Książeczka o dobrym czasie

Ciekawe fragmenty z publikacji o Wilfrida Stinissena OCD “Książeczka o dobrym czasie”, W Drodze.

Człowiek sam decyduje o tym, czy przeszłość będzie ciężarem, który pociąga za sobą i sprawi, że jego postępowanie będzie stereotypowe i niejako wymuszone; czy tez przeszłość będzie Jego kapitałem. To co zdarzyło się w naszym wcześniejszym życiu, nie jest zrobione z granitu. Jest to raczej ciasto, które możemy urabiać i wciąż nadawać mu nową formę. To niezwykle ciekawa praca – pozwalać, aby to, co zdawało się być odarte z wszelkiego sensu, zyskało sens. (23)

To jedna z najwspanialszych cech ludzkiej wolności, że oto człowiek sam może zdecydować, jaki sens zyska jego przeszłość. Nie ma władzy nad zewnętrznym biegiem zdarzenia, ale w sposób wolny może decydować, co dane zdarzenie dla niego znaczy. (24)

Podczas gdy psychoanaliza dość łatwo uznaje przeszłość za wielkiego niegodziwca odpowiedzialnego za moje kompleksy, wiara dostrzega stwórczą siłę kryjącą się w niepowodzeniach i traumatycznych doświadczeniach z przeszłości. Grzechy innych ludzi i mój własny grzech mogą być łaską. Niepowodzenie może być przyczynkiem do większej ufności, samotność może prowadzić do głębszego spotkania z Bogiem. Prawdziwe zrozumienie chrześcijańskiego czasu zyskujemy może dopiero wówczas, gdy mieliśmy okazję popełnienia błędu i doszliśmy do wniosku, że to wcale nie zahamowało rozwoju, ale go przyspieszyło. (27)

Łatwiej jest przebaczyć innym, gdy człowiek sam wystawia się na Boże przebaczenie. (27)

Kto jest wierny złożonemu przyrzeczeniu, ten decyduje o przyszłości. (28)

Charakterystyką dla Ducha Świętego jest to, że stawia On wszystko w szerszym kontekście. (32)

Największa cząstka zła, które diabeł wyrządza duszy, pochodzi ze zdolności i wyobrażeń pamięci. Zamiast wspominać rozczarowania i frustracje, pamiętajmy o tym, jak to bóg spotykał nas w naszym życiu. (37)

Pamięć jest świeża o tyle, o ile zbiega się z pamięcią Boga. (38)

Gdyby człowiek tylko potrafił zrozumieć, że dopiero wtedy urzeczywistni swoje marzenia, gdy w pełni będzie obecny w tym, co małe i bez znaczenia, w tym, co ma do zrobienia w danej chwili. (42)

Wierzyć znaczy żyć w pełni prawdy, żyć rzeczywistości, o której psalmista śpiewa: „Pełna jest ziemia łaskawości Pana”. (67)

Gałązka nie musi martwić się o to, czy przyniesie owoc. Nie musi wciąż się sobie przyglądać i badać, czy pąk się rozwija i czy owoc dojrzewa. Gałązka ma tylko to jedno zadanie – troszczyć się o to, by być złączoną z winnym krzewem. (71)

Prawdziwa miłość nie chce spotykać bliźniego na obrzeżach miasta, gdzie tkwi on w swojej wieży strażniczej. To nie tak, miłość bowiem spieszy, aby spotykać go w domu, gdzie jest on sobą, gdzie stanowi jedno z Chrystusem. (89)

Zamiast oferować punkt oparcia, próbujemy obudzić bliźniego, usiłujemy pomóc mu otworzyć się na tę siłę i pokój, które spoczywają w głębi jego samego, gdzie jest on jedno z Chrystusem. (95)

Po co chcesz wszystko zrozumieć? My nie możemy zobaczyć i zrozumieć sensu każdego szczegółu życia, i to nie jest wcale potrzebne. Dlaczego mielibyśmy zawsze wszystko rozumieć, dlaczego naszym małym sercem mielibyśmy przenikać wszystko to, co Bóg czyni z naszym życiem? Kiedy poddajemy się operacji, to pozawalamy chirurgowi robić mnóstwo rzeczy, których nie rozumiemy. To nie wydaje się czymś niemądrym. Mamy przecież świadomość, że nie jesteśmy dostatecznie wtajemniczeni w tajniki chirurgii, by zrozumieć sens wszystkich szczegółów operacji. Polegamy na lekarzu, on wie i potrafi, i chce dobra dla nas. Gdy jest to dla nas bolesne, wierzymy, że tak ma być, że to nieunikniony element całego procesu. Dlaczego nie mielibyśmy polegać na Bogu, który wie i potrafi wszystko, i który nie tylko chce naszego dobra, ale ofiarował to co, dla Niego najcenniejsze – swego Syna jednorodzonego, abyśmy byli szczęśliwi? (109)

Poszczególne fragmenty można zrozumieć dopiero wówczas, gdy ogląda się je w większym zestawieniu. W naszej chrześcijańskiej wierze cudowne jest to, że ona już teraz daje nam wgląd w całość, że możemy zobaczyć szerszy kontekst. Wiemy, że nasze życie jest jedną wielką historią miłości, w której inicjatywę podejmuje Bóg. (110)

Być w drodze ku przemienieniu doprawdy wcale nie oznacza obojętności, to nie znaczy, że już się nie płacze, gdy dotyka nas boleść. Przeciwnie – płacze się więcej niż kiedyś, dlatego, że większość mechanizmów obronnych zostało zlikwidowanych. (113)

Z siedmiu grzechów głównych lenistwo jest doprawdy najgroźniejsze i najbardziej przemienne w skutki. Nawet pycha, która wzbudza trwogę, da się powściągnąć i sublimować i może stać się bodźcem, by pomóc nam wreszcie ruszyć z miejsca. Tymczasem lenistwo nigdy nie zabiera się do dzieła. Stoi w miejscu. (133)

Adoracja: pozwolić Bogu być Bogiem. Kiedy przebywamy z ludźmi, niezwykle ważne jest, byśmy pozwalali im być sobą, żebyśmy nie zmuszali ich, by byli, jakimi nie są. Ten szacunek jest również ważny w naszym kontakcie z Bogiem, lecz wówczas nazywamy go adoracją. Osiągniesz to nie w zmaganiach lecz w adoracji. (135-136)

Ciało jako krzyż. Cielesna postać człowieka to stojący krzyż. Krzyż składa się z dwóch prostopadłych linii. Linia pionowa i pozioma, kiedy się przecinają, stanowią krzyż. To oznacza, że człowiek ze swej strony, w swoim istnieniu, winien realizować oba te kierunki. Żaden  nie powinien dominować na drugim. Istnieje pewne przeciwieństwo tych dwóch skoordynowanych osi. Ta, które skierowana jest ku niebu, może umniejszać znaczenie stworzenia. Z kolei ta, która usiłuje całkowicie otworzyć się na stworzenie, z łatwością może przesłonić to, co wieczne, co niebieskie. Lecz właśnie poprze to przeciwieństwo oba kierunki stają się komplementarne: utrzymują siebie wzajemnie w równowadze. Linia pionowa Dzięki za wszystko poziomej nie może zupełnie zaniedbać tego co doczesne i ziemskie; natomiast linia pozioma dzięki pionowej nie może całkiem zagubić się w stworzeniu, ale wznosi się ponad nie. Wobec tego konflikty, które stanowią tutaj zagrożenie, mogą być owocnie rozwiązane, kiedy oba kierunki coraz bardziej i pełniej współistnieją ze sobą i to właśnie w takim stopniu, w jakim przenikają się i wzajemnie dopełniają. W decydującym momencie swego życia Jezus zawisł na krzyżu i sam stał się krzyżem: rozciągnięty między niebem a ziemią, obejmuje swymi rozpostartymi ramionami cały świat. Prawdziwie jest on Synem Człowieczym, czyli archetypem człowieka i jego prawzorem. (141-142)

Bądźmy nie tyle ostrożni w naszych sądach, co po prostu nie sądźmy. (151)

Zamiast patrzeć tylko na sprawy i rzeczy oczyma rozumu, coraz bardziej będziemy patrzeć oczyma wiary; zamiast być „realistami”, którzy niezbyt wiele oczekują od przyszłości, żyć będziemy w nadziei na lepszą, wieczną przyszłość; a zamiast walczyć o sprawiedliwość, zaczniemy szukać miłości. (…) Widza przemieni się w mądrość, słabość w zaufanie, ubóstwo w pokorę, cierpienie w dobrowolną i pełną miłości ofiarę, asceza w mistykę. (161)

Twym skarbem jest twoja tęsknota. Może należysz do tych osób, które tęsknią za modlitewnym życiem i zażyłym obcowaniem z Jezusem. Czy myślisz, że jest to takie zwyczajne? Uważam, że to wielka łaska i znak, że prawdziwie jesteś przeznaczony do takiego życia, o wiele bardziej i pewniej niż niektórzy twoi bracia czy siostry w zakonie, którzy codziennie praktykują półgodzinną medytację, ale idąca nią ociężałym krokiem i jest ona dla nich tylko nudą. Ten pociąg, czy tęsknota do modlitwy, jakiego doznajesz, jest nieskończenie bardziej znaczący i powinien wlać w ciebie o wiele więcej zaufania niż stały plan dnia z półgodzinną czy godzinną medytacją. Gdy chodzi o modlitwę i o wiarę, to ogólnie rzecz ujmując – tutaj zwykłe przepisy nie obowiązują: nie dzieje się wcale tak, że oto ci którzy czasu mają najwięcej, postępują najdalej. Tutaj najbardziej chodzi o silną, wytrwałą tęsknotę, pragnienie Boga i życia wraz z Nim. U niektórych taki stan jest obecny od samego początku, inni nigdy tego w sobie nie mają, nawet po wielu latach trudnych „ćwiczeń”. W tobie jest taka tęsknota. Dlatego jesteś powołany do tego rodzaju życia. Dziękuj Bogu, gdyż wybrał cię spośród tysięcy! (173)

Kiedy nauczymy się kapitulować, to doświadczymy, że w odprężeniu ginie nasz strach. (178)

Spora część naszego cierpienia wypływa z tego, że stawiamy opór. (…) Jeśli walczymy z oschłością modlitwa staje się męcząca. (…) wytrwała praktyka wewnętrznej, cichej modlitwy potrafi nawet nerwowych ludzi uspokoić, jeśli tylko nie zapomną o tym, że jedynym wysiłkiem, jaki muszą podjąć, jest wola, by trwać w spokoju i wyciszeniu. (183)

Rozeznać i zaakceptować naszą niemożność modlenia się jest w danym momencie najlepszym sposobem modlitwy. (185)

Hojnie „tracić” czas. (186)

Kto oddaje się pracy nie zatracając się w niej, może w dowolnej chwili ją przerwać. (188)

wybrał o. Mariusz Wójtowicz OCD