Afrykańskie doświadczenie niewygody Betlejem

Jest 19.20 tutejszego czasu. W Polsce 18.20. W Burundi nie ma zmiany na czas zimowy, więc w tym okresie jest różnica godziny. Tę noc spędzę w pobliżu stacji benzynowej. Od 2 tygodni nie ma oleju napędowego, więc kolejka ustawia się już od kilku dni. Jest to jedna z konsekwencji sukcesywnego wycofywania się kontyngentu burundyjskiego z Somalii i innych misji wojskowych w Afryce, gdzie zaangażowani są burundyjscy żołnierze. To z kolei, jest następstwem decyzji międzynarodowej, skierowanej przeciwko polityce prezydenta kraju, którego budżet opiera się w zasadniczym stopniu na zagranicznych misjach wojskowych. W Burundi coraz częściej zaczynamy doświadczać ograniczonego przypływu waluty USD, co paraliżuje codzienne funkcjonowanie. Przykładem tego jest brak regularnych dostaw paliwa.

W ostatnim czasie rząd burundyjski zawiesił działalność większości organizacji pozarządowych (zagranicznych) obecnych na terenie kraju. Decyzje te są spowodowane insynuacjami, jakoby zasady parytetów etnicznych nie były przestrzegane. Dotyczy to zarówno osób korzystających z pomocy wyżej wspomnianych organizacji jak i ich pracowników administracyjnych. W efekcie takiej decyzji, aktywność wielu ośrodków edukacyjnych wspomaganych przez ONG zastała w znacznym stopniu ograniczona. Tak naprawdę jednak, chodzi o dolary, którymi dysponują wyżej wymienione organizacje, a które (według nowych rozporządzeń) mają przepływać przez konta banku narodowego i być wymieniane na walutę lokalną po oficjalnym kursie – więc z niekorzyścią dla tych, którzy kupują franki burundyjskie. To ewidentna manipulacja ze strony rządu, który próbuje zdobyć nieco waluty dolarowej.

Koczuję zatem w samochodzie i cierpliwie czekam, aż wyłączą wielki głośnik, który ryczy, krzykliwie emituje coś w rodzaju kolęd w wydaniu afrykańskim. Jest to tropikalizowana wersja kolęd klasycznych. Mam ciepły koc i wszystko, co potrzebne, by spędzić noc w samochodzie.

Słabe światło jarzeniowe oświetla dystrybutor. Za mną, w kolejce ciężarówki z Tanzanii. Liczę samochody. Jak dobrze pójdzie to o 5:00 rano odjadę stąd z pełnym bakiem. Tym razem naprawdę mam szczęście, bo pracownik stacji benzynowej poinformował mnie, że cysterna z olejem napędowym jest w drodze i mogłem przybyć przed innymi.

Hałaśliwy głośnik, który zakłócał spokój wieczoru komercyjnymi kolędami został wyłączony. Teraz kolej na muezina z pobliskiego meczetu. Osobiście, preferuję jego żałobny zaśpiew niż kolędowe decybele.

Noc spędzona w samochodzie, to afrykańskie doświadczenie niewygody Betlejem.

 

o. Paweł Porwit OCD