Lisieux – Buissonnets

W wieku pięćdziesięciu czterech lat, Ludwik Martin zostaje nagle sam z piątką nieletnich córek do wychowania. Cała jego przeszłość wrasta w Alençon. Jednakże więzy rodzinne kierują go ku odległemu o dziewięćdziesiąt kilometrów Lisieux.

Tajemnicza choroba i uzdrowienie



Wszystkie te objawy poprzedzają jedynie katastrofę. Na Wielkanoc 1883 roku, Ludwik Martin zabiera Marię i Leonię do Paryża, by przeżyć tam Wielki Tydzień. Państwo Guérin przygarniają na ten czas dwie najmłodsze.

Niepożądanie, rozmowa schodzi na panią Martin i wspomnienia z życia w Alençon. Teresa nie wytrzymuje tych wspomnień. Kładą ją spać. Lecz kiedy wuj Guérin wraca z córkami ze spotkania kółka katolickiego, jego siostrzenicą wstrząsają dreszcze, jest niespokojna. Aptekarz, pełen obaw, wzywa z samego rana swego przyjaciela, doktora Nottę. Jego diagnoza nie jest pocieszająca: “Choroba bardzo poważna, którą do tej pory nie zostało dotknięte żadne dziecko”. Nie mówi jaka… Martin, wezwani w pośpiechu z Paryża, wracają przerażeni! Teresy nie można przewieźć, zostanie u wujostwa. Alarmujące symptomy mnożą się: halucynacje, niekontrolowane ruchy ciała, osłabienie, brak apetytu. Chora myśli jedynie o swej siostrze karmelitance, której obłóczyny mają odbyć się 6 kwietnia. Oczywiście, nie ma mowy, by uczestniczyła w ceremonii. A przecież, tego dnia wstaje i twierdzi, że jest zdrowa. Pozwolą jej usiąść, przed uroczystością, na kolanach Pauliny, która staje się teraz siostrą Agnieszką od Jezusa.

Może powrócić do Buissonnets. Już nazajutrz jednak następuje znaczne pogorszenie: majaki, bezsensowne słowa, wołania o pomoc. Czy umrze, albo pozostanie “idiotką”? Doktor Notta przepisuje kąpiele, bezskutecznie.

Rodzina i Karmel modlą się gorąco za dziecko, które wydaje się stracone. Czy ono także, tak jak poprzednie, odejdzie? W paryskim sanktuarium Matki Boskiej Zwycięskiej, szczególnie drogim rodzinie Guérin i Martin, odprawiana jest nowenna Mszy. Chora przebywa nie w swoim pokoju, lecz w pokoju Marii, na pierwszym piętrze. Tuż obok niej, na komodzie, umieszczono figurę Najświętszej Panny, tę, którą Ludwik Martin jako kawaler otrzymał od pewnej pobożnej panny. Jest ona opiekunką rodziny i już udzieliła łask Zelii Martin.

Nadchodzi dzień Zesłania Ducha Świętego, 13 maja 1883 roku. Leonia czuwa przy swej siostrze w pokoju. Ta ostatnia jęczy i niewyraźnie wzywa: “Mamo… Mamo…”, pragnąc, by Maria przyszła do niej. Najstarsza siostra wraca w końcu z ogrodu, ale chora nie rozpoznaje jej. Wszystkie siostry klękają wokół łóżka. I wtedy dzieje się coś nieoczekiwanego: “Nagle Najświętsza Panna wydała mi się piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam nic równie pięknego. Jej twarz tchnęła dobrocią i niewypowiedzianą czułością, ale tym, co przeniknęło mnie aż do głębi duszy, był czarujący uśmiech Najświętszej Panny. Rozwiały się wszystkie moje utrapienia; dwie wielkie łzy wysunęły się spod powiek i cicho spłynęły po policzkach, a były to łzy niezmąconej radości…” (A30r).

Teresa została uzdrowiona. Uśmiech Najświętszej Panny w jednej chwili oddalił chorobę. Wstaje, i odtąd – poza dwoma małymi incydentami – nic już nie będzie jej niepokoić.

W rozmównicy w Karmelu przyjmują ją jak cudownie uzdrowioną. Pytania sióstr wprawiają dziecko w konsternację: jak wyglądała Najświętsza Panna? Teresa obiecała sobie, że zachowa sekret dla siebie, ale jej siostra Maria, świadek uzdrowienia, każe jej mówić. Jak się jej sprzeciwić? Niestety, najstarsza siostra opowie o tym w Karmelu. Teresa odczuje wewnętrzny niesmak, który trwał będzie bardzo długo (cztery lata!), gdyż to, co miało być jej radością, staje się męką: czy nie zdradziła sekretu Najświętszej Panny? W jej serce wkrada się nowa wątpliwość: czy nie udawała choroby? Pytanie bardzo rzeczowe, gdyż miała uczucie, że przeżywa swego rodzaju rozdwojenie osobowości! Ta “udręka duszy” trwać będzie pięć lat. “Do jakiego stopnia cierpiałam, o tym będę mogła powiedzieć dopiero w Niebie…” (A 30r).

W późniejszym okresie, psychiatrzy zastanawiali się nad tą chorobą; diagnozy ich okazują się dość rozbieżne. Wszyscy jednak zgodni są co do przyczyny: szok brutalnego odejścia drugiej matki, Pauliny, który ożywił niezabliźnioną ranę śmierci Mamy. Głęboki uraz uczuciowej osobowości, która nie po-dźwignęła się z żałoby oraz zmiana charakteru, który przemienił to szczęśliwe, silne i wylewne dziecko w nad wrażliwą, zamkniętą i nieśmiałą nastolatkę.

Doktor Guayral, w 1959 roku, postawił następującą diagnozę: “Przypadek Teresy przedstawia opóźnienie w rozwoju uczuciowym, będące wynikiem regresji wywołanej utratą matki i nie zrekompensowanej odpowiednio wyrozumiałym wychowaniem” (Carmel, 1959, str. 93).

Dyskusja pozostaje otwarta. Lecz wyjaśnienia te nie powinny przesłaniać własnej oceny Teresy, która, pisząc swe dzieje w 1895 roku (ma dwadzieścia dwa lata), dostrzeże w tej chorobie działanie szatana szalejącego z powodu wstąpienia Pauliny do Karmelu: “chciał zemścić się na mnie za to, czego w przyszłości miała pozbawić go nasza rodzina” (A 30v).

Z kolei my, z perspektywy czasu, możemy stwierdzić, że w tej “przyszłości” Teresa sama miała stać się groźnym przeciwnikiem Księcia ciemności. Kto odgadnie, co choroba tego rodzaju, wymagająca pomocy psychiatrii, wnosi na planie duchowym? Teresa zrozumiała później, że w “tej przedziwnej chorobie” (A 28v), chodziło o duchową stawkę niezwykłej wagi, gdzie sama była jednocześnie aktorką i polem walki. Jednakże, w “dwóch troskach duszy”, które męczyć ją będą przez wiele lat (można w nich widzieć oczyszczenia w rozumieniu świętego Jana od Krzyża), zdziwienie wobec tych faktów jest jedynie wynikiem jej młodości. Lecz Pan ma swoje plany, które wymykają się spojrzeniu człowieka. Teresa zachowa przede wszystkim przekonanie, że została uratowana przez Boga z sytuacji bez wyjścia.

Uzdrowiona nie wróci po tylu emocjach do szkoły. Rodzina uważa ją za zbyt delikatną i długo jeszcze troszczy się o jej zdrowie, starając się unikać wszelkiego sprzeciwu.

Cóż można uczynić lepszego niż wyprawić ją w podróż, by zapomniała o smutnych dniach? Od 20 sierpnia do 3 września 1883 roku, Teresa (ma dziesięć lat i sześć miesięcy) przeżywa swoje “wejście w świat” powracając do Alençon, do przyjaciół swojej rodziny. Nie była tu od sześciu lat. Jest rozpieszczana i radośnie przyjmowana. To “przepiękna dziewczyna”, pisze Ludwik Martin do przyjaciela. Jej długie jasne włosy opadające na plecy, śliczne niebieskozielone oczy, jej toalety (Zelia Martin zawsze dbała o elegancję córek) sprawiają, że jest podziwiana przez rodziny Alençon i okolic. Dziewczynka podróżuje “od zamku do zamku”, dosiada konia. “Przyznaję, że takie życie miało dla mnie urok… W dziesiątym roku życia serce łatwo daje się olśnić” (A 32v).

Po otarciu się o szaleństwo czy może nawet o śmierć, ta szczęśliwa rekonwalescencja budzi w niej pragnienie życia. Czy surowy Karmel, w którym żyje jej siostra, pozostanie obecnym w jej sercu? Zaczyna przecież dostrzegać, że inna droga mogłaby łatwo stanąć przed nią otworem: wspaniałe małżeństwo, dzieci, przestronny dom, łatwe życie…? Nie, nie zapomina dokąd pociąga ją serce. To doświadczenie świata bardzo jej się przyda: “Być może, że Jezus chciał mi pokazać świat, zanim nawiedził mnie po raz pierwszy, abym zupełnie dobrowolnie mogła wybrać tę drogę, po której postępowanie miałam Mu przyobiecać” (A 32v).