Służebnica Boża Teresa od Dzieciątka Jezus
(Kunegunda Siwiec)
1876 – 1955




Kunegunda Siwiec urodziła się 28 maja 1876 roku w Stryszawie. W wieku dwudziestu lat pod wpływem nauk misyjnych i wewnętrznego głosu podejmuje decyzję zmiany swoich planów życiowych i oddania się na wyłączną służbę Bogu w świecie. Zrywa zaręczyny i składa prywatny ślub czystości.

Wstępuje do Trzeciego Zakonu Karmelitańskiego. Zostaje obdarowana łaską słyszenia w swoim wnętrzu słów Jezusa i możliwości rozmawiania z Nim. Podczas trwania działań wojennych czyni ofiarę ze swego życia w intencji zachowania Stryszawy przed grożącą wiosce pacyfikacją i wywózką do Oświęcimia. Umiera w opinii świętości 27 czerwca 1955 rok.

Nie umiem Cię prosić, ale Ty wiesz, czego mi potrzeba.
o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Wprowadzenie

Odwiedzając mieszkańców osad i siedlisk rozrzuconych po zboczach i urokliwych zakątkach Beskidu Żywieckiego, usłyszeć można barwne dzieje dawnych górali. Mimo, iż niewielu z nich chodziło do szkół, odznaczali się życiową mądrością, wiedzieli, co to honor i szacunek do człowieka. Często nie umieli pisać, a jednak dobrze znali rodzinne dzieje. Książki o historii zastępowała im pamięć, a atlas geograficzny - dobra znajomość własnej ziemi i przywiązanie do niej.

Był to świat ludzi prostej i głębokiej wiary, zadziwiającej dzisiejszego człowieka i chyba nie w pełni dla niego zrozumiałej. "Mój ojciec - wspomina Aniela Ponikiewska - cały różaniec codziennie odmawiał. Wyczytał w książkach, że gdy się odmawia codziennie cały różaniec, trzy części, to będzie się wiedziało, kiedy się umrze. I faktycznie. Pewnego dnia ojciec kazał się umyć i ubrać w garnitur, kazał się ogolić i powiedział, że wybiera się daleko. Zmówił cały różaniec, trzy części, i założył go sobie na szyję. Siedział na łóżku, a nogi miał oparte na stołeczku. W pewnej chwili kopnął stołeczek i przewrócił się na łóżko. Nie żył" (1).

Obok wiary dużo znaczyło ludzkie słowo. "W tamtych czasach - opowiada Ignacy Trzop - gdy się komuś coś dawało, to się po prostu dawało. Nikt wtedy nie myślał o sporządzaniu jakichś zaświadczeń czy podpisów. Ot, dawało się z serca, i już. Ugadywało się i słowo wystarczyło. Ludzie sobie bardzo wierzyli. Słowo się ceniło. Gdy ktoś powiedział, lub dał, to nie trzeba było tego potwierdzać papierkami lub pieczątkami. Ludzie sobie ufali" (2).

W takim świecie urodziła się, żyła i zmarła Kunegunda Siwiec. W wiosce mówili na nią Kundusia, a później, gdy przybyło lat, Kundusia starsza, dla odróżnienia od jej siostrzenicy, noszącej to samo imię. Dla bliskich krewnych była natomiast ciocią Kundą (3).

Jej historia jest tak prosta jak tylko prostą potrafi być góralska codzienność. Można ją streścić w kilku zdaniach. Po wysłuchaniu nauk głoszonych podczas misji parafialnych, postanawia poświęcić się wyłącznie Bogu, pozostając jednak osobą świecką. Ukończywszy stosowne kursy katechizuje górali i przygotowuje ich do sakramentów. Przynależąc do Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, zgłębia i praktykuje wymogi drogi duchowego dziecięctwa. Jako dziedziczka rodu Siwców przekazuje część rodzinnej ziemi pod budowę kaplicy i zabudowań klasztornych, ofiarowanych siostrom zmartwychwstankom. Siedem ostatnich lat życia spędzi przykuta do łóżka, niewymownie cierpiąc. W tym wszystkim jest jeszcze Ktoś - Bóg i Jego "głosy", które Kunegunda słyszy w swym wnętrzu. To On sprawił, że duchowe bogactwo drzemiące w jej sercu zostawiło wyraźny ślad w życiu wszystkich, z którymi przecięła się droga jej własnego życia.

Odtworzenie dziejów Kunegundy nie było łatwym zadaniem. Zachowało się zaledwie kilkanaście jej osobistych dokumentów, posiadających adnotację o wydarzeniach, miejscach i datach. Wyznaczają one czasowe ramy zasadniczo dla wczesnej młodości i końcowych lat życia. A cała reszta?

Chociaż w czasach Kunegundy nie pisano pamiętników, to jednak przetrwał bezcenny zbiór informacji o jej życiu, rozproszony w ludzkiej pamięci. To właśnie wspomnienia osób, które ją znały, mieszkając w sąsiedztwie i dzieląc z nią niełatwą codzienność czasów galicyjskiej biedy i dwóch światowych wojen, dostarczyły brakujących fragmentów (4). Pozostało usiąść i cierpliwie układać je obok siebie, aż ukaże się cały portret.

Książka otrzymała tytuł: Piękno ukryte w prostocie. Uznaliśmy bowiem, że takie sformułowanie najlepiej streszcza życie Kunegundy. Oto więc historia o pięknie człowieka, skrytym w prostej codzienności, opowiedziana ustami tych, którzy widzieli.


(1) Aniela Ponikiewska (ur. Stryszawa-Boguniówka, 1903), wspomnienia (1988), s. 3, sygn. T2A/2, ABPKPKB.

(2) Ignacy Trzop (ur. Stryszawa-Wsiórz, 1904), wspomnienia (1990), s. 1, sygn. T2C/15, ABPKPKB.

(3) Zdzisława Dybiec (ur. Sucha Beskidzka, 1942), wspomnienia (1990), s. 2, sygn. T2A/4, ABPKPKB.

(4) Ocalenie wielu cennych faktów z życia Kunegundy i galicyjskiej społeczności jej czasów zawdzięczamy Helenie Stańczyk z Jeleniej Góry. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zebrała bezcenny zbiór ponad pięćdziesięciu wspomnień od bezpośrednich świadków.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Z babiogórskich górali

Historia Kunegundy rozpoczyna się w Stryszawie. Ta rozległa wioska, rozciągająca się na styku Beskidu Małego, Makowskiego i Żywieckiego, była jej ukochanym miejscem przez całe życie. Znała zapach tutejszej ziemi, trud pracy na niej, smak wody z leśnych strumieni. Potrafiła bezbłędnie nazywać polne zioła i ptaki, których śpiew dolatywał do jej uszu. Kochała tutejszych ludzi, dzieląc z nimi radości i troski codziennego życia. Umarła w tym samym domu, w którym przed siedemdziesięciu dziewięciu laty, 28 maja 1876 r. (1), rozległy się jej pierwsze niemowlęce krzyki. Odwieczne prawo natury nakazało opuścić bezpieczne schronienie pod sercem matki i stąpać po nowym, nieznanym dotąd świecie. Była to ziemia babiogórskich górali, zwanych potocznie Babiogórcami (2).

Górale Żywiecczyzny: Żywczacy, Babiogórcy, Orawiacy, Podhalanie i Kisuczanie, od stuleci zamieszkiwali rozległe tereny, na których przenikały się wpływy wielu kultur, dając początek bogatym tradycjom folklorystycznym. Przebiegały tędy szlaki handlowe łączące Śląsk i Małopolskę z Czechami, Słowacją, Węgrami, Austrią i Rumunią.

Pierwsza wzmianka o Stryszawie pochodzi z 1480 r. (3) Podobnie jak inne osady tego regionu powstała na fali wołoskiego osadnictwa (4). Pasterze z Bałkanów docierali tutaj w poszukiwaniu nowych pastwisk dla owiec i bydła, przynosząc również własną kulturę i tradycje. Z upływem lat mieszali się z lokalną społecznością słowiańską, ulegając slawizacji. Niektóre grupy zakładały osiedla wzdłuż koryt rzek, inne na górskich zboczach.

Osiedla rozlokowane wzdłuż rzeki Stryszawki, stanowiące początkowo odrębne siedliska, dały początek Stryszawie. To długa wioska, ciągnąca się na przestrzeni ponad 10 km, u podnóża Jałowca (1111 m), posiadająca liczne, wyżej położone przysiółki (5), o swoiście brzmiących nazwach: Biłki, Hucisko, Słapy, Wsiórz, Czerna, Siwcówka, Jurki, Boguniówka, Krzysie, Roztoki... Nazwa samej wioski pochodzi od staropolskiego słowa strysz. Ponieważ posiada ono dwa znaczenia, istnieją też dwie interpretacje. Strysz oznacza ubogiego człowieka (6), ubogą osadę. Nazwa nawiązywałaby więc do ubogich warunków, w jakich żyli mieszkańcy Stryszawy. Strysz oznacza także drobną krę i kawałki lodu na wodzie (7). Spływając bystrym nurtem rzeki toczącej swoje wody wzdłuż wioski, strysz spiętrzał się i występował na brzegi podczas wiosennych roztopów. Od tego charakterystycznego zjawiska miałaby pochodzić nazwa osady.

Z biegiem czasu bałkańscy osadnicy wycięli i wypalili spore połacie lasów, tworząc rozległe hale pod uprawę zbóż, wypas owiec i bydła. Pozyskiwane przy zastosowaniu takiej gospodarki drewno stawało się kluczowym materiałem dla lokalnego rzemiosła. Stryszawa słynęła w dawnych czasach z wyrobu gontów, czyli klinowych deseczek służących do krycia dachów. Do dziś jej mieszkańcy trudnią się chałupniczo produkcją drobnych przedmiotów z drewna.

Wycinka lasów, uprawa ziemi i pasterstwo nie były jedynymi zajęciami tutejszych górali. Niektórzy z nich zajmowali się zbójectwem. Współczesny herb Stryszawy, wzorowany na odciskach dawnych pieczęci tej osady, przedstawia dwa zakrzywione zbójeckie sztylety (8), pochodzące z kręgu wołoskiej kultury. Są pamiątką po dawnych osadnikach i ich zbójeckim rzemiośle.

Dużym zainteresowaniem zbójników cieszyła się Babia Góra, zwana niekiedy "zbójeckim gniazdem". Zbójeckie kompanie ukrywały się tam i zimowały w odludnych osadach i szałasach. Trudności w zdobywaniu środków do życia, wyzysk ze strony szlachty, jak również obecność szlaków handlowych, sprzyjały zbójeckiemu procederowi (9). Zbójnikami byli najczęściej zwykli górale. Dobra znajomość terenu, której nabywali pasąc owce, pozwalała im skutecznie chronić się po dokonanych rozbojach przed wymiarem sprawiedliwości. Nie napadali jednak na najbliższych sąsiadów. Wyprawiali się natomiast w tereny nieco odległe. Z nastaniem bowiem zimy, której w górach nie sposób przeżyć poza osadą, musieli powrócić do swoich, szukając u nich noclegu i wyżywienia.


(1) Księga Chrztów, t. VII, s. 134, nr 48, APAS.

(2) Beskid Żywiecki. Przewodnik, praca zbiorowa, Pruszków 2006, s. 81.

(3) Tamże, s. 437.

(4) Wielka Encyklopedia Powszechna, tom 12, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1969, s. 483-484.

(5) Przysiółek - osiedle wiejskie przynależące do większej wioski, składające się z kilku lub kilkunastu domostw. Posiada własną nazwę, ale nie stanowi odrębnej jednostki administracyjnej.

(6) Beskid Żywiecki. Przewodnik, s. 437.

(7) Słownik języka polskiego, tom 8, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1966, s. 843.

(8) Beskid Żywiecki. Przewodnik, s. 438.

(9) Wielka Encyklopedia Powszechna, tom 12, s. 671.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Urokliwa Stryszawa

Stryszawskie krajobrazy, podobnie jak i całą Żywiecczyznę, cechuje niepowtarzalny klimat. Kopulaste szczyty o wyraźnie piętrowym układzie drzew i roślin, kręte drogi, wąskie ścieżki, poprzecinane strumieniami, prowadzące w sobie tylko znanych kierunkach, nie pozwalają przejść obojętnie. Ksiądz Bronisław Bartkowski (1), który przybył tutaj w październiku 1937 r. na urlop zdrowotny oraz do kapelańskiej posługi, po latach tak opisał swoje pierwsze spotkanie ze Stryszawą: "Wysiadłem z pociągu w Suchej na trasie Kraków-Zakopane, by stąd furką góralską dostać się do Stryszawy. Siostry zmartwychwstanki zaproponowały mi objęcie funkcji kapelańskich przy ich kaplicy. Ponieważ do dyspozycji miałem czteromiesięczny urlop zdrowotny i... płótno w kieszeni, więc propozycję przyjąłem chętnie. Niby ta Stryszawa zaczyna się niedaleko Suchej, jakieś 2 km od stacji, ale tylko zaczyna, bo potem ciągnie się - beskidzką modą - dobrych 12 km. A mój nowy punkt oparcia, wedle relacji woźnicy, znajduje się prawie że u końca tej trasy. Ruszyliśmy więc w nieznane. Tych stron rzeczywiście nie znałem, więc rozglądałem się ciekawie, dokąd mnie wiozą. Najpierw kilka kilometrów gościńcem w kierunku Żywca, potem skręt na lewo i jeszcze 6 km wyboistą, pełną zakrętów drogą wiejską, jeszcze jeden zakręt na lewo, pod górę, i wreszcie furka stanęła przed dużym domem z drzewa. Po dwu godzinach jazdy byliśmy na miejscu. Beskid Żywiecki posiada wiele pięknych zakątków, ale chyba niewiele dorównuje pięknem temu osiedlu stryszawskiemu, które zwie się Siwcówką, a którego punkt centralny stanowi zakład sióstr zmartwychwstanek z kaplicą św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Sama Siwcówka leży jakby w środku amfiteatru złożonego z gór. Z wszystkich stron, ze wschodu i zachodu, z południa i północy, okalają ją góry, o których wyraża się gdzieś Gustaw Morcinek, że narodziły się z uśmiechu Boga. Góry zielone aż po szczyty ciemną zielenią lasów i jasną zielenią pól i pastwisk, góry, które jakimś ciepłym kręgiem otoczyły Siwcówkę, tworząc z niej zaciszny zakątek, w którym jest przytulnie i dobrze" (2).

Piękno i ciszę stryszawskiej dziedziny doceniali różni ludzie, także wielcy i znani. Za czasów życia Kunegundy, jeszcze przed wojną, bywał tutaj zasłużony prezydent Warszawy Stefan Starzyński z żoną. Wtenczas siostrzenica Kunegundy, Maria Leśniak, posługiwała im w letniskowej codzienności - wyznaje Zdzisława Dybiec (3). Bywał także generał Józef Haller. "Przyjeżdżał do Siwcówki kilka razy. Podobały mu się te tereny. Chciał budować w Siwcówce, koło leśniczówki pana Ryczka, dom sanatoryjny dla oficerów. Wojna wszystkiemu przeszkodziła" - wspomina Maria Mońska (4). Bywał w końcu Sługa Boży Stefan Wyszyński, najpierw jako biskup lubelski, a potem jako Prymas Polski. "Gdy przyjeżdżał na wypoczynek - opowiada Ludwika Janik - to my witaliśmy go zawsze przy moście kwiatami. Każdy miał bukiet polnych kwiatów. Ks. Prymas był wzruszony, cieszył się, brał od każdego kwiaty, dziękował. Bardzo go kochaliśmy" (5). W latach sześćdziesiątych Ks. Prymasa odwiedzał na Swicówce Metropolita Krakowski, najpierw arcybiskup, a potem kardynał Karol Wojtyła, co upamiętnia pomnik obu Sług Bożych, odsłonięty na Siwcówce 23 sierpnia 2000 r.

Siwcówka urzekała zarówno rdzennych mieszkańców jaki i przyjezdnych gości. Porównywano ją do naturalnego amfiteatru. "Na szlaku z Suchej Beskidzkiej na Babią Górę jest górski amfiteatr. Z za kulis tego teatru wypływa rwący potok Stryszawka - niemilknący nigdy fortepian w wielogłosowej orkiestrze. Prym w niej wiedzie poszum świerków i chór ptaków, zwłaszcza kosów i słowików. Czasem halny włączy wszystkie instrumenty iglasto-liściaste w koncert na cześć wszechmocnego Stwórcy. Słychać wtedy modrzewiowe smyczki, harfę brzozy i gitary osik, flety i fujarki różnych krzewów, traw i łąk. Czasem milknie wszystko, bo - gra Stwórca na organach gór... Wtedy się ucisza nawet pyszna wiolonczela o tysiącu smykach wierzby, która płacze, a bukowe i dębowe lasy głuszą szybko echo swych melodii... Potem tylko wody Stryszawki usiłują na klawiszach kamieni, które pospadały spod Bożych palców, uwiecznić fragmenty Jego utworu. Dlatego każdy, kto przechodzi przez mostek dzielący Stryszawę od amfiteatru zwanego Siwcówką, przystaje, by zapisać na pięciolinii swego serca jakąś frazę koncertu, którego kompozytorem i wykonawcą jest sam Bóg" (6).


(1) Ks. Bronisław Bartkowski, ur. 31 grudnia 1907 r. w Grudziądzu, wyświęcony na kapłana 17 grudnia 1932 r. w Pelplinie, zm. 22 lipca 1986 r. w Stryszawie-Siwcówce.

(2) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 1, brak daty i miejsca powstania. Maszynopis opatrzony jest własnoręcznym podpisem ks. Bartkowskiego, PAHSJG.

(3) Zdzisława Dybiec, list do postulatora w procesie beatyfikacyjnym, 3.11.2009.

(4) Ludwika Janik (ur. Stryszawa, 1903), wspomnienia (1988), s. 3, sygn. T2C/3, ABPKPKB.

(5) Maria Mońska (ur. Stryszawa, 1919), wspomnienia (1990), s. 5, sygn. T2C/14, ABPKPKB.

(6) Bogumiła Żukowska CR, Kundusia, (w:) O takich jak wy..., Kraków 1980, s. 168-169.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Na własnej ziemi

W lipcu 1866 r. wojska pruskie zadały dotkliwą klęskę wojskom austriackim w bitwie pod wioską Sadová. Na skutek zmiany sytuacji politycznej powstała Monarchia Austro-Węgierska. Była to federacja o dwóch stolicach, w Wiedniu i w Budzie, w skład której wchodziła również Galicja i należąca do niej Stryszawa. Dla Galicji rozpoczął się wówczas okres znacznej autonomii. Jej zachodnia część, zamieszkana przez ludność polską, wyrosła na główny ośrodek kultury polskiej i polskiego życia narodowego.

Ten nowy okres w historii Galicji poprzedziły jednak dramatyczne i ważne wydarzenia. W kwietniu 1848 r. zniesiono pańszczyznę i nadano chłopom na własność ziemię, na której pracowali (1). Nie od razu zmieniło to jednak sytuację galicyjskich wiosek. Ich życie wciąż nosiło ślady bolesnych doświadczeń spowodowanych klęskami nieurodzaju, głodem, kryzysem ekonomicznym oraz zawieruchą rabacji galicyjskiej. Szczególnie dramatyczne okazały się lata 1846-1848. Był to czas wielkiego głodu, kiedy to śmierć w całej Galicji zebrała obfite żniwo. W tym najcięższym okresie posiłkiem dla wielu chłopskich rodzin był chleb wypiekany z otrąb i plew, czy też zupa gotowana z pokrzyw, perzu lub traw. "Ja urodziłam się w domu drewnianym - wspomina Helena Leśniewska - posiadającym małe okienka. Była jedna izba i kuchnia. W zimie krowa mieszkała razem z nami, bo bywało strasznie zimno i bali się, aby nie zamarzła. W domu była straszna bieda" (2).

W tak trudnych warunkach, 4 maja 1833 r., w Stryszawie, w rodzinie Jana Siwca i Katarzyny z domu Biłka, przyszedł na świat chłopiec, późniejszy ojciec Kunegundy. Następnego dnia został ochrzczony w kościele parafialnym pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Suchej Beskidzkiej i otrzymał imię Jan (3). Trzy lata później, w tym samym kościele, 28 sierpnia 1836 r., została ochrzczona córka Błażeja Trzop i Zofii z domu Trzop, otrzymując imię Wiktoria (4). To późniejsza matka Kunegundy. Urodziła się 26 sierpnia, w stryszawskim siedlisku Jaworskie.

Jan i Katarzyna Siwcowie, dziadkowie Kunegundy, przenieśli się do malowniczego, dotąd niezamieszkałego zakątka Stryszawy. Otoczony zewsząd wzgórzami i lasami, w opinii niektórych uchodził za najpiękniejszy w okolicy. Jan Siwiec nie był jedynym pionierem nowego miejsca. Dzielił je ze swoim krewnym. Maria Janik wspomina: "Pochodzę z rodziny Siwców, z której też pochodził ojciec Kundusi. Od ojca słyszałam, że w dawnych czasach Siwcówka podzielona była na połowę i osiedliło się tu dwóch kuzynów o nazwisku Siwiec. Jednym z nich był mój dziadek, a drugim dziadek Kundusi" (5).

Z biegiem czasu na nowym terenie zaczęło przybywać domostw, a od nazwiska pierwszych osadników siedlisko to nazwano Siwcówką (6). Ponieważ mieszkały tam prawie same rodziny Siwców, każdej z nich nadano jakiś przydomek. "Na ojca moich koleżanek Marysi i Heli - wyjaśnia Michalina Wala - wołali Krowiarz, podobno on handlował krowami. Na Kundusię i jej rodzeństwo wołali Siwcoki" (7).


(1) Wielka Encyklopedia Powszechna, tom 4, s. 87.

(2) Helena Leśniewska (ur. Stryszawa-Siwcówka, 1929), wspomnienia (1988), s. 1, sygn. T2C/2, ABPKPKB.

(3) Księga Chrztów, t. IV, s. 101, APAS.

(4) Księga Chrztów, t. IV, s. 135, APAS.

(5) Maria Janik (ur. Stryszawa-Siwcówka, 1927), wspomnienia (1988), s. 1, sygn. T2C/1, ABPKPKB.

(6) "Nazwa Siwcówka pochodzi od dwóch pradziadków, którzy dali życie dalszym Siwcom". Stefania Siwiec (ur. Stryszawa, 1913), wspomnienia (1989), s. 3, sygn. T2C/12, ABPKPKB.

(7) Michalina Wala (ur. Stryszawa-Roztoki, 1924), wspomnienia (1990), s. 1, sygn. T2C/24, ABPKPKB.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Rodzice z charakterem

Jan Siwiec i Wiktoria Trzop, rodzice Kunegundy, pobrali się 9 lutego 1858 r. w kościele parafialnym w Suchej Beskidzkiej (1). Pomimo ciężkiej pracy w polu, w domu, przy owcach i bydle, okazali się ludźmi długowiecznymi. Jan zmarł w wieku 92 lat, jego małżonka dożyła 80 lat.

Uchodzili za ludzi zaradnych, a przez to zamożnych, jak na owe czasy galicyjskiej biedy. "Byli najbogatszymi gospodarzami w Siwcówce. Mieli owce, krowy, świnie, drób... Mieli też na polance lasy" (2). Ich zamożność nie oznaczała bynajmniej posiadania znaczniejszych zasobów finansowych. W tamtych czasach niemal każda rodzina posiadała większe czy mniejsze gospodarstwo, ale niewiele pieniędzy. Nie było gdzie zarobić, ani też gdzie sprzedać wytwarzanych w domach produktów spożywczych czy drobnych przedmiotów codziennego użytku. Aby cokolwiek spieniężyć trzeba było chodzić do Suchej Beskidzkiej, a i taka wyprawa nie gwarantowała zysku (3).

Dom rodzinny Siwców nie stanowił więc ostoi przepychu. Paradoksalnie był skromniej urządzony od wielu innych gospodarstw (4). Zawsze panował tam jednak porządek. Ci, którzy Siwcom zazdrościli, posądzali ich o chytrość i ambicję. Nie było w tym jednak nic z prawdy, a i Siwcowie nigdy się nie tłumaczyli. Ponieważ prawda broni się sama, styl ich życia mówił za siebie. Zbędne były wszelkie komentarze.

Wiktoria, osoba o usposobieniu cichym i niekłótliwym, okazała się zapobiegliwą gospodynią i zatroskaną matką. W pamięci mieszkańców wioski nie pozostało jednak zbyt wielu wspomnień na jej temat. "Nie wspominam o matce - pisał ks. Bartkowski - bo nie udało mi się zdobyć jakichś szczegółów z jej życia. Matka dziesięciorga (5) dzieci na pewno zasługiwałaby na to, by o niej napisać grubą książkę, ale czyny takich matek sam Bóg zapisuje w swoich księgach, a tu, na ziemi, trzyma je w ukryciu i ludzkim zapomnieniu" (6).

Za to Jan Siwiec odznaczał się wyjątkową charyzmą, która nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do tego, że wybija się na tle innych gospodarzy. I to bynajmniej nie z powodu wyjątkowych dokonań czy hałaśliwego prowadzenia się. "Gazdował sobie w onej starej, dymnej chacie, a nad chatą i duszami jej mieszkańców gazdował Bóg. Bo wiara w Boga, w Jego prawdy i prawa była też jednocześnie podstawą całej filozofii życiowej i normą postępowania" (7).

Przez sąsiadów odbierany był jako człowiek pogodny, opowiadający ciekawe historie i przypowieści, ceniący wartość słowa, posiadający prostą, ale i głęboką wiarę. Było coś w jego oczach, powściągliwym sposobie mówienia, szacunku okazywanym współziomkom, co świadczyło o prawości i bogactwie ducha tego prostego górala. Tak też widziano jego rodzinę, chociaż nie do końca ją rozumiano, bo jakoś dziwnie odstawała od innych. "Siwców szanowano. Ale nie bardzo do nich kto chodził - wspomina Michał Siwiec. Oni też bez potrzeby nie zachodzili na pogawędki do innych. Inni mieszkańcy Siwcówki odwiedzali się, aby pograć w karty, albo pogadać. Siwce żyli jakby bardziej tylko w swojej rodzinie. Jeśli kto poszedł do Siwców i rozmowa rozwinęła się po ich myśli, to chętnie towarzyszyli i słuchali. Ale jeśli kto mówił źle o innych, o klasztorach, albo plotkował, to oni wymykali się z mieszkania, a drzwi mieli na skórkach, nie skrzypiały, i zanim rozmówca się spostrzegł, to nikogo z Siwców nie było i sam zostawał w izbie. Oni nie lubili i nie chcieli słuchać, jak się źle mówiło. Sami też o nikim źle nie mówili. A już broń Boże, aby kto przy nich przeklinał, lub używał brzydkich słów. Nie lubili tego. Nie lubili obmowy czy plotek. Toteż ludzie nie chodzili do nich, bo nie było po co. Chyba, że za potrzebą jaką" (8).

Jana znano też z miłości do dzieci, i tych własnych, i tych od sąsiadów. Garnęły się do niego, bo pięknie opowiadał i nie krzyczał. Niektóre odczuwały jednak lęk przed nim, bo tak przenikliwie patrzył, jakby wszystko wiedział. Wnuczka Aniela wspomina: "Dziadek bardzo lubił nas dzieci. Wciąż wypatrywał, czy nie idziemy do nich. Dziadek miał dużo owiec. My mieliśmy jedną owcę, więc paśliśmy ją z dziadkowymi. Czasem ja z dziadkiem pasłam. Dziadek chodził za owcami z laseczką i pośpiewywał sobie. Brał nas na kolana, gładził po głowach. Był bardzo spokojny, nie był głośny, nigdy nie krzyczał czy głośno mówił" (9).

Gdy się postarzał, niektórzy mówili na niego - Stary Siwcok. Był niskiego wzrostu, tęgawy, o zupełnie siwych włosach, ale wciąż rześki, pogodny i powszechnie szanowany. Inni nazywali go Dziadkiem, "bo starym był, najstarszym gazdą w osiedlu i niewiele mu brakowało do setki" (10). Jego własne dzieci mówiły jednak do niego "tatuś" (11), okazując swą miłość i szacunek, bo u Siwców w domu "bardzo szanowano ojca i matkę" (12).

W tych starych latach, podobnie jak i w młodości, chodził do kościoła pieszo, na Mszę św. o godzinie ósmej. Często towarzyszył mu Skrzypek z Roztoki, którego we wsi nazywali Mrozem. Obydwaj starcy bardzo się lubili i cenili (13). Najczęściej widywano go jednak przy owcach, pasąc je wciąż coś śpiewał. "Zapamiętałam jedną z piosenek, którą śpiewał Stary Siwiec - wspomina Maria Wojtyłko. Jedna drugiej sepce, pokupmy se cepce, jak się nie wydomy, to cepce przedomy. Za dawnych czasów kobiety zamężne miały na głowach takie białe czepce z cieniutkiego, białego, lnianego materiału, ozdobionego wypuszczoną koronką. Zawiązane one były do tyłu głowy. Jeśli kobieta była zamężna i jako matka lub matka chrzestna przyszła chrzcić dziecko, i przyszłaby bez czepca, to ksiądz nie dał chrztu. Trzeba było być w czepcu. Taki był obyczaj" (14).

Czas ziemskiego gazdowania Starego Siwca dobiegł końca 7 października 1925 r. Spoczął wśród swoich, na stryszawskim cmentarzu (15).


(1) Księga ślubów, t. III, s. 126, nr 9, APAS.

(2) Michał Siwiec (ur. Stryszawa-Siwcówka, 1919), wspomnienia (1990), s. 1, sygn. T2C/18, ABPKPKB.

(3) Aniela Kachel (ur. Stryszawa, 1914), wspomnienia (1990), s. 1, sygn.T2C/8, ABPKPKB.

(4) "Dom Siwców był bardzo skromny". Michał Siwiec, wspomnienia, s. 1; "Dom moich rodziców był lepiej wyposażony niż Siwców". Tamże, s. 2.

(5) W rzeczywistości małżeństwo Siwców miało jedenaścioro dzieci.

(6) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 3.

(7) Tamże, s. 3.

(8) Michał Siwiec, wspomnienia, s. 3.

(9) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 1.

(10) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 3.

(11) Aniela Kachel, wspomnienia, s. 2.

(12) Helena Leśniewska, wspomnienia, s. 3.

(13) Franciszek Sołtysik (ur. Stryszawa, 1903), wspomnienia (1990), s. 2, sygn. T2A/3, ABPKPKB.

(14) Maria Wojtyłko (ur. Stryszawa-Krzysie, 1912), wspomnienia (1990), s. 3, sygn. T2C/19, ABPKPKB.

(15) Księga zmarłych, t. VI, s. 218, nr 63, APAS.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Liczne rodzeństwo

Pomimo trudnych warunków życia wielodzietne rodziny góralskie nie należały do rzadkości. Rodzina Jana i Wiktorii Siwców była jedną z większych w Stryszawie. Z ich małżeństwa narodziło się jedenaścioro dzieci (1). Pierwszy na świat przyszedł Wawrzyniec (2). Po nim Franciszka (3), Teresa (4), Maria (5), Katarzyna (6), Zofia (7), Anna (8), bliźnięta Ignacy i Regina (9). Jako przedostatnia urodziła się Kunegunda (10), a pięć lat po niej Michał (11).

W domu Siwców, ludzi głęboko religijnych, dzieci starano się ochrzcić jak najszybciej. Jeśli dziecko urodziło się w godzinach przedpołudniowych, chrzczono go jeszcze tego samego dnia w kościele parafialnym w Suchej Beskidzkiej. Tak było w przypadku Wawrzyńca, Franciszki, Marii, Zofii, Anny i Kunegundy. Gdy poród nastąpił po południu i czas nie pozwalał na ponad dwugodzinną wyprawę furką góralską do kościoła, chrzciny odbywały się zaraz następnego dnia. Tak było w przypadku Teresy, Katarzyny, bliźniąt Ignacego i Reginy oraz Michała.

Motyw religijny nie był zapewne jedynym, z powodu którego tak postępowano. Brano także pod uwagę zagrożenie życia. Śmiertelność wśród rodzących kobiet oraz niemowląt, spowodowana biedą, różnymi chorobami, złymi warunkami higienicznymi i sanitarnymi, komplikacjami przy porodach, była znaczna. Rolę położnych pełniły zazwyczaj kobiety z wioski, mające już w tej materii doświadczenie. Rodzącą się Kunegundę przyjęły ręce Anny Siwiec, krewnej z rodziny, która jeszcze tego samego dnia stała się jej matką chrzestną (12). Szafarzem sakramentu był ks. proboszcz Józef Procner (13).

We wspomnieniach mieszkańców Stryszawy, z czasów Siwców, nie brakuje wzmianek o różnych dramatach związanych z narodzinami dzieci. Teresa, siostra Kunegundy, żyła zaledwie pięć miesięcy (14). "Ja urodziłam się 31 października 1900 r. - wspomina Stefania Zachura - a chrzczona byłam 1 listopada, we Wszystkich Świętych, bo moja mama była chora i bali się, że możemy obie umrzeć" (15). "Moja mama - opowiada z kolei Helena Leśniewska - umarła przy porodzie następnego dziecka. Ja wówczas miałam półtora roku" (16). Inny dramat rozegrał się w rodzinie pewnego gospodarza (17), który na skutek nadużywania alkoholu doprowadził dom do wielkiej biedy. Jego żona "była w ciąży i miała rodzić. Poród był bardzo skomplikowany, przywieźli lekarkę. Ona nie była przygotowana i robiła nacięcia zwykłym nożem kuchennym. Dziecko umarło, a matka dostała zakażenia i zabrano ją do Krakowa, do kliniki. Tam umarła. To była przykra sprawa. Wina była lekarki" (18).

W dziesiątym roku życia (19), tak jak większość stryszawskich dzieci, Kunegunda przystąpiła do Pierwszej Komunii św. w kościele parafialnym w Suchej Beskidzkiej. W ówczesnym jednak czasie nie prowadzono księgi odnotowującej ten sakrament, stąd też nie zachowała się dokładna adnotacja o dniu wydarzenia. Sakrament bierzmowania przyjęła natomiast 3 września 1897 r. z rąk ks. bpa Jana Puzyny, również w kościele parafialnym, wraz z czwórką swego rodzeństwa. Anna przyjęła imię Marianna, Michał imię Jan, Regina imię Katarzyna, Kunegunda imię Marianna, a Zofia imię Wiktoria (20).

Z jedenastu dzieci Siwców jedynie trójka założyła własne rodziny. Maria, Katarzyna i Anna wyszły za mąż (21), reszta "żyjąc razem i dożywając przeważnie późnego wieku - pisał ks. Bartkowski - opuszczała dom dopiero wtedy, kiedy przyszło przenieść się in aeterna tabernacula (do wiecznych przybytków). Ojciec podobno niebardzo był zadowolony ze starokawalerstwa i staropanieństwa swych dzieci, ale ostatecznie ani do żeniaczki, ani do zamążpójścia nie zmuszał" (22). Trudno wyrokować o motywach tych życiowych decyzji podjętych przez większość rodzeństwa. Wydaje się, że w niektórych przypadkach mógł decydować los. Po prostu nie znalazła się osoba, która by pokochała i chciała związać się na całe życie, zakładając rodzinę. Bardzo wyraźny jest także motyw religijny. Czy to z wyboru, czy z konieczności, swoją samotność wszyscy starali się ofiarować Bogu.

Całe rodzeństwo, z wyjątkiem Ignacego, zmarło na rodzinnej ziemi. Według świadectwa Marii Janik, podczas pierwszej wojny światowej Ignacy był w wojsku wraz z jej ojcem Janem. Ten po powrocie opowiadał, że brat Kunegundy zginął w 1914 r. nad rzeką Pijawa w Bośni-Hercegowinie (23) z głodu i wycieńczenia.

Najstarszy z braci, Wawrzyniec, woził w lesie drzewo. Uchodził za człowieka niebywale silnego i zwinnego. Pewnego razu "przedźwignął się i coś mu uderzyło do mózgu" (24). W wiosce zaczęto uważać go za nawiedzonego. Niektórzy odczuwali nawet lęk przed nim. Izolowany przez współziomków z powodu swego upośledzenia, w rzeczywistości był człowiekiem dobrym, nie robiącym nikomu krzywdy. "Ignac, Wawrzyn i najmłodszy Michał - wspomni po latach Aniela Ponikiewska - oni trzej byli bardzo dobrzy" (25).

Z całej trójki braci najbardziej znanym i lubianym w wiosce był Michał - człowiek średniego wzrostu, szczupły, ciemny z krótkim wąsikiem. Chociaż uchodził za osobę powolną, był utalentowanym bednarzem, stolarzem i cieślą. Otwarty na ludzi, uczciwy, lubił czytać i słuchać muzyki, szczególnie gry na instrumentach dętych. Jeździł więc często na odpusty do Kalwarii Zebrzydowskiej i do Krakowa, by po powrocie opowiadać o swoich wrażeniach (26). "Był bardzo uczynny - opowiada Helena Leśniewska. Gdy wiedział, że u nas nie ma co jeść, to zabierał ze swego domu chleb z masłem, czy mąkę i przynosił nam. Robił to jakby po kryjomu. On nie lubił nowych rzeczy. Nie lubił, aby na niego zwracano uwagę. Gdy miał nowe spodnie, to najpierw je wygniótł, aby nie wyglądały jak nowe, a dopiero potem je zakładał" (27). Zmarł 28 sierpnia 1959 r. jako ostatni z rodzeństwa Siwców (28).

Zofia, pozostająca razem z Kunegundą i Michałem w rodzinnym domu, była osobą cichą i małomówną. Gdy ktoś z obcych przychodził do Siwców, usuwała się do swojego pokoju. "Tak się odsuwała w kątek, jakby jej nie było" (29). To jej na pozór dziwne zachowanie nie wynikało z jakiegoś kompleksu. Nielicznie osoby, które miały okazję poznać ją bliżej, odkrywały, że była człowiekiem "bardzo wewnętrznym". "Gdy zachorowała - wspomina Franciszka Bartkowska - odjęło jej mowę. Chorowała krótko. Na śmierć zaopatrywał ją chyba ks. Tadeusz Gogolewski (30). Przy konającej Zofii był mój brat - ks. Bronisław Bartkowski, parę sióstr zmartwychwstanek, Hanusia Leśniak. Modlili się za konających, gdy nagle na twarzy Zofii uwidocznił się zachwyt, wpatrzyła się w jeden punkt i z tym zachwytem w oczach i na twarzy zmarła, wydając westchnienie zachwytu i zdziwienia" (31). Sama Kunegunda śmierć Zofii opowiedziała w kilku zdaniach, dodając jednak coś, czego nikt z obecnych przy konającej nie mógł się nawet domyślać. "Po śniadaniu, gdy goście poszli i ja sprzątnęłam - wspomina siostra Blanka Skorupińska CR - poszłam do Kundusi. Ona zapytała mnie: Siostrzycko, czy siostrzycka była przy śmierci Zośki? Powiedziałam, że nie byłam jak Zofia umierała, bo musiałam obsługiwać gości. A Kundusia powiedziała: Taką miała śliczną śmierć! Wie siostrzycka jak to było? Ona w zachwycie umarła. Zrobiła u..u..u..! I tylko przez czyściec musnęła... i już była u Pana Jezusa! Tak do mnie powiedziała Kundusia o Zosi" (32).


(1) "Moja mama (Maria - przyp. red.) była rodzoną siostrą Kunegundy Siwiec. Miała siedem sióstr. Braci miała trzech". Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 1.

(2) Wawrzyniec urodził się 10 sierpnia 1859 r. Księga Chrztów, t. VI, s. 57, nr 79, APAS.

(3) Franciszka urodziła się 4 października 1861 r. Księga Chrztów, t. VI, s. 90, nr 83, APAS.

(4) Teresa urodziła się 18 października 1863 r. Księga Chrztów, t. VI, s. 122, nr 97, APAS.

(5) Maria urodziła się 25 marca 1865 r. Księga Chrztów, t. VI, s. 150, nr 34, APAS.

(6) Katarzyna urodziła się 19 listopada 1866 r. Księga Chrztów, t. VI, s. 176, nr 100, APAS.

(7) Zofia urodziła się 19 kwietnia 1868 r. Księga Chrztów, t. VII, s. 12, nr 26, APAS.

(8) Anna urodziła się 27 lipca 1870 r. Księga Chrztów, t. VII, s. 49, nr 81, APAS.

(9) Bliźnięta Ignacy i Regina urodziły się 4 sierpnia 1873 r. Księga Chrztów, t. VII, s. 92, nr 69; t. VII, s. 93, nr 70, APAS.

(10) Kunegunda urodziła się 28 maja 1876 r. Księga Chrztów, t. VII, s. 134, nr 48, APAS.

(11) Michał urodził się 26 grudnia 1881 r. Księga Chrztów, t. VIII, s. 36, nr 116, APAS.

(12) Uwagi odnotowane przy Kunegundzie w Księdze Chrztów, t. VII, s. 134, nr 48, APAS.

(13) Ks. Józef Procner, ur. 6 lutego 1826 r. w Podgórzu k. Krakowa, zm. 10 listopada 1905 r. w Suchej Beskidzkiej, proboszcz parafii w Suchej Beskidzkiej w latach 1873-1905.

(14) Zmarła 19 lutego 1864 r. Testimonium mortis, sygn. T1/2-3/6, ABPKPKB.

(15) Stefania Zachura (ur. Stryszawa-Biłki, 1900), wspomnienia (1990), s. 1, sygn. T2C/28, ABPKPKB.

(16) Helena Leśniewska, wspomnienia, s. 1.

(17) Ze względu na dobro osoby, jej imię i nazwisko zachowano w tajemnicy.

(18) Maria Mońska, wspomnienia, s. 2.

(19) Oświadczenie wydane przez kancelarię parafii św. Anny w Stryszawie, sygn. T1/3, ABPKPKB.

(20) Dokument potwierdzający przyjęcie Sakramentu Bierzmowania, wydany przez ks. proboszcza Parafii św. Anny w Stryszawie. Sygn. T1/2-26, ABPKPKB.

(21) Maria nosiła po mężu nazwisko Ponikiewska, Katarzyna nazwisko Leśniak, a Anna nazwisko Pochopień.

(22) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 2-3.

(23) Notatka w dokumentach personalnych rodzeństwa Siwców, sygn. T1/2-8/18, ABPKPKB.

(24) Michał Siwiec, wspomnienia, s. 1.

(25) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 1.

(26) Michał Siwiec, wspomnienia, s. 2.

(27) Helena Leśniewska, wspomnienia, s. 3.

(28) Testimonium mortis, sygn. T1/2-10/24, ABPKPKB.

(29) Iwona Kosińska CR (ur. Warszawa, 1911), wspomnienia (1987), s. 2, sygn. T2B/3, ABPKPKB.(30) Ks. Tadeusz Gogolewski, ur. 11 lipca 1921 r. w Ciechanowie, wyświęcony na kapłana 16 kwietnia 1950 r. w Warszawie, zm. 14 września 2003 r. w Warszawie.

(31) Franciszka Bartkowska (ur. Lidzbark Welski, 1926), wspomnienia (1989), s. 5, sygn. T2C/11, ABPKPKB.

(32) Blanka Skorupińska CR (ur. Biała Góra, 1907), wspomnienia (1987), s. 7, sygn. T2B/8, ABPKPKB.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Dom rodzinny

Można nieraz usłyszeć: "Pokaż mi jak mieszkasz, a powiem ci, kim jesteś". Miejsce, w którym człowiek mieszka, nie objawia o nim całej prawdy, ale z pewnością odsłania coś z jego tajemnicy. Wygląd i wyposażenie domu rodzinnego, tworzące w każdym przypadku niepowtarzalny klimat, mają niemały wpływ na osobowość dorastającego w nim dziecka. Jak zatem wyglądał dom dziecięcych i młodzieńczych lat Kunegundy?

Dom Siwców był klasyczną dymną chatą góralską. Michał Siwiec, który w dzieciństwie często zachodził tam w gościnę, zapamiętał liczne szczegóły dotyczące samego budynku i jego wyposażenia. "Dom Siwców był bardzo skromny. Jak pamiętam, była w nim duża kuchnia z dymnym piecem. Przez to było w niej ciemno. Belki, z których zbudowany był dom, były okopcone i czarne, ale przez to bardzo dobrze zakonserwowane. Dym wylatywał z paleniska przez okap, nad którym był dymnik, to jest zatykany taką klapą otwór w suficie. Później dopiero, około 1930 roku, mój szwagier, malarz, Władysław Front, który wiele rzeczy umiał robić, zrobił im kuchnię z cegły, z płytą kuchenną na fajerki. Ale w czasach mojego dzieciństwa, gdy ja biegałem do Siwców, był u nich dymny piec w kuchni. Nad paleniskiem był taki trójnóg, nad którym wieszali miedziany kociołek, w którym gotowało się strawę. Pieca do pieczenia chleba wtedy nie było. Nie było przez to chleba, a tylko na płaskich kamieniach paleniska wypiekało się takie placki, przypominające podpłomyki, tylko dużo większe. Zresztą wtedy najwięcej jadło się na śniadanie... na obiad czy kolacje różne zupy. Jadało się wiele nabiału i potraw z mąki czy mleka. Na śniadanie były zacierki z dodatkiem mleka. Chleba się mało używało. Ludzie skromniej żyli niż dziś, dużo pracowali, ale byli pogodniejsi i zdrowsi...

Oprócz kuchni, w domu Siwców, były, jak pamiętam, pokoje. Największy pokój był ten, w którym mieszkała Kundusia. W tym pokoju był kachel. To taki piec z okrągłego kamienia. Przylegał on do ściany kuchni i połączony był z paleniskiem w taki sposób, że ciepło z paleniska przechodziło przez ten piec ogrzewając kamienie, zaś dym wracał do paleniska i wychodził przez dymnik... Była też duża sień, która łączyła kuchnię z częścią gospodarczą. U nich sień ta łączyła się z owczarnią, tak że nie trzeba było wychodzić na dwór, aby obrządzić owce. Trudno było przez to utrzymać czystość. Ale, jak pamiętam, to w pokoju Kundusi było czysto. Mniejsze pokoje nazywało się wtedy komorami. Nie mówiło się pokój, lecz komora" (1).

Dodatkowych szczegółów dostarczają inne opisy. "Sam budynek - wspomina Stefania Siwiec - budowany był z belek ciosanych siekierą i uszczelnianych słomianymi warkoczami i mchem. Belki takie bardzo długo mogą się utrzymać w stanie zdrowym... Kiedy ja poznałam Kundusię, to jest w 1932 r., to owiec już nie mieli, a owczarnia była przerobiona na warsztat bednarski, gdzie pracował Michał" (2). Zanim u Siwców pojawiła się lampa naftowa, najpierw oświetlali dom betełkami (3). Były to specjalnie suszone, smolne szczypki sosnowe lub jodłowe, rozszczepione u góry, a zaciosane u dołu. Tląc się, dawały niewielki żar, który lekko rozświetlał domowe mroki. W latach przedwojennych, zamiast beteł, używali już kaganka na masło. Nie było w nim knota, lecz sznurek lniany lub konopny.


(1) Michał Siwiec, wspomnienia, s. 1-2.

(2) Stefania Siwiec, wspomnienia, s. 1.

(3) Maria Janik, wspomnienia, s. 5.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Praca i odpoczynek

W pamięci najstarszych mieszkańców Siwcówki nie zachowały się żadne wspomnienia z dziecięcych lat Kunegundy. Przypuszczalnie nie wyróżniała się z grona innych dzieci, włączanych dość wcześnie do prac przy gospodarstwie i w polu. Życie ówczesnej Stryszawy i jej siedlisk wyznaczał niezmienny rytm ciężkiej tygodniowej pracy, przeplatany niedzielnym i świątecznym odpoczynkiem.

Podobnie jak jej rówieśnicy, Kunegunda rozpoczynała od prostych prac, pomagając starszym. Z każdym kolejnym rokiem powierzano jej poważniejsze obowiązki, a więc i większą troskę o rodzinę. Dzieci dojrzewały przez to znacznie szybciej do odpowiedzialnego, dorosłego życia. Kunegunda pracowała w polu i w domu. Z pola, które w jej czasach obrabiano motykami, nosiła siano, kartofle, zboże, buraki - wszystko to na plecach, w płachtach albo w koszach. Pasła bydło i owce, siała zboże, doiła krowy, pomagała matce przy pracach kuchennych.

Zanim w Siwcówce wykopano pierwszą studnię, po wodę chodziła w dół rzeki Stryszawki. "Aby napoić bydło - wyjaśnia Aniela Ponikiewska - i dla potrzeb domowych oraz mycia, trzeba było na nosidłach zawieszonych na szyi wieszać dwa wiadra i codziennie przynieść dwadzieścia wiader. To była straszna mordęga. I tak było odkąd pamiętam" (1). Chcąc wyobrazić sobie tę mordęgę należy zaznaczyć, że wiadra były wówczas drewniane. "W domu wszystkie naczynia do wody czy mleka były zrobione z drewnianych klepek - dodaje Stefania Siwiec. Były ciężkie, niewygodne i trudne do wymycia. Dzieci też się kąpało w podłużnych, drewnianych wannach z deszczułek. Ściągane to było wiklinowymi albo blaszanymi obręczami" (2).

Bardzo trudnym okresem życia dla mieszkańców Stryszawy okazały się lata pierwszej wojny światowej. Wraz z jej wybuchem, w 1914 r., w wiosce pojawiło się wojsko austriackie, które na potrzeby działań wojennych zarekwirowało bydło, konie, zboże i wszelką żywność. Wcielono też do wojska młodych mężczyzn, a wśród nich brata Kunegundy, Ignacego. Nastał ciężki głód. Wraz z nim przyszły epidemie czerwonki, tyfusu i hiszpanki. Możliwe, że któraś z nich przerwała życie Wiktorii, matki Kunegundy - zmarła 8 października 1916 r. w Siwcówce (3), a ciało złożono do grobu na stryszawskim cmentarzu.

Na barkach kobiet spoczęła wówczas cała praca w polu i troska o to, by utrzymać domostwa. "Podczas wojny austriackiej - wspomina Marianna Steczek - w Stryszawie nie było koni, wszystkie zabrało wojsko. Młodych mężczyzn też zabrali do wojska. Co przychodziło jakie wojsko, to brało, co się dało. Zabrali konie, zboże, żywność i co im w ręce wpadło. We wsi pozostali starcy, kobiety, dziewczęta i dzieci. Pola uprawiało się motykami, a brony ciągnęło się ręcznie. Była to praca bardzo ciężka, wymagająca wielkiego wysiłku. Pracowało się tu od czwartej godziny rano do zmroku" (4).

Pracę przerywano w południe na posiłek, który w domu Siwców był równie skromny, jak u pozostałych rodzin. "Gdy robiliśmy u Siwców w polu - opowiada Maria Janik - a przyszła pora obiadu, to szliśmy do nich, do domu. Siadaliśmy do obiadu razem. Na stole stały w dużej glinianej misie ziemniaki z dymnego pieca. Do nich wlewano zsiadłe mleko. I taki to był obiad. Każdy sięgał do misy drewnianą łyżką. Wszyscy jedli z jednej misy" (5).

Do obowiązków Kunegundy należało również wiele prac typowo kobiecych, jak chociażby pranie pościeli i bielizny nad rzeką. Była to okazja do spotkań w kobiecym gronie, wspólnych śpiewów i wzajemnego umacniania się w trudach niełatwej codzienności. Rytuał prania opisuje w detalach Michalina Wala. "Do prania nikt nie używał mydła. Prało się inaczej niż dziś. Popiół bukowy, zagotowany z wodą, odstawiało się do odstania. Wodę odlewało się powoli, aby nie dostał się popiół. Woda taka była miękka i śliska. Do tej wody dosypywało się trochę sody i wkładało do niej pościel i bieliznę. Bielizna, tak jak pościel czy obrusy, była płócienna. Potem kijanką biło się mokre kawałki na płaskim kamieniu, koło rzeki. Trochę się tarło na drewnianej tarce i wypłukiwało nad rzeką. Woda w rzekach była czysta. Potem rozkładało się wyżętą pościel czy bieliznę na żerdzi i wystawiało na słońce, polewając wodą, gdy podeschło. Powtarzało się tak parę razy. Słońce wybielało len. Potem składało się w kostkę i biło kijanką. To było takie wstępne prasowanie. Pranie w rzece to była ciężka praca, ale wesoła, śpiewało się i waliło kijankami, aż echo się rozchodziło. Ludzie byli pracowici, nie leniwi, umieli pracować i umieli się cieszyć" (6).

Prawie przy każdym domu hodowano len, a wykonany z niego materiał uważano za bardzo zdrowy. Domowym sposobem, to znaczy ręcznie, szyto z niego "pościel, sukienki, bieliznę spodnią i wierzchnią, koszule męskie i bluzki" (7). Kunegunda znała technikę obróbki lnu. Matki przekazywały ją swoim córkom, tak jak same nauczyły się jej od swoich matek. Len moczono, międlono, przędziono z niego nici, a następnie tkano cienkie tkaniny. Hodowano też konopie, z których kręcono sznury i wykonywano worki. Przędziono także wełnę i wyprawiano skóry, z których szyto kożuszki i serdaki.

Długie lata ciężkiej pracy, troski o rodzinę i dom pozostawiły na ciele Kunegundy liczne ślady. Nosiła je na barkach, stopach i kolanach. Najwięcej było ich jednak na rękach. Ich popękana i twarda skóra stanowiła żywy zapis codziennego trudu. Tym zmaganiom towarzyszyła jednak głęboka wiara w sens, jaki Stwórca nadał ludzkiemu wysiłkowi.

Dni pracy, angażujące ogromne ilości energii, przeplatały się z dniami odpoczynku. Niedziele i święta stwarzały okazję do innego spojrzenia na życie - od strony ducha i relacji towarzyskich. Po powrocie z niedzielnej Mszy św. pozostałą część dnia wypełniano na różny sposób. Niektórzy odwiedzali swoich sąsiadów. Inni przesiadywali godzinami w karczmach, trwoniąc przy alkoholu i grze w karty z trudem zarobione pieniądze i inwentarz, a bywało, że nawet całe morgi pola. Możliwości takiego spędzania czasu były olbrzymie, ponieważ za czasów młodości Kunegundy w wiosce i jej siedliskach było kilkanaście karczm (8).

Istniały jednak alternatywne sposoby spędzania wolnego czasu. Dużym zainteresowaniem - zarówno wśród stryszawskiej młodzieży jak i starszego pokolenia - cieszyło się chodzenie "na muzykę". Pod tym słowem kryły się tańce i śpiewy organizowane w prywatnych domach. Były to spotkania bez alkoholu, czasami z minimalną jego ilością. Na takiej "muzyce" bywała nieraz w młodzieńczym wieku Kunegunda (9). "Młodzież schodziła się na zabawy - wspomina Michalina Wala. Nikt nie przeszedł koło starszego, żeby nie pozdrowił go słowami Pochwalony Jezus Chrystus, nie zagadał, nie uśmiechnął się. Na zabawie wszyscy byli skromnie ubrani, ale bardzo weseli. Był taki starszy kawaler Antoni Świerkosz, on grał na harmonii, a my tańczyliśmy. Przychodzili też starsi z żonami, śpiewali różne piosenki, tańczyli. Wszyscy bardzo ładnie się bawili, bez wódki. Byli weseli, więc nie musieli pić, by nabrać humoru. Często tańczyło się boso, bo przed wojną mało kto miał tutaj buty, a jeśli nawet miał, to bardzo je szanował" (10).


(1) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 8.

(2) Stefania Siwiec, wspomnienia, s. 3.

(3) Księga zmarłych, t. VI, s. 137, nr 51, APAS.

(4) Marianna Steczek (ur. Stryszawa-Jurki, 1908), wspomnienia (1995), s. 2, sygn. T2C/21, ABPKPKB.

(5) Maria Janik, wspomnienia, s. 5.

(6) Michalina Wala, wspomnienia, s. 2.

(7) Tamże, s. 2.

(8) Maria Mońska, wspomnienia, s. 2.

(9) Maria Front (ur. Stryszawa-Siwcówka, 1935), wspomnienia (1988), s. 2, sygn. T2C/6, ABPKPKB.

(10) Michalina Wala, wspomnienia, s. 1.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Nauka czytania i pisania

Dzieciństwo Kunegundy nie znało nauki w szkole. Szkół w tamtym czasie w Stryszawie nie było. W wiosce mieszkał jednak światlejszy góral, umiejący czytać i pisać. Niektórzy rodzice posyłali do niego dzieci, by przekazał im swe umiejętności. Nauka odbywała się w jego domu, w zimowe popołudnia, gdy nie było pracy w polu (1), i to nie zawsze regularnie.

Początkowo nieliczni rodzice posyłali swoje dzieci na naukę czytania i pisania. W umysłach wielu z nich zadomowił się pogląd, że jak tylko dzieci zaczną się uczyć, przestaną szanować starszych, a umiejętność czytania sprowadzi je na złe drogi. Nawet gdy w Stryszawie zaczęto organizować pierwsze szkoły ludowe, edukacja najmłodszego pokolenia szła opornie. Dzieci garnęły się do książek, jednak często na ich drodze stawały poglądy rodziców. "Kiedy się urodziłam - opowiada Maria Wojtyłko - moi rodzice mieli już dzieci, byli ubogimi ludźmi. Natomiast moja ciocia nie miała dzieci, a powodziło im się dobrze. Za jej namową moi rodzice zgodzili się dać mnie cioci, abym była u nich za ich dziecko. Kiedy trochę podrosłam, to już mogłam pomagać. Praca wtedy była bardzo ciężka i było jej dużo. Przez to nie mogłam się niczego nauczyć, choć bardzo mnie ciągnęło do tego, aby się uczyć. Na Sarlejówce, u Sarleja, była izba, gdzie nauczyciele uczyli dzieci. Wtedy jeszcze osobnej szkoły nie było. Uczono w wiejskich chałupach. Ja chodziłam tylko dwa lata do Sarleja, zaczęłam też trzecią klasę, ale jej nie skończyłam. Ciocia nie bardzo rozumiała potrzebę uczenia się dzieci. Pracy w domu było mnóstwo, no i tak robota odciągała mnie, a jej było od świtu do nocy. Nikt tak się dziećmi nie przejmował jak dziś. Dzieci od wczesnych lat pracowały, często ponad siły" (2).

Z licznego rodzeństwa Siwców umiejętność czytania i pisania nabył Michał (3). Pasąc krowy zaszywał się często z jakąś książką w ustronne miejsce i czytał. Jeśli pozwalał na to czas, czytywał na głos swoim domownikom (4). Gdy w domu zostały już tylko Zofia i Kunegunda, i z racji wieku oraz chorób nie wychodziły do prac polowych, wspólna lektura książek stała się bardziej regularnym elementem rodzinnego rytuału.

Czytać i trochę pisać (5) nauczyła się również Kunegunda. Wskazuje na to fragment listu Józefa Czerneckiego, kleryka seminarium diecezjalnego, który pisał do Kunegundy: "Napisz coś Kundusiu od siebie i poślij w liście, jak tatuś mój będą do mnie pisać. Możecie nieraz napisać obie z Marysią, a tatuś zaadresuje kopertę i będzie dobrze. Częściej mi coś obie piszcie, bo wiecie, że dużo nas łączy wspólnych celów i bożych zamiarów" (6). Jeśli nawet takową umiejętność posiadała, to z treści listu można też wywnioskować, że nieczęsto z niej korzystała. Proste życie stryszawskiej społeczności nie wymagało od niej pisarskiej aktywności i nie stwarzało okazji do jej doskonalenia. Wydaje się, że umiejętność ta, nie ćwiczona, zanikła z biegiem lat, lub zachowała się jedynie w formie szczątkowej. Wśród mieszkańców wioski uchodziła więc za osobę niepiśmienną, a ks. Bartkowski, który jako jej spowiednik i duchowy kierownik znał ją bardzo dobrze, zanotował: "Ponieważ Kundusia poza umiejętnością czytania z całej sztuki pisania opanowała jedynie tyle, że umiała się podpisać, zacząłem sam robić notatki z jej wypowiedzi" (7).

Kunegunda, Michał i Zofia, ostatni z rodzeństwa Siwców, mówili na co dzień gwarą beskidzką, trochę jednak inną od języka swoich rodziców i dziadków. Należeli do młodszego pokolenia stryszawian, którego język przyjął już sporo współczesnych słów i pomimo obecności różnych gwarowych powiedzeń, stał się bardziej zrozumiały dla przyjezdnych. "Kundusia i jej domownicy mówili gwarą - wspomina pochodząca z poznańskiego siostra Blanka Skorupińska CR - ale tak jakoś bardzo zrozumiale. My rozumieliśmy wszystko. Mieszkańcy osiedla mówili tak, że nie zawsze ich się rozumiało. Kundusia miała gwarowe powiedzenia, ale bez trudu się ją rozumiało" (8).

Modlitwę i życie sakramentalne Siwców uzupełniała regularna lektura katolickich książek i czasopism. Niektóre książki Michał i Kunegunda pożyczali z biblioteki wadowickich karmelitów bosych (9), a inne, po wspólnych konsultacjach, decydowali się zakupić. W ten sposób pojawiła się niewielka, prywatna biblioteczka, przy pomocy której rodzeństwo poznawało tajniki życia duchowego, a Kunegunda dodatkowo uzupełniała i doskonaliła wiedzę katechetyczną zdobytą na kursach sidziniarskich. W domu znajdowała się też spora liczba czasopism katolickich (10), między innymi Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej, Chorągiew Maryi, Głos Karmelu i Posłaniec Serca Jezusowego. Niektóre z nich były przez Siwców prenumerowane (11), a inne nabywane z różną regularnością podczas wyjazdów do Krakowa, Kalwarii Zebrzydowskiej czy Wadowic.


(1) Wiktoria Janik (ur. Stryszawa-Siwcówka, 1913), wspomnienia (1988), s. 5, sygn. T2C/4, ABPKPKB.

(2) Maria Wojtyłko, wspomnienia, s. 1.

(3) "On umiał czytać i pisać". Michał Siwiec, wspomnienia, s. 2.

(4) Tamże, s. 3.

(5) W archiwaliach badanych dla potrzeb niniejszej publikacji nie znaleziono żadnych tekstów czy pojedynczych zdań napisanych przez Kunegundę, ani nawet jej własnoręcznych podpisów. Jednak w wypisie aktu notarialnego z 11 października 1919 r., sporządzonego w kancelarii notariusza Adama Świtlika w Suchej Beskidzkiej (L. Rep. 626), zaznacza się, że Kunegunda Siwiec oryginał tego aktu podpisała m.[anu] p.[ropria], tj. własnoręcznie.

(6) List nie posiada ani daty, ani też wzmianki o miejscu, w którym powstał. ARZDK.

(7) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 10.

(8) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 1.

(9) Maria Mońska, wspomnienia, s. 4.

(10) Wykaz prasy katolickiej - własność Kunegundy Siwiec i jej rodzeństwa, sygn. T5, ABPKPKB.

(11) "Michał prowadził prenumeratę katolickich pism dla siebie i innych. Pamiętam, że była to prenumerata Posłańca Matki Bożej Saletyńskiej. Kiedy przyszła przesyłka z Posłańcem, to on sam chodził po domach i roznosił go". Michał Siwiec, wspomnienia, s. 2.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Przełomowe kazania

Aż do 1894 r. Stryszawa nie posiadała swojej własnej świątyni. W niedziele i święta Siwcowie wraz z innymi mieszkańcami wioski i jej licznych siedlisk udawali się do odległych kościołów. Niektóre rodziny szły do Suchej Beskidzkiej, inne do Lachowic. Drogi wiodły górskimi ścieżkami i dla wielu starszych osób były nie do pokonania. Gdy trafiły się mroźne i śnieżne zimy, takie wyprawy były zupełnie niemożliwe. W domu Siwców, dla których niedziela nie mogła się obejść bez Mszy św., starano się wszystko tak zorganizować, aby zostawał tylko chory i ten, kto musiał się nim opiekować oraz doglądać dobytku, to znaczy napoić i nakarmić owce, bydło, domowe ptactwo. Bywało jednak, że i najlepsze chęci nie pomogły, gdy natura okazywała swoje najgroźniejsze oblicze.

Sytuacja zmieniła się na lepsze, gdy po dwóch latach budowy poświęcono w 1894 r. nowy kościół w Stryszawie, pod wezwaniem św. Anny (1). Co prawda władze austriackie zezwoliły jedynie na wybudowanie kaplicy cmentarnej, jednak stryszawianie nie wypuścili z ręki raz złapanej okazji i postawili okazały, jak na ówczesne warunki, ceglany kościół. Na szczęście dla nich austriaccy urzędnicy nie interesowali się realizacją wydanego pozwolenia. Chociaż kościół był już znacznie bliżej, to jednak do czasu ustanowienia w nim samodzielnej parafii pełnił funkcję jedynie kaplicy dojazdowej, w której Mszy św. nie sprawowano w każdą niedzielę. Ponadto drogi wciąż były złe i kamieniste. "Z Siwcówki ludzie przechodzili koło naszego domu do kościoła parafialnego w Stryszawie - wspomina Ludwika Janik - i Kundusia też zawsze przechodziła koło nas. Wszyscy chodzili boso, a trzewiki czy buty zakładali dopiero koło kościoła" (2). "Przedtem nie zawsze było jak iść do kościoła - dodaje Wiktoria Gancarz. Dróg nie było, tylko polne, kręte i wyboiste ścieżki. Do kościoła parafialnego kilka kilometrów, odzieży i butów brak. Ktoś musiał pozostać zawsze w domu, bo inwentarz nie może być głodny. Gdy były dwie osoby, to czasem trudno było iść, a gdy w zimie zasypał drogi śnieg, to odcinał Roztoki czy inne siedliska od świata" (3).

W 1896 r. w Stryszawie powstała samodzielna parafia. Z tej okazji jej pierwszy proboszcz, ks. Franciszek Liptak (4), pochodzący z Białki Tatrzańskiej, zorganizował misje parafialne. Dla Kunegundy, która kończyła wówczas w dwudziesty rok życia, jej rodziny i innych mieszkańców wioski, było to niezapomniane wydarzenie. O duchowe odnowienie nowej parafii został poproszony Sługa Boży, ojciec Bernard Łubieński (5), redemptorysta (6). Ten znany kaznodzieja ludowy prowadził niezmordowaną działalność w Galicji, Wielkopolsce i na Pomorzu. Od czasu ataku paraliżu był kaleką i musiał chodzić z laską, stąd nazywano go "kulawym misjonarzem" (7). Jako kaznodzieja stawiał w głoszonych kazaniach wysokie wymagania swoim słuchaczom. Gdy pojawił się w Stryszawie, na jego nauki przychodziły tłumy. Jedna z uczestniczek misji, Stefania Zachura, podsumowała je krótko: "były to ostre kazania" (8).

Nauki z pewnością przyczyniły się do poważnego rachunku sumienia niejednego ze stryszawskich górali, a dla samej Kunegundy okazały się pierwszym życiowym przełomem. Podjęta przez nią po zakończeniu misji decyzja wskazuje na jakąś szczególną łaskę, która została jej wówczas udzielona - postanowiła całkowicie i na zawsze poświęcić się Bogu (9). Nie wybrała jednak żadnego z ówczesnych zgromadzeń zakonnych. Nie zmieniła miejsca zamieszkania, ani dotychczasowych obowiązków. Pozostała osobą świecką, która za główny cel życia postawiła sobie jak najdoskonalsze spełnienie woli Bożej pośród codziennych zajęć, a także mocne związanie się z Bogiem, by nie szukać już kogokolwiek czy czegokolwiek poza Nim (10).

W kontekście decyzji podjętej przez Kunegundę, we wspomnieniach kilku osób pojawia się informacja o młodym kawalerze, zabiegającym o jej rękę. Siostrzenica Kunegundy, Aniela Ponikiewska, wspomina: "W moim domu mama i tata bardzo cenili ciotkę Kundusię. Mówili, że ciotka miała starającego się o jej rękę, ale ona nie chciała się wydawać za mąż" (11). Znacznie więcej informacji dostarcza Stefania Zachura: "Kundusia Siwiec dobrze się znała z moją mamą i moimi ciotkami. One mi mówiły, że za młodych lat Kundusia miała narzeczonego z siedliska Polańszczyki, nazywał się Wincenty Zachura. Chodził on do Kundusi, miała się za niego wydawać... Od misji zmieniła się jednak. Mówiła, że będzie Bogu służyć. Wickowi odmówiła, kazała mu iść na Boguniówkę i tam się żenić. Powiedziała mu: Idźże tam się żenić, bo ja się nie będę wydawać. On ożenił się z Agnieszką Ponikiewską, siostrą szwagra Kundusi" (12).

Istnieje jeszcze jedna wersja historii z narzeczonym. Miał nim być kawaler o imieniu Stanisław, z którym Kunegunda stanowiła udaną parę taneczną podczas spotkań "na muzyce". "Okazało się, że służąca jego rodziców zaszła z nim w ciążę. Miała dziecko - przekazuje zasłyszaną od innych historię Maria Front. Rodzice jego wypędzili tę dziewczynę. Gdy Kundusia dowiedziała się o tym dziecku, to zerwała z narzeczonym i nigdy nie chciała o nim słyszeć. Nie chciała też innych poznawać" (13).

Co więc naprawdę zaszło? Z dwóch wersji prawdzie wydają się odpowiadać informacje przekazane przez Stefanię Zachura i Anielę Ponikiewską. Historia z Wincentym Zachurą logicznie wpisuje się w decyzję pozostania osobą samotną i Bogu poświęconą, podjętą przez Kunegundę po wysłuchaniu nauk misyjnych ojca Łubieńskiego. Ponadto pochodzi od osób bardzo bliskich Kunegundzie. Ks. Bartkowski, spowiednik i duchowy kierownik Kunegundy, również sugeruje, że zasadniczym motywem jej decyzji były nauki misyjne: "Taką wróciła z owych misji Kundusia i taką pozostała do końca życia" (14).

Decyzję o całkowitym oddaniu się Bogu, pociągającą za sobą rezygnację z posiadania własnej rodziny, Kunegunda rozumiała jako realizację odkrytego w sobie powołania. To, co wybrała, nie było ani kaprysem, ani życiową koniecznością, lecz głosem Boga, na który świadomie chciała odpowiedzieć. Wskazuje na to pewna humorystyczna historia, z której zwierzyła się siostrze Gregorii Bulandzie CR. "Kiedyś opowiedziała mi jedną ze swych przygód ze spowiednikiem, z czasów swojej młodości. Mówiła: Spowiednik był kulawy, miał laskę. Zapytał mnie w czasie spowiedzi: Czemuś się nie wydała? A ja powiedziałam: A czemu ksiądz się nie ożenił? Ksiądz wstał w konfesjonale i wziął do ręki laskę... ja uciekłam od konfesjonału..." (15).

Biorąc kontekst całego jej życia, a także liczne wzmianki o umiłowaniu przez nią cnoty czystości (16), można być pewnym, że w bliżej nieznanym czasie, po misjach ojca Łubieńskiego, złożyła prywatny ślub czystości. Odtąd w jej życiu duchowym zaczęły dokonywać się gruntowne zmiany. W zewnętrznym sposobie bycia pozostała jednak osobą cichą, spokojną i skromną. Wciąż obce jej było szukanie rozgłosu i zwracanie na siebie uwagi. "Chodziła w prostych, jednokolorowych spódnicach do kostek, czarnych lub brązowych - wspomina Marianna Steczek. W prostych jednokolorowych bluzkach z długim rękawem, wypuszczonych na spódnicę. Na to miała jakiś żakiecik. Jej ubranie było jednolite, schludne. W dni chłodne chodziła w ciemnym ubraniu, okryta dużą, czarną chustą z frędzlami. W zimie nosiła grubą wełnianą chustę jak wszystkie tutejsze kobiety. Ona tak się ubierała, że nie zwracała na siebie niczym uwagi, nie wyróżniała się" (17).


(1) Beskid Żywiecki. Przewodnik, s. 438.

(2) Ludwika Janik, wspomnienia, s. 1.

(3) Wiktoria Gancarz (ur. Stryszawa-Roztoki, 1913), wspomnienia (1988), s. 3, sygn. T2C/9, ABPKPKB.

(4) Stefania Zachura, wspomnienia, s. 3.

(5) Ojciec Bernard Łubieński, ur. 9 grudnia 1864 r. w Guzowie, wyświęcony na kapłana 29 grudnia 1870 r. w Akwizgranie, zm. 12 września 1933 r. w Warszawie.

(6) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 3.

(7) Tamże, s. 3.

(8) Stefania Zachura, wspomnienia, s. 3.

(9) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 3.

(10) Tamże, s. 3.

(11) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 2.

(12) Stefania Zachura, wspomnienia, s. 3.

(13) Maria Front, wspomnienia, s. 2.

(14) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 3.

(15) Gregoria Bulanda CR (ur. Łontówka, 1933), wspomnienia (1991), s. 3, sygn. T2B/13, ABPKPKB.

(16) "Kundusia uczyła nas religii. Kazała nam modlić się o cnotę czystości. Bardzo tę cnotę ceniła". Maria Front, wspomnienia, s. 3; "Życzę Ci przede wszystkim tej ślicznej cnoty, którą tak mile pokochałaś, a która jest największą ozdobą ludzi na ziemi żyjących, a tą jest czystość dziewicza". List Józefa Czerneckiego do Kunegundy Siwiec, Lwów, brak daty powstania listu, s. 1, ARZDK; "Była bardzo uczulona na punkcie skromności". Józefa Kowaliczek, (ur. Stryszawa, 1931), wspomnienia (1988), s. 1, sygn. T2A/1, ABPKPKB.

(17) Marianna Steczek, wspomnienia, s. 1.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

W kręgu sidziniarek

Z biegiem czasu Kunegunda coraz wyraźniej zaczęła odczuwać potrzebę stałej formacji w gronie osób o pokrewnym spojrzeniu na życie, podobnie jak ona oddanych Bogu w prostej codzienności, nie zakonnej, lecz świeckiej. 2 lutego 1897 r. wstępuje więc do Apostolstwa Modlitwy, zwanego też Apostolstwem Najsłodszego Serca Pana Jezusa, przy parafii św. Anny w Stryszawie (1). Zobowiązania i cele Apostolstwa, które w Polsce działało już od 26 lat (2), pomogły Kunegundzie uporządkować różnorodne pragnienia związane z oddaniem się Bogu, nadając im ściśle określoną formę: kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, stała i regularna troska o duchowy rozwój, praktyka pierwszych piątków miesiąca, częsta Komunia św., składanie duchowych ofiar w codziennym życiu na rzecz Kościoła i za zbawienie ludzi.

Przynależność do Apostolstwa nakładała także na Kunegundę zobowiązania natury ewangelizacyjnej. Szukając możliwości zrealizowania takich zadań zwróciła uwagę na działalność katechetyczną sidziniarek ks. Wojciecha Blaszyńskiego.

Ks. Blaszyński (3), pochodzący z Chochołowa na Podhalu, objął w 1844 r. funkcję proboszcza w Sidzinie. Mimo iż tamtejszy kościół parafialny posiadał łaskami słynący obrazu Matki Bożej Sidzińskiej, to jednak praca duszpasterska pozostawiała wiele do życzenia, a wśród parafian szerzyło się pijaństwo, które w połączeniu z brakiem oświaty skutkowało moralnym upadkiem tamtejszych górali. Rozpoczął więc niełatwą pracę na tej zaniedbanej niwie: wskrzesił na nowo Bractwo Szkaplerzne, organizował odpusty związane ze świętem Matki Bożej Szkaplerznej, gromadzące wielkie rzesze ludzi, przyjmował śluby wstrzemięźliwości od alkoholu, uczył sidziniaków katechizmu, czytania i pisania. Do swojej pracy apostolskiej zaangażował światlejsze parafianki, organizując dla nich gruntowne kursy katechetyczne. Kobiety te, nazywane potocznie "sidziniarkami", ślubowały Bogu dziewictwo, uczyły górali katechezy, przygotowywały dorosłych i dzieci do sakramentów.

W nieznanym bliżej czasie, prawdopodobnie około roku 1900, lub tuż po nim, Kunegunda ukończyła sidziniarskie kursy katechetyczne. Nauki pobierała w Chochołowie (4) od jednej z uczennic (5) ks. Blaszyńskiego, ponieważ sam twórca sidziniarstwa w tym czasie już nie żył (6). Do Chochołowa chodziła pieszo, górskimi drogami. Uczyła się wszystkiego na pamięć, a później z pamięci katechizowała górali i ich dzieci (7).

Sidziniarki cieszyły się dużym poważaniem i autorytetem wśród lokalnych społeczności. Znając dobrze góralską duszę, często skuteczniej niż sami proboszczowie oddziaływały na "honornych", oddalonych od Kościoła, skonfliktowanych między sobą górali. Ceniono je także za ślub dziewictwa.


(1) Karta wpisowa do Apostolstwa Modlitwy, sygn. T1/3a, ABPKPKB.

(2) Pierwsza wspólnota Apostolstwa Modlitwy w Polsce powstała w 1871 r. przy kaplicy Serca Pana Jezusa w Krakowie, gdzie zaczęto wydawać Posłańca Serca Jezusowego. Czasopismo to było prenumerowane przez Kunegundę i jej rodzeństwo.

(3) Encyklopedia Katolicka, tom II, KUL, Lublin 1976, s. 657.

(4) Bolesława Paszek CR (ur. 1911), wspomnienia (1987), s. 3, sygn. T2B/1, ABPKPKB; Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 2.

(5) Ks. Tadeusz Gogolewski, wspomnienia (1989), s. 3, sygn. T2B/1-1, ABPKPKB.

(6) Zginął tragicznie podczas doglądania budowy kościoła w Chochołowie. Encyklopedia Katolicka, tom II, s. 657.

(7) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 8.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Kształtowanie dusz

Ukończenie kursów katechetycznych otworzyło przed Kunegundą liczne możliwości kształtowania duchowego oblicza stryszawian. Uczyła więc górali i ich dzieci religii, przygotowywała do sakramentów: do spowiedzi, Komunii św., Bierzmowania, a nawet do małżeństwa. Sidziniarki apostołowały w porozumieniu i za zgodą lokalnych proboszczów. Działania podejmowane przez Kunegundę także miały błogosławieństwo stryszawskiego proboszcza, ks. Franciszka Liptaka.

Najwięcej czasu poświęcała dzieciom, stąd zachowały się liczne wspomnienia o sposobie w jaki je katechizowała. "Ciotka Kundusia przygotowywała mnie do spowiedzi Wielkanocnej. Dobrze przygotowywała, według przykazań i według sześciu prawd wiary. Robiła to bardzo szczegółowo i szeroko. Zachęcała nas do częstej spowiedzi" (1). "Na religii dawała nam kostki cukru. Jako dzieci byłyśmy łakome na ten cukier" (2). "Na religię dzieci chodziły do niej do domu. Uczyła nas katechizmu posługując się opowieściami. Wszystko mówiła z pamięci. Siadałyśmy na ziemi, na takim kilimku uplecionym z paseczków różnych resztek tkanin. Bardzo lubiłyśmy te lekcje. Trwały one dwie lub trzy godziny. Pamiętam, że gdy byłam mała i nie bardzo jeszcze chodziłam, to moja mama nosiła mnie do Kundusi" (3). "Bardzo często zastawałyśmy ją siedzącą w zielonym, aksamitnym fotelu. Ktoś jej ten fotel ofiarował, gdy niedomagała na nogi. My, dzieci, otaczałyśmy ją, ona nas przygarniała i opowiadała; o dawnych czasach lub o Bogu" (4). "Ona lubiła dzieci i co tylko miała lepszego, to z dziećmi dzieliła się. Jabłka, cukierka czy ciastka nie zjadła sama, ale dawała dzieciom. Weźże sobie jabłko - mówiła do mnie. Lubiła mnie. Ona uczyła religii, mnie też. Pokazywała mi książki i obrazki pobożne. Opowiadała o świętych" (5). "Cały czas spędzony przy łóżku cioci wypełniony był jej opowieścią o miłości Pana Jezusa do człowieka, a zwłaszcza o Jego miłowaniu dzieci... Pamiętam, że w jej pouczeniach Bóg był przede wszystkim Bogiem miłości, a później Sędzią Sprawiedliwym... Pamiętam także kilka jej szczegółowych rad, próśb, wskazówek. Bardzo prosiła o modlitwy w intencji kapłanów... Prosiła, by zawsze ubierać się bardzo skromnie... Radziła, by swój rachunek sumienia rozpoczynać od szóstego przykazania... Wiedziałam, że zawsze trzeba się rozliczyć z dziesięciu przykazań, przede wszystkim" (6).

Na sercu leżała jej także duchowa kondycja dorosłych. Najczęściej sami do niej przychodzili, jedni dyskretnie i nieśmiało, inni z odwagą. "Chłopi do niej przychodzili z różnych siedlisk - opowiada Otylia Leśniak, siostrzenica Kunegundy - i ona ich przygotowywała do spowiedzi. Przychodzili do niej z różnymi sprawami. Ona każdemu umiała dobrze poradzić, z każdym się dobrze obchodziła, każdego pocieszała, dodawała otuchy" (7). Przychodzili do niej aż z Zawoi, nawet w okresie jej choroby. Kunegunda ich rozumiała i przeprowadzała z nimi bardzo szczegółowy rachunek sumienia (8). Sposobiła ich dusze i serca nie tylko do sakramentów. Niejednokrotnie były to przygotowania do zmiany dotychczasowego stylu życia.

Chociaż sama świadomie zrezygnowała z życia małżeńskiego, doceniała wartość rodziny. Doradzała i podnosiła na duchu, gdy zwracano się do niej także w tej materii. "Miałam narzeczonego - wspomina Maria Front - i mówiłam o nim Kundusi. Ona pytała czy pobożny i czy nie pije. Nieraz mówiła: Gdyby nie było małżeństw, nie byłoby ani księży, ani zakonnic... Nie zniechęcała do wyjścia za mąż, ale pouczała, żeby do sakramentu małżeństwa iść z cnotą" (9). "W wieku osiemnastu lat - opowiada z kolei Stanisława Skupień - miałam narzeczonego z Zawoi. Szykowaliśmy się do ślubu. Ksiądz skierował nas do Kundusi, aby nas przygotowała do małżeństwa. Byliśmy na tych naukach kilka razy. Gdy przychodziliśmy, Kundusia siedziała w takim dużym rzeźbionym fotelu z ciemnego drzewa. My siedzieliśmy naprzeciw Kundusi. Ona mówiła o Bogu, o małżeństwie, o miłości. Były to pouczenia jak żyć w małżeństwie. Nie pamiętam dziś dokładnie słów, jakimi nas pouczała. Nie wzbraniałam się iść do sąsiadki na nauki, a nawet ucieszyłam się, gdy ksiądz nas tam posłał, bo miałam wielkie zaufanie do niej. Ceniłam ją i wierzyłam w jej inność, taką Bożą" (10).

Widząc czyjś moralny upadek, sama starała się wyjść z inicjatywą pomocy. Czasami bywała odrzucana. "Za dawnych czasów nie było tak spokojnie w Siwcówce - opowiada Maria Mońska. Jeden z sąsiadów (11) był człowiekiem, który bardzo pił. Gdy wracał skądś, to obchodził każdą z karczm. Sprzedawał po kawałku pola i przepijał. Kiedyś Kundusia zaniosła mu jakąś książkę pobożną, chcąc go odwieść od tego pijaństwa, ale on jej powiedział: Gdybyś mi przyniosła wódki, to bym wypił..." (12).

Rozmowy starała się skierować na temat Boga, zachęcała, by być dobrym. "Gdy ktoś źle robił, to w sobie się gryzła, modliła się za tego człowieka. Zwracała uwagę na złe postępowanie, ale nie była w tym nachalna. Bardziej modliła się" (13). "Pewnej pani (14) powiedziała, by zmieniła swoje życie, bo Pan Jezus się tego domaga" (15).

Pomimo cechującej ją delikatności i taktu nie wszyscy darzyli ją sympatią. Niektórzy sąsiedzi nie bardzo ją lubili, bo czasem zwróciła im uwagę na jakąś wadę (16). Jednak mimo tych osobistych niechęci słuchali ją. "Zdarzało się - opowiada siostra Lucjana Mryka CR - że w trakcie różnych kłótni sąsiedzkich, ludzie wyskakiwali do siebie nawet z widłami. Siostry nie wiedziały jak interweniować, aby pogodzić zwaśnionych. Nadeszła Kundusia i po paru jej słowach odnieśli widły i zawstydzeni rozeszli się. Miała wielki autorytet u sąsiadów" (17). "W Siwcówce mieszkali dwaj Siwce - wspomina z kolei Maria Mońska. Oni wciąż o coś się kłócili albo bili. Byli bardzo popędliwi. Wciąż mieli o coś zatargi, a mieszkali jeden koło drugiego. Kiedyś, nie wiem dlaczego, bili się. Kundusia wyszła i patrzyła. Oni zauważyli ją i jeden zawołał: A wy co tak patrzycie? Kundusia spokojnie odpowiedziała: Czekam, aż się uspokoicie. Oni się zawstydzili i każdy poszedł do siebie. Kundusia starała się, na swój łagodny sposób, łagodzić wszystkie konflikty" (18).


(1) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 2.

(2) Józefa Kowaliczek, wspomnienia, s. 1.

(3) Maria Front, wspomnienia, s. 3.

(4) Tamże, s. 1.

(5) Maria Mońska, wspomnienia, s. 2.

(6) Zdzisława Dybiec, wspomnienia, s. 1-2.

(7) Otylia Leśniak (ur. Sucha Beskidzka, 1906), wspomnienia (1990), s. 1, sygn. T2A/5, ABPKPKB.

(8) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 2; "Robiła to bardzo dokładnie i szczegółowo". Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 8; "Była bardzo rygorystyczna w przygotowaniu rachunku sumienia". Helena Leśniewska, wspomnienia, s. 3. "Ja też nieraz do niej chodziłam, aby mnie przygotowała do spowiedzi. Robiła to w przystępny sposób i bardzo szczegółowo". Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 5.

(9) Maria Front, wspomnienia, s. 3.

(10) Stanisława Skupień (ur. Stryszawa-Siwcówka, 1936), wspomnienia (2007), s. 1-2, sygn. KS 5, ABPKPKB.

(11) Ze względu na dobro osoby, jej imię i nazwisko zachowano w tajemnicy.

(12) Maria Mońska, wspomnienia, s. 2.

(13) Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 6.

(14) Ze względu na dobro osoby, jej imię i nazwisko zachowano w tajemnicy.

(15) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 8.

(16) "Ludzie bardzo Kundusię szanowali, szczególnie ci z dalszych terenów. Sąsiedzi nie bardzo lubili Kundusię, bo nieraz zwracała im uwagę na różne ich wady, a oni tego nie lubili". Tamże, s. 11

(17) Lucjana Mryka CR (ur. Paniowy, 1907), wspomnienia (1987), s. 1, sygn. T2B/7, ABPKPKB.

(18) Maria Mońska, wspomnienia, s. 3.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Mała Teresa i Karmel

30 września 1897 r., gdy Kunegunda liczyła już sobie 21 lat, w Karmelu w Lisieux zmarła nieznana wówczas światu siostra Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci Teresy ukazało się francuskie wydanie jej autobiografii, zatytułowane Dzieje duszy, wzbudzając żywe zainteresowanie wśród osób duchownych i świeckich. Jeden z dwóch tysięcy egzemplarzy trafił wówczas do przemyskich karmelitanek bosych, które podjęły starania o przetłumaczenie książki na język polski. Po licznych perypetiach polski przekład ukazał się w 1902 r. nakładem księgarni św. Wojciecha w Poznaniu. Od tego wydarzenia rozpoczyna się podbój polskich serc przez francuską karmelitankę. W krótkim czasie, prawdopodobnie po lekturze Dziejów duszy, stała się ona również ukochaną świętą Kunegundy (1). Droga duchowego dziecięctwa w sposób naturalny odpowiadała specyfice jej ducha i podsycała w niej pragnienie, by tak jak Święta przynależeć do grona "małych dusz".

"Wielki kult" i "wielką miłość" (2) Kunegundy względem Teresy wyrażały różne nabożeństwa. Odmawiała nowennę do Świętej oraz koronkę dziecięctwa duchowego (3). Spełniała także wymagania Legionu św. Teresy. Była to organizacja o charakterze duchowym, do której wstępowało się prywatnie, przyjmując - bez zewnętrznej celebry - pewne zobowiązania. Zgodnie zatem z wymogami legionu Kunegunda postanowiła: pracować nad pokorą, przyjmując bez narzekań upokorzenia i prowadząc życie ukryte; troszczyć się o prostotę i szczerość w mowie, by raczej cierpieć niż świadomie skłamać; starać się o ufność w Bogu, by nie grzeszyć jej brakiem; pracować nad miłością, by przepajać nią każdą myśl, uczucie, słowo i czyn; dokładać starań, by coraz doskonalej pełnić wolę Bożą; i wreszcie dążyć do zachowania zewnętrznego i wewnętrznego pokoju (4).

Podążając drogą duchowego dziecięctwa Kunegunda zdecydowała się wstąpić do Bractwa Praskiego Dzieciątka Jezus, działającego przy klasztorze karmelitów bosych w Wadowicach. Miało to miejsce 25 maja 1923 r. i zostało odnotowane w Księdze Bractwa (5). Otrzymała wówczas legitymację wpisową (6), a kapłan przyjmujący do bractwa nałożył jej na szyję poświęcony medalik Boskiego Dzieciątka Jezus, czego domagał się obrzęd przyjęcia. W jej domu natomiast pojawiła się figurka Dzieciątka Jezus. "Kundusia otaczała wielką czcią Praskie Dzieciątko Jezus, którego figurka stała na jej ołtarzyku - wspomina Maria Front. Byłam wtedy małym dzieckiem. Ta figurka bardzo mi się podobała i ciągle prosiłam Kundusię, aby mi ją podarowała. Któregoś razu powiedziała, że dostanę ją po jej śmierci, toteż nie omieszkałam zapytać, kiedy wreszcie umrze" (7).

Relacja ze św. Teresą kształtowała nie tylko duchową sylwetkę Kunegundy. Obejmowała także prozaiczne sprawy wiejskiego życia jej rodziny. Franciszka Bartkowska zapamiętała pewną historię opowiedzianą jej przez siostrzenicę Kunegundy, Annę Leśniak. "Kiedy Kunegunda była młodsza i zdrowa, zachorowała krowa. Nic nie pomagało. Krowa najadła się młodej koniczyny i rozdęło ją. Okropnie się męczyła. Postanowili ją zabić. Kiedy powiedzieli o tym Kundusi, kazała się wstrzymać z zabiciem i wziąwszy obrazek św. Tereski poszła do obory. Nikt za nią nie poszedł. Hanusia nie wie, co Kundusia robiła, czy tylko modliła się do św. Tereski, czy pocierała obrazkiem krowę. W każdym razie, gdy po jakimś czasie wróciła z obórki, krowa była zdrowa, normalnie żuła trawę, nie stękała, nie była rozdęta. Takie przykłady ratowania bydła za pomocą św. Tereski zdarzyły się parę razy" (8).

Nie wiadomo, w jakich dokładnie okolicznościach Kunegunda poznała Karmel i jego wadowicką wspólnotę. Wejście w krąg duchowości tego zakonu wyznaczyło jednak kolejny punkt zwrotny w jej życiu - decyduje się na wstąpienie do Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, nazywanego w jej czasach Trzecim Zakonem Karmelitańskim. Wadowicka księga tercjarska (9) odnotowuje kilka istotnych informacji związanych z tym faktem: 24 czerwca 1923 r. miały miejsce obłóczyny, a 26 października 1924 r. pierwsze śluby Kunegundy. Wybór zakonnego imienia był dla niej oczywisty - została siostrą Teresą od Dzieciątka Jezus.

Przynależność do Świeckiego Karmelu nakładała na nią obowiązek uczestniczenia w comiesięcznych spotkaniach formacyjnych w wadowickim klasztorze, dokąd udawała się pieszo. Spotkania obejmowały spowiedź, Eucharystię i nauki formacyjne. Nie chodziła tam jednak sama. W Stryszawie było kilka innych niewiast należących do Świeckiego Karmelu (10). W drogę udawała się więc zwykle kilkuosobowa grupa.

Oprócz spotkań formacyjnych świeckie karmelitanki przybywały do Wadowic z okazji karmelitańskich świąt i uroczystości. Kunegunda starała się w nich regularnie uczestniczyć, jeżeli tylko na przeszkodzie nie stanęła choroba czy nieprzychylna aura. Jedną z takich wyjątkowych celebracji była dziękczynna Eucharystia w wadowickim Karmelu za kanonizację Teresy od Dzieciątka Jezus przez Piusa XI. Papież ogłosił Teresę świętą 17 maja 1925 r. w bazylice św. Piotra w Rzymie. Na uroczystym dziękczynieniu nie mogło zabraknąć Kunegundy. "Dobrze ją zapamiętałam ze spotkań w Wadowicach - wspomina Marianna Steczek - choć właściwie niczym się nie wyróżniała. Przecież to było tak dawno, a ja ją wciąż pamiętam. Spotkaliśmy się też w Karmelu w Wadowicach na wielkiej uroczystości wyniesienia na ołtarze św. Tereski od Dzieciątka Jezus" (11).

To szczere i głębokie przywiązanie do Teresy pozostało z Kunegundą do końca życia, dając o sobie znać przy okazji różnych wydarzeń. Jedno z nich wspomina Franciszka Bartkowska. "Byłam kiedyś w Siwcówce w czasie odpustu św. Tereski od Dzieciątka Jezus. Kundusia już była obłożnie chora i nie mogła uczestniczyć w uroczystościach odpustowych. Siostry, chcąc sprawić jej przyjemność, przebrały mnie za św. Tereskę i poszłyśmy do Kundusi. Wyglądałam jak karmelitanka, miałam na sobie białą pelerynę, krzyż w ręku i bukiet róż. Gdy weszłam, pochwaliłam Pana Jezusa i podeszłam do łóżka, gdzie leżała Kundusia. Bardzo się ucieszyła. Nagle chwyciła moją rękę i pocałowała ją. Bardzo się tym speszyłam; byłam dwudziestokilkuletnią dziewczyną, a ona miała ponad siedemdziesiąt lat. Ale ona była bardzo pokorna, pocałowała we mnie św. Tereskę" (12).


(1) "Wiedzieliśmy, że ulubioną świętą cioci jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus". Zdzisława Dybiec, wspomnienia, s. 3. (2) Otylia Leśniak, wspomnienia, s. 2. (3) Koronka dziecięctwa duchowego, sygn. T1/3a, ABPKPKB. (4) Legjon św. Teresy, sygn. T1/3a, ABPKPKB. Broszurkę z koronką dziecięctwa duchowego oraz niewielki informator o legionie odnaleziono w domu Kunegundy po jej śmierci. (5) Główna Księga Bractwa Dzieciątka Jezus z Pragi zaprowadzona kanonicznie w Wadowicach dnia 25 grudnia 1914 roku, wpis pod rokiem 1923, w rubryce maj, sygn. V 26, AKKBW. (6) Legitymacja wydana w Wadowicach, 25 maja 1923 r., sygn. T1/3a, ABPKPKB. (7) Maria Front, uzupełnienie do wspomnień, sygn. KS 5, ABPKPKB. (8) Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 6. (9) Spis Sióstr Profesek III Zakonu Karmelitańskiego w Wadowicach od 1893 do 1997, s. 52, lp. 361, ASZKBW. (10) Stefania Zachura, wspomnienia, s. 4. (11) Marianna Steczek, wspomnienia, s. 3. (12) Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 4.
o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Wielkie pragnienia

Do grona bardzo bliskich przyjaciół Kunegundy zaliczała się rodzina Michała i Agnieszki Czerneckich. Michał, człowiek o wielkiej kulturze osobistej, muzycznie uzdolniony, był organistą przy nowopowstałej parafii św. Anny w Stryszawie. Przybył tutaj z pobliskiego Krzeszowa, gdzie posiadał niewielkie gospodarstwo. Po niedzielnej Mszy św., przed powrotem do Siwcówki, Kunegunda regularnie zachodziła do nich i pozostawała na obiedzie (1). Ceniła sobie ich towarzystwo. Stanowili prostą, ubogą, ale też i religijną rodzinę. Było więc z kim porozmawiać, były ważne tematy i wspólne zainteresowania. "Ona i moi rodzice bardzo się szanowali - wspomina Aniela Kachel, córka Michała. Ja też ją lubiłam. Ona mnie pouczała przed pójściem do spowiedzi. Lubiła pożartować, pośpiewać pieśni kościelne" (2).

W czasie jednego z takich niedzielnych spotkań Kunegunda zwierzyła się Czerneckim ze swego wielkiego pragnienia, aby w Siwcówce powstała kaplica (3). Myśl o budowie świątyni nie była jej oryginalnym pomysłem. Mieszkańcy Siwcówki już od lat wzdychali w sercach za własną kaplicą, ilekroć przyszło im udawać się do kościoła parafialnego w Stryszawie, szczególnie zimą i w deszczowe dni. Kunegunda była jednak najbardziej konkretna. Mówiła, że chciałaby przekazać na ten cel swoją ziemię. Temat ten powracał więc w rozmowach u Czerneckich jeszcze wiele razy.

O swoich pragnieniach zaczął też mówić syn Michała - Józef (4). Zwierzył się z zamiaru wstąpienia do seminarium duchownego. Na drodze realizacji powołania przeszkodą okazała się jednak sytuacja finansowa rodziców. Przed drugą wojną światową studia w seminariach były płatne i nie każdego było na nie stać. Kunegunda zaproponowała więc pomoc, którą Czerneccy przyjęli (5).

Józef rozpoczął studia w seminarium w Krakowie, a ukończył je w 1922 r. w seminarium we Lwowie, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie (6). Jako kleryk przyjeżdżał do Stryszawy na wypoczynek. Czasami towarzyszyli mu koledzy z seminarium - opowiada Aniela Ponikiewska. "Do nas to przybiegał, gdy był na wakacjach i chodził z klerykami po lasach. U nas drzwi nigdy nie były zamknięte. Stało zawsze przygotowane jakieś jedzenie czy mleko dla nich. Nawet gdy nie było w domu nikogo, a byli głodni, to mogli wejść i najeść się" (7).

Podczas wakacyjnych pobytów w Stryszawie Józef często jadał obiady u Siwców, prowadząc długie rozmowy z Kunegundą. "Zawsze biegł koło naszego domu do Kundusi - wspomina Ludwika Janik. Zagadał wówczas żartobliwie, czy Kundusia jeszcze żyje i czeka. Był żywy, w głowie miał pełno różnych pomysłów" (8). W kwestii planów i projektów bardzo wiele ich łączyło. Kunegunda wciąż myślała o kaplicy. W kreatywnej zaś i przedsiębiorczej głowie Józefa pojawiały się niewyraźne jeszcze, lecz coraz bardziej zdecydowane plany pracy na polu oświaty. Snuł projekty budowy zakładu, w którym jakieś zgromadzenie zakonne prowadziłoby działalność oświatową dla biednej i dotychczas zaniedbywanej przez zaborców ludności Stryszawy. Poprzez nauczanie dziewcząt gospodarstwa domowego, szycia, haftu i gospodarki przyzagrodowej, chciał wydźwignąć ludzi z zacofania (9).

Łączyła ich także serdeczna zażyłość oraz nabożeństwo do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, o czym świadczy list Józefa pisany do Kunegundy z lwowskiego seminarium, z okazji jej imienin. "Droga Kundusiu! Tak przeleciał ten rok, że zdaje mi się, że niedawno to było, jak obchodziliśmy radośnie dzień św. Kunegundy, Twojej Patronki. Zeszłego roku składałem Ci życzenia osobiście u Siwca, a dziś przesyłam Ci je z daleka, ale tak samo serdecznie i mile, jak bym w Stryszawie u dziadka był. Życzę Ci przede wszystkim tej ślicznej cnoty, którą tak mile pokochałaś, a która jest największą ozdobą ludzi na ziemi żyjących, a tą jest czystość dziewicza. Naprawdę każda z Was, coście zrozumiały te święte zasady Ks. Blaszyńskiego, może być dumna ze siebie i powiedzieć sobie, że jest na pewnej drodze prowadzącej do nieba. Sam Pan Jezus powiedział, że czyste serca są najczulsze na natchnienia Boże, i Ty Kundusiu umiesz być posłuszną natchnieniom Bożym i chcesz ochotnym sercem dać wszystko Panu Bogu, co tylko możesz. Niech Ci za to Pan Jezus osładza życie i otacza Cię sercami prawdziwie pobożnymi, czystymi, a ofiarnymi dla Najlepszego Pana Jezusa. Życzę Ci zdrowia i sił, byś ich mogła użyć do chwały Bożej. Niech ta święta niebiańska miłość jaka panowała u Was na Siwcówce, w czasie mego pobytu wśród Was, nadal trwa między Wami, a przez to pokażecie obłudnemu światu, że Sidziniarki, uczennice wierne Ks. Blaszyńskiego, umieją być prawdziwie katoliczkami, Siostrami Chrystusowymi. Miłujcie się, bo cnota miłości daje Wam ogromną siłę do dobrych rzeczy, a także ściąga błogosławieństwo Boże na Wasze prace, zamiary i wszystkie pragnienia. I tu we Lwowie też znają Ks. Blaszyńskiego i Sidziniarki. Nieraz o tem rozmawiam z Księżmi Przełożonymi, którzy czytali żywot Ks. Blaszyńskiego. Teraz co do mnie, to z łaski Bożej, Matki Najświętszej i Siostry Teresi, jestem całkiem zdrowy i bardzo dobrze mi się powodzi. Dużo, bardzo dużo daje mi Pan Jezus łask. Nauka idzie mi bardzo dobrze, aż się dziwię, ale to tylko Waszym modlitwom, Drogie Sidziniarki, zawdzięczam i modlitwom moich najdroższych, Tatusia, i całej rodziny na organistówce, a także Siostry Służebniczki dużo za mnie Boga proszą, a i najdroższy Ks. Lewandowski z Krakowa pamięta o mnie i często do mnie pisze, i dziś dostałem od niego list. Kończę i jeszcze raz, zacna Kundusiu, składam Ci życzenia wszelkich łask Bożych. Pozdrawiam serdecznie, dziadka, Franię, Zosię, Resię, Michałka, Hanusię, Leśniaków, Boguniówkę. Nie zapominajcie i nadal o naszej Teresi, a dużo nam łask uprosi. Niech o niej Resia zawsze pamięta, bo na to ma Jej obrazek. Zostańcie z Bogiem. Wasz sercem oddany, Czernecki Józef, teolog" (10).

Msza św. prymicyjna ks. Czerneckiego, pierwszego kapłana ze stryszawskiej parafii, była dla mieszkańców wioski wielkim wydarzeniem. W drodze do kościoła towarzyszył mu tłum parafian, wielu kapłanów, 31 druhen, najbliższa rodzina, Kunegunda i Michał Siwcowie. W przygotowaniach do uroczystości i domowego przyjęcia rodzinie Czerneckich pomagało wielu stryszawian, jak kto mógł. Nieocenioną pomoc świadczyła też Kunegunda (11).


(1) Aniela Kachel, wspomnienia, s. 1.

(2) Tamże, s. 1.

(3) Tamże, s. 2.

(4) Ks. Józef Czernecki, ur. 13 listopada 1894 r. w Krzeszowie, wyświęcony na kapłana w 1922 r. we Lwowie, zm. 13 stycznia 1949 r. w Stryszawie-Siwcówce.

(5) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 1.

(6) Tamże, s. 1.

(7) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 3.

(8) Ludwika Janik, wspomnienia, s. 1.

(9) Antoni Gancarz (ur. Stryszawa, 1910), wspomnienia (1988), s. 1, sygn. T2C/10, ABPKPKB.

(10) List Józefa Czerneckiego do Kunegundy Siwiec, Lwów, brak daty powstania listu, ARZDK.

(11) Aniela Kachel, wspomnienia, s. 1.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Spełnianie się marzeń

Po wyjeździe ks. Czerneckiego na pierwszą placówkę w jego kapłańskiej posłudze, do Stryszawy powróciła monotonia codziennej krzątaniny. Tygodniowa praca i niedzielny wypoczynek ponownie wyznaczały rytm życia wioski. Stan ten miał jednak niebawem ulec zmianie.

W 1924 r. Czerneccy sprzedali gospodarstwo w Krzeszowie. Za uzyskane pieniądze kupili od Kunegundy ziemię w Siwcówce i rozpoczęli budowę drewnianego domu. Ponieważ Michał Czernecki był chory na astmę, budową zajmowali się jego synowie - ks. Józef, który ze względów zdrowotnych powrócił w 1926 r. do diecezji krakowskiej oraz Jan, który miał pozostać na nowym gospodarstwie. Po śmierci ojca bracia ukończyli dom, ale wcześniejsze plany zmieniły się. Ponieważ Jan nie zamierzał pozostać na gospodarstwie, ks. Józef zaczął wprowadzać w czyn swoje młodzieńcze plany dotyczące oświaty stryszawian. W porozumieniu ze swoją siostrą Anną - po przeprowadzeniu wszelkich formalności prawnych z pozostałym rodzeństwem - postanowił dom rozbudować i przeznaczyć go na zakład naukowo-wychowawczy (1).

W ramach nowego projektu było też miejsce na upragnioną przez Kunegundę i mieszkańców Siwcówki kaplicę, ale potrzeba było więcej ziemi. "Ziemię dała Kundusia, moja ciotka - wspomina Aniela Ponikiewska. Do tej ziemi wujek Michał dodał swoją część. Przed rozpoczęciem budowy ksiądz proboszcz ze Stryszawy zebrał całą rodzinę Siwców i po przedstawieniu sprawy założenia zakładu i kaplicy - cała nasza rodzina zrzekła się pretensji i praw do ziemi Kundusinej i Michała" (2).

Gdy ks. Edward Dziewoński, proboszcz parafii św. Anny w Stryszawie ogłosił z ambony informacje o mającej się rozpocząć budowie, w całej wiosce, a szczególnie w Siwcówce, nastąpiło pospolite ruszenie. Wszyscy chcieli w możliwy dla siebie sposób pomóc. "Ja byłam bardzo energiczna - opowiada Wiktoria Gancarz - i umiałam bardzo dużo rzeczy robić, więc ks. Czernecki do wielu mnie przydzielał. Woziłam drzewo na budowę i na opał, wybierałam z potoku żwir i nosiłam go w koszach na plac budowy, wylewałam wlewki betonowe pod posadzki i wiele innych czynności. Nieraz wracałam do domu tak zmordowana, że palcem nie mogłam ruszyć, a tu w domu mama o coś tak prosiła, a to w polu, a to w gospodarstwie trzeba było zrobić. Dawniej nie było zwyczaju odwracania się tyłem, gdy matka prosiła o pomoc, a więc robiłam, co trzeba było i potem nie wiedziałam, gdzie kłaść ręce, bo tak bolały. Ale ta praca tak mnie cieszyła, jak nie wiem co. Tak jakbym drugi dom budowała, mój własny. I wszyscy tak pracowali, nikt się nie ociągał, każdy pracował nieraz ponad siły, ale tego jakby nie czuł. Bóg dodawał sił. Ani wozu żwiru nie przywieziono, wszystko przynieśliśmy na plecach z potoku koło Matusa. Ksiądz często pracował razem z ludźmi" (3).

W niedziele, gdy ludzie odpoczywali po tygodniowej pracy, ks. Czernecki wyświetlał filmy religijne. Ci, którzy nie pracowali przy budowie płacili za bilety, a pieniądze szły na potrzeby zakładu. Było to pierwsze spotkanie stryszawian z filmem. "Nikt z tutejszych ludzi przedtem nie znał kina - przyznaje Wiktoria Janik. Nie wiem skąd, lecz ksiądz miał kino objazdowe" (4).

Rozbudowę domu przekazanego przez ks. Czerneckiego na zakład rozpoczęto w roku 1927, a ukończono w 1929 (5). Wszystkie prace nadzorował Antoni Gancarz - stolarz z Roztók (6). Kunegunda też doglądała budowy, żywo interesowała się jej przebiegiem, rozmawiała z budowniczymi, żartowała. Sama nie mogła pracować, była już kobietą po pięćdziesiątce, tęgawą, nieco schorowaną. "Pamiętam, że Kundusia wciąż przychodziła na budowę - wspomina Wiktoria Gancarz. Bardzo się nią cieszyła. Była bardzo wdzięczna, że my, młodzi, włączyliśmy się do pracy. Ja miałam wtedy 16 lat. Przygarniała nas, gładziła po głowie, okazywała nam dużo czułości i wdzięczności. Cieszyła się nami. Przez cały czas budowy ks. Czernecki mieszkał i żywił się u Kundusi. Byli zżyci, cenili się i lubili" (7).

Praca przy budowie szła w parze z poszukiwaniami zgromadzenia zakonnego, które podjęłoby się prowadzenia zakładu. Prawdopodobnie pod wpływem sugestii Kunegundy, członkini Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, myślano najpierw o karmelitach bosych (8). Gdy ci nie przyjęli propozycji, zaczęto szukać wśród zgromadzeń żeńskich, by ostatecznie zwrócić się do sióstr zmartwychwstanek w Kętach.

Pierwsza wizyta ks. Czerneckiego u sióstr została odnotowana w kronice domu kęckiego pod datą 27 kwietnia 1928 r. Przedstawił propozycję i zaprosił do obejrzenia zakładu. Dwa dni później siostra przełożona Władysława Barczyk CR i siostra mistrzyni Regina Gostomska CR wyjechały do Stryszawy, by obejrzeć proponowaną im placówkę i zdać sprawę zarządowi Zgromadzenia (9). Zanim spisano stosowne umowy, każda ze stron przedstawiła swoje warunki i pertraktowała. Kunegunda z bratem Michałem pośredniczyli w tych rozmowach. Kronikarka domu w Kętach zanotowała: "Dnia 18 czerwca przyjechał Michał Siwiec i jego siostra Kunegunda ze Stryszawy pragnąc porozumieć się z siostrami w sprawie darowizny nowej placówki i oświadczając, że zarówno oni jak i ks. Czernecki przychylają się do warunków, jakie Zgromadzenie im stawia" (10).

Koniec końców siostry zmartwychwstanki przyjechały do Siwcówki 6 marca 1929 r., witane przez mieszkańców z radością i wzruszeniem (11). Opis tych wydarzeń zachował się w liście siostry Konstancji Lipskiej CR, skierowanym do Matki Generalnej. "Tymczasem nadjechały saneczki ks. Czerneckiego, a czego w tych saneczkach nie było? - pierzyna pod nogami, kożuchy - więc cieplutko zajechałyśmy do naszego domku. Gdy odjechałyśmy kawałek od kościoła, Siostra Przełożona spostrzegła, że jacyś ludzie biegną naprzeciw nas. Na razie myślała, że to chłopcy ze szkoły, bo brnęli w głębokim śniegu i dlatego byli tacy mali. Raptem jak się zaczęli wysypywać ze wszystkich domów i zaczęli biec za nami, domyśliłyśmy się, co się dzieje. Wyjeżdżamy na pierwszą górkę, spostrzegamy bramę triumfalną, ubraną wieńcami i kwiatami, powiewały też chorągiewki, a napis był taki: Cześć Siostrom przybywającym do nas. Gdy stanęliśmy przed tą bramą, ludzie ze wszystkich stron przybiegali, tak że znalazłyśmy się otoczone ze wszystkich stron, a tak serdecznie nas witali, nawet płaczu nie brakowało. Wtem nadbiega jakiś człowiek zdyszany, był to jeden z radnych gminy, witał nas w imieniu całej gminy, przemawiał tak serdecznie, szkoda że się nie zapamiętało jego słów. Biedak tak był zdyszany, że w trakcie przemowy raptem ustał i nie mógł dalej mówić, tylko cicho przepraszał, bo tak biegł. Siostra Przełożona przemówiła do nich, w jakim celu przybywamy do nich, więc powstał płacz, ja zaś tak byłam tem wszystkiem przejęta, że nie wiedziałam, czy to we śnie, czy naprawdę się to dzieje i tak mię to przyjęcie wzruszyło, nie chciałabym już więcej takich chwil przeżywać i takich hołdów odbierać. Ci ludzie tak są mili, że jeszcze takich w żadnej parafii nie spotkałam, tak się wszyscy do nas garną, nawet mężczyźni, by zobaczyć zakonnice... Od tej bramy jedziemy dalej i spostrzegamy drugą, tak samo przybraną jak pierwsza, tylko bez napisów, wreszcie jesteśmy już blisko naszego domku i znowu spostrzegamy trzecią bramę, ubraną pięknie jak i tamte, tylko z napisem: Witajcie" (12).

Te marcowe dni oprócz radości przyniosły także mróz. Kunegunda rozchorowała się. Gdy siostra Władysława Barczyk CR, przełożona zmartwychwstanek z Kęt, która przywiozła siostry na nową fundację, odwiedziła ją, usłyszała wyznanie, które odnotowano w zakonnej kronice. Kunegunda stwierdziła, "że już teraz wraz z Symeonem może powiedzieć: Puszczasz, Panie, sługę twego w pokoju, bo oczy moje oglądały przybycie sióstr. Jest gotowa umrzeć, bo jej posłannictwo na ziemi spełniło się i doczekała się tego, czego tak gorąco pragnęła" (13). Nie był to jednak dla Kunegundy czas umierania, bo opatrzność Boża miała dla niej w planach coś zupełnie innego.

W jednym z pomieszczeń nowo powstałego zakładu urządzono tymczasową kaplicę, w której 10 marca 1929 r., w dniu rozpoczęcia nowenny do św. Józefa, odprawiono pierwszą Mszę św. w historii Siwcówki (14). "Byłam na tej pierwszej Mszy św. - wspomina Wiktoria Gancarz. Kapliczkę pięknie ubrano, było dużo ludzi, ołtarz był na stole, była Kundusia i jej rodzina, były siostry. Mszę św. odprawiał ks. Czernecki. To był dla nas wielki dar. Było to nadzwyczajne nabożeństwo. Radość nie do opisania" (15).


(1) Tamże, s. 1-2.

(2) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 4.

(3) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 1-2.

(4) Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 2.

(5) Antoni Gancarz, wspomnienia, s. 1-2.

(6) "W czasie budowy ja z ramienia ks. Czerneckiego prowadziłem i nadzorowałem wszystkie prace stolarsko-budowlane". Tamże, s. 1.

(7) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 2.

(8) Aniela Ponikiewska, wspomnienia, s. 3.

(9) Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Kętach, rok 1928, s. 335-337, sygn. 7108/8, APSZK.

(10) Tamże, s. 391.

(11) W przeciągu kilkunastu dni uformowała się stała wspólnota, którą tworzyły: s. Józefina Szymlak - przełożona, s. Konstancja Lipska, s. Brunona Prałat i s. Franciszka Szumińska. W następnym miesiącu dojechała jeszcze s. Leokadia Molska.

(12) List Konstancji Lipskiej CR z dnia 11 marca 1929 r. do Matki Generalnej Małgorzaty Dąbrowskiej CR, s. IV, p. 1, t. 9, n. 4b, APSZK.

(13) Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Kętach, rok 1929, s. 68, sygn. 7108/9, APSZK.

(14) "W dniu 10 marca rozpoczęła się nowenna do św. Józefa i w tym też pamiętnym dniu zamieszkał pod dachem stryszawskim jego Pan i Gospodarz, upragniony i oczekiwany Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie". Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie, rok 1929, s. 8-9, sygn. 7151/1, APSZK.

(15) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 3.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Budowa kaplicy

Po szczęśliwym zakończeniu prac przy zakładzie naukowo-wychowawczym, z początkiem czerwca 1929 r. rozpoczęto realizację kolejnego etapu wielkich planów ks. Czerneckiego i Kunegundy - budowę kaplicy. Najpierw poświęcono kamień węgielny, a w pamiątkowym dokumencie na tę okoliczność napisano: "Na wieczną rzeczy pamiątkę. W dziesięciolecie zmartwychwstania Polski Siostry Zmartwychwstania Pańskiego poświęcają ten kamień węgielny pod kaplicę stawianą ku czci św. Teresy od Dzieciątka Jezus, dnia 7 czerwca 1929 r. Dzieje się to za panowania Ojca Świętego Piusa XI, kiedy Prezydentem Polski jest prof. Ignacy Mościcki, a Prymasem Ks. Kardynał Hlond, zaś Arcybiskupem Krakowskim Jego Eminencja Książę Metropolita Adam Stefan Sapieha, Prezesem Rady Ministrów Świtalski, Wojewodą Krakowskim Kwieciński, a Starostą w Makowie dr Bieniasz. Ekspozytem w Stryszawie Ks. Dziewoński. Generalną Przełożoną Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego jest Matka Małgorzata Dąbrowska, Przełożoną Prowincjalną Siostra Teresa Kalkstein, Przełożoną w Stryszawie Siostra Józefina Szymlakówna. Zakład ten fundowali ks. Józef Czernecki, Anna Czernecka, Kunegunda i Michał Siwcowie. Na kaplicę złożyli drzewo wieśniacy tutejszej gminy, których nazwiska będą wyrzeźbione w kaplicy. Stryszawa-Siwcówka, dnia 7 czerwca 1929 r. W dzień uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kamień poświęcił ks. Józef Czernecki w obecności siostry Józefiny Szymlakównej i współfundatorów tak zakładu jak i kaplicy" (1). Dokument podpisali: siostra Józefina Szymlakówna oraz ks. Czernecki za siebie i współfundatorów.

Myśl o tym, by w Siwcówce powstała świątynia, była wspólna wielu mieszkańcom Stryszawy. Pragnęli jej nie tylko siwczanie, ale także ludność innych siedlisk znacznie oddalonych od kościoła parafialnego. Gdy rozpoczęto prace, najbardziej udzielali się ludzie z Siwcówki, Janik, Jurków, Wsiorza, Krzysiów, Matusów, Boguniówki, Sarlejówki, a także z Zawoi (2). "Pamiętam, że gdy budowano kaplicę - opowiada Wiktoria Janik - to był wielki entuzjazm u ludzi. Ludzie z różnych siedlisk dawali drzewo. Ponieważ było ono różnej klasy, ks. Czernecki sprzedał to drzewo i kupił jednolite w lasach państwowych. To drzewo obrabiali miejscowi cieśle, a także z innych stron, nawet z Zawoi. Pamiętam, że bardzo dobrym cieślą był Antoś Leśniak, krewny Kundusi. Wszyscy pomagali. Gdy ksiądz w niedzielę prosił, aby następnego tygodnia przyszło do pomocy dziesięć osób, to rano stało dwadzieścia albo trzydzieści osób. Wszyscy przynosili własne narzędzia. Śniadania każdy miał własne, a obiady dawały siostry" (3).

Kunegunda była pierwszym ambasadorem tego zamysłu. Dała ziemię i miała już nawet upatrzoną patronkę dla nowej świątyni - św. Teresę od Dzieciątka Jezus. A wszystko zaczęło się od pewnego snu, który miała. Był na tyle intrygujący, że został odnotowany w kronice stryszawskich zmartwychwstanek. Czytamy w niej, że "jedna z mieszkanek Stryszawy, marząca o obecności wśród nich Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, miała sen. Na tle rozwidniającego się nad górami Stryszawy nieba, zarysowała się w jej wyobraźni postać umiłowanej św. Teresy do Dzieciątka Jezus, z której rąk padały róże pociechy na wszystkie bóle i niedole tego zakątka. Senne to widziadło, zeszło się z gorącem nabożeństwem jakiem kapłańskie serce Przewielebnego Księdza Fundatora, przejęte jest dla Małej Świętej. Toteż domek, kaplica i praca, poświęcone zostały, ku ogólnej radości wszystkich, św. Teresie od Dzieciątka Jezus" (4).

Sen Kunegundy znalazł odzwierciedlenie w obrazie wykonanym dla kaplicy przez Adama Malickiego z Warszawy, kuzyna ks. Czerneckiego. Malował go przebywając na letnich wakacjach w Stryszawie-Roztokach jako dziękczynne votum za uzdrowienie czteroletniej córeczki (5). Przedstawia św. Teresę z różami i krzyżem na tle lekko niebieskiego nieba. "U jej stóp - czytamy w kronice zmartwychwstanek z Kęt - rozciąga się cała Stryszawa. Na pierwszym planie widać domek sióstr, kapelanię, kaplicę, dalej koło drogi widnieje chałupka Kundusi, zabudowania innych gospodarzy, w oddali strzela ku niebu wieżyczka kościoła parafialnego, wokół rozciągają się góry, doliny, pola uprawne i lasy" (6).

Plany kaplicy ks. Czernecki opracował przy pomocy Michała Skrzypka, maszynisty z zakopiańskiego tartaku. Za wzór posłużyła kaplica na Jaszczurówce (7). Gdy przystąpiono do budowy, okazało się, że dla realizacji zamierzonego projektu brakuje wąskiego pasa ziemi. "Kaplica miała być o półtora metra szersza - wspomina Michał Siwiec. Ksiądz chciał o te półtora metra przesunąć drogę na teren pewnego gospodarza (8), ale on mimo tego, że Kundusia chciała mu dać w innym miejscu trzy razy tyle ziemi, nie chciał się zgodzić. Nie pomogły rozmowy i namowy, nie chciał się zgodzić, i tak musiało zostać, jak teraz jest. On był bardzo uparty" (9).

Budowę świątyni ukończono po trzech miesiącach. Wieczorem, 5 września 1929 r., ks. Czernecki poświęcił prywatnie kaplicę i w procesji, wraz z wiernymi, wniósł Najświętszy Sakrament (10). Uroczyste poświęcenie kaplicy i dzwonu przez ks. Józefa Sławińskiego (11), proboszcza z Suchej Beskidzkiej, nastąpiło 3 października 1929 r., w święto Teresy od Dzieciątka Jezus (12). "Pamiętam moment poświęcenia - wspomina Anna Smolik. Była to bardzo wielka uroczystość. Przyszło tyle ludzi, że nie było gdzie nogi postawić. Przybyły na to poświęcenie tłumy ze wszystkich siedlisk Stryszawy i okolicznych miejscowości. Młode dziewczęta były ubrane w białe sukienki, jak druhny w wiankach na głowach, i trzymały wieniec, który otaczał mały dzwon. Był on poświęcony zaraz po poświęceniu kaplicy" (13). "Byli wszyscy, którzy budowali - dodaje Wiktoria Gancarz - siostry, te z Siwcówki i przyjezdne, Kundusia z całą rodziną i dużo zaproszonych przez księdza i siostry gości. Był również generał Józef Haller i wojewoda. Setki ludzi było. To była dla nas niesamowita radość, że mamy prawdziwą kaplicę w Siwcówce" (14).


(1) Okolicznościowy dokument z okazji poświęcenia kamienia węgielnego, sygn. 9II 6325, APSZK.

(2) Antoni Gancarz, wspomnienia, s. 2.

(3) Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 3.

(4) Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie, rok 1929, s. 8.

(5) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 6.

(6) Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Kętach, rok 1929, s. 220.

(7) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 1.

(8) Ze względu na dobro osoby, jej imię i nazwisko zachowano w tajemnicy.

(9) Michał Siwiec, wspomnienia, s. 4-5.

(10) Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie, rok 1929, s. 22.

(11) Ks. Józef Sławiński, proboszcz parafii w Suchej Beskidzkiej w latach 1929-1938.

(12) Kronika domu Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie, rok 1929, s. 23.

(13) Anna Smolik (ur. Stryszawa, 1920), wspomnienia (1989), s. 2, sygn. T2C/13, ABPKPKB.

(14) Wiktoria Gancarz, wspomnienia, s. 3.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Rozmowy z Chrystusem

Przyglądając się życiu Kunegundy mieszkańcy Stryszawy nie widzieli w nim żadnych nadzwyczajności. "Była prostą wiejską kobietą, nie wyróżniającą się z tłumu innych kobiet. A mimo to była inna" (1) - wyznaje Maria Mońska. Owej subtelnej inności, nikt nie był w stanie dokładnie sprecyzować. Niby wszystko w Kunegundzie było takie proste, góralskie i stryszawskie, a jednak jakoś inne. Pod tą zwyczajnością skrywała się tajemnicza głębia, pozostająca sekretnym światem jej i Chrystusa. Tam nikt z zewnątrz nie miał dostępu. Jedynie najbliższa rodzina, siostry zmartwychwstanki oraz nieliczne osoby, znające Kunegundę "od wnętrza", dostrzegały w niej wyjątkowe Boże działanie.

Każdego dnia chodziła na Mszę św., siadając na swoim stałym miejscu. Zajmowała ławkę tuż za ołtarzykiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Przywilej stałych miejsc miały także siostry zmartwychwstanki oraz nauczycielki z wioski (2). Kaplica stała się z biegiem czasu jej drugim domem. Po porannej Eucharystii spędzała na dziękczynieniu nieraz kilka godzin. "Pamiętam - opowiada siostra Lucjana Mryka CR - że czasem tak długo modliła się w kaplicy, że przychodziła Hanusia Leśniak, jej siostrzenica, i wyciągała ją stamtąd, bojąc się o jej zdrowie. My też nieraz, wiedząc, że jest w kaplicy parę godzin, zapraszałyśmy ją do nas na posiłek" (3).

Siedząc w swojej ławce - "taka góralka w chusteczce na głowie, zapatrzona w Tabernakulum" - traciła kontakt z otoczeniem, toteż w trosce o jej zdrowie ograniczono jej czas modlenia się w kaplicy (4). "Ona nie zdawała sobie sprawy z upływu czasu - wyjaśnia siostra Iwona Kosińska CR. Już dawno wszyscy powychodzili z kaplicy, a ona nadal tam była. Przed samą chorobą powiedziała do nas: Tak się długo modliłam w tej kaplicy. Za długo byłam, a mnie się zdawało, że bardzo krótko. A potem okazało się, że to było bardzo długo" (5).

Bywało, że podczas modlitwy w kaplicy świat obok przestawał dla niej istnieć. Gdy pewnego dnia siostra Leonarda Antkowiak CR przystroiła kaplicę w kwiaty, zapytała: "Kundusiu, jak się Kundusi podobał ołtarz? Ona z zażenowaniem odparła: Siostrzycko, przeprasom bardzo... Nic nie widziałam, jeno samego Pana Jezusa!" (6).

Początkowo Kunegunda nikomu nie zdradzała sekretów swego duchowego życia, nawet spowiednikowi. Spowiadała się co prawda regularnie, czyniąc wcześniej dokładny rachunek sumienia, jak sama tego uczyła dzieci i dorosłych, ale ograniczała się jedynie do wyznania grzechów. Jej spowiednikiem był ks. Bartkowski. Przyjechał do Siwcówki 13 października 1937 r., by objąć kapelanię u sióstr zmartwychwstanek. Jego zdrowotny urlop zamienił się ostatecznie w stały pobyt. Posługiwał siostrom i mieszkańcom Siwcówki aż do końca swego życia w 1986 r.

Po pięciu latach stałej spowiedzi u kapelana zmartwychwstanek nastąpił w życiu duchowym Kunegundy kolejny przełom. "Było to w roku 1942 - pisze ks. Bartkowski - w pierwszej jego połowie, dnia i miesiąca dokładnie nie pamiętam. Kundusia rozmawiała z jedną z sióstr zmartwychwstanek o spowiedzi. Między innymi siostra tłumaczy Kundusi, że stałemu spowiednikowi należy wyznawać nie tylko większe czy mniejsze przewinienia, ale także przedstawić cały stan duszy, wewnętrzne trudności jak i oświecenia Boże. Z całą prostotą Kundusia wyznaje, że tego dotychczas nie czyniła. Przy najbliższej okazji zwierza mi się, jako spowiednikowi swojemu, że często, szczególnie po Komunii św., słyszy w sobie głos Pana Jezusa, przemawiającego do niej, że dotychczas o tym nic nie mówiła, bo nie wiedziała, iż należy powiedzieć o tym spowiednikowi. W pierwszej chwili byłem tym wyznaniem trochę zaskoczony, tak na wszelki wypadek zacząłem wertować Zarys teologii ascetycznej i mistycznej Tanquerey'a, dzieła św. Teresy z Avila, by na podstawie ich doświadczenia w tej materii urobić sobie jasne zdanie o całej sprawie. Zbyt dobrze od pięciu lat znałem Kundusię, abym ją miał posądzać o jakąś halucynację czy egzaltację, zbyt była rozsądna i zrównoważona duchowo, a przy tym pokorna, by na tej drodze szukać jakiegoś zainteresowania swoją osobą. Zająłem wobec całej sprawy postawę raczej wyczekującą: ani przyjmować bezkrytycznie, ani z miejsca zaprzeczać i odrzucać" (7).

Ks. Bartkowski, który od czasu tej przełomowej spowiedzi Kunegundy stał się jej duchowym kierownikiem, zaczął rozglądać się za znakami, które potwierdziłyby bądź zanegowałyby prawdziwość owych wewnętrznych głosów. Odwołał się najpierw do podstawowej zasady, że prawdziwe objawienie prywatne powinno nieść ze sobą konkretnie dobro: wzrost miłości, pokory, pogody ducha, pokoju serca, cierpliwości oraz umiłowanie krzyża. Obserwując bardziej wnikliwie życie Kunegundy zauważył, że "rosła w niej gorliwość w modlitwie i ofiarach, by pomagać Jezusowi w ratowaniu zagrożonych dusz" (8). Miał więc pierwsze znaki potwierdzające autentyczność Bożego działania.

Mimo ich obecności zdecydował się jednak poddać ją jeszcze jednej próbie, którą opisał w swoich wspomnieniach. "Powiadam więc do Kundusi: Jeśli to rzeczywiście Bóg przemawia, to On zna także moje myśli i pragnienia. Wobec tego proszę, aby spełnił to, co tylko Jemu i mnie jest znane. Chodziło mi o nawrócenie i wyspowiadanie się pewnego grzesznika, który od lat już się nie spowiadał. Stawiałem także warunek, by spowiedź odbyła się 3 maja. Kundusia nie wiedząc nic, ani o treści, ani o terminie, modliła się jedynie gorąco o spełnienie mego pragnienia. Nadszedł dzień 3 maja. Po nabożeństwie zasiadłem do konfesjonału. Patrzę, a oto pod chórkiem jest ów grzesznik. Ludzie powoli zaczęli opuszczać kaplicę, a wtedy on wstał i zamiast skierować się do wyjścia - podszedł do konfesjonału. Otrzymałem odpowiedź" (9).

Już po pierwszych relacjach Kunegundy na temat treści słyszanych przez nią słów Chrystusa oraz niektórych świętych (10), ks. Bartkowski dostrzegł ich wielką wartość dla duchowej formacji i zaczął je zapisywać. Czynił to poza sakramentem pokuty. Notował "wiernie i dosłownie" (11), tak jak przekazywała je Kunegunda. Chociaż samego faktu notowania nie był w stanie ukryć, nigdy nie podejmował rozmów z osobami trzecimi o duchowym życiu swej penitentki. Był w tym względzie bardzo rygorystyczny. "Czasem, przychodząc do Kunegundy, gdy była już obłożnie chora - wspomina siostra Blanka Skorupińska CR - zastawałam ks. Bartkowskiego z notesikiem na kolanach, coś tam notującego. Ale ksiądz, gdy ktoś wchodził, zamykał notes. Tak, że za życia Kundusi nic nam nie mówił i zabronił mi mówić z Kundusią na ten temat" (12). Notował w małych notesach i trzymał je pod zamknięciem (13). Przez trzynaście lat notowania, od 1942 do 1955 r., uzbierało się ich sporo. Z powodów, o których wspomniano już wcześniej, notatki robił własnoręcznie (14).

Pomimo starań o zachowanie jak najdalej idącej dyskrecji w sprawach nadzwyczajnych łask doświadczanych przez Kunegundę, w wiosce krążyły różne pogłoski. "Wprawdzie nie mówiło się głośno - wspomina Wiktoria Janik - ale jeszcze przed wojną wiedzieliśmy o tym, że Pan Jezus przychodził do Kundusi w każdy piątek. Potem w te dni bardzo cierpiała. Nigdy na ten temat z nią nie rozmawiałam. Nie wiem, czy cokolwiek by powiedziała. Pogłoska taka krążyła, że rozmawia z Panem Jezusem. Jedni się z tego śmiali, inni się zastanawiali" (15).

Kunegunda nie traktowała przekazywanych jej przez Chrystusa pouczeń jako swojej własności. Chociaż skrupulatnie z nich korzystała, samą siebie uważała jedynie za narzędzie w Jego rękach. Świadczy o tym pewne wydarzenie, wspomniane przez siostrę Blankę Skorupińską CR. "Byłam kiedyś świadkiem rozmowy ks. Bartkowskiego w naszej rozmównicy z innymi księżmi, którzy po śmierci Kundusi masowo tutaj przyjeżdżali na wypoczynek. Ks. Bartkowski mówił, że gdy był chory, to dokąd do Kundusi nie przyszedł, a czasem nie przychodził i parę dni, Kundusia wszystko pamiętała, choćby z całego tygodnia. Pamiętała do momentu, aż ksiądz wszystko zapisał. Gdy ksiądz zapisał i na ten temat chciał z nią porozmawiać, Kundusia już nie pamiętała szczegółów. Odnosiło się wrażenie, jakby przekazane słowa już do niej nie należały" (16).

W krótkim czasie po śmierci Kunegundy ks. Bartkowski zdecydował o przepisaniu na maszynie zawartości notesów (17). To niełatwe i czasochłonne zadanie zlecono siostrze Iwonie Kosińskiej CR. "Po uzgodnieniu z siostrą przełożoną - wspomina siostra Iwona - ks. Bartkowski przyniósł swoje notatki, ręcznie pisane, w takich malutkich zeszycikach, z poleceniem przepisywania ich na maszynie. Ja umiałam pisać na maszynie. Początkowo miałam trudności w odczytywaniu pisma księdza, więc ksiądz mi dyktował. Czasem były te notatki niewyraźne, bo ksiądz używał skrótów. Po zapoznaniu się z jego pismem, przepisywałam już sama, a ks. Bartkowski tylko po mnie sprawdzał. Tych zeszycików było sporo, bo po przepisaniu na maszynie, a dość gęsto pisałam, było ponad sto stron. W notatkach czasem nie było dat, ale na ogół były. Po mnie, z mojego maszynopisu, przepisywano na zlecenie księdza dalsze kopie tekstu. Ksiądz nie komentował sprawy objawień wewnętrznych Kundusi. Ja pisałam wiernie to, co było w zeszycikach" (18).

Gdy przepisywanie zostało zakończone ks. Bartkowski przekazał tekst swemu ordynariuszowi, ks. biskupowi Kazimierzowi Kowalskiemu, podczas jego pobytu w Siwcówce w 1957 r. Ordynariusz chełmiński wyraził aprobatę dla tekstu, orzekając, że nie znajduje w nim niczego, co byłoby sprzeczne z wiarą i moralnością chrześcijańską (19). Od tego czasu zapis rozmów Chrystusa z Kunegundą był udostępniany różnym osobom zakonnym i świeckim.

Tekst został również przekazany ks. Prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu (20). Ks. Prymas poznał Kunegundę osobiście w sierpniu 1946 r. Będąc jeszcze biskupem lubelskim prowadził w kaplicy w Siwcówce rekolekcje dla dziewcząt i pań formujących Instytut Świecki Pomocnic Maryi Jasnogórskiej, Matki Kościoła, zwany popularnie Ósemką Prymasowską (21). Do uczestnictwa w naukach rekolekcyjnych zaprosił także Kunegundę, z czego ochotnie skorzystała. Odwiedził ją też w domu i prosił o modlitwę w różnych ważnych sprawach (22). Kunegunda zamierzała przekazać trochę swojej ziemi pod budowę domu dla Instytutu. Gdy jednak ks. Prymas dowiedział się o tym, nie zgodził się na darowiznę, stwierdzając, "że w jednej małej Stryszawie nie mogą istnieć koło siebie dwa zespoły kościelne" (23), mając na uwadze zmartwychwstanki obecne w wiosce od 1929 r.

Ks. Bartkowski nie zamierzał wydawać sporządzonych przez siebie zapisków drukiem, chociaż bywał do tego zachęcany. "Gdy te słowa były przepisane na maszynie - wspomina siostra Iwona Kosińska CR - mówiłyśmy, aby ksiądz gdzieś napisał o Kundusi. Lecz ksiądz mówił, że jemu nie chodzi o wydanie, bo są to sprawy Boże i jeśli Bóg będzie chciał, to ujawni światu" (24). Pierwsze książkowe wydanie rozmów Chrystusa z Kunegundą ukazało się więc drukiem dopiero w 1995 r. (25), a w 2008 r. doczekało się drugiego wydania.


(1) Maria Mońska, wspomnienia, s. 2.

(2) Anna Pająk (ur. Tresna, 1907), wspomnienia (1987), s. 2, sygn. T2C/5, ABPKPKB.

(3) Lucjana Mryka CR, wspomnienia, s. 3.

(4) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 3.

(5) Tamże, s. 3.

(6) Tamże, s. 5.

(7) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 10.

(8) Tamże, s. 12.

(9) Tamże, s. 12.

(10) Kunegunda słyszała także Matkę Bożą, św. Józefa, św. Teresę od Dzieciątka Jezus, św. Teresę od Jezusa, św. Jana od Krzyża i św. Katarzynę.

(11) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 10.

(12) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 12.

(13) Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 8.

(14) "Ponieważ Kundusia poza umiejętnością czytania z całej sztuki pisania opanowała jedynie tyle, że umiała się podpisać, zacząłem sam robić notatki z jej wypowiedzi". Wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 10.

(15) Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 7.

(16) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 12.

(17) Po przepisaniu ks. Bartkowski zniszczył prawie wszystkie notesy. Jeden z nich zachował się: sygn. KS 1, ABPKPKB.

(18) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 7.

(19) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 10-11.

(20) Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 9.

(21) Maria Okońska (Instytut Prymasowski), list z dnia 13 marca 1991 r., sygn. T2C/22, ABPKPKB.

(22) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 9; Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 4; Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 2.

(23) Maria Okońska (Instytut Prymasowski), list z dnia 1 marca 1989 r., sygn. T2C/22, ABPKPKB.

(24) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 6.

(25) Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku. Nadprzyrodzone oświecenia Kunegundy Siwiec ze Stryszawy zanotowane przez ks. Bronisława Bartkowskiego, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1995.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

W okowach wojny

Zawierucha drugiej wojny światowej przyniosła do Stryszawy liczne dramaty i cierpienia. Spokojna, zagubiona pośród makowskich wzgórz wioska nie okazała się miejscem bezpiecznym. Wraz z wybuchem wojny została wcielona do Trzeciej Rzeszy i znalazła się w pasie ziemi graniczącym z Generalną Gubernią, do której włączono pobliską Zawoję. W Siwcówce pojawiła się niemiecka straż graniczna. Niemcy zajęli najpierw dom malarza Władysława Fronta i całą kapelanówkę. Niebawem zapukali też do klasztoru zmartwychwstanek zajmując dla siebie dwa pokoje za kaplicą. Chociaż nie byli łatwymi lokatorami zezwolili na kontynuowanie praktyk religijnych (1) - siostry nadal mogły prowadzić życie zakonne, a w kaplicy ks. Bartkowski sprawował codzienną Mszę św., na którą regularnie uczęszczała Kunegunda. Bywało - wspomina Maria Janik - że i "Niemcy przychodzili na Mszę św., a niektórzy z nich nawet ostrzegali nas przed łapankami. Wśród żołnierzy straży granicznej było bowiem wielu Ślązaków" (2).

Pozorny spokój w Siwcówce nie przysłaniał jednak bolesnego dramatu, który dokonywał się w samej Stryszawie. Najeźdźcy kontynuowali sukcesywne wysiedlanie polskich rodzin z lepszych gospodarstw. Wywozili ich do Generalnej Guberni, a na ich miejsce sprowadzali niemieckich osadników. Wydarzenia te za każdym razem wzniecały niepokój siwczan, którzy zaczęli sobie coraz wyraźniej uświadamiać, że niebawem ich także czeka utrata ziemi i tułaczka, albo jeszcze coś gorszego - śmierć w obozie koncentracyjnym. Trwogę przeżywały szczególnie osoby starsze. "W 1942 r. - pisze w swoich wspomnieniach ks. Bartkowski - kiedy rozeszły się pogłoski, że hitlerowcy mają likwidować w krematoriach oświęcimskich ludzi starych i nieproduktywnych, Kundusia uczyniła akt ofiary, jeśli by i ją to miało spotkać (3). Miała już wówczas 66 lat.

Obawy przed pacyfikacją Siwcówki przybierały na sile. Wszyscy zaczęli się modlić, odprawiano różne nabożeństwa, ks. Bartkowski sprawował Msze św. w intencji ocalenia. Wreszcie stało się jasne, że pacyfikacja nastąpi. "Pod koniec wojny - wspomina Wiktoria Janik - hitlerowcy mieli nas z Siwcówki też wywieść. Mój ojciec, który znał język niemiecki, dowiedział się, że zostaniemy wywiezieni następnego dnia. Przychodził tu do nas jeden z Niemców, który był pochodzenia polskiego. Ostrzegł nas o tym. Wszyscy siwczanie bardzo się tym przerazili. Byliśmy wszyscy spakowani. Rano Niemcy jechali po nas samochodem i na moście koło Matusa legar się zerwał, most się zawalił, a Niemcy z samochodem wpadli do rzeki. Ich dowódca połamał sobie nogi. Tyle razy jeździli przez ten most, i to ciężkimi samochodami, i most był cały. Więcej po nas nie przyjechali. Ocaleliśmy" (4). "Wszyscy byliśmy spakowani - dodaje Józefa Kowaliczek. Tobołki z rzeczami i pościelą leżały gotowe, ale nic się nie stało. Pamiętam, jak płakaliśmy z radości" (5). Jako wotum wdzięczności za ocalenie mieszkańcy Siwcówki wraz z ks. Bartkowskim postawili po wojnie, na ziemi Kunegundy, pod lipami, kapliczkę Serca Jezusowego (6).

Kunegunda dzieliła z mieszkańcami wioski wszystkie dole i niedole czasu wojny. Szczególnym jednak powodem do cierpień był dla niej dramat ks. Czerneckiego. Znała go od dziecka, łączyła ich przyjaźń, wspólnie zrealizowane plany oraz liczne wspomnienia. W czasie wojny ks. Czernecki ukrywał się w Siwcówce, w pokoiku nad kaplicą u zmartwychwstanek. Chorobliwie bał się Niemców, nie wychodził na zewnątrz, Msze św. odprawiał po kryjomu. "Ja i wielu ludzi - wspomina Maria Janik - odwiedzaliśmy księdza wieczorami. Niemcy myśleli, że chodzimy z różnymi potrzebami do sióstr. Nosiliśmy księdzu mleko lub masło. On bardzo przeżywał tę wojnę. Pokój jego był zapluskwiony i zimny, bo jeszcze nie było w klasztorze dobrego ogrzewania. To był człowiek czynu, a w samotności i bezruchu tracił odwagę, ogarniał go lęk. Kiedyś leśnego robotnika przygniotło drzewo i konał. Pobiegłam do ks. Czerneckiego, bo nie było ks. kapelana Bartkowskiego. Ks. Czernecki był chory i bardzo słaby. Wsadziliśmy go na furkę, okryli kocami i powieźli do wypadku. Było tam pełno Niemców, ale jakoś nie reagowali na księdza. Ks. Czernecki wtedy przestał bać się Niemców i udzielił konającemu Sakramentu Chorych i rozgrzeszył go" (7).

Ks. Czernecki zmarł po długich cierpieniach 13 stycznia 1949 r. w Stryszawie. Został pochowany na tamtejszym cmentarzu, gdzie jego grobem do dziś opiekują się wdzięczni mieszkańcy wioski.


(1) Helena Leśniewska, wspomnienia, s. 4.

(2) Maria Janik, wspomnienia, s. 3.

(3) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 7.

(4) Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 7.

(5) Józefa Kowaliczek, wspomnienia, s. 2.

(6) Wiktoria Janik, wspomnienia, s. 7.

(7) Maria Janik, wspomnienia, s. 3-4.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Apostolstwo modlitwy i cierpienia

W pamięci siostry Blanki Skorupińskiej CR zachowało się wspomnienie rozmowy, jaką odbyła z Kunegundą. "Kiedyś - opowiada siostra Blanka - a było to w czasie choroby, gdy Kundusia była unieruchomiona w łóżku, odwiedziłam ją. W czasie rozmowy powiedziała mi, że miała sen. Poprosiłam, by mi go opowiedziała, gdyż zauważyłam, że z jakimś naciskiem podkreślała, iż to był sen. Kundusia opowiadała: Była taka górka jak Siwcówka, ale ja byłam wyżej, na jakiejś górze, wysoko, a przy mnie stał niżej ksiądz. A w koło było dużo ludzi. Siostrzycko, było tyle ludzi, że nie do obliczenia. Kundusia mówiła i tak na mnie patrzyła tylko jednym okiem, bo drugie nie widziało po przebytej jaglicy. Gdy skończyła opowieść ja powiedziałam, że przetłumaczę jej ten sen. Powiedziałam: Kundusiu, ci ludzie to byli wszyscy, których Kundusia wyratowała swoim cierpieniem i modlitwami od potępienia. A ksiądz kapelan Bartkowski to był ten, co Kundusi pomagał. Kundusia jakby się zorientowała, że za dużo się domyślam, zmieniła temat rozmowy i już nigdy więcej na podobne tematy nie wszczynała rozmowy" (1).

Kunegunda miała jasno wytyczoną życiową misję: zbawiać ludzi cierpieniem i modlitwą. W czasie rozmów z różnymi osobami często powtarzała słowa, które pewnego razu usłyszała od niej również siostra Blanka: "Siostrzycko, niech siostrzycka pamięta, żeby sama do nieba nie poszła. Siostrzycka sama by się wstydziła tam przyjść. Siostrzcka musi dużo, dużo ludzi ze sobą do nieba przyprowadzić swoimi modlitwami" (2).

Odkąd oddała się Chrystusowi, coraz wyraźniej uświadamiała sobie, że nie może Go prawdziwie kochać, zapomniawszy o drugim człowieku. Był więc w jej życiu okres obfitego apostołowania słowem, gdy jako sidziniarka często katechizowała. Słowa jednak, choć cenne, nie mają tak wielkiej mocy jak cierpienia połączone z modlitwą. Chrystus podnosił więc coraz wyżej poprzeczkę, a ponieważ w przyjmowaniu cierpień nie opierała się, uczynił z niej ofiarę zadośćuczynną. Okazji do mówienia o Bogu było z biegiem lat mniej, natomiast jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać na jej drodze sytuacje połączone z duchowym bądź fizycznym cierpieniem.

Początkowo sporadycznie, a potem coraz częściej zaczęły występować bóle w rękach i kolanach - zwiastuny przyszłej poważnej choroby. Najpierw jednak Kunegunda straciła wzrok w prawym oku z powodu jaglicy - wirusowego zapalenia spojówki i rogówki oka. "Tuż przed wojną panowała w tych stronach jaglica - wspomina Maria Janik. To był chyba 1937 r. Chorowali na nią i w Siwcówce, między innymi Kundusia. Nie było żadnych lekarzy, ani leków. W czasie wojny, gdy Niemcy dowiedzieli się, że ktoś jest chory na jaglicę, to wysyłali chorego do Oświęcimia, do krematorium. Oczyszczali dla siebie teren z ludzi chorych i ułomnych, bo nasze tereny włączone były do Trzeciej Rzeszy" (3). Podjęte przez Kunegundę leczenie operacyjne w jednym z Krakowskich szpitali zakończyło się niepowodzeniem (4). Od tego czasu widziała już tylko na lewe oko. Czytając wytężała wzrok trzymając książkę czy modlitewnik blisko zdrowego oka.

Upośledzenie wzroku stało się dla Kunegundy powodem trwającego jakiś czas upokorzenia ze strony jednego z mieszkańców wioski. "Jeden chłop ze Stryszawy - wspomina siostrzenica Kunegundy, Otylia Leśniak - naśmiewał się z ciotki. Ilekroć przechodził koło jej domu i zobaczył ciotkę Kundusię, to szydził z niej wołając: ślepo! ślepo! Któregoś roku ten człowiek klepał kosę, odpryski metalu wpadły mu do oczu i oślepł na obydwa oczy" (5).

Narastające problemy ze zdrowiem osiągnęły punkt kulminacyjny w 1948 r. 3 października, w dniu św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Kunegunda udała się po raz ostatni do kaplicy (6). Ból kolan stał się tak dotkliwy, że z trudem mogła się poruszać. Początkowo siadała w fotelu przy oknie, z którego widać było kaplicę i zapatrzona w nią modliła się (7). Potem, gdy choroba poczyniła postępy, leżała już tylko w łóżku, przez siedem lat. Aż do śmierci opiekowała się nią siostrzenica Anna Leśniak, która od dziecka mieszkała w domu Siwców (8).

Długi okres cierpień Kunegundy opisał ks. Bartkowski: "Miejsca bolesne zaczynają puchnąć, zjawiają się też obrzęki na ręku. Boleści wzmagają się, dochodzi do tego, że najmniejsze dotknięcie powoduje atak bólu tak silnego, że Kundusia, choć mężna i cierpliwa zawsze, nie może powstrzymać się od krzyków. Przez pół roku leży tylko na jednym boku i tak sypia, a raczej drzemie, bo bóle nie pozwalają spać, ani obrócić się na drugi bok. Wszelkie środki lekarskie i próby leczenia zawodzą. Dwa lata przed śmiercią, gruźlica, która zaatakowała kości, teraz prawdopodobnie przerzuciła się na organy wewnętrzne. Następują wyczerpujące krwotoki wewnętrzne i wzmaga się jednocześnie bezsenność" (9).

Pomimo mężnie znoszonych cierpień ból był nieraz tak silny, że w pobliżu domu Kunegundy słyszano jej krzyki. "Kiedyś, gdy przyjechałam do swojej siostry Marii - wspomina Helena Leśniewska - to był chyba 1954 r., a Kundusia już od paru lat obłożnie chorowała, ludzie mówili, że to był nowotwór stawów. Bardzo cierpiała. Czasem, gdy byłam za domem, w polu, słyszałam jej głośny krzyk bólu. Trwało to czasem kilkanaście minut. Któregoś dnia powiedziałam do siostry, że Kundusia bardzo krzyczy, a siostra moja odpowiedziała, że często słyszy taki krzyk i że Kundusia musi bardzo cierpieć. Zrobiło mi się jej żal" (10).

"Kiedy miała ataki bólu - dodaje Maria Front - to nogi wykręcało jej pod siebie, wykręcało potwornie stawy rąk i nawet twarz. Bardzo z bólu krzyczała, ale jednocześnie wszystko poświęcała Bogu. Byłam u niej dwa razy w czasie takich ataków. Ze strachu uciekłam. Następnego jednak dnia zaraz poszłam. Uściskałam Kundusię mówiąc, że jej bardzo współczuję, i że nie mogłam patrzeć jak cierpi, że ze strachu uciekłam. Ona odpowiedziała mi: Te cierpienia ofiarowałam Panu Jezusowi, bo Panu Jezusowi potrzebne są nasze cierpienia" (11).

Podczas choroby ks. Bartkowski przynosił Kunegundzie codziennie Komunię św. Po jej przyjęciu następowało długie dziękczynienie. Kapłan cierpliwie czekał i dopiero potem rozmawiali. Gdy musiał gdzieś wyjechać lub zachorował, posługę tę wykonywał zastępujący go ks. Tadeusz Gogolewski (12), a czasami karmelita bosy, ojciec Daniel od Najświętszego Serca Pana Jezusa (Oswald Rufeisen) (13). Przyjmując Komunię św. czyniła z namaszczeniem znak Krzyża. "Pamiętam, jak Kundusia żegnała się - opowiada siostra Iwona Kosińska CR. Kiedyś byłam u niej i przyszedł ks. Bartkowski. Ona pomodliła się, a potem żegnała. Robiła znak Krzyża z wielkim namaszczeniem, jakby wszyscy zniknęli z jej oczu, a był tylko Bóg i ona. Nawet wówczas zwróciłam uwagę księdzu kapelanowi na ten jej znak, wykonany z tak niespotykanym namaszczeniem" (14).

Codziennie też przynoszono Kunegundzie obiady z klasztornej kuchni zmartwychwstanek. "Obiady nosiłam ja - wspomina siostra Danuta Jarco CR - albo siostra ks. Bartkowskiego, Franciszka. Na skutek zaistniałych konfliktów w pracy w domu dziecka, postanowiłam opuścić pracę i nie wstępować do zakonu, do czego cały czas się przygotowywałam. Nic nikomu nie mówiąc spakowałam rzeczy, walizkę ukryłam w krzakach i postanowiłam po południu, gdy dzieci będą leżakować, uciec. Wyznaczyłam dyżur starszej dziewczynki, by opiekowała się maluchami, sama zaś, jak codziennie, poszłam zanieść obiad dla Kundusi. Poprzednio, gdy przynosiłam obiad, Kundusia odpowiadała na moje Pochwalony Jezus Chrystus, dziękowała za obiad, ale nigdy nie rozmawialiśmy. W tym jednak dniu, gdy postawiłam obiad na stole, Kundusia powiedziała, siadając na łóżku: Gdzie się tak spieszysz? - i chwyciła mnie za dłoń. Ja zaczęłam się jąkać, ale nie umiałam się wytłumaczyć. Chcesz uciekać przed Panem Jezusem? A On ci tyle łask przygotował - powiedziała. Skąd Kundusia wie, kto naopowiadał coś Kundusi ? - próbowałam się bronić. Ja wszystko wiem. Starej Kundusi nie trzeba uczyć - odpowiedziała. Rozpłakałam się i wszystko jej opowiedziałam. A Kundusia zaczęła mi przedstawiać wartość tego, co chcę opuścić. Dla jakiejś jednej osoby chcesz opuścić Pana Jezusa? To są małe i nieważne sprawy wobec służby Bożej - powiedziała. Mówiła o swoim wielkim cierpieniu, o okropnych bólach nóg. Ale to wszystko jest niczym, jest kroplą w oceanie, wobec tego, co Pan Jezus cierpiał dla nas. Dla Pana Jezusa warto cierpieć. Nasze cierpienie jest niczym wobec cierpień Pana Jezusa. Pan Jezus płaci za każde nasze cierpienie łaskami. Nawet za najmniejsze cierpienie płaci łaskami. Nigdy nie jest nam dłużny. Mówiła jeszcze długo i z żarem. Rozmowa trwała około dwóch godzin. Pod jej wpływem uspokoiłam się i zmienił się mój stosunek do całej sprawy" (15).

W czasie trwania choroby często była proszona o modlitwy. Chociaż niewielu wiedziało o tajnikach jej duszy, to jednak "w ludziach była wiara w jej wstawiennictwo" (16). Mawiała wówczas: "Jo tako zwykło (...), jo nic nie znace, ale poprose Pana Jezusa" (17).

W obszar jej modlitwy dostawali się wszyscy i wszystko: ludzie, zwierzęta, wiejski dobytek. Szczególną jednak troską otaczała kapłanów, do których zwracała się słowem Jegomość (18). "W okresie choroby Kundusi, w latach pięćdziesiątych - wspomina siostra Zenona Połońska CR - do Stryszawy przyjeżdżało wielu kapłanów na wypoczynek. Były to czasy stalinowskie, bardzo ciężkie dla Kościoła w Polsce. Kiedyś, gdy byłam u Kundusi i rozmawiałam na temat życia kapłanów, byłam zmartwiona niektórymi zaistniałymi w tamtym okresie faktami i trudnościami. Kundusia odpowiedziała, że trzeba się dużo i bardzo intensywnie modlić za kapłanów. Powiedziała, że mimo wszystko Pan Jezus ma dużo chwały przez kapłanów, że trzeba się dużo i zawsze modlić w intencji kapłanów" (19).


(1) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 7.

(2) Tamże, s. 6.

(3) Maria Janik, wspomnienia, s. 5.

(4) Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 3.

(5) Otylia Leśniak, wspomnienia, s. 1.

(6) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 6.

(7) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 1.

(8) Franciszka Bartkowska, wspomnienia, s. 2.

(9) Ks. Bronisław Bartkowski, wstęp do maszynopisu Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, s. 7.

(10) Helena Leśniewska, wspomnienia, s. 4.

(11) Maria Front, wspomnienia, s. 3-4.

(12) Ks. Tadeusz Gogolewski, wspomnienia, s. 1.

(13) O. Daniel Rufaisen (ur. w 1922 w Żywcu, wyświęcony na kapłana 29 czerwca 1952 r., zm. 30 lipca 1998 w Hajfie, Izrael), list pisany z Hajfy, 27 stycznia 1989 r., sygn. T2B/1-2, ABPKPKB.

(14) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 4.

(15) Danuta Jarco CR (ur. Żywiec, 1927), wspomnienia (1987), s. 1-2, sygn. T2B/4, ABPKPKB.

(16) Iwona Kosińska CR, wspomnienia, s. 8.

(17) Zenona Połońska CR (ur. Podleszejki, 1918), wspomnienia (1987), s. 2, sygn. T2B/9, ABPKPKB.

(18) Ks. Tadeusz Gogolewski, wspomnienia, s. 1.

(19) Zenona Połońska, wspomnienia, s. 4.

o. Jerzy Zieliński OCD
Piękno ukryte w prostocie
Życie Kunegundy Siwiec OCDS

Ciche odejście

Nastał pogodny czerwiec 1955 r. Kunegunda przeczuwała, że siedmioletni okres dojmujących cierpień zbliża się powoli do końca. "Nie pamiętam, którego dnia w czerwcu - wspomina siostra Blanka Skorupińska CR - lecz kilka dni przed świętem Piotra i Pawła, w kościele parafialnym w Stryszawie były prymicje jednego z księży. Wszyscy byli zaproszeni. Siostry i ks. Bartkowski pojechali tam, a ja zostałam w domu. Po południu, była to niedziela, poszłam do Kundusi. Opowiedziałam jej, że jest prymicja i powiedziałam: Kundusiu, ten ksiądz przyjedzie do nas w dzień Piotra i Pawła ze Mszą św. prymicyjną, to Kundusi przyniesie błogosławieństwo prymicyjne. Ona odpowiedziała: Oj, siostrzycko, jo już tego nie doczekam" (1).

Istotnie, Chrystus wyznaczył na spotkanie ze swoją oblubienicą dzień, w którym Kościół wspomina Najświętszą Maryję Pannę Nieustającej Pomocy. Ten ostatni dzień w ziemskim życiu Kunegundy opisała kronikarka stryszawskiej wspólnoty zmartwychwstanek. "Przy chorej czuwał ks. kapelan, długoletni jej spowiednik, spora gromadka sióstr, dzieci i sąsiadów. Ks. kapelan udzielił absolucji i odmawiał razem z nami modlitwy przy konających i różaniec. Kundusia nie wymawiała wszystkich słów razem z zebranymi przy jej łóżku, ale słowa śmierci naszej, amen... wieki wieków, amen... Mówiła głośno i wyraźnie. Widać było, że jest przytomna i pragnie wyprosić u Matki Najświętszej potrzebne łaski na godzinę ostatniej walki i spotkania z Bogiem, którego tak bardzo kochała przez całe życie i któremu swą modlitwą, ofiarą i cierpieniem zdobywała dusze. Agonia trwała niezbyt długo. Chora od czasu do czasu całowała krzyżyk z odpustami na godzinę śmierci, podawany przez siostry. W jednej ręce trzymała nieodstępny różaniec, w drugiej gromnicę i twarz jej się zmieniła. Widocznie Pan odjął jej przed samą śmiercią dojmujący ból, bo zniknął bolesny skurcz i chora, która od tak dawna nie mogła sypiać z powodu okropnych cierpień, teraz najspokojniej zaczęła zasypiać. Oddech stał się równy, ale coraz wolniejszy, z oczu spłynęła ostatnia łza i Pan Jezus wziął tę oddaną sobie duszę - wierną aż do męczeństwa - by nagrodzić hojnie za długie lata cierpień, za gorliwość w zdobywaniu dusz ludzkich, a przede wszystkim za ogromną miłość jaką miała dla Boga Trójjedynego, Matki Najświętszej i Świętych. Umarła 27 czerwca 1955 r. o godz. 19.40 wieczorem. Jeszcze modlitwy przy stygnących zwłokach i wszyscy odeszli. Pozostały tylko siostry, by zmarłą umyć, ubrać i ułożyć na prowizorycznym katafalku" (2).

Na ostatnie chwile życia Kunegundy rzuca dodatkowe światło wspomnienie Zdzisławy Dybiec. "Siostra mojej mamy - Anna, która opiekowała się ciocią w czasie jej choroby opowiadała, że tuż przed śmiercią ciocia powiedziała: Idę, idę, idę do ciebie Boże, uśmiechnęła się i skonała. Dobrze pamiętam, jak ciotka Anna podkreślała, że trzy razy powiedziała idę, idę, idę" (3).

Do trumny Kunegundę ubrano w biały strój i welon, które miały przypominać jej ślub dziewictwa oraz przynależność do Świeckiego Karmelu. 30 czerwca odbył się pogrzeb. "Gdy umarła - wspomina Antoni Gancarz - jedna z sióstr przyszła do mnie, abym zrobił trumnę. Kundusia miała jedną nogę zgiętą w kolanie, musiałem więc robić specjalnie szerszą i wyższą trumnę. Ja też wiozłem jej ciało na cmentarz. Był taki zwyczaj, że po zamknięciu trumny wynosi się zwłoki z domu, a przechodząc przez próg, zatrzymuje się, uderza trzykrotnie trumną o próg, mówiąc za każdym razem Wieczne odpoczywanie racz jej dać Panie... Jest to pożegnanie zmarłego z domem, gdzie żył. Trumnę postawiliśmy na specjalnie przygotowanym do tego celu wózku, zaprzężonym w dwa konie. Potem trzykrotnie mówiło się wio!, koń ruszał, zatrzymywało się go mówiąc prrr... Dopiero za czwartym razem wóz ruszał. Woźnica mówił zamiast zmarłego Zostańcie z Bogiem i ruszał. Ludzie zaczęli śpiewać najpierw Witaj Królowo, potem godzinki, dalej inne pieśni. Do kościoła parafialnego jechaliśmy z Siwcówki chyba z godzinę. Pamiętam, że był to ładny czerwcowy dzień" (4).

Kondukt pogrzebowy prowadził ks. Bartkowski. "Przez całą drogę śpiewy i modlitwy przeplatały się - czytamy w kronice stryszawskich zmartwychwstanek - a od trumny przystrojonej zielenią i kwiatami szedł dziwny spokój i pewność, że ona jest już szczęśliwa, cieszy się swym Umiłowanym w niebie. Po drodze dołączali się coraz to nowi ludzie, gdyż Kundusię wszyscy znali, szanowali i bardzo cenili. Naprzeciw żałobnego konduktu wyszło dwóch księży z parafii, a przy kościele o. Daniel - karmelita, który specjalnie przyjechał na ten pogrzeb z Szopienic, gdzie przebywał. Na przygotowanym katafalku ustawiono trumnę i rozpoczęły się egzekwie żałobne. Następnie zostały odprawione uroczyste dwie Msze św. przez ks. Kapelana i o. Daniela. Na chórze śpiewały siostry. Po Mszy św. eksportacja na cmentarz. Sąsiedzi i bliscy ponieśli Kundusię na miejsce wiecznego spoczynku. Ostatnie modlitwy, grudki ziemi padające na wieko trumny i powrót do domu" (5).

Gdy w trudnych latach drugiej wojny światowej, w 1942 r., Kunegunda prosiła dla siebie o męczeństwo, usłyszała słowa Jezusa: "Śmierci męczeńskiej ci nie dam, przy śmierci dam ci więcej cierpień. Z Matką moją wyjdę na twoje spotkanie" (6). Tak jak spełniły się słowa o cierpieniu, tak samo spełniły się słowa o powitaniu na progu wieczności. Jezus wraz z Maryją wyszli na spotkanie tej, która przybrana w płaszcz prostoty i cierpienia przeżyła pięknie swoje życie.


(1) Blanka Skorupińska CR, wspomnienia, s. 10.

(2) Wypis z Kroniki domu Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie (rok 1955), s. 1, sygn. KS 3, ABPKPKB.

(3) Zdzisława Dybiec, wspomnienia, s. 3.

(4) Antoni Gancarz, wspomnienia, s. 3-4.

(5) Wypis z Kroniki domu Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie (rok 1955), s. 1-2.

(6) Maszynopis Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, brak daty i miejsca powstania, s. 6, PAHSJG.

Wydarzenia po śmierci Kunegundy
Helena Faustyna Stańczyk

W dwa lata po śmierci Kundusi po uporządkowaniu i przepisaniu na maszynie notatek - przez s. Iwonę Kosińską CR - ks. Bronisław Bartkowski przekazał je swojemu ordynariuszowi ks. biskupowi Kazimierzowi Kowalskiemu z Pelplina, przebywającemu na wypoczynku w Stryszawie. Drugi egzemplarz wręczył ks. prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu, który przekazał go paniom z "Prymasowskiej Ósemki".

Uzyskawszy od tych dostojników ustną, pozytywną opinię o zawartej w zapiskach treści; mając ustną zgodę „Nihil Obstat”, przekazał maszynopis Siostrom Zmartwychwstankom do medytacji. Parę egzemplarzy rozdał innym osobom. Siostry również przepisały je w kilku egzemplarzach i rozdały. W ten sposób krąg osób korzystających z nich poszerzył się. Wtedy też w pełni poznano, jak wielkich łask doznawała ta pokorna, żyjąca w dymnej chacie, wiejska kobieta.

Obecnie, po Polsce, krążą te zapiski w maszynopisie znane pod tytułem "Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku". Niejednego przyprowadziły one do bliskości Jezusa. W kaplicy Św. Tereski od Dzieciątka Jezus, wiele dusz doznało uzdrowienia wewnętrznego i zewnętrznego. Niektórzy nie ukrywają, że w Siwcówce i to przez pośrednictwo Kundusi Bóg dopukał się do ich serc i okazał im swoje miłosierdzie.

W 1981 r. w Krakowie ukazał się zbiór opowiadań pt. "O takich jak Wy", Napisała go Siostra Bogumiła Żukowska - Zmartwychwstanka, znająca Kundusię. Jest w niej esej pt. "Kundusia". Była to pierwsza publikacja o Kundusi. Bóg niejako wyjął z ukrycia Naczynie, które sam napełnił „Żywą Wodą” i jakby upomniał się o dzieło swojej łaski, aby w jazgocie tego świata nie zapomniano o najważniejszym, o TYM, który JEST.

Jak iść do Niego przez ten świat i nie zgubić Drogi i Prawdy, praktycznie wskazuje Kundusia. Wśród wielu dróg najbardziej podoba się Jezusowi drożyna, którą kroczyła do Niego święta Teresa od Dzieciątka Jezus, a którą nam przypomniał przez Kundusię. Powiedział bowiem do niej w 1947 roku:

"Miłe dziecko, udzielam ci coraz większej miłości. Idziesz drożyną dziecięctwa duchowego. Chciałbym i pragnę aby, droga, którą wytyczyłem przez Moją wybrankę Św. Teresę, stała się drogą całej ludzkości, bo jest to droga najprostsza i najkrótsza do nieba. Dopomóż Mi swoimi modłami, aby ludzkość na tę drożynę weszła.  Jak dziecko wierzyć, jak dziecko ufać, jak ono kochać! To jest owa drożyna. Kroczenie tą drożyną, sprawia Mi największą radość. Małe dzieci w objęciach swoich rodziców czują się bezpiecznie, niczego się nie lękają, a najwięcej cieszą rodziców swoim kochaniem. Dzieci nie są karane ani sądzone. Tak i dusze dziecięce nie będą karane i w pokoju będą przechodzić na drugi świat".

Pan Jezus trawiony nieustannym pragnieniem dusz, nieustannie ponaglał Kundusię, by nie ustawała w ich ratowaniu, bo teraz jest czas żniw, nie czas odpoczynku, na który przeznaczona jest wieczność cała. Kundusia pracowała na niwie Pańskiej aż do ostatnich godzin swojego ziemskiego wędrowania. Że nie ustała, wielka to zasługa jej kierownika duchownego ks. Bronisława Bartkowskiego; z pokorą prowadził on tę duszę uprzywilejowaną, przyjmował również rady dawane mu przez Kundusię. Była mu ona bardzo posłuszna, współpracowała z łaską. Pan Jezus jej wyjaśniał, że woda nigdy nie zatrzyma się na górze pychy, lecz zawsze spłynie do doliny pokory. Człowiek pokorny pragnie słuchać, bo nie przypisuje sobie nic z łask, które otrzymuje, wie, że jest tylko nieużytecznym narzędziem Bożej dobroci. Posłuszna dobrowolnie kierownikowi duchowemu zwycięsko przeszła przez wszystkie niebezpieczeństwa.

Kundusia była zawsze pogodna, nie narzekała, wiedziała, że wszelkie narzekanie osłabia wolę człowieka i gasi radość życia. Kiedy staje się nad jej grobem, czy bierze do ręki jej zdjęcie, zdaje się ona mówić: „nie biadolcie, lecz módlcie się, módlcie się, módlcie się.”

22 lipca 1986 r. po długich cierpieniach fizycznych i duchowych ks. Bronisław Bartkowski odszedł do Pana po zasłużoną nagrodę, aby wraz z Kundusią wypraszać łaski dla Kościoła i dla Polski. Doczesne jego szczątki złożono na cmentarzu w Lidzbarku Welskim. Zapiski rozmów Pana Jezusa i Świętych z Kundusią pt. "Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku" dopiero w 1995 r. doczekały się książkowego wydania przez wydawnictwo Karmelitów Bosych w Krakowie.

Rozwój zainteresowania Kunegundą Siwiec
Najważniejsze fakty

Od roku 1995 w Świeckim Zakonie Karmelitów Bosych rozpoczęły się starania o beatyfikację Kunegundy Siwiec przejawiające się licznymi prośbami do władz Zakonu, wypowiedziami i uchwałami podczas kolejnych Kongresów Prowincjalnych i Ogólnopolskich OCDS. W bieżącym roku w maju w Karmelitańskim Instytucie Duchowości odbędzie się Sesja Kommemoracyjna o Kunegundzie Siwiec.

Od 1996 roku datuje się szybki rozwój zainteresowania osobą i duchowością śp. Kunegundy Siwiec. W tym też roku Świecki Zakon Karmelitański pod patronatem o. Włodzimierza Tochmańskiego OCD, delegata ogólnopolskiego ds. OCDS zorganizował pierwszą ogólnopolską pielgrzymkę Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS) pod hasłem „Śladami Kundusi”. Dało to początek corocznym pielgrzymkom do grobu Kundusi. W czasie pielgrzymek odprawiane są Msze Święte o beatyfikację oraz organizowane koncerty ewangelizacyjne. W bieżącym roku 24 czerwca odbędzie się kolejna IX Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki.

W 1998 roku, 23 maja podczas I Ogólnopolskiej Pielgrzymki do Siwcówki, w Stryszawie-Siwcówce powołane zostało Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec. Towarzystwo posiada osobowość prawną. Opiekę duchową sprawuje prowincjał Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych osobiście lub przez swego delegata.

Inicjatorem i pomysłodawcą powołania Towarzystwa był o. prof. Joachim Bar OFM, który zainteresował się życiem Kunegundy Siwiec ze Stryszawy, świeckiej karmelitanki należącej do wspólnoty w Wadowicach, i podjął się redakcji książki pod tytułem „Kundusia z Siwcówki” wydanej przez Wydawnictwo oo. Karmelitów Bosych w Krakowie w 1996 roku.

Drugą osobą, która przynaglała do powołania Towarzystwa był o. Michał Machejek OCD, pierwszy Generalny Postulator Polski, założyciel i twórca Postulatorskiego Ośrodka Studiów w  Rzymie.

Wielki wkład w promocję postaci i duchowości Kundusi wnosi s. Janina Immakulata Adamska OCD, autorka książki i licznych artykułów poświęconych Kunegundzie Siwiec.

Towarzystwo jest stowarzyszeniem katolików o charakterze społeczno-ewangelizacyjnym, którego zadaniem jest w oparciu o społeczna naukę Kościoła Katolickiego propagowanie i szerzenie idei Dziecięctwa Duchowego z uwzględnieniem doświadczeń pozostawionych przez patronkę Towarzystwa, a zawartych w książce pt. „Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku” oraz w dziełach św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Celem Towarzystwa jest m.in. podjęcie starań o otwarcie procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec, gromadzenie środków na ten cel, promowanie działalności naukowej i publikacyjnej, aby przesłanie i orędzie Miłosierdzia promieniujące z życia Kunegundy, jej wiara i heroizm w znoszeniu cierpienia stały się inspiracją do naśladowania.

Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec obok organizowania corocznych pielgrzymek, rozszerzają kult przez wydawanie nowenn do patronki, pamiątek, zamawianie Mszy Świętych o beatyfikację oraz spotkania członków zarządu z różnymi grupami modlitewnymi przy parafiach. Takie spotkania odbywały się wielokrotnie w Polsce, w Wilnie, na Słowacji, w Ziemi Świętej, we Włoszech i we Francji.

Opracowane zostało Misterium Rozmów Kundusi Siwiec z Panem Jezusem, św. Teresą od Jezusa i św. Teresą od Dzieciątka Jezus, które zostało już wielokrotnie prezentowane w kościołach w Polsce. Wydano płytę CD i kasetę z muzyką i wierszami, jako znakomity materiał do kontemplacji. Powstał krótki film o przesłaniu Kunegundy Siwiec, który brał udział w festiwalu filmów religijnych w Niepokalanowie. Ogłoszono też konkurs dla młodzieży stryszawskiej na portret i poezję o Kundusi. Nagrodzone wiersze prezentowane zostały na koncercie w czasie jednej z pielgrzymek do Stryszawy.

W czasie sześcioletniej działalności Towarzystwa zainspirowano różne grupy osób do częstego zamawiania Mszy Świętych o beatyfikację Kunegundy Siwiec. Stałe comiesięczne Msze Święte w tej intencji od sześciu lat odprawiane są w Jeleniej Górze w kościele pw. św. Anny i w Stryszawie w kaplicy św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

W drugim numerze „L’Osservatore Romano” z roku 2005, w liście Ojca Świętego Jana Pawła II z okazji 400-letniej rocznicy przybycia Karmelitów Bosych do Polski, Ojciec Święty wśród współczesnych Osób Świętych i Sług Bożych wymienia również Kunegundę Siwiec.

Obecnie istnieje kilka pozycji książkowych poświęconych Kunegundzie Siwiec – autorstwa Heleny Faustyny Stańczyk „Kundusia z Siwcówki” oraz „Kunegunda Siwiec”. Są też trzy pozycje autorstwa s. Immakulaty Adamskiej OCD: „Dlaczego właśnie Kundusia z Siwcówki”, oraz rozdziały poświęcone duchowości Kundusi w „Ukaż mi swoją twarz” i „Ikona Trójcy Świętej”.

Ukazało się też wiele artykułów o Kundusi i o Siwcówce, w liczących się katolickich miesięcznikach, jak: „List”, „Różaniec”, „Miejsca Święte”, „Pielgrzym”, „Miłujcie się”. Istnieją również dwie prace magisterskie poświęcone duchowości Kundusi: „Terezjańska droga Kunegundy Siwiec” – Haliny Wisieckiej-Jęczalik oraz „Życie duchowe Kunegundy Siwiec” – Piotra Marcelego Strojeckiego, a trzy są w opracowywaniu. Opracowano w formie katalogu archiwum materiałów zebranych przez Helenę Stańczyk, obejmujących przedmioty osobiste Kunegundy, dokumenty rodzinne, świadectwa, wspomnienia świadków itp.

W 1996 roku książki „Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku” oraz „Kundusia z Siwcówki” zostały przekazane Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, który w przekazanym liście udzielił autorce swojego Apostolskiego Błogosławieństwa. Zostały one również wysłane do Sióstr Karmelitanek w Lisieux, skąd listownie poinformowano autorkę, iż postać Kundusi bardzo zainteresowała ks. bp. Guy Gaucher.

Historia starań Świeckiego Karmelu o beatyfikację Kunegundy Siwiec
Na podstawie dokumentów Świeckiego Karmelu

1. W lutym 1995 r. podczas spotkania Świeckiej Rady Prowincjalnej z asystentami i władzami zakonu Stanisław Leśniewski OCDS przedstawił krótko życiorys i duchowość Kunegundy Siwiec na podstawie maszynopisu notatek ks. Bronisława Bartkowskiego. Postać Kunegundy okazała się być znaną już niektórym z ojców karmelitów bosych. O. Wiesław Kiwior, ówczesny prowincjał Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych, wyraził zainteresowanie i zgodę na zajęcie się ww. tematem. (Na podstawie notatek ks. B. Bartkowskiego w tym samym roku ukazała się książka pt.: “Miejsce mojego Miłosierdzia i Odpoczynku” w wydawnictwie karmelitów bosych).

2. W maju 1995 r. Helena Stańczyk z Jeleniej Góry po rozmowie z o. Włodzimierzem Tochmańskim otrzymała ze strony ojca wizytatora Świeckiego Zakonu upoważnienie do zajęcia się sprawą Kunegundy Siwiec ze Stryszawy, w związku z planowanym rozpoczęciem procesu informacyjnego. W 1996 r. odbyła się pielgrzymka autokarowa (z 20 wspólnot Świeckiego Karmelu) do Wadowic i Stryszawy dla rozeznania takiego procesu. W tej sprawie zwrócono się z prośbą do ks. Kard. Macharskiego i o. Michała Machejka OCD, byłego Relatora Kongregacji ds. Kanonizacyjnych. [o. Włodzimierz Tochmański OCD, Sprawozdanie z Życia i Dziełalności Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej 1994-1997, p.8, w: Jak Żyć Duchowością Karmelu w Świecie. U progu Trzeciego Tysiąclecia, Kuria Krakowskiej Prowincji OSCD, Kraków 1998, s.152.]

3. Kongres zaleca podjęcie starań o wyniesienie do chwały ołtarzy świeckiej karmelitanki Kunegundy Siwiec ze Stryszawy. [p. 2 Uchwały IV o życiu wspólnotowym OSCD I Ogólnopolskiego Kongresu Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, Czerna 14 lipca 1996, w: Jak Żyć Duchowością Karmelu w Świecie. U progu Trzeciego Tysiąclecia, Kuria Krakowskiej Prowincji OSCD, Kraków 1998 s.46.]

4. Wnioskujemy do Świeckiej Rady Prowincjalnej o podjęcie owocnych działań w sprawie otwarcia procesu informacyjnego Kunegundy Siwiec i powołanie zespołu – grupy inicjatywnej w tej sprawie. [p. 4 Wniosków i sugestii grupy zajmującej się stuleciem śmierci św. Teresy od Dzieciątka Jezus podczas II Kongresu Prowincjalnego OSCD (Prowincji Krakowskiej), tamże s. 148.]

5. Kongres obradujący w Roku Jubileuszowym zaleca wspólnotom OCDS dalsze doskonalenie posługi i apostolstwa na polu szerzenia duchowości karmelitańskiej przez współpracę wspólnot, a szczególnie wspomaganie modlitwą Stowarzyszenia Charytatywnego im. św. Rafała Kalinowskiego i Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec w zakresie ich działania. [p.6 Uchwały nr.3 III Kongresu Prowincjalnego Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej, Kraków 2000 w:  III Kongres Prowincjalny Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej, Kraków 2000, Kuria Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych, Kraków 2001, s. 43.]

6. Organizowano także Ogólnopolskie Pielgrzymki do Stryszawy koło Suchej Beskidzkiej. Przez Świeckie Zakon Karmelitów Bosych zostało powołane Towarzstwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec. Wyłoniono zarząd, którego prezesem został Gerald Kozikowski z Rybnika, a jego zastępczynią Helena Stańczyk z Jeleniej Góry. TPKS odbywało rozmowy z o. Wiesławem Kiwiorem OCD, który prawnie był odpowiedzialny za asystencję duchową. W tym triennium odpowiedzialnym za TPKS jest o. Szczepan Praśkiewicz OCD. (w przypisie czytamy: W liście skierowanym do zarządy Towarzystwa przez IV Kapitułę Prowincjalną Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych 2002 czytamy między innymi: ”Ojcowie kapitularni po dogłębnym rozważeniu sytuacji popierają przygotowania do rychłego otwarcia procesu beatyfikacyjnego i gloryfikacji Kundusi”.) [o. dr Włodzimierz Tochmański OCD, Sprawozdanie z działalności Rady Ogólnopolskiej Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych w latach 1996-2002, w: Wyzwania Trzeciego Tysiąclecia dla Świeckiego Karmelu II Ogólnopolski Kongres  Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Czerna-Kraków 11-13 lipca 2002, s. 38]

7. Kongres wzywa wspólnoty Świeckiego Karmelu do ożywienia i uaktywnienia kół Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec, istniejące przy wspólnotach, w poczuciu odpowiedzialności za przygotowanie procesu beatyfokacyjnego polskiej karmelitanki świeckiej. [Uchwała wewnętrzna p. 3 II Ogólnopolskiego Kongresu Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, w: tamże, s. 52.]

8. W związku z coraz bardziej realnym rozpoczęciem procesu beatyfoikacyjnego Kunegundy Siwiec, Kongres wzywa wspólnoty lokalne OCDS do głębszego poznania życia, duchowości i misji tej kandydatki na ołtarze oraz wspierania modlitwą, pozyskiwanie funduszy na prowadzenie procesu beatyfikacyjnego a także propagowanie jej osoby. Kongres zobowiązuje Radę Prowincjalną OCDS do zorganizowania Sesji naukowej poświęconej jej duchowości. [p. 6 Uchwał wewnętrznych IV Kongresu Prowincjalnego Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej, Czerna 13-16 lipca 2003, w: Wezwani do odnowionej nadziei IV Kongres Prowincjalny Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej, 13-16 lipca 2003 Czerna, Kuria Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych Kraków 2003, s. 65.]

9. Omówiono stan procesu beatyfikacyjnego o. Anzelma Gądka OCD i perspektywy otwarcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec. [Sprawozdanie z sesji jesiennej Rady Ogólnopolskiej i obu Rad Prowincjalnych OCDS, Kraków 11 listopada 2003 r.]

10. Podczas jesiennego spotkania Rady Ogólnopolskiej i obu Rad Prowincjalnych, Krakowskiej i Warszawskiej OCDS, 11 listopada 2004 r. w Czernej, omawiano plany dotyczące sesji poświęconej Kunegundzie Siwiec i współpracy Świeckiego Karmelu z Towarzystwem Przyjaciół Kunegundy Siwiec. [Notatka w: Żyć Karmelem w Świecie, nr 41, marzec 2005, s. 23.]

11. Omówiono przygotowania do Sesji Kommemoracyjnej poświęconej Kunegundzie Siwiec podczas spotkania Rady Ogólnopolskiej i obu Rad Prowincjalnych OCDS, 25 marca 2006 r. w Czernej. [Notatka w: Żyć Karmelem w Świecie, nr 46, czerwiec 2006, s. 34.]

12. Dnia 20 maja 2006 r. w Karmelitańskim Insytytucie Duchowości w Krakowie odbyła się Sesja Kommemoracyjna o Kunegundzie Siwiec pod patronatem o. Alberta Wacha OCD, prowincjała Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. Organizatorami sesji byli: Świecki Zakon Karmelitów Bosych i Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec we współpracy z Krakowską Prowincją Karmelitów Bosych. Sesji towarzyszyła wystawa poświęcona życiu i przesłaniu Kunegundy, przygotowana przez Dorotę i Zofię Zabrzeskie. [Notatka w: Żyć Karmelem w Świecie, nr 47, wrzesień 2006, s. 24.]

13. Kongres zobowiązuje Radę Prowincjalną Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej do podjęcia działań mających na celu przyśpieszenie otwarcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec. Jednocześnie Kongres zobowiązuje wszystkie wspólnoty do zintensyfikowania działalności apostolskiej na rzecz otwarcia procesu beatyfikacyjnego i zaleca, aby poszczególne wspólnoty przekazały informacje o podjętych działaniach Radzie Prowincjalnej. [Uchwały V Kongresu Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej p.1. Notatka w: Żyć Karmelem w Świecie, nr 47, wrzesień 2006, s. 42.]

Modlitwa o beatyfikację Służebnicy Bożej Kunegundy Siwiec

Miłosierny Boże, który masz staranie o każde, nawet najmniejsze stworzenie, a szczególnie dbasz o dusze oddane Tobie, bądź uwielbiony za pokorną miłość apostolską, jaką wzbudziłeś w Twojej służebnicy Kunegundzie. Spraw, aby przykład jej gorliwości o zbawienie ludzi pociągnął wielu do budowania wspólnoty Kościoła swoim codziennym wysiłkiem, cierpieniem i modlitwą. Przez wstawiennictwo Twojej służebnicy Kunegundy, udziel mi łaski, o którą pokornie proszę, a ją samą obdarz chwałą ołtarzy. Przez Chrystusa Pana naszego.


(Imprimatur: kard. Stanisław Dziwisz, Kraków, 3.06.2009, nr 1522)

Modlitwa o pokorę i męstwo przez wstawiennictwo Kunegundy Siwiec

Panie Jezu Chryste, Twoja służebnica Kunegunda poznała, że jesteś Bogiem pokoju i że pokój Twój jest darem, którego ma strzec z pokorą i męstwem. Udziel mi przez jej wstawiennictwo łaski do zdobywania cnót pokory i męstwa, abym mógł (mogła) doznawać w głębi serca prawdziwego pokoju nawet pośród wielu zajęć i przeciwności. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

(Imprimatur: kard. Stanisław Dziwisz, Kraków, 3.06.2009, nr 1522)


Modlitwa za przyczyną Kunegundy Siwiec
Do użytku wewnętrznego

Modlitwa napisana przez ks. Bronisława Bartkowskiego, spowiednika śp. Kunegundy Siwiec, zaraz po jej śmierci 27 czerwiec 1955 r. (do użytku wewnętrznego).

Jezu! Przez Wszechmocne i pełne dobroci Serce Twoje i przez Niepokalane Serce Matki Twojej, a także przez zasługi wiernej służebnicy Twojej Kunegundy racz udzielić łaski .............. i tak wsławić Miłosierdzie Twoje, który żyjesz i królujesz Bóg na wieki wieków. Amen.

(Imprimi potest: Albert Wach OCD, Prowincjał, Kraków, 14.01.2006, nr 31/06

Publikacje o Kunegundzie Siwiec
Książki, filmy VHS, DVD i CD

Książki

1. Miejsce mojego Miłosierdzia i Odpoczynku, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1995 r. Jest to opis nadprzyrodzonych oświeceń Kunegundy Siwiec ze Stryszawy zanotowany przez jej kierownika duchowego ks. Bronisława Bartkowskiego. Zawiera on wyznanie miłości Boga do człowieka i pragnienie jej odwzajemnienia przez człowieka oraz wskazówki, jak wkroczyć na drogę dziecięctwa duchowego.

2. Dlaczego właśnie Kundusia z Siwcówki? s. Janina Immakulata Adamska OCD, Wydawnictwo Bernardinum, Koszalin 1998 r. Książka ujmuje problem mistyki Kunegundy Siwiec wyłącznie w aspekcie duchowym ukazując jej fenomen teologiczny jako odpowiedź na pytanie zawarte w tytule ksiażki.

3. Kundusia z Siwcówki, Helena Faustyna Stańczyk, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1996 r. Książkę tę autorka zadedykowała Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Jest to wnikliwie przedstawiony życiorys Kunegundy Siwiec, opisujący środowisko życia, jej nawrócenie i rozwój życia duchowego, a także promieniowanie jej duchowości.

4. Kunegunda Siwiec, Helena Faustyna Stańczyk, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1999 r. Skrócony życiorys i kalendarium najważniejszych wydarzeń związanych z życiem i przesłaniem Kunegundy Siwiec ze Stryszawy-Siwcówki.

5. Gdy mnie nie ma jesteś Ty, numer specjalny Żyć Karmelem w Świecie, Katowice 2006 r. Zbiór poezji zainspirowanych osobowością Kunegundy Siwiec, pięknem życia duchowego i urokiem górskiego krajobrazu Siwcówki.

6. Sesja kommemoracyjna o Kunegundzie Siwiec, numer specjalny Żyć Karmelem w Świecie, Kraków 2006 r.

7. Doświadczenie mistyczne Rozalii Celak i Kunegundy Siwiec. Przesłania dotyczące przyszłości Polski i świata. Ks. Stanisław Górnik, Lublin 2006 r. Książka, poświęcona doświadczeniu mistycznemu jest wyjściem naprzeciw oczekiwaniom ludzi szukającym Boga. Prezentacja dwóch mistyczek: Rozalii Celak i Kunegundy Siwiec, to najlepszy sprawdzian duchowości, w najwyższym wymiarze zjednoczenia duszy z Boskim Oblubieńcem. (...) Dodatkowym walorem tej książki jest to, że doświadczenia prezentowanych mistyczek zostały przebadane od strony teologii duchowości.

Kaseta magnetofonowa i CD

Ścieżka na szczyt, zawiera pieśni i medytacje inspirowane charyzmatem Kunegundy Siwiec.

Film VHS i DVD

A nadzieja zawieść nie może, Kuria Krakowskiej Prowincji karmelitów Bosych. Jest to 25 minutowy film - reportaż z VII Ogólnopolskiej Pielgrzymki Przyjaciół Kunegundy Siwiec do jej grobu w Stryszawie. Zawiera on homilię byłego prowincjała o. Dr Szczepana Praśkiewicza OCD.

Edykt

Dnia 7 marca 2007 r. o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD, postulator Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych, zwrócił się do mnie z prośbą o przeprowadzenie procesu kanonizacyjnego Kunegundy Siwiec, członkini Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (1876-1955).

W czerwcu 2007 r., zgodnie z wytycznymi prawa kanonizacyjnego, o opinię w sprawie stosowności rozpoczęcia tegoż procesu zwróciłem się do Konferencji Episkopatu Polski. Opinia ta okazała się pozytywna (SEP 6.3-54), dlatego też w myśl przepisów prawa poprosiłem Kongregację Spraw Kanonizacyjnych, czy ze strony Stolicy Apostolskiej nie ma przeszkód, aby rozpocząć wspomniany proces kanonizacyjny. Pozytywną odpowiedź na przedłożoną kwestię otrzymałem pismem z dnia 29 września 2007 r. (Prot. N. 2807-1/07).

Kunegunda Siwiec urodziła się 28 maja 1876 r. w Stryszawie. W wieku dwudziestu lat złożyła za zgodą spowiednika prywatny ślub czystości i w 1923 r. wstąpiła do Trzeciego (dziś Świeckiego) Zakonu Karmelitów Bosych. Nie umiejąca pisać lecz potrafiąca czytać została obdarowana łaską słyszenia w swoim wnętrzu słów Jezusa i możliwości rozmawiania z Nim; słów, które przekazywała swojemu spowiednikowi, ks. Bronisławowi Bartkowskiemu (+1986), wiernie je notującemu. Podczas trwania działań wojennych w 1942 r. uczyniła ofiarę ze swego życia w intencji zachowania Stryszawy przed grożącą wiosce pacyfikacją i wywózką do Oświęcimia. Zmarła w opinii świętości 27 czerwca 1955 r.

Przejawem sławy świętości Służebnicy Bożej są m.in. coroczne ogólnopolskie pielgrzymki Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych do jej grobu w Stryszawie oraz powstanie Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec, posiadającego osobowość prawną i asystenta kościelnego w osobie prowincjała Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. W maju 2006 r. w Karmelitańskim Instytucie Duchowości w Krakowie odbyła się zorganizowana przez Towarzystwo Sesja Kommemoracyjna o Kunegundzie Siwiec, podczas której jej życie i duchowość analizowali wybitni polscy teologowie, wykładowcy Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, Wyższego Seminarium Duchownego Karmelitów Bosych i Karmelitańskiego Instytutu Duchowości.

Zwracam się więc z serdeczną prośbą do wszystkich, którzy posiadają jakiekolwiek dokumenty, pisma lub wiadomości dotyczące Kunegundy Siwiec, zarówno pozytywne jak i negatywne, aby zechcieli przekazać je do Kurii Metropolitalnej w Krakowie do dnia 7 maja 2008 r.


Kard. Stanisław Dziwisz - Arcybiskup Metropolita Krakowski

Ks. dr Piotr Majer - Kanclerz

Kraków, dnia 7 listopada 2007 r.

"Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku"

Sesja kommemoracyjna o Kunegundzie Siwiec, świeckiej karmelitance ze wspólnoty wadowickiej, zmarłej w opinii świętości w 1955 roku, w ramach podjętych starań o otwarcie jej procesu beatyfikacyjnego, odbyła się 20 maja 2006 r. w Karmelitańskim Instytucie Duchowości Kraków, ul. Rakowicka18 a, pod honorowym patronatem o. Alberta Wacha OCD, Prowincjała Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych.

Przedmowa - o. Włodzimierz Tochmański OCD Homilia - o. Alberta Wacha OCD Wprowadzenie - o. Albert Wach OCD Sylwetka Kundusi, kalendarium życia - Helena Faustyna Stańczyk Doświadczenie mistyczne Kunegundy Siwiec - o. Jerzy Gogola OCD Najświętsza Maryja Panna, Królowa Karmelu, na duchowej drodze Kunegundy Siwiec - o. Szczepan Praśkiewicz OCD Chrystus w doświadczeniu duchowym Kunegundy Siwiec - o. Andrzej Ruszała OCD Teologia modlitwy według "Miejsca Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku" - o. Marian Zawada OCD Umiłuj mój Krzyż. Cierpienie według "Miejsca Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku" - Piotr Marceli Strojecki OCDS Nadprzyrodzone oświecenia Kunegundy Siwiec w świetle Biblii - o. Piotr Nyk OCD Sztafeta miłosierdzia - s. Janina Immakulata Adamska OCD Dług wdzięczności - Lidia Czech

Sesji towarzyszyła wystawa poświęcona życiu i przesłaniu Kunegundy Siwiec.

Organizatorzy:

Świecki Zakon Karmelitów Bosych,

Sekretariat Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych

ul. Lubomirskiego 11/3, 31-509 Kraków

tel/fax (0 12) 431-27-00, kom. 512 172 268

e-mail: ocds@wp.pl

Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec

Gerald Kozikowski (058) 6249243, Gdynia

e-mail: gerald@chwarzno.pl

Stanisław Leśniewski (032) 2512540, Katowice

Stanisław Leśniewski (032) 2512540, Katowice

e-mail: stanles@poczta.onet.pl

Helena Stańczyk (075) 7678261, Jelenia Góra

Witold Wilczyński (032) 2674148, Będzin


W dniu 20 maja 2006 r. odbyła się naukowa sesja pt. "Miejsce Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku" o Kunegundzie Siwiec, świeckiej karmelitance bosej ze wspólnoty wadowickiej, zmarłej w opinii świętości w 1955 r. Sesję zorganizowano w ramach podjętych starań o otwarcie jej procesu beatyfikacyjnego w Karmelitańskim Instytucie Duchowości w Krakowie, pod honorowym patronatem o. Alberta Wacha OCD, prowincjała Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. Przewodniczył on Mszy św. w krakowskim kościele karmelitów bosych w intencji rychłego otwarcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec i wygłosił homilię. Błogosławieństwo dla uczestników sesji przekazał metropolita krakowski ks. kard. Stanisław Dziwisz.

Moderatorem bogatej w treść sesji był o. dr Włodzimierz Tochmański OCD, delegat prowincjalny i ogólnopolski ds. Świeckiego Karmelu. Otwarcia i wprowadzenia w sesję dokonał o. Albert Wach OCD, prowincjał. Sylwetkę Kundusi i kalendarium jej życia przedstawiła Helena Faustyna Stańczyk z Jeleniej Góry, wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec. Doświadczenie mistyczne Kunegundy Siwiec omówił o. prof. dr hab. Jerzy Gogola OCD, kierownik katedry historii duchowości Wydz. Teologicznego PAT w Krakowie i dyrektor Karmelitańskiego Instytutu Duchowości, a rolę Najświętszej Maryi Panny, Królowej Karmelu, na duchowej drodze Kunegundy Siwiec przedstawił o. dr Szczepan Praśkiewicz OCD, konsultor Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych i były prowincjał dwóch ostatnich kadencji. Chrystus w doświadczeniu duchowym Kunegundy Siwiec – to temat poruszony przez o. dr Andrzeja Ruszałę OCD, rektora WSD Karmelitów Bosych z Krakowa. Teologię modlitwy wg "Miejsca Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku" zaprezentował o. dr Marian Zawada OCD, dyrektor Centrum Kultury Duchowej "Communio Crucis" z Krakowa. Umiłuj mój Krzyż - cierpienie według "Miejsca Mojego Miłosierdzia i Odpoczynku" – przedstawił mgr lic. Piotr Marceli Strojecki OCDS, doktorant z UKSW w Warszawie. Nadprzyrodzone oświecenia Kunegundy Siwiec w świetle Biblii omówił o. dr Piotr Nyk OCD, wykładowca egzegezy i teologii biblijnej kilku seminariów. Sesję zakończył poruszający dogłębnie spektakl Teatru Hagiograf im. Św. Teresy z Lisieux pt. "...Bo kocham dusze wesołe" w opracowaniu Izabeli Drobotowicz-Orkisz. Sesji towarzyszyła wystawa poświęcona życiu i przesłaniu Kunegundy Siwiec, przygotowana przez Dorotę i Zofię Zabrzeskie. Organizatorami sesji byli: Świecki Zakon Karmelitów Bosych i Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec we współpracy z Krakowską Prowincją Karmelitów Bosych. Interesujące referaty i teologiczne spojrzenie na postać i duchowość Kundusi zmobilizowały uczestników sesji do gorliwszej modlitwy i działań dla szybszego otwarcia procesu beatyfikacyjnego.

Wystawa o Kunegundzie Siwiec

Wystawa ilustruje życie i przesłanie duchowe Kunegundy Siwiec, świeckiej karmelitanki ze wspólnotyw Wadowicach. Składa się z sześciu plansz o wymiarach 100 x 70 cm, eksponowanych na drewnianych, składanych sztalugach malarskich (wym. złożonej sztalugi: 177 / 57 / 15 cm).

Na tle panoramy wsi Siwcówka, którą tworzy zestaw sześciu plansz, rozmieszczono fragmenty tekstów wybrane z publikacji książkowych o Kunegundzie Siwiec, wraz ze stosownymi fotografiami. Ilustrują one skrótowo jej życie, działalność oraz historię powstającego kultu. Plansze są ponumerowane. według kolejności ekspozycji w lewym dolnym rogu:

1 - Kunegunda Siwiec ze Stryszawy, świecka karmelitanka ze wspólnoty w Wadowicach, zmarła w opinii świętości.

2 - Kalendarium najważniejszych wydarzeń związanych z życiem Kunegundy Siwiec ze Stryszawy – Siwcówki.

3 - Kunegunda Siwiec - uczennica Pana.

4 - Pielgrzymowanie do grobu Kunegundy Siwiec - narodziny i rozwój kultu.

5 - Eucharystia centrum pielgrzymowania (fragmenty homilii ojców karmelitów bosych wygłoszonych podczas Mszy św. na pielgrzymkachdo grobu Kunegundy.

6 - Publikacje o Kunegundzie Siwiec oraz adres Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec.

Wystawa jest własnością Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec. Istnieje możliwość wypożyczenia wystawy na określony czas, w terminie ustalonym z kustoszem. Kustosz wystawy: Dorota Pochopień - Zabrzeska, tel. (012) 430-34-85.

W homilii wygłoszonej podczas Mszy św. o. Alberta Wacha OCD, przełożony prowincjalny powiedział:

(...) Każdy człowiek, a przede wszystkim każdy chrześcijanin szuka swojego miejsca. Pytamy się gdzie jest nasze miejsce, gdzie jest moje miejsce. Miejsce, w którym odnajdę siebie samego. Odnajdę najgłębszą swoją tożsamość, w którym odnajdę sens, cały sens swojego życia. Chrześcijanie świeccy również szukają swojego miejsca. Chrystus dzisiaj bardzo wyraźnie mówi do każdego z nas "gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność, ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi". Z tych słów wnioskujemy, że bynajmniej miejscem chrześcijanina świeckiego nie jest świat. Chrystus również chrześcijanina świeckiego wybrał ze świata, zabrał od świata.(...)

Nasze miejsce jest w górze, tam gdzie przebywa Chrystus. Właśnie, nasze miejsce jest przy Chrystusie, tam gdzie jest Chrystus. Moi kochani, z tego oczywiście nie możemy wnioskować, że my zabrani ze świata, nie należący do świata, mamy od tego świata się odwrócić, mamy ten świat odrzucić.

Przeciwnie, Chrystus każdego z nas posyła do świata, tak jak On sam był posłany przez Ojca, aby świat zbawić, tak samo każdy z nas wybrany ze świata i postawiony przy Chrystusie ma tam iść dzisiaj z Nim do świata. Ale nie szukać w tym świecie trwałego miejsca dla siebie, bo to trwałe miejsce już jest przeznaczone dla każdego z nas przy Chrystusie. Mamy iść razem z Nim do świata, aby ten świat zbawić. Idziemy do świata z konkretnymi treściami, ba idziemy do świata sposobem Jezusa Chrystusa, prowadząc z Nim te przyjacielskie rozmowy jakich przykład dała nam Kunegunda Siwiec, ta, która dzisiaj w jakiś sposób nas tutaj gromadzi. Żyjąc w świecie miała świadomość, że należy tak naprawdę do Chrystusa. Jej miejsce jest przy Chrystusie. I pozwoliła się prowadzić Chrystusowi, uważnie wsłuchując się w każde Jego słowo. I pozwoliła się posłać w świat z określonym przesłaniem. Z Jezusem Chrystusem. Moi drodzy, to co się rozgrywało w sercu Kunegundy Siwiec to jest wielka tajemnica każdego chrześcijanina. Ta wewnętrzna rozmowa, ten dialog, to przyjacielskie obcowanie, to nasłuchiwanie tego, co Jezus Chrystus mówi do mojego serca. Kunegunda Siwiec jest dla nas wzorem kogoś, kto żyje z Chrystusem i w świecie spełnia zbawczą misję. Zechciejmy, moi drodzy, tak jak ona nasłuchiwać uważnie słów Chrystusa.(...)

Miejmy świadomość swojego posłania, ale miejmy świadomość, że Chrystus jest z nami, że miejsce już jest nam wyznaczone. (...)

Trwajmy przy Chrystusie i odważnie, mężnie wypełniajmy misję którą On nam zleca. Pozwólmy się jednak Jemu prowadzić. Nie czyńmy nic na własną rękę. On jest naszym Panem. On nam wyznaczył miejsce przy sobie, a gdzie On idzie dzisiaj po drogach tego świata, tylko On sam jeden to wie. A my tak jak Kunegunda Siwiec prowadząc z Nim przyjacielską rozmowę, pozwalajmy się Mu prowadzić za rękę.

Otwarcia i wprowadzenia w sesję dokonał o. Albert Wach OCD prowincjał w słowach:

(...) Duchowość Kunegundy Siwiec, nad którą się dzisiaj pochylamy stanowi dla nas wielkie ubogacenie, ale jednocześnie jest także wielkim wyzwaniem. Czyż nie jest to wielkim zadziwieniem, ze żyje ona w tym samym czasie co inne dwie wielkie święte apostołki Bożego Miłosierdzia: Teresa od Dzieciątka Jezus i siostra Faustyna Kowalska. Każdej z nich dwóch powierzył Bóg inne zadanie, które mówiąc bardzo ogólnie sprowadziło się do tego, by uwrażliwić człowieka i skierować jego wzrok na Boga pełnego Miłosierdzia. Tak też Kunegunda odczytuje swoje szczególne zadanie zdobywania dusz dla Jezusa i takie też zapewnienie słyszy od Niego samego

Jezus wybiera właśnie małe dusze, takich dusz poszukuje także i dzisiaj. Moi drodzy, bardzo się cieszę, że gromadzimy się dzisiaj na sesji poświęconej Kunegundzie Siwiec. Ufam, że to spotkanie przyczyni się do poznania jej osoby i pozwoli nam samym odkryć jeszcze głębiej to czego Bóg od nas dzisiaj oczekuje. Bóg, Jezus szukający zawsze małych dusz, takich dusz którymi chce się posłużyć w tym świecie i przez które chce przekazać temu światu swoje przesłanie o Miłosierdziu. Kunegunda Siwiec była taka małą duszą podatną na Boże działanie. Duszą, która pozwoliła się prowadzić i która stała się narzędziem w rękach Boga. Przez nią Bóg mógł spełnić swoje plany. Chcemy odczytać właśnie to działanie Boga Miłosiernego w duszy Kunegundy Siwiec.


Materiały z sesji zostaną opublikowane i udostępnione. Można je zamówić w Sekretariacie Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych w Krakowie:

ul. Lubomirskiego 11/3

tel / fax (012) 431-27-00

kom.512-172-268

e-mail: ocds@wp.pl

Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
Ogólnopolskie Pielgrzymki

Inspiracją do powstania Towarzystwa były głosy delegatów I Ogólnopolskiego Kongresu OCDS, który odbył się w Czernej w 1996 r. W rok później w 1997 r. podczas II Kongres Prowincjalny Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych obradujący w Bytomiu podano wniosek: "Wnioskujemy do Świeckiej Rady Prowincjalnej o podjęcie owocnych działań w sprawie otwarcia procesu informacyjnego Kunegundy Siwiec Kundusi i powołanie zespołu - grupy inicjatywnej w tej sprawie." [p. 4 Wniosków i sugestii grupy zajmującej się stuleciem śmierci św. Teresy od Dzieciątka Jezus podczas II Kongresu Prowincjalnego OSCD (Prowincji Krakowskiej), w: Jak Żyć Duchowością Karmelu w Świecie u progu Trzeciego Tysiąclecia, Kuria Krakowskiej Prowincji OSCD, Kraków 1998 s.46.]

Realizując propozycję - w następnym roku - 1998 zorganizowano I Ogólnopolską Pielgrzymkę do grobu Kunegundy Siwiec, do miejscowości Stryszawa, gdzie powołano grupę założycielską Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec i wybrano jej Zarząd.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
I Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

Dnia 23.05.1998 r. podczas I Ogólnopolskiej Pielgrzymki w Stryszawie koło Suchej Beskidzkiej zorganizowanej przez Świecki Zakon Karmelitów Bosych liczni pielgrzymi zebrali się na modlitwie koło grobu Kunegundy na stryszawskim cmentarzu. Następnie uczestniczyli w pobliskim kościele p.w. św. Anny we Mszy św. sprawowanej w intencji rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec i powołania Towarzystwa. Po czym obecni udali się do domu rekolekcyjnego na Wzgórzu Miłosierdzia w celu zainicjowania działalności Towarzystwa. Został wyłoniony zarząd grupy założycielskiej, której prezesem został Gerard Kozikowski z Rybnika, a jego zastępcą Helena Stańczyk z Jeleniej Góry.

Towarzystwo działa na podstawie statutu. Posiada osobowość prawną. Opiekę duchową nad Towarzystwem sprawuje (statutowo) prowincjał karmelitów bosych prowincji krakowskiej.

Dotychczasowy dorobek Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec to kilka pozycji książkowych, dwie prace naukowe, bogate i udokumentowane archiwum z życia patronki Towarzystwa, osobiste przedmioty Kunegundy Siwiec oraz organizacja kolejnych pielgrzymek do miejsca życia i śmierci patronki Towarzystwa.

W liście skierowanym do Zarządu Towarzystwa przez IV Kapitułę Prowincjalną Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych 2002 czytamy między innymi: "Ojcowie kapitularni po dogłębnym rozważeniu sytuacji popierają przygotowania do rychłego otwarcia procesu beatyfikacyjnego i gloryfikacji Kundusi".


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
II Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W dn. 26-27 czerwca 1999 r. Grupa Założycielska Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec w Stryszawie oraz Rada Prowincjalna Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej zwołała i przeprowadziła II Ogólnopolską Pielgrzymkę do Stryszawy- Siwcówki. Przewodnim celem pielgrzymki było nawiedzenie miejsca życia Kunegundy Siwiec zmarłej w opinii świętości 27 czerwca 1955 r. Pielgrzymi z różnych rejonów Polski a także liczni mieszkańcy Stryszawy i okolic, zgromadzili się na miejscowym cmentarzu parafialnym 26. czerwca w godz. dopołudniowych, by pomodlić się nad grobem Kunegundy Siwiec.

Następnie o godz. 12.00 wszyscy uczestniczyli we Mszy św. koncelebrowanej w kościele św. Anny w Stryszawie w intencji otwarcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec.

W godz. popołudniowych tego dnia na Wzgórzu Miłosierdzia Bożego w Siwcówce odbyło się spotkanie plenarne delegatów grup lokalnych Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec. Przewodniczący Grupy Założycielskiej złożył sprawozdanie z rocznej działalności, poinformował o fakcie zarejestrowania Towarzystwa zgodnie z wymogami prawa państwowego i planami na przyszłość, zapoznano zebranych ze Statutem Towarzystwa, a następnie w tajnym głosowaniu wybrano czteroosobowy Zarząd Główny Towarzystwa oraz Komisję Rewizyjną.

Osoby wybrane do Zarządu Głównego kierowane głęboką czcią i uznaniem dla świadectwa wiary i ewangelicznej wymowy życia i posłannictwa Kunegundy Siwiec, a szczególnie całkowitego zawierzenia życia Bogu, miłości i służbie bliźniemu, głębokiej modlitwy, pokory i prostoty życia, mając na celu pogłębianie idei Drogi Dziecięctwa Duchowego dążyć będą do wprowadzenia tej idei w swoje życie oraz ukazywać tę drogę innym, a szczególnie młodzieży.

Wybrany Zarząd Główny podejmie starania zgodnie z przepisami prawa kościelnego o otwarcie procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
III Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

Dnia 24 czerwca 2000 r. odbyła się III Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy pod duchowym kierownictwem o. Włodzimierza Tochmańskiego OCD. Po nawiedzeniu grobu Kunegundy Siwiec oraz wspólnej modlitwie, licznie zgromadzeni pielgrzymi, siostry zmartwychwstanki oraz miejscowi parafianie spotkali się na koncelebrowanej Mszy św. w intencji otwarcia procesu beatyfikacyjnego w kościele św. Anny. Spotkanie jak w ubiegłych latach zakończyło się w Siwcówce, na Wzgórzu Miłosierdzia. Misterium "Jesteś moją miłością" i chwila adoracji Najświętszego Sakramentu zakończyło pielgrzymkę.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
IV Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki
16 czerwca 2001 r. odbyła się IV ogólnopolska pielgrzymka do Stryszawy zwołana przez Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec. Centralnym punktem pielgrzymki była uroczysta, koncelebrowana Msza św. pod przewodnictwem o. dr Szczepana T. Praśkiewicza OCD, prowincjała krakowskiej prowincji karmelitów bosych. Intencją Mszy św. było otwarcie procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec. Homilię wygłosił ojciec prowincjał. Przed Mszą św. pielgrzymi nawiedzili grób Patronki znajdujący się na parafialnym cmentarzu. W godzinach popołudniowych odbył się okolicznościowy koncert na Wzgórzu Miłosierdzia w Siwcówce. Pielgrzymka zakończyła się Adoracją Najświętszego Sakramentu w kaplicy Sióstr Zmartwychwstanek. O. dr Szczepan T. Praśkiewicz OCD w homilii m.in. powiedział:
46 lat temu, w czerwcu 1955 r., w święto swej ukochanej Matki Bożej Nieustającej Pomocy umierała nieopodal Kunegunda Siwiec, która gromadzi nas dzisiaj jako pielgrzymów. Swoje życie maryjne rozpoczęła ona już w dzieciństwie poprzez praktykowanie typowego dla tutejszego ludu góralskiego – do którego przynależała i którego stała się ozdobą – nabożeństwa do Jezusowej Matki (...) Później, jak czytamy w zapiskach sporządzonych przez ks. Bartkowskiego, sam Chrystus uczył ją mistycznej zażyłości ze swą Matką (...) Matka Boża prosiła Kunegundę, by modliła się za wszystkich ludzi, za zbawienie całego świata, i by ofiarowywała nieustannie Ojcu Niebieskiemu krew Jej Syna. Często też – jak czytamy w zapiskach – dziękowała jej: "Syn mój i ja błogosławimy ci w każdej chwili".(...) Komunia z Maryją, moi drodzy, nie polega więc na jednorazowym akcie powierzenia się jej opiece. Musi ona wzrastać w ponawianym stale fiat! Nie jest też jedną więcej pobożną praktyką, ale oddaniem się przez Nią, w Niej i z Nią Jezusowi, aby mógł w nas przedłużać swoją synowską tajemnicę i obdarzać wszystkim, co otrzymał od Ojca.(...) Przecież właśnie tak, najdrożsi, było w życiu Kundusi! I tak też powinno być i w naszym życiu chrześcijańskim, które – inspirując się duchowością Karmelu – winno mieć to maryjne ukierunkowanie, którego szkaplerz jest znakiem i symbolem. I tę właśnie lekcję autentycznej maryjności pragniemy dzisiaj, w roku szkaplerznego jubileuszu, wywieź od grobu Kundusi, do którego pielgrzymujemy, i z tej Eucharystii, którą sprawujemy w intencji rozpoczęcia procesu jej gloryfikacji w Kościele.(...modlimy się o to, aby ich heroiczność została zbadana i ogłoszona przez Kościół w procesie beatyfikacyjnym. Wynieśmy zatem – powtarzam – z dzisiejszej pielgrzymki lekcję i weźmy – tak jak umiłowany uczeń z dzisiejszej Ewangelii, tak jak Kundusia, tak, jak prosi nas o to Papież – weźmy Maryję do siebie! Pozwólmy wprowadzić się w wielkie tajemnice życia Bogiem.

Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
V Jubileuszowa Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W sobotę 22 czerwca 2002 r. odbyła się V Jubileuszowa Pielgrzymka do Stryszawy pod przewodnim hasłem: "Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu... (Ps 13,6)"

Po nawiedzeniu grobu Kunegundy Siwiec piegrzymi uczestniczyli w koncelebrowanej Eucharystii pod przewodnictwem o. dr Włodzimierza Tochmańskiego OCD w intencji otwarcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy. Następnie odbyło się spotkanie wszystkich uczestników pielgrzymki na Wzgórzu Miłosierdzia w Siwcówce na wspólnej agapie, po której odbył się okolicznościowy koncert poetycko - muzyczny. Nawiedzenie zabytkowej kaplicy sióstr zmartwychwstanek i domu gdzie żyła i zmarła Kunegunda zakończyło pielgrzymkę.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
VI Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W dniu 28 czerwca 2003 r. odbyła się VI Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy i Siwcówki. Jak co roku licznie przebyły delegacje wspólnot laikatu karmelitańskiego z różnych rejonów Polski.

Podobnie jak w poprzednich latach po nawiedzeniu grobu Kunegundy Siwiec pielgrzymi uczestniczyli w uroczystej koncelebrowanej Eucharystii pod przewodnictwem o. dr hab. Wiesława Kiwiora OCD, wiceprowincjała prowincji krakowskiej, postulatora procesu beatyfikacyjnego oraz o. dr Włodzimierza Tochmańskiego OCD, delegata ogólnopolskiego ds. OCDS.

Eucharystii przewodniczył i homilię wygłosił o dr hab. Wiesław Kiwior OCD. A oto niektóre wybrane jej fragmenty:

Drodzy Bracia i Siostry!

Ojciec Święty Jan Paweł II, analizując przeżycia całego Kościoła związane z Wielkim Jubileuszem Roku 2000, w którym niezwykle uroczyście świętowaliśmy rocznicę narodzin Jezusa Chrystusa, stwierdził, że należy z ufnością wypłynąć na głębię życia i działania z Jezusem Chrystusem u progu trzeciego tysiąclecia, które otwiera przed Kościołem, a więc przed wspólnotą wierzących w Jezusa Chrystusa, przed nami, nowy etap drogi. Ojciec Święty zaznaczył przy tym, że otwierając się ufnie na przyszłość, nie możemy zapominać o przeszłości, w której z wdzięcznością wspominamy to, co łaska Jezusa Chrystusa dokonała w minionych latach i wiekach w poszczególnych osobach, wspólnotach i w całej społeczności eklezjalnej i ludzkiej.(…)

W dniu dzisiejszym pielgrzymujemy do miejsca, w którym żyła, pracowała i zmarła w Stryszawie-Siwcówce osoba, uważana przez wielu za cichego świadka Jezusa Chrystusa XX wieku. Chodzi o Kunegundę Siwiec, członkinię Świeckiego Zakonu Karmelitańskiego, żyjącą duchowością św. Teresy od Dzieciątka Jezus, służącą miejscowej wspólnocie eklezjalnej modlitwą i czynem, zmarłą 27 czerwca 1955 roku. Wielu uważa, że urzeczywistniła ona w swoim życiu to, co nazywamy świętością, że jest żywym objawieniem oblicza Jezusa Chrystusa, że może być wymownym orędziem dla ludzi trzeciego tysiąclecia, że swoim życiem i przesłaniem może wiele wnieść w głęboką odnowę życia chrześcijańskiego. Takie jest przekonanie wielu. Takie jest przekonanie Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych w Polsce, takie jest również przekonanie Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec, takie jest przekonanie wielu pojedynczych osób z różnych środowisk eklezjalnych i społecznych. Świadczą o tym zebrane dotychczas świadectwa o jej życiu, publikacje na jej temat, zainteresowanie jej życiem i przesłaniem duchowym. To przekonanie chcemy poddać rozeznaniu Kościoła, które dokonuje się w specjalnym postępowaniu określanym jako proces beatyfikacyjny, i dlatego modlimy się dzisiaj w sposób szczególny o otwarcie, jeśli taka będzie wola Boga, procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec.

Musimy jednak wziąć pod uwagę, że podejmując różnego rodzaju wysiłki, zmierzające do poddania ocenie Kościoła opinię o świętości Kunegundy Siwiec i o jej pozytywnym wpływie na kształtowanie życia chrześcijańskiego w trzecim tysiącleciu, sami nie możemy zapomnieć o perspektywie świętości w naszym osobistym życiu. (…)

Dzisiaj trzeba na nowo i z przekonaniem zalecać wszystkim dążenie do wysokiej miary zwyczajnego chrześcijańskiego życia. W tym kierunku powinno zmierzać i nasze codzienne życie osobiste, rodzinne, zakonne, kapłańskie. Różne nasze indywidualne drogi, czy to osób świeckich, czy zakonnych, czy duchownych, żyjących w samotności albo w związku małżeńskim, wymagają prawdziwej zindywidualizowanej pedgogiki świętości, która dostosuje się do rytmu każdej osoby. (…)

Warto byłoby się zastanowić i zbadać, co na temat tak zarysowanej pedagogiki świętości, także w perspektywie ewentualnego procesu beatyfikacyjnego, mogłaby nam powiedzieć Kunegunda Siwiec, świadek Ewangelii Jezusa Chrystusa XX wieku.

Jezus Chrystus również i dzisiaj prowadzi dzieło zbawiania i uświęcenia człowieka. Trzeba mieć jednak przenikliwy wzrok, spojrzenie wiary, aby to dzieło dostrzec, i wielkie serce, przepełnione miłością i nadzieją. Jeśli taki klimat duchowy i apostolski wytworzymy w sobie i pośród nas, to wówczas nasza modlitwa o otwarcie procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec i o rozeznanie przez Kościół opinii jej świętości, będzie bardziej autentyczna, wiarygodna i pełna. Amen.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
VII Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W dniu 26 czerwca 2004 r. odbyła się VII Ogólnopolska Pielgrzymka do grobu Kunegundy Siwiec. Jak co roku licznie przybyły grupy pielgrzymów z całej Polski. Po powitaniu pielgrzymów w kościele parafialnym w Stryszawie, wszyscy pod przewodnictwem o. dr Szczepana Praśkiewicza OCD, prowincjała krakowskiego w procesji udali się pobliski cmentarz do grobu Kunegundy. Następnie pielgrzymi i miejscowi parafianie uczestniczyli w uroczystej koncelebrowanej Eucharystii, której przewodniczył ojciec prowincjał i wygłosił homilię.

Druga część pielgrzymki to tradycyjne spotkanie wszystkich uczestników na Wzgórzu Miłosierdzia w Siwcówce, na wspólnym posiłku i poetycko muzycznym koncercie przygotowanym przez wspólnotę OCDS w Tychach.

Ostatnim punktem programu był wybór nowego zarządu Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec, zgodnie z prawnymi wymaganiami statutowymi. W skład nowego zarządu wybrani zostali: Gerald Kozikowski, Helena Stańczyk, Witold Wilczyński, Stanisław Leśniewski, Halina Wisiecka-Jęczalik, Stanisława Matejewska i Andrzj Płaszczyca. Prezesem Towarzystwa pozostał nadal Gerald Kozikowski.

O. dr Szczepan T. Praśkiewicz OCD - homilia wygłoszona podczas Mszy św. z okazji VII Ogólnopolskiej Pielgrzymki do grobu Kunegundy Siwiec:

A nadzieja zawieść nie może (Rz 5,5)

Dostojni Koncelebransi,

Siostry i Bracia w Chrystusie, sympatycy Kunegundy Siwiec i uczestnicy siódmej już Ogólnopolskiej Pielgrzymki do jej Grobu, na czele z organizatorami, tj. Zarządem Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec i Radą Prowincjalną Świeckiego Zakonu.

"A nadzieja zawieść nie może" (Rz 5,5) – słyszeliśmy te słowa św. Pawła w pierwszym czytaniu, czytaniu jakie Kościół proponuje przy sprawowaniu Mszy św. wotywnej o Duchu Świętym, której formularzem się właśnie posługujemy. I czynimy to świadomie, bo nigdy nie zapominamy o tej katechizmowej prawdzie, że Duch Święty jest sprawcą naszego uświęcenia, i w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (por. Dz 17,28). Nadto do posłużenia się tym formularzem Mszy św. i do modlitwy do Ducha Świętego zachęca nas także okoliczność wyborów nowego Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec, które mają się dzisiaj dokonać i prosimy, aby światło Ducha Świętego dopomogło skoncentrować uwagę wyborców na takich osobach, które mogłyby kierować życiem Towarzystwa i propagować znajomość osoby i duchowego orędzia Kunegundy w sposób nie mniej owocny od Zarządu dotychczasowego, wobec którego żywimy szczere uznanie, któremu wyrażamy niegasnącą wdzięczność, i któremu można – bo statut trgo nie zabrania – nadal powierzyć zarządzanie. A mając świadomość faktu, że sprawujemy tę Eucharystię w intencji rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Kunegundy, chcemy podziękować dotychczasowemu Zarządowi Towarzystwa za wszystko to, co zostało dotychczas dokonane: a uczyniono wiele, bo doprowadzono do zakończenia fazy preprocesowej zmierzającej do oficjalnego wprowadzenia sprawy beatyfikacji; życzymy więc i modlimy się o to, aby w nowej kadencji można było doprowadzić do zakończenia fazy procesowej, i do gloryfikacji Kunegundy w Kościele, jakkolwiek nie stawiamy tu żadnych granic Opatrzności.

Możemy tego życzyć i możemy się o to modlić. I wolno nam też żywić taką nadzieję. "A nadzieja zawieść nie może"! (Rz 5,5)

Nie stawiamy, powtarzam, żądań Panu Bogu, nie stawiamy granic Jego świętej Opatrzności, ale pokornie modlimy się, i to nie o próżną chwałę dla siebie, dla Świeckiego Zakonu, którego Kunegunda była członkinią, dla Towarzystwa, które gromadzi jej sympatyków., lecz modlimy się o to, aby przesłanie, aby orędzie Miłości, orędzie Miłosierdzia, które promieniuje z przykładu życia Kunegundy, jej bezgraniczna wiara, jej otwarcie na głos Ducha Świętego, jej heroizm w znoszeniu cierpienia, mogły być – przez jej wyniesienie na ołtarze – dane do poznania całemu Ludowi Bożemu i stały się inspiracją do przyjmowania podobnych postaw przez wielu wyznawców Chrystusa.

Wczoraj, najdrożsi, został opublikowany oficjalny komunikat, że wiosną przyszłego roku, w kontekście obchodów 400-lecia przybycia karmelitów bosych do Polski, odwiedzi naszą Ojczyznę Urna z Relikwiami św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Teresa – wiemy to dobrze – urzekła świat swoją małą drogą duchowego dziecięctwa, swoją drogą bezgranicznego zaufania Miłosiernej Miłości Boga, swoim orędziem miłości, stając się miłością w sercu Kościoła.

A czyż nie podobną drogę wskazuje nam nasza Kundusia, która zgromadziła nas dzisiaj przy swoim grobie?

Peregrynacja Urny z Relikwiami św. Teresy rozpocznie się, i nie przypadkowo, w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Bo czyż przesłanie św. Siostry Faustyny o Bożym Miłosierdziu nie jest przedłużeniem terezjańskiego orędzia Miłosiernej Miłości? Wie o tym dobrze Ojciec Święty, sędziwy Piotr naszych dni, i nie kogo innego, ale naszego ks. Kardynała Franciszka Macharskiego, tj. twórcę i budowniczego Łagiewnickiego Sanktuarium Bożego Miłosierdzia mianował swoim Papieskim Legatem na obchody 50-lecia konsekracji bazyliki w Lisieux, które odbędą się za kilkanaście dni. Ta spójność orędzia z Lisieux z orędziem z Łagiewnik jest bardziej niż namacalnie widoczna. A czyż obok św. Teresy z Lisieux i obok św. Faustyny z Łagiewnik nie może stanąć Kunegunda Siwiec ze Stryszawy? Czyż jej przesłanie nie jest przedłużeniem orędzia św. Faustyny Kowalskiej, a przedtem jeszcze św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Odsłania ono obraz Boga niewyobrażalnie kochającego człowieka, Boga Miłosierdzia, Boga który – jak to słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii "zakrył wielkie rzeczy przed mądrymi i wielkimi, a objawił je prostaczkom" (por. Łk 10,21).

Prostaczkom! Czyż Kundusia nie należała do ich liczby? I jakież to wielkie rzeczy Pan jej objawił? Jak sama wyznała swojemu spowiednikowi, ks. Bronisławowi Bartkowskiemu, pierwsze co zrozumiała z nadprzyrodzonych oświeceń, to przede wszystkim zaproszenie, aby zechciała przyjąć Boże Miłosierdzie i by wypraszała je dla świata. Autorzy piszą o "natarczywości" Bożego wezwania do niej, by upraszała miłosierdzie. Sam Bóg udzielił jej daru ofiary i modlitwy wstawienniczej i wezwał ją coraz usilniej do szerzenia orędzia miłosierdzia, a jednocześnie spełniał jej prośby na znak łask, jakie miały być jej udziałem za życia i po śmierci.

Jeden z takich małych cudów zdziałanych za jej pośrednictwem, ukoronowany został kapliczką wzniesioną przez mieszkańców Siwcówki w pobliżu rodzinnego domu Kunegundy jako wotum dziękczynne za uratowanie wioski przed zagładą. Okoliczności, jak opisuje o. dr Paweł Warchoł, były takie: gestapo miało "oczyścić" wieś z ludzi chorych i nieproduktywnych likwidując ich w krematoriach Oświęcimia. Upraszając ich ocalenie, Kundusia złożyła Bogu za nich ofiarę z własnego życia. Została wysłuchana. Co do ofiary, Bóg dał jej odpowiedź, że nie czeka jej rychła śmierć, ale życie obfitujące w cierpienie. Wiemy, że akcja likwidacyjna wioski została wówczas wstrzymana, a Kundusia, zgodnie z obietnicą, wiele lat cierpiała na łożu boleści, podobnie jak św. Siostra Faustyna, podobnie jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus w infirmerii swego klasztoru w Lisieux. To tylko jedna z nadprzyrodzonych pieczęci nad życiem i misją Kundusi.

Siostry i Bracia! Kunegunda staje przed nami jako orędowniczka Bożego Miłosierdzia. I przywiodła nas dzisiaj na to miejsce, na którym Pan dał jej odczuć, że wybrał je na miejsce swojego odpoczynku, aby szerzyć z niego miłosierdzie na cały świat.

Kunegunda zgromadziła nas dzisiaj nie tylko po to, aby nam przypomnieć, że jest orędowniczką naszych spraw przed miłosiernym Bogiem, ale że jest przede wszystkim Jego świadkiem i ukazuje wielkość oraz duchowy sens zwyczajnej ludzkiej egzystencji przepojonej miłością wkładaną w szare, codzienne obowiązki. W obecnych czasach konsumpcji i beznadziei życia bez Boga, można znaleźć w niej oparcie i pomoc, a także zaznać wielkiej radości z nadziei pokładanej w Bożym Miłosierdziu, które nigdy nie zawodzi.

"A nadzieja zawieść nie może"! (Rz 5,5). Dziś modlimy się nade wszystko o rozpoczęcie kanoniczne procesu beatyfikacyjnego Kunegundy. Żywimy nadzieję, że to nastąpi, że i w tej sprawie spełnią się świętopawłowe słowa, i nie zawiedziemy się w pokładanej nadziei. Bo prawdziwie chrześcijańska nadzieja "zawieść nie może" (Rz 5.5). Niech się tak stanie!

Podejmujemy więc za przykładem Kundusi Bożą miłość, która – według słów św. Pawła z I czytania – została rozlana w sercach naszych przez Ducha Świętego (por. Rz 5,5); starajmy się przez wiarę mieć dostęp do Bożej łaski (por. Rz 5,2), i wysławiajmy dobrego Boga za to, że zakrył wielkie sprawy przed mądrymi i roztropnymi, a objawił je prostaczkom (por. Łk 10,21), do których liczby starajmy się przynależeć. Amen!


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
VIII Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W sobotę 24 czerwca 2005 odbyła się VIII Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy, zorganizowana przez Radę Prowincjalną OCDS Prowincji Krakowskiej i Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec, związana w br. z 50 rocznicą śmierci Kunegundy Siwiec.

Przybyło ok. 300 pielgrzymów z różnych stron Polski, licznie uczestniczyli również mieszkańcy Stryszawy i okolic. Po nawiedzeniu grobu Kunegundy Siwiec kulminacyjnym momentem spotkania pielgrzymów była koncelebrowana Msza św. pod przewodnictwem o. Jerzego Nawojowskiego OCD delegata prowincjała krakowskiego o. Alberta Wacha OCD.

W koncelebrze uczestniczyli o. Włodzimierz Tochmański OCD duchowy opiekun Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec, proboszcz parafii św. Anny w Stryszawie ks. Erwin Kliś, karmelitańscy misjonarze z Afryki i Ukrainy oraz kapłani z pobliskich parafii.

W godzinach popołudniowych pielgrzymi spotkali się w Siwcówce na okolicznościowym koncercie poetycko-muzycznym.

O. Jerzy Nawojowski OCD - homilia z okazji 50-tej rocznicy śmierci Kundusi Siwiec:

Stryszawa, 25 czerwca 2005 r.

Wyrusz, o Panie, na miejsce Twego odpocznienia (Ps 132)

Słowa sentencji przed chwilą zacytowanej są zaczerpnięte z Psalmu 132. Trudno jest odgadnąć intencje, jakie przyświecały ich autorowi, jednak my zebrani tutaj, w 50 rocznicę śmierci Kunegundy Siwiec, wiejskiej prostej kobiety, a zarazem tak pociągającej nieustannie wielu ludzi, możemy śmiało powtórzyć te słowa psalmu, jako nasze osobiste wołanie do Boga. Jako modlitwę a zarazem zaproszenie, jakie powinien uczynić każdy z nas swemu Stwórcy. "Wyrusz [i przybądź], o Panie, na miejsce Twego odpocznienia."

Zapewne bardzo dobrze znamy życie Kundusi. Wiemy, że żyła w czasie zawieruchy wojennej, oraz, że pewnego dnia, gdy groziło jej wiosce i jej samej śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony okupanta niemieckiego, usłyszała w swym wnętrzu i z pełnym przekonaniem wierzyła, że to Pan Jezus skierował do niej i wszystkich mieszkańców jej wioski w bardzo konkretnej sytuacji zagrożenia, następujące słowa:

"Bądźcie spokojni, bo nie będzie tu żadnego niebezpieczeństwa. Tu będzie miejsce mojego miłosierdzia. Wielu [tu] nawracać się będzie, którzy będą się zbliżać do mnie" ("Miejsce mojego miłosierdzia i odpoczynku" [MM], 58).

Czy te słowa są aktualne nadal? Jak my możemy je dzisiaj odczytać? Bo przecież słowo Boże jest zawsze aktualne. Czy tylko chodzi w nich o Siwcówkę – rodzinną wioskę Kundusi?

Myślę, że dzisiejsze słowo Boże, może dać nam wiele światła, aby zrozumieć słowo Boże, jakie chce nam przekazać Jezus.

W pierwszym czytaniu słyszeliśmy o nawiedzeniu trzech gości u Abrahama. Chcieli znaleźć trochę spoczynku u niego w najgorętszej, w najtrudniejszej do pracy porze dnia. Abraham jednak nie obawiał się skwaru dnia, wysiłku podjętego, w celu podjęcia nieznanych gości, i gdy tylko dostrzegł trzech ludzi zbliżających się do jego namiotu, podążył na ich spotkanie i powiedział do nich: "O Panie..., racz nie omijać Twego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami." Wiemy, że tajemniczy goście to Bóg i dwaj aniołowie, którzy nawiedzili patriarchę Abrahama.

Dzisiejszy świat, nasze życie, bardzo często przypomina, jak do złudzenia najgorętszą porę dnia. Chwile, kiedy temperatura otoczenia jest nie do zniesienia. Wystarczy jeden rzut oka, aby dostrzec, że żyjemy w świecie, gdzie używa i spożywa się tony różnorakich środków uspakajających. Tabletek, syropów, wywarów, herbatek, maści, plastrów, sztyftów, sprayów, itp. I pomimo tego, miliony osób cierpią na bezsenność, chorobliwy niepokój, ogromny stres. Wystarczy przyglądnąć się naszemu stylowi życia, formie życia dużych społeczności, czy obecnemu rytmowi życia wielkich miast. W wielu istnieją rozległe dzielnice, gdzie codzienne życie potrafi przygnębić, rozdrażnić, czy doprowadzić nawet do poważnych depresji. Co gorsze, ten problem istnieje nie tylko u nas, nie tylko w naszej Ojczyźnie.

Pewna osoba opowiadała mi o sytuacji miejskiej dzielnicy o nazwie Catia w Caracas, stolicy Wenezueli. Jest to najtrudniejsza część miasta: przestępczość, brak jakichkolwiek zasad moralnych - nawet w istniejących nielicznych rodzinach, handel narkotykami, a także w ostatnim czasie skrajne zubożenie mieszkańców spowodowane trudną sytuacją polityczną, spowodowało, że życie w tej części miasta stało się nie do zniesienia. Niektórzy jej mieszkańcy, używając określeń św. Jana od Krzyża, nazywają sytuację Cati i jej mieszkańców, jako "noc ciemną" tamtejszej społeczności.

Wstające ok. 5.30 słońce nie przynosi ludziom nadziei nowego lepszego dnia, tylko zapowiedź kolejnych dwunastu godzin, które w duchocie i w skwarze, w małym brudnym mieszkaniu, kącie lub najczęściej zaśmieconym zaułku ulicy, należy jakoś przetrzymać, aż do zmroku. Bo wtedy zaczyna się "życie". W nocnym mroku można coś zdobyć, kradnąc, można na kogoś napaść, można coś zarobić na handlu narkotykami, czy zabawić się czyimś kosztem. W taki sposób, wielu mieszkańców Cati zaspokaja swe podstawowe i fundamentalne pragnienie do życia, do postępu czy jakiegokolwiek ludzkiego rozwoju. Ale czy taka jest prawda o człowieku? Czy człowiek w tak tragicznej sytuacji jest w stanie zapewnić w swym życiu miejsce Bogu? Czy tak umęczony człowiek jest wręcz w stanie o Niego zapytać? Wydaje się absurdem stawiać takie pytanie tamtejszym ludziom.

Dzisiejszy człowiek niewątpliwie potrzebuje Miłosierdzia i Odpoczynku. Także i w naszym polskim społeczeństwie, gdzie liczne są młode rodziny, w których trzeba poświęcić niemalże wszystko, aby jakoś tam godnie żyć. Troska o pracę, o rodzinę, często wypędza małżonków na cały dzień do pracy, albo też na zmiany, tak, że przez cały tydzień roboczy spotykają się tylko poprzez karteczki zostawiane z informacjami, lub w przedszkolu, gdzie jedno z nich zostawia, a drugie odbiera ich dziecko. Nieustannie goniąc od pracy do sklepu, od sklepu do urzędu, od urzędu do banku, myśląc o tym byle dociągnąć do niedzieli... Ale czy to jest normalna sytuacja?

Jest zrozumiałe, że chociaż prawdziwy pokój i odpoczynek pochodzi z naszej duchowej relacji z Bogiem, to jednak da się odczuć także i w naszym ciele. To znaczy, że pokój nie tylko przeżywa się jako brak lęku, niepokoju, nerwowości, ale także jako pogodność, która rozluźnia nasze mięśnie oraz napełnia spokojem naszą duszę. Taki pokój jest możliwy zawsze, nawet pośrodku cierpienia, choroby, czy różnych bardzo trudnych sytuacji życiowych.

Bo "pokój nie na tym polega, aby nie odczuwać przeciwności" – mówi Jesus Kundusi - "ale oparty jest na miłości i z niej wypływa" (MM, 120).

"Dziecko moje" - mówi Pan Jezus do Kundusi - "jestem Bogiem miłości i pokoju. Odpoczynek znajduję w takiej duszy, która zachowa spokój, a zamęt jest Mi niemiły. Pokój, nie na tym polega, żeby nie doznawać przeciwności, pokój zależy od miłości, wierności i cierpliwości" (MM, 63).

Aby odnaleźć prawdziwy pokój i odpocznienie, Kundusia radzi nam właśnie uciekanie się do Boga. Do Boga w Najświętszym Sakramencie, który jest prawdziwą miłością. W roku 1943 ks. Bronisław Bartkowski, kierownik duchowy Kundusi, zanotował następujące słowa, jakie Jezus wypowiedział do Kundusi: "Przychodzę do ciebie, by cię posilić Ciałem i Krwią moją Najświętszą. Chcę odpoczywać w sercu twoim" (MM, 35).

A w rok później, gdy pewnego dnia Kundusia żali się, że nie podołała, nie wypełniła wszystkich swoich obowiązków, Jezus jej przypomina: "Patrzę na twoje pragnienia, na twą miłość, a nie na mnogość uczynków... Bądź spokojna, bo Bogiem pokoju jestem i w sercu twym spoczywam" (MM, 58).

Kiedy nie może przystępować do Komunii Świętej, Jezus jej radzi: "Łącz się ze mną jak najczęściej w Komunii duchowej... Przez dusze oddane Mi wynagradzam, a one przeze Mnie, Ojcu. Przez takie dusze szerzyć będę Moje miłosierdzie nawet na cały świat... Tu jest miejsce mego spoczynku i stąd szerzyć będę moje miłosierdzie na świat cały" (MM, 151).

Dusza ludzka jest miejscem odpoczynku i miejscem, skąd ma się szerzyć Boże miłosierdzie na cały świat. Właśnie z naszego wnętrza ma rodzić się pokój na całym świecie, a w naszym czasami grzesznym sercu ma nieustannie realizować się Boże Miłosierdzie.

"Człowiek wierzący ma odpoczywać nie tylko jak Bóg, ale także odpoczywać w Bogu" – pisał do nas w "Liście apostolskim o świętowaniu niedzieli", Sł. Boży, Jan Paweł II. Odpoczywać w Bogu, to znaczy znaleźć w Nim miejsce swego Odpoczynku. W Nim, który zamieszkuje nasze wnętrze.

Tak często jesteśmy zdenerwowani, zagonieni, czy przygnębieni trudnymi sytuacjami, jakie niesie nam życie. Choroby, nieszczęścia, tragedie, niezaradność i nieumiejętność odnalezienia się w dzisiejszym społeczeństwie, to tylko niektóre z nich.

A Jezus (...) przypomina nam prawdę Dobrej Nowiny, tę prawdę, którą doświadczyła w sposób szczególny w swoim życiu Kundusia z Siwcówki, że to Jezus jest w stanie udźwignąć wszystkie nasze problemy, słabości choroby czy grzechy. Przyjdźmy tylko do Niego i oddajmy mu to wszystko, cokolwiek by to niebyło. Nawet najgorsze grzechy. Uczyńmy rzeczywistością słowa Ewangelii i dajmy świadectwo, temu co jest napisane: "Tak oto spełniło się słowo proroka Izajasza: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby". Dokądże będziesz przeczył Ewangelii i walczył sam z własną słabością, cierpieniem, chorobą, czy grzechem. Jezus już dawno wziął na siebie ludzkie słabości, kimże ty jesteś, aby gnuśnieć we własnym egoizmie chcąc poradzić sobie z całą tajemnicą ludzkiego cierpienia. Skoro Bóg wziął na siebie wszystkie nasze słabości, ty przestań się martwić, nie kłopocz się, tylko oddaj mu swoje troski i szukaj pokoju w Bogu. Tak jak to uczynił setnik, wstawiając się u Jezusa za swoim chorym sługą. I wielu innych, którzy przyprowadzali do niego chorych i opętanych. A On wszystkim pomagał, wypędzając złe duchy i lecząc choroby.

"Jestem z Tobą w sercu twoim" (MM, 59), powtarzał nieustannie Jezus do Kundusi. Jestem właśnie wtedy, gdy ty nie śmiesz zbliżyć do Mnie, gdy odczuwasz dotkliwie swoją małość, niewystarczalność i grzeszność. To właśnie wtedy człowiek jest gotowy, by otworzyć się na Tego, który chce wziąć na siebie nasze słabości.

Przypomina nam Kundusia "W małym niebie, w sercu twoim obrałem Sobie mieszkanie" (MM, 65).

Tak jak w Starym Przymierzu Bóg wybrał sobie Syjon na miejsce swego mieszkania i odpoczynku, tak też i w Nowym, przypieczętowanym swoją Krwią i Ciałem, wybrał sobie Lud Boży, Kościół, czyli każdego z nas na swoją siedzibę: "Pan bowiem wybrał [sobie] Syjon, tej siedziby zapragnął dla siebie: «Oto miejsce mego odpoczynku na wieki, tu będę mieszkał, bo wybrałem je sobie»." Ps 132,11-14.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
IX Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W dniu 24 czerwca odbyła się IX Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy, zorganizowana przez Świecki Zakon Karmelitów Bosych i Towarzystwo Przyjaciół Kunegundy Siwiec, by zgodnie z doroczną tradycją spotkać się przy jej grobie. Przybyło ok. 300 osób. Po wspólnej modlitwie przy grobie Kunegundy Siwiec, centralnym punktem spotkania pielgrzymów była koncelebrowana Eucharystia w intencji rychłego otwarcia procesu beatyfikacyjnego patronki Towarzystwa, której przewodniczył o. Bartłomieja Kucharskiego OCD, reprezentując prowincjała Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej. W godzinach popołudniowych pielgrzymi spotkali się w Siwówce, gdzie żyła i zmarła Kunegunda, na okolicznościowym koncercie i adoracji Najświętszego Sakramentu.


Pielgrzymowanie śladami Kunegundy Siwiec
X Jubileuszowa Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki

W sobotę 16 czerwca odbyła się jubileuszowa, X Ogólnopolska Pielgrzymka do Stryszawy-Siwcówki. Zasadniczą intencją pielgrzymki była modlitwa o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Kunegundy Siwiec. Pielgrzymi w procesji udali się do jej grobu, gdzie pod przewodnictwem o. Alberta Wacha OCD prowincjała karmelitów bosych prowincji krakowskiej wspólnie odmówili różaniec.

Koncelebrowanej Mszy św. przewodniczył ks. infułat Jakub Gil z Wadowic, homilię wygłosił o. Albert Wach OCD prowincjał, w koncelebrze brali udział: o. Szczepan Praśkiewicz postulator procesu, ks. Erwin Kliś proboszcz parafii św. Anny w Stryszawie, ks. Stefan Duda CR kapelan sióstr zmartwychwstanek w Siwcówce, o. Tadeusz Grzesiak OCD i o. Stanisław Miernik OCD.

Przed Mszą św. głos zabrał postulator procesu o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD, który przedstawił aktualny stan podejmowanych prac proceduralnych podejmowanych przed oficjalnym ustanowieniem trybunału w Krakowskiej Kurii Metropolitalnej. Najważniejszą z nich - poinformował postulator - był fakt wniesienia kandydatury Kunegundy Siwiec do chwały ołtarzy na obrady Konferencji Episkopatu Polski, odbywające się w tym samym dniu w Kamieniu Śląskim. O. Szczepan zapewnił też o wielkiej życzliwości i pozytywnym ukierunkowaniu ks. kard. Stanisława Dziwisza - arcybiskupa metropolity krakowskiego do sprawy gloryfikacji Kunegundy i przekazał uczestnikom pielgrzymki jego pozdrowienia i błogosławieństwo. Wieczorem tego samego dnia Katolicka Agencja Katolicka poinformowała, że księża biskupi wyrazili zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Kunegundy.

W jubileuszowej pielgrzymce wzięło udział przeszło 300 osób z całej Polski, byli to głównie członkowie Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, Towarzystwa Przyjaciół Kunegundy Siwiec wraz z Zarządem oraz liczne osoby zainteresowane duchowością Kunegundy. Po południu pielgrzymi udali się do Siwcówki na koncert młodzieżowego zespołu muzycznego z Jeleniej Góry, następnie wzięli udział w adoracji Najświętszego Sakramentu, której przewodniczył o. Albert Wach OCD, w kaplicy sióstr zmartwychwstanek, nawiedzili dom, w którym żyła i zmarła Kunegunda Siwiec i kapliczkę wotywną Najświętszego Serca Jezusowego.

Homilia o. Alberta Wacha OCD - homilia wygłoszona podczas Mszy św. z okazji Jubileuszowej, dziesiątej Ogólnopolskiej Pielgrzymki do grobu Kunegundy Siwiec:

Czcigodny Księże Infułacie, Bracia Kapłani, Drogie Siostry i Bracia w Karmelu, Kochani Pielgrzymi!

"Plemię ich będzie znane wśród narodów i między ludami - ich potomstwo." (Iz 61,9) Taką obietnicę czytamy w dzisiejsze święto Niepokalanego Serca NMP. Ale chciałoby się zapytać: któż znał małą mieścinę Betlejem przed narodzinami Jezusa? Ewangelista Mateusz cytując proroka Micheasza , jakby chcąc dodać otuchy mieszkańcom tego miasteczka powiada: "A ty Betlejem (...) nie jesteś zgoła najmniejszym spośród miast judzkich". (Mi 5,1) Któż znał Miriam, młodą dziewczynę nim poczęła z Ducha Świętego? A jednak z chwilą, gdy Bóg wejrzał na uniżenie Swojej Służebnicy błogosławią Ją wszystkie pokolenia (por. Łk 1, 48). "Plemię ich będzie znane wśród narodów i między ludami - ich potomstwo." To proroctwo i ta obietnica spełniają się w życiu Maryi, w życiu mieszkańców Betlejem.

Postawione przed chwilą dwa pytania przenieśmy teraz w nasze czasy i kontynuując wątek biblijny i maryjny, dzisiaj w 90. rocznicę objawień w Fatimie, zapytajmy: Któż znał dolinę Cova da Iria przed rokiem 1917? A jednak w planach Bożych to niepozorne miejsce w dalekiej i ubogiej Portugalii znalazło się nagle pod koniec I Wojny Światowej w centrum uwagi wielu ludzi na świecie. Zaledwie po kilku miesiącach, w dniu ostatniego objawienia, zgromadziło się na tym miejscu przeszło 70 tysięcy osób. Niektórzy twierdzą, że mogło ich być nawet 100 tysięcy. Któż znał Łucję, Hiacyntę i Franciszka, którzy od maja do października 1917 roku doświadczyli sześciu objawień Matki Bożej? A jednak to właśnie te małe dzieci, bez żadnych osobistych starań, w ciągu kilku miesięcy zdobyły sławę o jaką inni z wielkim utrapieniem serca biją się nieraz całe życia. Oczywiście nie sławę tych, którzy czyhają, by wystawić się na kamery telewizyjne i być obecni na pierwszych stronach gazet, ale sławę "maluczkich", którzy unikają rozgłosu i trzymają się w cieniu. Sławę "cichych i pokornych sercem", którzy umieją słuchać i są podatni na działanie Boże. I na nich, tak jak na Maryi w Betlejem spełniło się proroctwo i obietnica proroka Izajasza - "Plemię ich będzie znane wśród narodów i między ludami - ich potomstwo."

Przenosząc się w czasy i miejsce już zupełnie nam bliskie jeszcze raz postawmy te same pytania: Któż słyszał o Siwcówce, małej wiosce na Podbeskidziu jeszcze kilkanaście lat temu? A jednak dzisiaj przyjeżdżają tu pielgrzymki, coraz liczniejsze, odkrywając nie tylko urok tego pięknego miejsca, ale wielkie tajemnice Boże. I któż słyszał o Kundusi przed kilku, kilkunastu laty? A jednak to ona jest tą osobą, która zgromadziła nas dzisiaj w tej świątyni i budzi naszą fascynację, nasze zainteresowanie. Im bardziej ją poznajemy, tym bardziej odkrywamy coś, co wydaje się ma znaczenie również dla naszego życia.

"Plemię ich będzie znane wśród narodów i między ludami - ich potomstwo." Siwcówka, Kunegunda - dzisiaj modlimy się o rychłą beatyfikację tej, która przez wiele lat żyła tu w ukryciu, zjednoczona z Bogiem, zasłuchana w Boże słowo, gotowa przekazać Boże orędzie nie tylko sobie współczesnym, ale tym wszystkim, którzy później będą tu przybywać. Cóż takiego ma nam do przekazania Kunegunda Siwiec? O czym nam mówi to miejsce Bożego miłosierdzia i Jego odpoczynku?

W miniony poniedziałek w Warszawie w auli Biblioteki Narodowej uczestniczyłem w bardzo ciekawej, otwartej dla szerokiej publiczności debacie filozofów polityki. Udział w niej wziął między innymi słynny francuski filozof Alain Finkielraut. Trwająca prawie trzy godziny debata poświęcona była tematowi zniszczenia dziedzictwa antytotalitarnego w Europie, tzn. zniszczenia tych lekarstw i środków zapobiegawczych, które mogłyby nas uchronić przed nowymi formami i falami totalitaryzmu. Czyli przed takimi chorobami jakimi w minionych czasach był np. faszyzm, komunizm. Dwie straszne plagi, które pochłonęły dziesiątki milionów ofiar ludzkich. Debata niezwykle pasjonująca, aktualna i ważna - i to nie tylko dla samych filozofów! Totalitaryzm bowiem w różnych postaciach i odmianach jest wciąż obecny w świecie. Duch totalitaryzmu nieustannie się odradza i zaraża serca i umysły nie tylko polityków i najbardziej wpływowych ludzi, ale powoli staje się mentalnością powszechną, mentalnością całych społeczeństw. Wszyscy w jakiś sposób pozostajemy pod jego negatywnym wpływem. Musimy więc mieć się na baczności. Pokusa rozwiązań łatwych, szybkich, ostatecznych, rewolucyjnych, tak jak o tym marzył Hitler, Stalin. Mao Tse Tung jest pokusą każdego z nas. Jest to pokusa ducha totalitarnego, który myśli o drugim jak o swoim wrogu, jak o przeciwniku, którego trzeba zniszczyć. Zło widzi nie w sobie, ale na zewnątrz. Myślenie, według którego istnieją dwa obozy, dwie siły, dwa bloki, dwie partie, cechuje naszą codzienność. Zapis tej ciekawej debaty, która w dalszej części przesunęła się kierunku spraw bardziej bieżących, dyskusyjnych, spornych, z zakresu aktualnej polityki, znajdują się na łamach Dziennika Idei. Ale jak już zdążyłem zauważyć, nie wszystko zostało z niej przytoczone. Zabrakło tego, co najważniejsze, mianowicie udzielenia odpowiedzi na pytanie: jakie jest ostateczne lekarstwo na chorobę totalitaryzmu, na ducha totalitaryzmu, który krąży wśród nas i zatraca wielu ludzi, nie tylko biednych, prostych, ale i wybitnych. Byłem jednak bardzo wdzięczny Alainowi Finkielrautowi, który podczas debaty powiedział, że polityków powinna cechować skromność i pokora. Ktoś z Sali natomiast, moim zdaniem, bardzo trafnie wskazał, że antidotum na mentalność antytotalitarną winniśmy szukać w chrześcijaństwie, które podkreśla fundamentalną rolę pokory w relacjach międzyludzkich i społecznych.

Moi kochani, my dzisiaj tutaj w Siwcówce, przy grobie Kunegundy Siwiec, gromadzimy się na Eucharystii. Czyż nie takie właśnie przesłanie słyszymy od tej prostej pobożnej duszy, która w czasie wojny, tu, w małej miejscowości, ufała Bogu, powierzała Mu nie tylko siebie, ale i cały świat? Jakaż to prawdziwa tajemnica, że Bóg małym dzieciom: Łucji, Hiacyncie, Franciszkowi i prostej kobiecie z tej wioski - Kunegundzie - powierza wielkie sprawy tego świata! Tamtym sprawę nawrócenia Rosji, tej sprawę naszej Ojczyzny. Przez te małe, pokorne dusze Bóg komunikuje nam największe tajemnice - tajemnice swojego miłosierdzia. Właśnie pokora jest tą życiową, egzystencjalną odpowiedzią, jakiej każdy może udzielić na ducha totalitaryzmu. Ten środek jest w zasięgu każdego z nas - nawet najmniejszego. Przybyliśmy dzisiaj do Kunegundy Siwiec, do tego miejsca Bożego miłosierdzia i odpoczynku. Przybyliśmy nie jako turyści, ale jako pielgrzymi. Chcemy bowiem, poznać tu głębiej to zasadnicze przesłanie ewangeliczne, chrześcijańskie o pokorze. Chcemy zrozumieć jego sens i znaczenie dla naszego życia dzisiaj. O, nie czujmy się bezpieczni! Diabeł nie śpi. Wszyscy musimy czuwać. Wszyscy w pokorze serca musimy wpatrywać się w Boga i słuchać Go tak uważnie, jak słuchała Kunegunda. Musimy pytać co ma nam do przekazania, co chce powiedzieć ludziom współczesnym, w jaki sposób chce obronić ludzkość przed nowym totalitaryzmem - może jeszcze bardziej diabelskim niż ten, który znamy z historii XX wieku. Diabelskim, bo bardziej ukrytym, wyrafinowanym, perfidnym. A w konsekwencjach nieobliczalnym.

Obyśmy trwając w pokorze i w uniżeniu, weszli tak jak Kunegunda Siwiec na małą drogę dziecięctwa duchowego i dostrzegli na niej nie tyle zło, które nam dzisiaj zagraża, ile Boże miłosierdzie, będące naszym zbawieniem. Obyśmy trwając wspólnie na modlitwie ugruntowali się w Bogu, a tu, przy ołtarzu Jezusa Chrystusa, zaczerpnęli wystarczająco sił do codziennego życia, byśmy w świecie odważnie, tzn. z gotowością oddania siebie, świadczyli o Bogu, który jest Miłością Miłosierną. Amen.