Cierpienie wyciągało do mnie ramiona

24 września 1890 roku, ma miejsce welacja Teresy: zmienia biały welon nowicjuszki na czarny welon profeski: "Wszystko było całkowicie przysłonięte łzami... Nie było Tatusia, by pobłogosławił swą Królową...".

Trzcina, która ugina się nie łamiąc



Nie wchodzi się w radość kochania bez wejścia w cierpienie miłości. Szukając z miłością prawdy tego, czego chce dla niej Bóg, Teresa dojdzie do poznania prawdy miłości.

Okres aklimatyzacji we wspólnocie pełen jest przeciwności. “Mała trzcina” doświadcza swej słabości, lecz wspaniałomyślność jej nie słabnie: “Owszem, pragnę tych zatrważających cierpień serca, tych ukłuć szpilką (…). Cóż to szkodzi małej trzcince, że się pochyli? Nie obawia się złamania, zasadzona jest bowiem nad brzegiem wód. (…) To właśnie słabość jej powoduje w niej całą ufność” (L 55).

Na początku, trudności prowokować będzie matka Maria od świętego Gonzagi. Przez pierwsze miesiące postulatu, Teresa walczyć będzie, by nie ulec uczuciu przywiązania: “Pamiętam, że będąc postulantką, miewałam nieraz bardzo silne pokusy, aby wejść do Ciebie dla własnej przyjemności, dla znalezienia kilku kropel radości, jak byłam wówczas zmuszona szybko przechodzić przed depozytorium [tak nazywa się cela przełożonej] i chwytać się poręczy schodów. Przychodziło mi na myśl mnóstwo pozwoleń, o które mogłabym prosić, słowem, (…) wynajdywałam tysiące racji, by zadowolić naturę…” (C 22 r).

A przecież, “Nasza Matka”, jak nazywano przełożoną, okazuje wobec niej nieoczekiwaną surowość. Teresa odkrywa matkę Marię od świętego Gonzagi inną od tej, którą znała w rozmównicy, gdzie była zawsze taka mila! Obecnie, Teresa doświadcza z jej strony przede wszystkim upokorzeń i pozornej obojętności, co przy jej nadmiernej wrażliwości staje się wielkim doświadczeniem. Teresa nie żywi jednak do niej urazy: “Zobaczysz, moja Matko, w zeszycie zawierającym moje wspomnienia z dzieciństwa, co myślę o moim wychowaniu, jakie od Ciebie odebrałam. Z głębi serca dziękuję Ci za to, że mnie nie oszczędzałaś” (C lv).

Jednocześnie, z nadejściem zimy, postulantką doświadczy nowej próby: zimna. Nigdy dotąd nie spędziła zimy bez ognia; jest tak delikatna. Drży w celi, do której z zewnątrz przenika lodowata wilgoć… Noce są ciężkie, czasami aż do białego rana bezskutecznie usiłuje się ogrzać. Bardzo łatwo uzyskałaby złagodzenie warunków, ale nie prosi o nie. To cierpienie jest dla niej okazją do okazania Jezusowi miłości. Dopiero na łożu śmierci Teresa wyzna matce Agnieszce od Jezusa: “Cierpiałam straszliwie z powodu zimna w Karmelu”. Rozmówczyni doda: “Zdziwioną byłam słysząc to, bo w zimie nigdy nic nie zdradzało jej cierpienia. Nigdy, przy największych chłodach, nie widziałam, by zacierała ręce, chodziła szybszym krokiem czy pochylona bardziej niż zazwyczaj, tak jak to robi się, gdy dokucza zimno” (DE 1178). To wyznanie Teresy wprawi później mistrzynię nowicjatu w rozpacz: “Ach! Gdybym o tym wiedziała, czegóż bym nie zrobiła, by temu zaradzić! Dziś powtarzam sobie: Jakże heroiczną cnotę posiadało to kochane dziecko! Jej umartwienie streszczało się w słowach: znosić wszystko nie skarżąc się nigdy, ani z powodu ubioru, ani wyżywienia” (PO 2022).

Inną okazją do umartwienia stanie się dla Teresy jedzenie. Siostra Maria od Najświętszego Serca, która była wówczas “zaopatrzeniowcem” (to znaczy zakonnicą zajmującą się organizacją posiłków i wszystkiego, co dotyczy wyżywienia), opowie: “Nigdy nie udało mi się poznać jej smaków i, bezwiednie, byłam powodem jej licznych umartwień. Na przykład, w dni, w które na obiad była fasolka, nie wiedząc, że jej szkodzi, napełniałam jej talerz tak, że, ponieważ polecono jej jeść wszystko, a ona nie chciała być nieposłuszną, za każdym razem była chora” (DE 535). Faktem jest, że “widząc jak łagodne jest to dziecko i nigdy się nie skarży, podsuwano mu resztki pożywienia, zamiast ją wzmacniać. Kilka razy dostała na talerzu same główki śledzi czy odgrzewane przez kolejne dni resztki” (PO 272).

Teresa wyjaśni: “Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne.” (HA 75).

Jeżeli, mimo tego wszystkiego, postulantka trzyma się, to dlatego, że “mała trzcinka jest zawsze jednakowo wierna najlżejszemu tchnieniu łaski” (L 55): zgina się nie łamiąc, gdyż w Teresie “Bóg sam jest Pokojem” (Mi 5,4).