Miłość bliźniego

Miłość nieprzyjaciół

Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5,43-48)

Największe przykazanie

Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał, wystawiając Go na próbę: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. (Mt 22,34-40)

Miłość bliźniego przejawem miłości Boga i gwarantem wysłuchanych próśb

Taka jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali. Nie tak, jak Kain, który pochodził od Złego i zabił swego brata. A dlaczego go zabił? Ponieważ czyny jego były złe, brata zaś sprawiedliwe. Nie dziwcie się, bracia, jeśli świat was nienawidzi. My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego. Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci. Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga? Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko. Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba. (…) Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. (…) My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: „Miłuję Boga”, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego. (1 J 3,11-4,21)

Potrzeba przyjaźni i wielu rozmów tym, którzy oddają się modlitwie wewnętrznej

Radziłabym każdemu, kto się oddaje modlitwie wewnętrznej, aby zwłaszcza z początku starał się o przyjaźń i towarzystwo z tymi, którzy podobnie ćwiczą się w rozmyślaniu. Jest to rzecz w największym stopniu pożyteczna, choćby tylko, dlatego, że wtedy jeden drugiego swoją modlitwą wspomaga. Tym bardziej, że z takiego połączenia wiele innych wynika korzyści. Jeśli w stosunkach i zabiegach czysto ziemskich, choć niezbyt chwalebnych i nie najlepszych, ludzie szukają sobie przyjaciół dla wzajemnej uciechy, dla powiększenia sobie smaku marnych przyjemności przez wzajemne o nich rozmowy – nie rozumiem doprawdy, dlaczego by temu, kto szczerze zaczyna służyć Bogu i miłować Go, nie było wolno mieć powiernika lub kilku dobranych przyjaciół i zwierzać się im z tych pociech, czy też trudności, jakich niechybnie musi doznać każdy, kto się oddaje modlitwie wewnętrznej. Kto prawdziwie pragnie i szuka złączenia się z Bogiem przez miłość, niech się nie lęka, by mówiąc z przyjacielem o tych swoich wewnętrznych przejściach, ulegał próżnej chwale. Może mu niekiedy przyjść pokusa albo pierwsze poruszenie próżnej chełpliwości, ale je zwycięży i będzie miał zasługę. Sądzę, że z taką intencją prowadząc rozmowy sam z nich odniesie pożytek i pomoże również tym, którzy go słuchają i wyniesie z nich większe światło wewnętrzne, tak ku własnemu rozumieniu rzeczy, jak i ku oświeceniu przyjaciół, choć sam tego nie spostrzeże.

Kto by w takich rozmowach kierował się próżną chwałą, ten również będzie się nią unosił, słuchając na przykład pobożnie Mszy świętej, gdy ludzie na niego patrzą, albo spełniając inne obowiązki, które każdy spełniać musi, jeżeli chce żyć po chrześcijańsku, a których opuszczać nie wolno, chociażby miała się do nich przyplątać pokusa próżności. Słowem, te rozmowy tak niezmiernie ważną są pomocą dla dusz jeszcze nie utwierdzonych w cnocie, a wystawionych na tyle przeciwieństw i fałszywych przyjaciół, pociągających je do złego, że słów mi nie starcza na dostateczne ich zalecenie. Jest w tym podstęp diabelski, dla jego sprawy w każdym razie bardzo pożyteczny, że dusze, prawdziwie pragnące pomnażać się w miłości Boga i pełnić Jego wolę, trzymają tak w ukryciu te swoje pobożne pragnienia. Gdy przeciwnie, ludzi oddanych światu, diabeł ten, pobudza do głośnego ogłaszania swoich niskich żądz, co już tak weszło w zwyczaj na świecie, że jakoby za chlubę poczytują sobie swoje niecne występki i jawnie się przechwalają ze zniewag, jakie przez nie wyrządzają Bogu.

W sprawy bowiem służby Bożej tak mało wkłada się dzisiaj energii, że ci, którzy Panu służą, muszą wzajemnie się wspierać, aby naprzód mogli postępować. Próżność i uciechy świata powszechnie uznaje się za rzecz dobrą i tym, którzy tą drogą idą, mało, kto się dziwi. Ale gdy kto postanowi oddać się Bogu, takie ze wszystkich stron podnosi się na niego szemranie, iż musi szukać sobie przyjaciół, aby zdołał się obronić, póki się na duchu nie umocni, by już nie zważał na żadne cierpienia, inaczej ciężkie będzie miał udręczenia. Taki jest, jak sądzę, powód, dla którego niektórzy Święci chronili się na puszczę. Nadto, jest to także znak pokory nie ufać samemu sobie, ale raczej spodziewać się pomocy od Boga za pośrednictwem innych, u których rady szukamy. Także i miłość rośnie przez wzajemne udzielanie się i wiele innych pożytków płynie z tego źródła. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 7, 20-22)

Szczególna miłość wobec tych, którzy wiernie służą Bogu

Bo mam to już od wielu lat, że skoro spotkam kogo, kto swymi zaletami przypada mi do serca, zaraz pragnęłabym widzieć go całkowicie poświęconego Bogu i to pragnienie ogarnia mnie z taką siłą, że nieraz prawie odchodzę od siebie. Pragnę bez wątpienia, by wszyscy wiernie służyli Bogu. Gdy chodzi o takich, dla których szczególną mam miłość i szacunek, pożądanie to staje się niepowstrzymanie gwałtowne i z taką natarczywością błagam Pana za nimi. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 34, 7)

Niebezpieczeństwa, jakie mogą się kryć pod pokrywką przyjaźni i spraw duchowych

Pod pokrywką spraw duchowych nawiązują one z pewnymi osobami przyjaźń, która niejednokrotnie wypływa nie z ducha, lecz z nieczystości. Taką przyjaźń poznaje się po tym, że ze wspomnieniem jej nie wzrasta pamięć i miłość ku Bogu, lecz wyrzuty sumienia. Uczucie bowiem czysto duchowe pomnaża miłość ku Bogu i im więcej wzrasta w duszy, tym więcej przypomina Boga i pragnienie Jego miłości, a także w miarę, jak ono wzrasta, wzrasta i miłość Boża… Miłość zaś rodząca się ze zmysłowej namiętności, ma skutki przeciwne. Im więcej wzrasta miłość zmysłowa, tym bardziej się umniejsza miłość Boża i zanika pamięć o niej. Ze wzrostem miłości zmysłowej przychodzi zobojętnienie względem Boga, zapomnienie o Nim i zaniepokojenie sumienia. Przeciwnie, ze wzrostem miłości Bożej w duszy oziębia się miłość zmysłowa i przychodzi zapomnienie o niej. Ponieważ te miłości są sobie przeciwne, ta, która weźmie górę, gasi i tłumi drugą, a sama nabiera siły. Tak uczy filozofia. Dlatego również nasz Boski Zbawiciel nauczał w Ewangelii: “Co narodziło się z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z ducha, duchem jest” (J 3,6). Czyli innymi słowy: miłość zrodzona ze zmysłowości, służy zmysłowości, miłość zaś zrodzona z ducha, służy duchowi Bożemu i sprawia jego wzrost. Taka jest różnica pomiędzy tą dwojaką miłością. Po tym łatwo je rozeznać. (św. Jan od Krzyża, Noc ciemna I, 4, 7)

Dwa rodzaje miłości wzajemnej: duchowa i duchowo-zmysłowa

Miłość, o której tu mówię, jest dwojaka. Jedna czysto duchowa, bo nic zmysłowego ani żadna tkliwość uczucia przyrodzonego do niej nie ma przystępu i nie mąci jej czystości; druga również duchowa, ale z domieszką przyrodzonej zmysłowości i słabości, jak miłość między krewnymi i przyjaciółmi. I taką tu głównie mam na myśli. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 4, 12)

Miłość czysto duchowa prowadzi do Boga i nie pozwala na zniewolenie swej woli

Gdzie bowiem jest miłość prawdziwa, dążąca do miłości Bożej, tam wola nie powoduje się żadną namiętnością, ale raczej jedna drugiej stara się być pomocą ku pokonaniu wszelkich namiętności.[…] Nie dopuszczajmy do tego, by wola nasza była czyjąś niewolnicą, jeno Tego, który ją kupił własną krwią swoją. Zważmy dobrze, że nie trzymając się tej zasady, łatwo zaplątać się w pęta, z których potem prawie niepodobna się oswobodzić. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 4, 7-8)

Miłości nie trzeba zalecać, bo w klasztorze winna ona być czymś naturalnym

Wracając do tego, jak powinnyśmy się wspólnie miłować, może się wydać niewłaściwym, gdybym jeszcze ten obowiązek zalecała. Bo gdzież znaleźć istoty tak nieludzkie, które by, żyjąc tak jak wy razem w ustawicznym między sobą obcowaniu i nie mając żadnego innego poza domem towarzystwa, ani rozmowy, ani rozrywki, wiedząc nadto i wierząc, że Bóg każdą z nich miłuje i że każda miłuje Boga, kiedy dla chwały Jego wyrzekła się wszystkiego – które by wzajemnie siebie nie miłowały? (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 4, 10)

Miłość duchowa

Jest ona udziałem niewielu. Kto ją osiągnął, ma za co chwalić Boga, bo widać, że bardzo wysoko postąpił już w doskonałości. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 6,1)

Miłość duchowa daje większe poznanie Boga i stworzeń

O wiele doskonalej od innych kocha taka dusza, którą Bóg raczy oświecić i podnieść do jasnego poznania, co to jest świat, jaka nędza jego i że jest inny świat i jaka jest różnica między jednym a drugim, iż tamten jest wieczny, a ten znikomy jak sen; i co to jest miłość Stworzyciela, a co miłość stworzenia i co się zyskuje na pierwszej, a co się traci na drugiej; i co to jest Stworzyciel, a co stworzenie i wiele innych rzeczy, których Pan światłością prawdy swojej naucza, kogo zechce. Taka dusza, powtarzam, o wiele doskonalej miłuje niż my, którzyśmy do tego poznania nie doszli. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 6, 3)

Miłość potrzeby (amor concupiscentiae) i miłość życzliwości (amor benevolentiae)

Nieraz sobie myślę, że wszelkie pragnienie tego, aby nas kochano, jest w gruncie dowodem wielkiego zaślepienia, z wyjątkiem, jak mówiłam, kiedy chodzi o miłość takich, których życzliwość może nam być pomocna do nabycia dóbr duchowych i wiecznych. Przy bliższym zastanowieniu się nad sobą nietrudno spostrzec, że gdy pragniemy, aby nas kochano, zawsze w tym szukamy jakiegoś interesu własnego, pożytku czy przyjemności. Lecz dusze doskonałe, o których mówiłam, podeptały już wszelkie dobra i wszelkie pociechy, jakimi by je ktoś na świecie mógł obdarzyć. I takie jest ich usposobienie wewnętrzne, że chociażby chciały jeszcze pragnąć tych rzeczy, nie mogłyby, bo innej już pociechy doznać nie zdołają, jeno w Bogu albo w sprawach Bożych. Jakiż więc pożytek mogą mieć z pragnienia miłości? Nieraz, gdy mają przed oczyma tę prawdę, same śmieją się z siebie na wspomnienie tych czasów, kiedy tak się troszczyły o to, czy ta lub owa za miłość i przywiązanie ich odpłaca się wzajemnością. Prawda, że i najszczersza i najprawdziwsza miłość z natury ma to do siebie, że pragnie wzajemności. Ale gdy ją pozyska, gdy doczeka się tej pożądanej odpłaty, cóż ostatecznie zyskała, jeśli nie wiotkie źdźbło, jeno trochę próchna, które z pierwszym wiatrem uleci? (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 6, 5-7)

Miłość duchowa nie zatrzymuje się na zaletach zewnętrznych

Dusze z łaski Boga do tego stanu wyniesione są to, jak mi się zdaje, dusze wspaniałomyślne, dusze królewskie. Nie zadowolą się one miłością takiej nędznej rzeczy, jaką jest to ciało, jakkolwiek by było piękne i odznaczało się wdziękiem. Piękność tych rzeczy będzie ich pobudką do chwalenia Tego, który je stworzył, ale nie zatrzymają się na nich. Nie zatrzymają się na nich, żeby je kochać, bo czują to dobrze, że kochałyby wtedy czczą marę i goniłyby za cieniem i nie śmiałyby już potem bez głębokiego zawstydzenia mówić o Bogu, że Go miłują. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 6, 4)

Jeśli te dusze nie kochają nic z tego, co podpada pod zmysły, cóż więc one kochają? – Kochają one to, co widzą i miłują, co słyszą, tylko że to, co one widzą i słyszą, jest nieprzemijające. Pomijając ciało, wzrokiem duchowym sięgają do duszy tego, kogo miłują i patrzą, czy jest w niej co godnego miłości; jeśli znajdą w niej choćby tylko jaki zaród dobra i cnoty, choćby jaką skłonność i usposobienie wewnętrzne, z którego może da się wydobyć miłość Bożą, tak jak złoto dobywa się z kopalni, wtedy dla dobra tej duszy żadnego trudu nie żałują, i nie ma takiej ofiary, której by ochotnie z siebie nie uczyniły, dla pozyskania jej Bogu. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 6, 8)

Miłość duchowa jest ofiarna i bezinteresowna

Dziwna jest zaiste gorącość tej miłości. Ile ona łez kosztuje, ile pokut i umartwień, ile troski i zmartwienia, ile modlitw i usilnego polecania się modlitwom każdego, kto ją przyczyną swoją do Pana wspomóc może! Jaka radość, gdy w tej duszy, którą miłuje, ujrzy jaki postęp ku lepszemu! Jaka boleść, gdy spostrzeże, że ta dusza ukochana choćby tylko o jeden krok cofnęła się wstecz! Boleść ta niepocieszona zatruwa jej życie, nie może spożyć kęsa chleba, nie może zażyć chwili spoczynku nocnego bez tej troski ciągle ją dręczącej, bez tej trwogi wszędzie jej towarzyszącej, że ta droga dusza zginąć może, że grozi im rozłączenie na wieki. Bo to chwilowe rozłączenie, które sprawia śmierć, niczym jest w jej oczach; ona miłuje w Bogu i dla Boga, więc i w tym, kogo miłuje, nie przywiązuje się do tego, co w nim jest znikomego, co lada powiew wiatru wyrwie jej z ręki, czego, choćby chciała, zatrzymać nie może. Jest to – powtarzam – miłość w najmniejszej mierze dbająca o siebie; o to jedynie dba, by tę duszę, którą kocha, ujrzała bogatą w dobra niebieskie. Taka miłość warta jest zwać się miłością, nie one mizerne miłostki, nie mówię już grzeszne, od których niech nas Bóg uchowa. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 7, 1)

Miłość życzliwości (amor benevolentiae) i miara miłości

Jest to, powtarzam, miłość zupełnie bezinteresowna, podobna do tej, jaką nas umiłował Chrystus. Dlatego też ci, którzy dojdą do tego stanu i tego stopnia miłości, tyle wkoło siebie czynią dobrego. Dla siebie tego tylko pragną, by mogli wziąć wszystkie bóle i ciężary drugich, aby ci cieszyli się słodkim owocem pociechy i zasługi, który z nich się rodzi. Stąd też wiele zyskują ci, którzy mają takich przyjaciół, bo prędzej czy później pociągną ich na swoją drogę, gdyż zdążają do jednej krainy jak św. Monika z Augustynem. Tacy nie mogą tego przenieść na sobie, by ci, których kochają, mieli być w czymkolwiek oszukani i by widząc, że w czym błądzą, nie upomnieli ich, jeśli jeno jest nadzieja pożytku z tego upomnienia. Owszem, nieraz i na to nie zważają i idąc jedynie za pragnieniem ujrzenia ich bogatymi w cnotę, nie mogą wytrzymać, by im nie wypowiedzieć, co mają na sercu. O świat, który opuścili, nie troszczą się; czy tam kto służy Bogu, czy nie, o tym nie sądzą; sądzą tylko samych siebie; ale względem tych, których miłują, miłość daje im bystre oko! Nic się przed nim nie ukryje, ani pyłek najlżejszy. A jakichże delikatnych podstępów umieją używać, aby skłonić dusze ukochane do otrząśnięcia się z tych pyłów i wad swoich! Toczą niejako z nimi wojnę, której nikt nie widzi i albo je pociągną na drogę cnoty, albo przyjaźń się urwie, bo inaczej być nie może. Dźwigają wtedy nielekki krzyż na swoich barkach. Pragnęłabym, by taka miłość panowała między nami. Zapewne, że miłość ta nie od razu będzie doskonała, ale szczerze do niej dążmy i środków do niej wiodących wiernie używajmy, a Pan ją udoskonali. Choćby w niej było nieco ludzkiej tkliwości, nie będzie z tego szkody, byleby tkliwość ta była jednakowa dla wszystkich. Owszem, dobre jest, nieraz i potrzebne żywsze uczucie miłości; dobrze jest, a nieraz i potrzeba okazać siostrze tkliwe współczucie w chorobie lub jej strapieniu. Zdarza się nieraz, że lada mała rzecz niejedną zaboli, z której druga śmiałaby się tylko i miałaby ją za nic; różne są charaktery, silniejsze i wrażliwsze. Niech więc silniejsza umie okazać współczucie wrażliwszej i niech się jej nie dziwi, a może Pan, oszczędzając nam tego cierpienia, gotuje nam inne, które choć dla nas będzie ciężkie – i samo z siebie jest takie – dla drugich wyda się lekkie. Nie sądźmy więc w takich rzeczach z siebie o drugich; jeśli zaś sądzić chcemy, bierzmy za miarę sądu naszego nie te chwile, w których Pan, może bez żadnej pracy naszej, większej nam siły dodawał, jeno raczej te chwile, kiedy same byłyśmy więcej niedołężne i słabe. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 7, 5-6)

Miłość duchowa, objawiająca się w czynie, wszystko odnosi do Boga (także uczuciowość)

Taka miłość w czynie nierównie więcej warta niż wszelkie czułości i słowa pieszczotliwe, które choć powszechnie przyjęte na świecie, tu w tym domu naszym nie są w użyciu i nigdy być nie powinny, jako to: “moje serce, moje życie, mój skarbie”, i inne tym podobne. Czułości takie zachowujcie do rozmowy z Panem, z którym tyle razy na dzień, w zupełnej samotności, dano wam jest obcować. Tak mogą one być potrzebne i z pożytkiem możecie ich używać, skoro Jego Boski Majestat raczy je łaskawie przyjmować; pospolitowane zaś w powszednim użyciu, straciłyby swą świeżość i siłę i już by wam tak skutecznie serca nie rozgrzewały na rozmowie z Bogiem. Takie czułości to rzecz niewieścia, a ja chciałabym, by siostry moje nie okazywały się niewiastami, ale by były jak mężowie odważne. I jeśli ze swej strony uczynią, co mogą, Pan takie im da serca męskie, że sami mężczyźni zdumiewać się będą. Czyż bowiem niełatwo boskiej wszechmocy Jego takimi nas uczynić, skoro nas stworzył z niczego? (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 7, 8)

Uczynki miłości

W tym także okazuje się miłość, gdy każda stara się drugim ulżyć ciężaru i sama bierze na siebie co jest trudniejsze, gdy cieszy się i wychwala każdy postęp drugich w cnocie, jakby swój własny. Po tych i wielu innych podobnych znakach poznacie, czy posiadacie tę cnotę. Wielka to i nad wszelki wyraz ważna rzecz, bo na tym polega zgoda i pokój, tak niezmiernie potrzebne w każdym klasztorze. Ufam w Panu, że pokój ten i zgoda zawsze będą mieszkały w tym domu naszym, bo gdyby ich, co nie daj Boże, zabrakło, byłby to widok prawdziwie nieznośny, patrzeć na taką garstkę sióstr, wspólnie z sobą żyjących, a wspólności serca między sobą zachować nie umiejących. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 7,9)