Żyjemy rytmem Kościoła

Misje – to słowo kojarzy się z czymś egzotycznym, może tajemniczym. Na misje – w potocznym rozumieniu tego słowa – jedzie się daleko, daleko… Więc zadaję sobie pytanie: czy teren misyjnymoże być nie tak daleko, np. czy może to być Wschodnia Ukraina? Myślę, że to określenie „teren misyjny” jest właściwe dla terenów Wschodniej Ukrainy, a wyjaśnienie przyjdzie, mam nadzieję, w trakcie czytania tekstu.

Wyjeżdżamy poza Kijów, jest rok 1994. Ogarnia mnie, i nie tylko ogarnia, ale w jakiś sposób wciska się nachalnie do mojego wnętrza dziwna pustka i beznadziejność; na liczniku przesuwają się kilometry, za oknem piękne krajobrazy, przestrzeń, perspektywa, a więc powinnam odczuwać wolność i radość, a moje serce jest ściśnięte i smutne; patrzę i szukam, i wypatruję jakiegoś znaku religijnego: krzyża, figury Matki Bożej… Przejeżdżamy przez miasta, wioski, mijamy cmentarze i… nie ma ani jednego, przynajmniej na trasie Kijów–Charków. Atmosfera duchowa nie ulega zmianie, w moim sercu rodzi się głębokie współczucie i pragnienie, by odrodziła się w ludzkich sercach wiara w Boga Żywego, który daje nadzieję, budzi serce przez miłość, otwiera na zupełnie nową perspektywę życia przez nadanie temu życiu SENSU.

Dojeżdżamy do Charkowa. Czterdzieści kilometrów od granicy z Rosją. Pierwsze wrażenie: szarzyzna, wszystko wielkie, betonowe – pewnie miało to świadczyć o wielkości systemu komunistycznego. Nie ma kwiaciarni, kwiatów, ogródków, doniczek na balkonach, znowu pojawia się odczucie pustki, beznadziei, bezsensu, a po modlitwie: wyraźne duchowe poznanie – to duch bezbożności i jego owoce. I rzeczywiście, po głębszej refleksji dociera do mnie, że w przestrzeni duchowej nie ma terenu obojętnego. Tam, gdzie wygoniło się Pana Boga, władzę otrzymał zły duch, bo człowiek nie może pozostać pusty.

Ale może jeszcze kilka słów o Charkowie. Siedemdziesiąt lat zaplanowanej ateizacji, jaka miała miejsce na tych wschodnich terenach, których stolicą jest właśnie Charków, połączonej z wynarodowieniem, by zniszczyć tożsamość człowieka przez zabronienie mu tego, co stanowi o jego godności: Boga i oddawania Mu kultu, ojczystego języka, kultury. Wprowadzenie życia w lęku i zastraszeniu. Piszę to jako ktoś, kto o tym słyszał, w jakiś sposób, choć bardzo, bardzo fragmentarycznie zobaczył, ale nie przeżył koszmaru życia w systemie totalitarnym.

Pierwszy raz o Charkowie opowiedział nam w Karmelu w Dysie ks. Jerzy Zimiński MIC, który po ukończeniu seminarium w Rydze i święceniach kapłańskich został od razu wysłany do Charkowa przez ks. biskupa Jana Purwińskiego w 1991 roku. Na pytanie ks. Jerzego: „Księże biskupie, co ja tam będę robił?” ks. biskup odpowiedział: „Wiem jedno, masz odbudować Kościół Chrystusa”. Ksiądz Jerzy wziął relikwie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, z którą jest zaprzyjaźniony i przyjechał. Co zastał? Zbudowany przez zesłańców politycznych w 1891 roku kościół Wniebowzięcia N.M.P., który został zamieniony na biura cenzury filmowej, poprzerabiany, zdewastowany, ze zniszczonymi obrazami, figurami, bez jakichkolwiek oznak kultu.

Pierwszą mszę świętą ks. Jerzy odprawił na schodach tego kościoła w lutym. Jak sam opowiadał, zebrało się kilka osób, a on w czasie Podniesienia zakrył twarz Hostią i płacząc, pytał Jezusa: „Po coś Ty mnie tu przysłał?” – takie były początki. Jezus wiedział, po co… Zaczęło się odzyskiwanie kościoła metr po metrze aż do odzyskania całego budynku. Rozpoczęto odbudowę tej pięknej, neogotyckiej świątyni rękami parafian, których przybywało – znajdowali się ci, którzy byli katolikami, ale bali się przyznać, bo groziło to śmiercią lub Sybirem, i przychodzili nowi ludzie, w większości studenci, którzy szukali Prawdy.

Już w 1991 roku ks. Jerzy przywiózł z Lasek siostry franciszkanki służebnice Krzyża, które zamieszkały przy Kościele, następnie siostry szarytki. Siostry zamieszkały w blaszanych domkach, właściwie barakach, które latem rozpalały się do czerwoności, a zimą pokrywały się lodem. Były to domki tak malutkie, że siostry spały na piętrowych pryczach „w różnym towarzystwie” (szczury, myszy…). Takie były początki odbudowywania w Charkowie Kościoła Chrystusowego – Bóg w swoim miłosierdziu realizował i realizuje swój zbawczy plan.

Nasz – karmelitanek bosych – przyjazd do Charkowa to 3 czerwca 1995 roku w Dzień Zesłania Ducha Świętego. Zaprosił nas ks. biskup Jan Purwiński, ordynariusz diecezji żytomiersko-kijowskiej. Początkowo zamieszkałyśmy u pani Eleny Grigoriewny, ponieważ nasz klasztor był w stanie nie do zamieszkania; robotnicy z parafii przygotowali nam kilka pomieszczeń, byśmy mogły się wprowadzić, co nastąpiło 1 października! Do tego czasu codziennie chodziłyśmy na mszę świętą do kościoła Wniebowzięcia, oddalonego od nas tylko kilka przecznic. Byłyśmy takim fenomenem, że na nasz widok zatrzymywały się tramwaje, samochody. Czułyśmy się obiektem szczególnego zainteresowania, niejako eksponatami muzealnymi.

To wynik sterylizacji tych wschodnich ziem Ukrainy z wszelkiego znaku sacrum. Jednakże te krótkie przejścia po ulicy do kościoła wystarczyły, by zobaczyć w ludzkich oczach ogromne zniszczenie człowieczeństwa. Przedziwne doświadczenie: kiedy ludzki wzrok mówi o potędze zła, bo Pana Boga wymazało się ze świadomości ludzi, a to, co z Nim się w jakiś sposób wiązało, ośmieszono, wykpiono i w potworny sposób zbrukano. Ten duch bezbożności targnął się na ludzkie życie, ujawniając się w strasznych liczbach aborcji, które traktowano tu jako coś normalnego i codziennego, w rozbiciu rodzin, niemoralności, alkoholizmie, korupcji itd. Serce człowieka zostało zaatakowane i zniszczone w swoim życiodajnym jądrze – obrazie i podobieństwie do Boga Stwórcy i Ojca, odnowionym przez krzyż i krew Jezusa, uświęconym przez nieustanne działanie Ducha Świętego. Niewyobrażalne odcięcie od Życia, Światła, Prawdy, Miłości, Dobra, a pogrążenie się w ciemnościach i chaosie bez świadomości tegoż procesu – z pokolenia na pokolenie. Trudno o tym pisać i chyba jeszcze trudniej zrozumieć, istnieje jedynie pewna intuicja właściwa właśnie ludzkiemu sercu, które zna doświadczenie ciemności, chaosu, a równocześnie poznało i doświadczyło życiodajnego, przemieniającego kontaktu z Bogiem, z Jego zbawczym, wyzwalającym działaniem, wszak Jezus przyszedł, by zniszczyć dzieła diabła i założyć w sercu człowieka swoje Królestwo… Człowiek w sposób absolutny potrzebuje Boga Stworzyciela, Zbawiciela, by mieć siłę być człowiekiem, stawać się nim coraz pełniej…

Po przejściu do klasztoru zaczęłyśmy, w miarę możliwości, regularne życie karmelitańskie. Opieką duszpasterską otoczyli nas ojcowie marianie, którzy pracowali w parafii przy odbudowującym się wciąż kościele. Pierwszego października została odprawiona msza święta i zamieszkał z nami eucharystyczny Pan Jezus. Jeden z 5 pokoików przeznaczyłyśmy na kaplicę i chór zakonny, gdzie celebrowana była codziennie Eucharystia. Pozwolenie na przechowywanie Pana Jezusa w tabernakulum otrzymałyśmy od ks. biskupa Jana Purwińskiego.

W tym czasie na Ukrainie – tak ogromnym obszarze – funkcjonowały tylko dwie diecezje: kamieniecko-podolska i żytomiersko-kijowska. Takie były początki naszego karmelitańskiego życia w Pokotyłowce koło Charkowa. Zamieszkałyśmy de facto w ruinach byłego hotelu robotniczego. Dzięki ofiarności kilku organizacji i poszczególnych osób, głównie z Polski, Bóg w swojej niezgłębionej Opatrzności pozwolił nam z tych ruin zbudować klasztor z klauzurową kaplicą dla sióstr i kaplicą zewnętrzną dla ludzi. Odczytujemy to jako wielki cud: przyjechałyśmy bez przysłowiowego grosza w kieszeni, a Pan zbudował swój dom: Klasztor Matki Bożej Pośredniczki Wszystkich Łask i Świętych Apostołów Piotra i Andrzeja.

Aktualnie jest nas 14 – 10 sióstr Ukrainek, 1 siostra Słowaczka i 3 siostry Polki. W Pokotyłowce w tym samym czasie osiedlili się bracia bazylianie obrządku greckiego, wybudowali tu cerkiew i klasztor. Niedaleko nas jest też cerkiew prawosławna. W tak małej osadzie są więc aż trzy konfesje. Po wizycie Jana Pawła II na Ukrainie, w roku 2002 zostały utworzone 3 nowe diecezje: łucka, odesko-symferopolska i charkowsko-zaporoska. Charków stał się stolicą biskupią z katedrą Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – odbudowywany z ruin kościół stał się katedrą biskupią. Oprócz parafii katedralnej w Charkowie zaistniały inne parafie. Księża misjonarze wybudowali piękny kościół i centrum socjalne, pracują z siostrami szarytkami; księża marianie kończą budowę kościoła pw. św. Rodziny i razem z siostrami eucharystkami prowadzą działalność duszpasterską; księża diecezjalni obsługują parafię Bożego Miłosierdzia, parafię św. Józefa Bilczewskiego i – niedaleko Charkowa – parafię Cudownego Medalika Matki Bożej. Oczywiście pojęcie parafii w Charkowie czy na terenie diecezji jest pojęciem, które obejmuje od kilkuset do kilku osób.

W Charkowie pracują też siostry orionistki, zajmują się bezdomnymi dziećmi, jest tych dzieci setki, często mieszkają w kanałach, narkotyzują się, ulegają demoralizacji. Siostry prowadzą także dom samotnej matki. Siostry honoratki zaś pracują przy katedrze, katechizują, zajmują się młodzieżą. W tej eklezjalnej panoramie Charkowa nie może zabraknąć posługi dziewic konsekrowanych, które wydają w języku ukraińskim czasopismo „Słowo z Nami”.

Odczuwam wielką radość, pisząc o tej pięknej pracy kapłanów i sióstr, są oni naprawdę kanałami Bożego miłosierdzia. To wszystko Bóg stworzył z niczego – i stało się! Cudowną rzeczą jest widzieć na własne oczy, niejako dotykać własnymi rękami i mieć udział sercem i duchem w rodzeniu się Kościoła – Mistycznego Ciała Chrystusa w Maryi i z Maryją Matką Kościoła. Czujemy się odpowiedzialne – jak matki – za Kościół, który się odrodził i rozwija się jako Mistyczne Ciało Jezusa. To naprawdę wielki zaszczyt mieć udział w tym duchowym macierzyństwie, niczym niezasłużonym. To dar, który napawa bojaźnią i drżeniem…

Widzimy, że nasza dyskretna obecność, nasze milczące świadectwo jest prorokowaniem o tym, że Bóg jest i jest godzien największej i najgłębszej czci, hołdu i miłości ludzkiego serca, prorokujemy o prymacie Boga i godności osoby, stworzonej na Jego obraz i podobieństwo. Wierzymy w to, że jesteśmy sercem naszej diecezji. Jesteśmy sercem, w którym Duch Święty, jak ufamy, wciąż wstawia się w błaganiach niewymownych i wznosi dziękczynienie i uwielbienie, w komunii z Maryją, w Niej i przez Nią, Pośredniczkę – w tajemnicy Jej macierzyństwa.

Żyjemy rytmem, pulsem Kościoła, jesteśmy w ten Kościół wrośnięte, ale żyjemy przecież w konkretnym narodzie i nosimy w swoich sercach jego cierpienia i niepokoje. Mamy świadomość głębokiej łączności z dziejami Kościoła na Ukrainie i głębokiej łączności z losem współczesnych nam Ukraińców. Towarzyszymy im duchowo, ponieważ „ten, kto stał się absolutną własnością Boga, staje też darem Bożym dla wszystkich”.

Myślę, że nasza kontemplacyjna wspólnota może być porównana do Mojżesza, który trwając na modlitwie, rozstrzygał o losach Izraela, oraz do strażnika, który czuwa nocą, oczekując świtu… Aktualnie naród ukraiński przeżywa swoje wielkie historyczne wydarzenia – jesteśmy obecne i towarzyszymy przez modlitwę i ofiarę.

Kochani, prosimy was o wsparcie modlitewne, abyśmy były wierne Bogu każdego dnia aż do końca.
Łączymy się z wami sercem i modlitwą.

s. Mariola od Trójcy Świętej OCD
Charków