Cierpienie wyciągało do mnie ramiona

24 września 1890 roku, ma miejsce welacja Teresy: zmienia biały welon nowicjuszki na czarny welon profeski: "Wszystko było całkowicie przysłonięte łzami... Nie było Tatusia, by pobłogosławił swą Królową...".

Obłóczyny



Jakże promiennym wydarzeniem będzie uroczystość obłóczyn Teresy, 10 stycznia 1889 roku! Pan Martin, upokorzony w swym zagrożeniu świadomości, odzyskuje dość pogody i siły, by w niej uczestniczyć.

Dziś bardzo uproszczona, w tamtych czasach ceremonia ta miała niezwykle uroczysty charakter: Teresa wychodzi z klauzury w ślubnej sukni z długim trenem, z welonem i wieńcem z lilii (ofiarowanym przez ciotkę) na głowie; jasne loki opadają jej na ramiona. Zbliża się do rodziny, siedzącej w głębi nawy. Potem, jak w czasie ślubu, dziewczyna wchodzi do kaplicy prowadzona przez ojca: “Był to dzień jego tryumfu, ostatnie święto na ziemi!” (A 72 r). Rodzina podąża za nimi w orszaku i bierze udział we Mszy świętej. Po zakończeniu, w sanktuarium, zewnętrznej ceremonii, ponownie formuje się orszak ślubny i podąża do zakrystii. Tam, Teresa całuje wszystkich bliskich, ojca, który “nigdy nie wyglądał piękniej, bardziej dostojnie…” (A 72 r). W końcu, przekracza już na zawsze bramę klasztoru.

Poprzedzona wszystkimi siostrami niosącymi zapalone świece, bohaterka dnia prowadzona jest przez przeoryszę aż do chóru zakonnego; tam właśnie mają miejsce właściwe obrzędy obłóczyn, w których rodzina uczestniczy jedynie poprzez kratę. Matka przełożona przyobleka Teresę w brązowy wełniany habit, brązowy szkaplerz, biały płaszcz i biały, krótki welon, który nowicjuszka nosić będzie aż do swej profesji. Celebrans, biskup Hugonin (biskup Bayeux i Lisieux), wygłasza liturgiczne formuły. Teresa otrzymuje oficjalnie swoje imię zakonne: siostry Teresy od Dzieciątka Jezus i od Najświętszego Oblicza.

Zgodnie ze zwyczajem, pod koniec ceremonii, w czasie hymnu Te Deum, Teresa pada na twarz na dywanie koloru ziemi, ozdobionym sztucznymi liliami, rozłożonym w chórze zakonnym. Później, wszyscy odnajdują się w rozmównicy… Spoza krat, Teresa żegna po raz ostatni rozpromienionego ojca. W istocie, ten ostatni miał zobaczyć swe córki karmelitanki jeszcze jeden, jedyny raz: później, w Swojej godzinie.

Po powrocie do klasztoru, “pierwszą rzeczą, którą dostrzegłam w krużganku, mówi Teresa, był mój maleńki różowy Jezusuśmiechający się do mnie spośród kwiatów i świata” (A 72v), ten Jezus, którego aż do swojej śmierci zdobić będzie kwiatami. Sama powie, że uroczystość była prawdziwym świętem, na którym nie brakowało niczego, nawet śniegu, którego nie zwiastowała łagodna jak na tę porę roku temperatura: “Jakże piękne było to święto!… Niczego nie brakło, niczego, nawet śniegu… Nie wiem, czy już wspominałam Ci o moim umiłowaniu śniegu? (…) Zawsze pragnęłam, aby w dniu moich obłóczyn natura wraz ze mną przybrała się w biel…” (A 72 r).

Wieczorem, Teresa ofiaruje siostrze Marcie od Jezusa pamiątkowy obrazek, na odwrocie którego pisze: “Proszę, by Siostra pomodliła się do Jezusa, bym została wielką świętą. Ja również proszę o tę łaskę dla mojej drogiej towarzyszki!” (L 80).