpieć jeszcze więcej. Nie przeczuwałam jednak tego, co było mi zgotowane… Nie wiedziałam, że dwunastego lutego, miesiąc po moich obłóczynach, nasz drogi Ojciec będzie pił z kielicha najbardziej gorzkiego, najbardziej upokarzającego… Ach! Tego dnia nie mówiłam już, że potrafię cierpieć więcej!…” (A 73r).

Pan Martin spędzi w zakładzie Dobrego Zbawiciela w Caen ponad trzy lata. Serce Teresy, zamkniętej w swoim Karmelu, jak on w tym, co nazywano potocznie “domem wariatów”, będzie krwawić obficie. Długo. Ofiaruje to wszystko Jezusowi.

W czasie choroby ojca, wiara dziewczyny doznaje intensywnego oczyszczania. Uświadommy sobie, że Teresa ma dopiero szesnaście lat! Tatuś, tak dobry, mądry i pobożny, był dla niej dotąd zwierciadłem Niebieskiego Ojca. I oto, nagle, Tatuś zaczyna robić dziwne, a nawet niebezpieczne rzeczy. Zwierciadło rozpryskuje się na tysiąc kawałków.

Teresa mężnie stawia czoła cierpieniu. Chce oddać wszystko, absolutnie wszystko! Ale, pomiędzy wierszami, można wyczuć, jak w milczeniu dotyka tajemnicy Boga. Czyż nie modliła się, by do tego nie doszło? I oto, na pozór, fiasko jej modlitwy. Naturalnie, w małym myślicielu, jakim była Teresa, rodzą się pytania: nawet jeżeli nie wszystkim z nich pozwoli się ujawnić, a niektóre natychmiast odrzuca… Nawet, jeżeli odpowiada na nie potwierdzając swą wolę cierpienia, na wzór Jezusa, dla Niego i dla dusz.

Dlaczego Bóg pozwolił na podobne doświadczenie kogoś, kto Mu tak wiernie służył…? Oczywiście, mówi się (i Teresa to powtarza), że cierpienie jest przywilejem zarezerwowanym dla przyjaciół Boga, i że w Niebie wszystko będzie wynagrodzone. Ale… czy Niebo naprawdę istnieje? Teresa, która w swoich Rękopisach przemilcza wiele rzeczy, zdradza się tym zwierzeniem: “Przechodziłam wówczas różne ciężkie doświadczenia wewnętrzne; dochodziło do tego, że czasem pytałam siebie, czy istnieje Niebo…” (A 80v). To pytanie o “tamtą stronę”, które pod koniec życia Teresy powróci z takim okrucieństwem, i na które Teresa dala, w Jezusie, odpowiedź nadzwyczajnej wiary i miłości.

W tym okresie, i, częściowo, pod presją tych wydarzeń, szesnastoletnia karmelitanka zbliży się do Chrystusa w inny niż dotychczas sposób. Odkrywa “Najświętsze Oblicze” konającego Jezusa, Jego umęczoną twarz, upokorzoną, pokrytą ranami i łzami. Teresa rozmyśla, jak bardzo Zmartwychwstały musiał najpierw cierpieć. Nawet swemu umiłowanemu Synowi Bóg nie oszczędził cierpienia i śmierci. A zatem, dla Teresy, niepojęta tajemnica cierpienia nie jest już absurdem ani czymś sprzecznym z dobrocią Ojca. Widzi, jak Jezus przyjmuje śmierć w Miłości, która daje, przebacza, zdaje się na Boga w zbawczej ufności.

Od wiary raczej tradycyjnej, Teresa przechodzi do wiary osobistej i odpowiedzialnej. Jej wiara staje się głęboko “chrześcijańska”. Jezus staje się jej wielkim argumentem i jej pewnością, nie chce rozumieć więcej niż rozumiał On. W Akcie Ofiarowania się Miłości Miłosiernej, przywoła z uczuciem wdzięczności Oblicze Jezusa i tygiel cierpienia, przez który sama przeszła (por. Pri 6).