Księga fundacji

Przez pięć lat od chwili założenia domu Św. Józefa w Awili przebywałam w tym klasztorze, będą to, zdaje mi się, o ile dzisiaj o tym sądzić mogę, najspokojniejsze lata życia mego, za których ciszą i spokojem często potem tęskniła i tęskni dusza moja.

parallax background
fot. rtve.es

 Rozdział II



Przyjazd ojca generała do Awili, i co z jego przyjazdu wynikło.

1. Generałowie nasi stale mieszkają w Rzymie. Żaden z nich nigdy nie był w Hiszpanii, zdawało się więc niepodobna, by teraźniejszy miał kiedy do nas przyjechać. Lecz jako dla woli Bożej nie ma rzeczy niepodobnej, tak i w obecnym razie Boża Opatrzność Jego zrządziła, że czego nigdy przedtem nie było, to teraz nastąpiło. Wiadomość o tym, gdym ją otrzymała, nie była mi, zdaje mi się, zupełnie przyjemna; bo jak mówiłam w opisie fundacji domu Św. Józefa, dom ten, z powodów tam wymienionych, nie podlegał władzy Zakonu. Dwóch rzeczy się bałam: naprzód, by nie był na mnie zagniewany, do czego, nie znając całego przebiegu rzeczy, słuszny mógł mieć powód; a po wtóre, by nie kazał mi wracać do klasztoru Wcielenia, rządzącego się Regułą złagodzoną, co dla mnie, z przyczyn, nad którymi tu rozwodzić się nie mam potrzeby, ciężkim byłoby strapieniem. Dość tej jednej racji, że nie mogłabym tam zachowywać z całą ścisłością Reguły pierwotnej i że znalazłabym się w zgromadzeniu liczącym przeszło sto pięćdziesiąt sióstr, bo łatwiej przecież o zgodę i pokój w domu, w którym, jak w tym naszym, liczba zakonnic jest niewielka. Lecz Pan szczęśliwe, nad spodziewanie moje, z tych obaw dał wyjście. Generał, gorliwy sługa Boży, mąż przy tym wysokiej nauki i roztropności, uznał, że sprawa nasza jest dobra i żadnego mi w niczym nie okazał nieukontentowania. Nazywa się Jan Chrzciciel Rubeo z Rawenny; wysoko jest poważany w Zakonie, i słusznie.

2. Gdy tedy przybył do Awili, postarałam się, aby zwiedził ten dom Św. Józefa, a Biskup polecił nam przyjąć go z całą czcią i ceremoniałem własnej jego osobie należnym. Zdałam mu sprawę o wszystkim z zupełną szczerością i prawdą, bo tak zawsze postępować zwykłam z przełożonymi, cokolwiek by stąd miało wyniknąć, skoro oni z urzędu swego zastępują miejsce Boga, jak również i ze spowiednikami; inaczej postępując, nie byłabym spokojna o duszę moją. Zdałam mu podobnież sprawę z wewnętrznego stanu i z całego prawie życia mego, choć tak grzesznego. On, wysłuchawszy mię, powiedział mi wiele rzeczy na pociechę moją i upewnił mię, że nie każe mi opuszczać naszego klasztoru.

3. Ucieszył się bardzo, przypatrzywszy się naszemu porządkowi życia, widząc w nim obraz, jakkolwiek niedoskonały, pierwszych początków naszego Zakonu, i jako Reguła pierwotna zachowuje się u nas w całej swej ścisłości, bo żaden inny klasztor jej nie przestrzega, ale cały Zakon rządzi się Regułą złagodzoną. Stąd też, pragnąc jak najdalszego rozszerzenia się tych początków naszych, wydał mi bardzo szerokie upoważnienia do zakładania więcej takich klasztorów, z zagrożeniem kar kościelnych, gdyby który Prowincjał chciał mi w tym stawiać przeszkody. Ja go o te upoważnienia nie prosiłam, ale poznawszy mój rodzaj modlitwy, sam zrozumiał z niego gorące pragnienia moje przyczynienia się w czymkolwiek do duchowego postępu choćby jednej duszy i bliższego jej złączenia się z Bogiem.

4. Upoważnień tych i sposobów do spełnienia onych pragnień moich ja sama nie szukałam; owszem sama myśl o tym wydawała mi się szaleństwem, boć rozumiałam to dobrze, że taka jak ja, maluczka, bez żadnego znaczenia i powagi kobiecina niczego zdziałać nie może. Ale gdy duszę ogarną one święte pragnienia, nie jest już w jej możności od nich się uchylić. Miłość Boga, pragnienie chwały Jego i wiara czynią podobnym to, co w oczach przyrodzonego rozumu jest niepodobieństwem. Tak i dla mnie, wobec objawionej mi stanowczej woli Przewielebnego naszego Ojca Generała, bym więcej klasztorów zakładała, klasztory te były jakby już założone. Wspomniałam na one słowa, które Pan był do mnie powiedział; przedtem nie mogłam zrozumieć ich znaczenia, teraz widziałam już ich spełniania się początek. Bardzo się smuciłam, gdy nasz O. Generał odjeżdżał z powrotem do Rzymu. Bardzo go byłam pokochała, i z odjazdem jego zdawało mi się, że pozostaję w wielkim opuszczeniu. On też bardzo był dla mnie łaskaw i szczególną mi przychylność okazywał; ile razy zajęcia jego na to mu pozwalały, przychodził do nas i mówił nam o rzeczach duchowych, a czuć było w słowach jego, że Pan snadź wielkich łask mu użycza; pociechą było dla nas móc go słuchać. Przed odjazdem jego, Biskup nasz (don Alvaro de Mendoza), pasterz serdeczną otaczający miłością i opieką wszystkich, w których widzi pragnienia służenia Bogu z większą doskonałością, prosił go o upoważnienie do założenia w diecezji swojej kilku klasztorów karmelitów bosych, według Reguły pierwotnej. Z innych stron także zanoszono podobne prośby. On rad by był na nie się zgodził, ale napotkał na opór ze strony Zakonu, i przeto, nie chcąc dać powodu do rozterek w Prowincji naszej, na razie rzeczy zaniechał.

5. Mimo to jednak, w kilka dni potem, zważywszy, że skoro mam zakładać klasztory żeńskie, nieodzownie będzie potrzeba, by obok nich powstały także klasztory braci tejże Reguły, tym bardziej, że karmelitów w naszej Prowincji tak mała była liczba, iż zdawało się prawie, jak gdyby Zakon u nas miał wygasnąć, po gorącym tej sprawy poleceniu Bogu, napisałam do O. Generała list błagalny, przedstawiając mu, jak umiałam najlepiej, moje racje: że wielka stąd będzie służba Boża, że trudności przewidywane nie są dostatecznym powodem do zaniechania takiej dobrej sprawy, że i Najświętszej Pannie, której tak gorliwym jest czcicielem, niemałą przez to odda usługę. Snadź Ona sama wzięła w ręce tę sprawę, bo Generał, skoro doszedł do niego list mój, z Walencji, gdzie wówczas bawił, przysłał mi upoważnienie do założenia dwóch klasztorów męskich, w czym jawnie się okazała troskliwość jego o dobro i wzrost Zakonu. Zapobiegając oporowi niechętnych, polecił wykonanie rozporządzenia swego obu Prowincjałom, i obecnie urzędującemu, i dawnemu, chociaż z nimi niełatwo było dojść końca. Ale osiągnąwszy już rzecz główną, ufałam, że Pan dokona reszty; i tak się stało. Dzięki staraniom księdza Biskupa, który popierał tę sprawę jakby swoją własną, obaj Prowincjałowie wreszcie się zgodzili.

6. Cieszyłam się, że mam już zapewnione upoważnienie, ale wraz z nim przybyło mi troski, bo nie znałam w całej Prowincji żadnego zakonnika ni świeckiego, zdolnego do wykonania takiego przedsięwzięcia i do zapoczątkowania tego dzieła. Wciąż tylko błagałam Pana, aby mi wzbudził i przysłał choć jednego pomocnika. Nie miałam również domu ani sposobu jego nabycia. Do podjęcia więc takiego dzieła była tam wszystkiego jedna uboga zakonnica bosa, bez żadnej znikąd pomocy, oprócz od Pana, obładowana listami upoważniającymi i dobrymi chęciami, a pozbawiona wszelkiej możności spełnienia ich czynem. Nie traciłam jednak odwagi ani nadziei, że skoro Pan dał jedno, da więc i drugie; rzecz cała wydawała mi się już zupełnie możliwa, zatem i przystąpiłam do dzieła.

7. O Boże wielki! Jakże dziwnie objawiasz potęgę Twoją, dodając śmiałości maluczkiemu robaczkowi! Zaprawdę, nie Twoja w tym wina. Panie mój, jeśli nie umieją wielkich rzeczy zdziałać ci, którzy Cię miłują; winna temu jedynie małoduszność i tchórzostwo nasze. Nie umiemy się zdobywać na mężne postanowienia, zawsze pełni tysiącznych strachów i względów ludzkich, i dlatego Ty, Boże mój, nie działasz w nas cudów i wielmożności Twoich. Bo któż ochotniejszy nad Ciebie do dawania, skoro tylko masz komu dawać, i kto chętniej niż Ty przyjmuje usługi, i własnym kosztem sprawując je, i za nie odpłacając? Obym z boskiej łaskawości Twojej umiała Tobie w czym usłużyć, obym tyle od Ciebie wziąwszy, usilniej się starała oddawać Tobie z tego, co wzięłam, amen.