Wznowienie działalności – założyciel klasztoru w Baeza

Po zakończeniu zgromadzenia kapitulnego karmelitów bosych w Almodóvar del Campo, Jan od Krzyża wyrusza do Andaluzji w towarzystwie służących don Pedra de Mendoza, niosących go w lektyce od Toledo.

Córki moje w Chrystusie



Karmelitanki bose w Beas są dla niego jakby drugą wspólnotą, powierzoną jego opiece. Opiekuje się nimi regularnie, jak gdyby były one jego braćmi z Calvario. Parę lat później napisze do nich z Granady: “Moja miłość jest niewielka, ale bądźcie pewne, że jest ona tak skupiona na was, że nie zapominam o tych, którym tak wiele zawdzięczam w Panu” (List z 22.11.1587).

Wszystko zaczęło się od wizyty mającej miejsce pod koniec października 1578, wspomnianej na początku tego rozdziału; wizyty, która wzbudziła w zakonnicach mieszaninę uczuć uwielbienia, zainteresowania, współczucia i głębokiego przywiązania. Niektóre spowiadają się przed nim i są nim zachwycone.

Pewien drobny wypadek powoduje szybkie zacieśnienie stosunków. Otóż Anna od Jezusa, przeorysza, źle odbiera niektóre wyrażenia nowo przybyłego. Nie wydaje jej się właściwym, by trzydziestosześcioletni ojciec Jan mówił o sześćdziesięciotrzyletniej Matce Teresie jako o “swój ej córce”. Po oddaleniu się Jana tak mówiła do sióstr: “Ojciec Jan od Krzyża wydaje mi się wspaniałą postacią, ale jest zbyt młody, aby nazywać “swoją córką” naszą Matkę Założycielkę.

W tych właśnie dniach matka Anna pisała do Założycielki w sprawach wspólnoty. Była zaniepokojona, ponieważ w tej zapadłej mieścinie było prawie niemożliwe znaleźć dobrego spowiednika dla zgromadzenia. Wie, że na to stanowisko Teresa wymaga ludzi wartościowych. W tym samym liście opowiada o poufałości, na jaką pozwala sobie młody Ojciec w swoich rozmowach.

Matka Anna znalazła odpowiednią osobę do przedstawienia swoich zastrzeżeń względem Jana od Krzyża. Teresa czuje się prawie obrażona faktem, że zakonnice nie potrafią docenić daru ofiarowanego im przez Boga, i w dwóch listach, jednym adresowanym do przeoryszy i drugim do wspólnoty, odpowiada na wątpliwości przeoryszy z bardzo szczerą i żarliwą pochwałą Jana od Krzyża: “Dziwię się, że narzekasz bez powodu, moja córko, mając do dyspozycji mojego ojca Jana od Krzyża, który jest człowiekiem niebiańskim i boskim. Chcą ci powiedzieć, że od kiedy udał się on w wasze strony, nie znalazłam w całej Kastylii drugiego takiego jak on, który w podobny sposób dodawałby ducha w wędrówce do nieba. Nie uwierzysz, jak mi go brakuje. Macie wielki skarb w tym świętym; niech dusze zakonnic korzystają z niego, wkrótce zobaczą postępy i ocenią, jak bardzo postąpiły naprzód we wszystkim, co związane jest z duchem i doskonałością; w rzeczy samej Pan obdarował go pod tym względem darem szczególnym” (listopad 1578).

“Zapewniam was, że pragnęłabym mieć tutaj mojego ojca Jana od Krzyża, który naprawdę jest ojcem mojej duszy, i jednym z tych, z którymi kontakt dostarcza ogromnych korzyści. Zwróćcie się ku niemu, moje córki, z całą naturalnością; zapewniam was, że możecie to zrobić, jak gdybym to była ja sama i że odniesiecie z tego duży pożytek: jest on ogromnie uduchowiony, posiada wielkie doświadczenie i wielką mądrość. Ci, którzy nawykli do jego nauki, bardzo odczuwają jej brak. Dziękujcie Bogu za to, że możecie mieć go tak blisko. Napiszę do niego, by was odwiedzał i wiem, że w swojej wielkiej miłości uczyni to zawsze, kiedy tylko będzie taka potrzeba” (październik 1578).

Bez wątpienia to, że Jan od Krzyża rozpoczął regularne kierownictwo duchowe we wspólnocie w Beas, było rezultatem zastrzeżeń Anny od Jezusa i listu matki Teresy. W każdą sobotę Jan udaje się z klasztoru w Calvario do Beas, poświęcając także dzień następny na duchową opiekę nad zgromadzeniem. W poniedziałek wraca do domu pieszo, tak jak przybył.

Styl Jana był zupełnie wyjątkowy: z nauczaniem ustnym łączy pisemne w postaci bilecików z uwagami i wskazówkami nt. modlitwy, miłości braterskiej, obecności Bożej, miłości Boga, oderwania się…

Jedna z tych, które najbardziej skorzystały z jego nauczania, tak je opisuje: “Był obdarzony wielkimi przymiotami, danymi mu przez Boga, a jego wspaniałość objawiała się podczas rozmowy z nim. Choć niskiego wzrostu i bardzo zaniedbany, w połatanym habicie ja sama widziałam jego płaszcz, dopiero co uszyty: był bardzo skromny, połatany i cerowany swoją pogodną i pokorną postawą, ani tego chcąc, ani się o to ubiegając, budził szacunek u wszystkich swoimi zaletami i powagą, którymi obdarzył go Bóg… Głęboka kontemplacja i więź z Bogiem ujawniały się w jego czynach i słowach: mówić o Bogu mógł bez końca”.

Inna powie: “Otrzymał od Pana dar przekonywania swoich słuchaczy do praktykowania cnót, a robił to w sposób tak fascynujący, że rzecz wydawała się łatwa”.

Poza tym, że spowiadał i prowadził indywidualne kierownictwo duchowe, “dbał bardzo, aby unikać próżnowania, i kiedy miał odrobiną wolnego czasu, poświęcał się pisaniu albo prosił o klucz do ogrodu i szedł oczyszczać go z chwastów. Zbudował kilka ścianek działowych i podłóg w naszym klasztorze, a jeśli miał towarzysza, pozwalał mu wejść i korzystał z jego pomocy, w przeciwnym wypadku prosił o pomoc którąś z sióstr. Lubił także przyozdabiać ołtarze, i zajmował się tym bardzo troskliwie, w milczeniu, dbając o porządek”.

Być może przy okazji tych pierwszych spotkań miała miejsce rozmowa z Magdaleną od Ducha Świętego, która przepisywała wiersze, ułożone przez Jana od Krzyża podczas pobytu w więzieniu toledańskim. Magdalena przepisała je z zeszytu, w którym zapisał je ojciec Jan i przyniósł ze sobą z więzienia. Kopistka czuła potrzebą wyjaśnień co do tego tak szczególnego języka, o czym sama mówi: “Ponieważ żywość tego języka, jego piękno i finezja wzbudzały mój zachwyt, zapytałam go pewnego razu, czy to Bóg podsunął mu te słowa tak pełne znaczenia i tak harmonijne. Odpowiedział mi: Córko, niekiedy podsuwał mi je Bóg, innym razem szukałem ich sam“.