Afrykańskie róże dla świętej Tereski

Róża to nie kwiat Afryki. Holenderskie plantacje w Kenii i Etiopii oswajają kontynent z jej szlachetnością, ale nie łudźmy się, to kwiat na eksport, to kwiat Europy. W Rwandzie plantacji róż nie widziałem nigdzie, oprócz pojedynczych skrawków przy klasztorach gdzie posługiwali jeszcze niedawno biali misjonarze. U sąsiadów pod nieobecność ostatniego, który wyjechał na kilku miesięczne wakacje, po powrocie zamiast róż, zastał dorodną kapustę. Na specjalne uroczystości, śluby na styl europejski, róże do Kigali sprowadzane są z sąsiedniej Ugandy.

Peregrynację relikwii św Teresy od Dzieciątka Jezus trudno jednak było sobie wyobrazić bez płatków róż. Bracia na różne sposoby szukali rozwiązania, by uczcić przyjazd Świętej od róż. Na kole zapasowym zawieszonym na tylnych drzwiach Pajero, pojawił się duży bukiet sztucznych biało czerwonych róż, by przykryć wstydliwie zużytą oponę.

Jadąc na lotnisko po odbiór relikwii, pierwszy bukiet żywych róż, św. Teresa nie otrzymała ani od karmelitów, ani biskupów Kościoła Katolickiego, ale pewnej anonimowej Adwentystki Dnia Siódmego. Członkowie tej grupy religijnej w Rwandzie znani są szczególnie z ich antykatolicyzmu. Kobieta z bukietem kwiatów przy wjeździe na lotnisko, nie tłumaczyła swych motywacji uhonorowania Teresy, ale wydaje się mało prawdopodobne, by nie skojarzyła Świętej z Kościołem Katolickim.

Podczas peregrynacji, w różnych diecezjach bywało różnie z różami, z reguły brakowało. Jednak często zastępowane były kwiatami polnymi, chociaż, i o nie nie było łatwo podczas pory suchej. Jednak w diecezji Butare, róż nie zabrakło na żadnym z wielu spotkań. Po kilku dniach skojarzyłem, że za ich obecnością stała Immacule, kobieta którą znam od lat, ale nigdy nie spodziewałem się takiej kreatywności. To ona, z widoczną traumą powojenną, organizowała eskortę motocyklistów przy wjeździe do każdego miasta, zgrabnie ubranych we wcześniej przygotowane kubraczki z podobizną Teresy. To ona każdego dnia zmieniała róże w samochodzie na świeże. Gdy przy wyjeździe z Rwandy widząc ją już lekko wyczerpaną fizycznie po licznych nocnych czuwaniach, zapytałem skąd to przywiązanie do Teresy, odpowiedziała zmęczonym wyrazem twarzy: przecież to Ona trzyma mnie przy życiu od 1997 roku. Nie dopytałem o szczegóły, poprosiłem, by poszła spać. Do Burundi wjechaliśmy ze świeżymi kwiatami od zmęczonej Immacule.

Do sanktuarium maryjnego w Kibeho, róże w samochodzie z relikwiarzem dotarły sfatygowane. Nie dlatego, że pochodziłyby od zmęczonej Immacule, bo ofiarowane zostały przez parafię katedralną w Ruhengerii; nie dlatego, że pokonały cały kraj z północy na południe; nie dlatego że ostatnim spotkaniem przed długą drogą było więzienie, ale z powodu nieoczekiwanych gości. Około 22-ej, a więc w pełnej afrykańskiej nocy, na niemiłosiernie dziurawej drodze do narodowego sanktuarium w Kibeho, wioząc relikwie św Teresy do rzesz wiernych na nocne czuwanie, nieoczekiwanie na drodze napotkałem raźnie maszerujących dwóch młodych mężczyzn z materacami na głowie. Widok dość surrealistyczny. Zatrzymałem się z ciekawości. Okazało się, że to więźniowie uwolnieni tego popołudnia. Bez grosza w kieszeni szli pieszo, by kiedyś dojść do utęsknionej rodziny, która nie wiedziała nic o ich losie. Ucieszeni z okazji, nie widząc w nocy, że masakrują poświęcone kwiaty świętej, wcisnęli do samochodu z relikwiarzem duże materace i małe plecaczki. Pojechaliśmy. Opowiedzieli o niezapowiedzianym wcześniej dniu łaski prezydenckiej, o którym mówiło się od lat. My zaś opowiedzieliśmy o wizycie relikwii Teresy w więzieniu Ruhengerii, kiedy decyzja prezydencka wchodziła w życie. 700 uwolnionych w całym kraju. A w naszym samochodzie z relikwiami, dwóch, którzy od tego wieczoru nie mieli już wątpliwości, że nie była to jedynie łaska prezydencka, ale ukryta łaska Świętej Teresy. Przed dojazdem do sanktuarium, uwolnieni więźniowie, zabrali z sobą więzienne materace i kilka płatków sfatygowanych róż.

Każdy sypie płatki róż na jakie ich stać. Święta sypie hojnie ze skarbca miłosierdzia Bożego, ale nie mniej hojnie sypały dzieci z ubogich wiosek. W jednej którą znam na wylot dzieci towarzyszyły relikwiom od głównej drogi asfaltowej aż do świątyni. Kilka kilometrów procesji i zatrzymywania samochodu, na moment obsypywania relikwii białymi płatkami kwiatów. Od początku miałem wątpliwości czy to róże, trzymałem się wersji, kwiatów polnych. Jednak przy ryzykownym manewrze pokonywania zbyt wąskiego mostku, otworzyłem szyby samochodu. Płatki kwiatów wsypały się do samochodu w ilościach  nieograniczonych. Na białych płatkach zaintrygowały mnie delikatne niebieskie rysy. Po pokonaniu drewnianego mostku, sprawdziłem płatki, okazały się pociętymi kartkami z zeszytów lekcji angielskiego. Dzieci nie pokonał brak zbyt drogich róż, ani brak polnych kwiatów w drugiej fazie pory suchej. Wykuwając na pamięć lekcje angielskiego, dzieci poświęciły stare zeszyty, by uhonorować Teresę i wyrazić swą miłość. I tak powoli, róża, która nie jest kwiatem, ale ofiarowaną miłością, staje się ozdobą już nie tylko Europy, ale i rozkwitającej Afryki.

o. Maciej Jaworski OCD