Choroba i samotność

Przez dwadzieścia dziewięć dni, wyjąwszy krótkie okresy wytchnienia, będzie tracić krew, w dzień i w nocy, co najmniej ze dwadzieścia razy. Sytuacja bardzo niepokojąca dla niej i dla otoczenia.

Ostatnia choroba Teresy



Przez dwadzieścia dziewięć dni, wyjąwszy krótkie okresy wytchnienia, będzie tracić krew, w dzień i w nocy, co najmniej ze dwadzieścia razy. Sytuacja bardzo niepokojąca dla niej i dla otoczenia. Doktor de Cornière odwiedzają w tym czasie co najmniej osiemnaście razy. Ciekawe, że 7 lipca stwierdza: “To nie gruźlica, to wypadek, który przytrafił się płucom, jakieś przekrwienie płucne”.

Czy postawił mylną diagnozę? Sądząc po receptach, raczej nie, bo wskazują one na typowe w takich przypadkach leczenie. Nie jest jednak wykluczone, że doktor, długoletni przyjaciel karmelitanek, celowo pominął słowo tabu, przedmiot grozy i, czasami, pogardy; gruźlica uchodziła bowiem za chorobę nędzarzy.

Doktor dodaje, że w stanie, w jakim jest Teresa, traci ona “jedynie 2%”. W rzeczywistości, ta ostatnia znajduje się w stanie skrajnego wyczerpania: nie ma nawet siły podnieść ręki do ust; leci z nóg. Nie może już przyjmować pokarmu: przeszkadzają jej wymioty.

Zniesiono ją na materacu do infirmerii. Czy udzielić jej sakramentu Ostatniego Namaszczenia? Doktor ani przełożony nawet o tym nie myślą. Zresztą, Teresa znajduje jeszcze siłę, by żartować! Nie jest więc umierająca.

Od 27 do 30 lipca, bardzo cierpi. Dusi się. Podają jej eter, bez rezultatu. W końcu zapada decyzja o sakramencie Ostatniego Namaszczenia; wszyscy są pewni, że nie przeżyje tej nocy. W sąsiedniej celce, przygotowano wszystko na nieuchronną śmierć.

Te straszliwe cierpienia trwać będą do 6 sierpnia: gruźlica zajęła całe prawe płuco. Odtąd, siostra Teresa nie opuści już infirmerii na parterze, której wymiary są rzędu pięć metrów na cztery. Infirmeria poświęcona jest Najświętszemu Obliczu. Żelazne łóżko stoi w kącie, od strony okna, otoczone wysoką brunatną zasłoną. Pomiędzy parą drzwi, z których jedne wychodzą na krużganki, ustawiono Najświętszą Pannę Uśmiechu, która przyszła w ślad za Teresą: chora widzi ją wprost przed sobą.

Zajmuje się nią siostra Stanisława, oficjalna pielęgniarka wspólnoty, ale, z powodu podeszłego wieku, ta ostatnia często deleguje siostrę Genowefę, która szczęśliwa jest, że może opiekować się siostrą, nawet jeżeli, czasami, nie jest w tej opiece zbyt delikatna.

Matka Agnieszka od Jezusa otrzymała od przełożonej, matki Marii od świętego Gonzagi, pozwolenie na pilnowanie w rannej porze swojej siostry i, na skrawku papieru, notuje jej słowa. Nie myśli, że mogą stać się kiedyś cenne; robi to dla siebie: jej macierzyński ból łagodzony jest przez “okruchy”, które tak gorliwie zbiera.

Inne wizyty należą do rzadkości: trzeba oszczędzać chorą; trzeba też bronić drzwi przed nowicjuszkami!

Oczywiście, Teresa nie jest w stanie kontynuować swojego Rękopisu. Ostatnie strony zapisane są ołówkiem; nie ma siły utrzymać pióra. A przecież, kierowana miłością bliźniego, napisze jeszcze długie listy do swego duchowego brata, seminarzysty Bellière, przebywającego na wakacjach w Langrune-sur-Mer, list pożegnalny do ojca Roulland, misjonarza w Chinach, dwa listy do państwa Guérin i kilka krótkich bilecików do sióstr.

Nie ma już siły czytać. Przy łóżku, Ewangelia, Naśladowanie Jezusa Chrystusa, Pieśń Duchowa i Żywy Płomień Miłości świętego Jana od Krzyża w jednym tomie. Teresa postawi jedynie ołówkiem krzyżyk przy fragmentach, w których odnajduje siebie.

W chwili, kiedy uważano ją już za straconą, postępowanie choroby zatrzyma się na kilka dni, od 6 do 15 sierpnia. Jest czas wakacji. Doktor de Cornière wyjeżdża z rodziną na wakacje do Plombières. Stwierdził, że gruźlica zaczyna zajmować lewe płuco. Przepisuje “drobne lekarstwa”. Po długich wahaniach i konsultacjach z lekarzem, państwo Guérin wyjeżdżają do Vichy, gdzie wuj odbywa swoją kurację.

Bardzo szybko bóle, jakie chora odczuwa w piersiach, po lewej stronie, stają się nie do wytrzymania; puchną jej nogi. Matka Maria od świętego Gonzagi zgadza się, by wezwać doktora Francisa La Néele, mieszkającego w Caen. Przez swe małżeństwo z Joanną Guérin, jest on teraz kuzynem Teresy. Napisze wkrótce do wuja o wrażeniu, jakie wywarło na nim spotkanie z kuzynką: “Ucałowałem naszą małą świętą w czoło, za wuja, za mamę i za całą rodzinę. Poprosiłem, co do formy, Matkę Przełożoną o pozwolenie i, nie czekając na odpowiedź, której być może zabraniała reguła, wziąłem, co było Warn należne (…). Prawe płuco jest całkowicie zniszczone, pełne jest guzków w stanie rozkładu. Lewe zajęte jest w jednej trzeciej, dolnej, części” (list z 26 sierpnia 1897). Siostra Maria od Eucharystii, jego szwagierka, pisze z kolei do ojca: “Francis powiedział nam, że gruźlica doszła do ostatniego stadium” (list z 17 sierpnia 1897).

Tak oto wypowiedziano zakazane słowo: nie pozostawia ono żadnych złudzeń co do możliwości wyzdrowienia. W czwartek, 19 sierpnia, w uroczystość świętego Hiacynta, Teresa przystępuje do Komunii po raz ostatni. Ofiaruje Komunię w intencji ex-zakonnika, Hiacynta Loyson (1827-1912), niegdyś prowincjała karmelitów, który w 1869 roku odszedł od Kościoła. Odrzucił nieomylność papieża (która zostanie ogłoszona w 1870 roku, przez Sobór Watykański I), ożenił się z amerykańską wdową, protestantką, panią Meriman, i miał z nią syna. Założył “katolicki kościół gallikański”. Skandal we Francji i w całej Europie jest ogromny: Loyson był bardzo znaną osobistością, przyjacielem Newmana i Montalemberta. Jego imię zakazane zostało we wszystkich karmelach. Ale siostra Teresa, już od 1891 roku, nazywała go swoim “bratem” (L 129). Modliła się za niego aż do śmierci, dowodem na to jest jej ostatnia Komunia.

W tamtych czasach, rytuał Komunii chorych był ciężki i skomplikowany. Teresa jest tak słaba, że nie może go wytrzymać: nie będzie już mogła przystępować do Komunii. Siostry są tym zaszokowane. Spędza dzień 20 sierpnia w straszliwym niepokoju, płacze.

W niedzielę, 22 sierpnia, wchodzi w fazę najostrzejszych cierpień. Wyznaje: “Nie macie pojęcia, co to znaczy tyle cierpieć… Nie! Trzeba samemu przez to przejść…” (DE 22.8). To “dzień nieustannych cierpień” (idem).

Przychodzą teraz straszliwe bóle jelit, źródło wielu upokorzeń dla chorej. Będzie się później mówić o “gangrenie jelit” ze wszystkimi jej konsekwencjami. To bóle, które każą “krzyczeć”, i Teresa nie może powstrzymać się od “jęków”.

Na dodatek, w chwili, kiedy tak bardzo potrzebuje lekarza, doktor La Néele wyjechał na narodową pielgrzymkę do Lourdes, wraz z żoną i Leonią. Z pewnością, w tym właśnie okresie chora, która cierpi “aż do szaleństwa”, mówi, że “gdyby nie miała wiary, nie wahałaby się ani przez moment, by zadać sobie śmierć”(PA204).

A przecież, nieoczekiwanie, w piątek, 27 sierpnia, przychodzi nagła ulga. Podczas, gdy uważano ją za umierającą, oto następuje kolejna poprawa, która trwać będzie dziewiętnaście dni. By sprawić jej przyjemność, siostry przesuwają jej łóżko, stawiając je na środku infirmerii, tak, by przez okno mogła widzieć wspaniały o tej porze roku ogród.

Nawet jeżeli ustały ostre bóle, gorączka, pragnienie, ucisk i słabość pozostają. W poniedziałek 30, przenoszą ją na ruchomym łóżku, i siostra Genowefa fotografuje ją pod arkadami klasztornego dziedzińca. Będzie to ostatnia fotografia żywej Teresy. Siostra Genowefa przesuwa łóżko aż do drzwi, wychodzących na chór karmelitanek: Teresa modli się i po raz ostatni kontempluje Najświętszy Sakrament.

Tego samego dnia, doktor La Néele, powróciwszy z Lourdes, odwiedza kuzynkę: zostało jej już tylko pół płuca, by oddychać. Ze swoją zwykłą szczerością, zarzuca matce Marii od świętego Gonzagi, że nie wzywała lekarza codziennie, jak wymagałby tego stan chorej. Sam powraca jeszcze dnia następnego i, ostatni raz, 5 września.

Wydaje się, że w okresie tej poprawy, chora powraca do życia; przejawia nieoczekiwany apetyt, który rodzina Guérin stara się usatysfakcjonować: pieczeń i puree, szarlotka, ekler z czekoladą, karczochy, biały ser…

We środę, 8 września, świętują siódmą rocznicę jej profesji, a 11, Teresa ma jeszcze siłę, by upleść dwa wianki z bławatków, które ofiaruje Matce Bożej Uśmiechu.

Doktor de Cornière wraca z wakacji 10 września. Jest “zaskoczony” stanem siostry Teresy. Już nazajutrz następuje jednak pogorszenie.

Doktor de Cornière nie myli się: 14 września sądzi, że siostrze Teresie zostały już tylko dwa tygodnie życia. Krzepka siostra Amata od Jezusa, mając zamiar prześcielić jej łóżko, podnosi ją: Teresa jest tak słaba, że boją się, że umrze.

20 września, matka Maria od świętego Gonzagi przychodzi, by zobaczyć Teresę; jest przerażona i wykrzykuje: “Co to ma znaczyć, taka chuda dziewczynka?” – “Szkielecik!”, odpowiada Teresa, która korzysta z każdej okazji, by rozbawić swoje otoczenie i oddramatyzować sytuację. W następnych dniach zaczyna brakować jej powietrza: płuca przestają funkcjonować. Dusi się: “Mamusiu! brakuje mi ziemskiego powietrza, kiedy Dobry Bóg da mi powietrza Niebios?..” (DE 28.9.1).

Dwa ostatnie dni, środa 29 i czwartek 30, będą, w sensie dosłownym, konaniem. We środę rzęzi. Od szóstej rano, wspólnota zebrana w małej infirmerii, odmawia modlitwy za umierających. Chora do końca zachowuje świadomość. Podają jej od czasu do czasu -to wyjątkowa ulga – łyżeczkę syropu z morfiny. Doktor de Cornière odwiedza ją po raz ostatni. Teresa pyta matkę Marię od świętego Gonzagi: “Czy to agonia?… Nigdy nie będę umiała umrzeć!” (DE 29.9).

Wieczorem, ksiądz Faucon, nadzwyczajny spowiednik Karmelu, wysłuchuje ostatniej spowiedzi siostry Teresy; kapelan, ksiądz Youf jest bardzo ciężko chory (przeżyje Teresę zaledwie o tydzień). Wychodząc z infirmerii, ksiądz Faucon mówi przełożonej: “Co za piękna dusza! Zdaje się utwierdzona w łasce”.

Tej nocy, nie można pozostawić chorej samej: czuwają przy niej siostra Maria od Najświętszego Sakramentu i siostra Genowefa. Teresa prawie że nie śpi: modli się do Najświętszej Panny i, żeby nie budzić sióstr, trzyma szklankę w ręce. Matka Agnieszka od Jezusa spała w celi obok.

Rano, trzy siostry Martin otaczają swoją siostrzyczkę, która szepcze im: “To konanie bez żadnej przymieszki pociechy…”.

Popołudnie 30 września jest dramatyczne. Około 14.30, nadludzkim wysiłkiem, Teresa podnosi się na łóżku. Jej głos jest “jasny i silny”. Ręce ma “całe sine”. Modli się: “Mój Boże! Ulituj się nade mną!… O Maryjo, przyjdź mi z pomocą!… Mój Boże, jak cierpię!… Kielich jest pełen… Pełen aż po brzegi!… Nigdy nie będę umiała umrzeć!” (DE 30.9).

Około wpół do piątej, cała wspólnota zbiera się w infirmerii. Przez dwie godziny, straszliwy charkot rozdziera jej piersi, drży na całym ciele. Obfity pot spływa jej po policzkach i przesiąka ubranie. Wydaje ciche okrzyki.

Około 19.00, matka Maria od świętego Gonzagi odsyła modlącą się od dwóch godzin wspólnotę. Matka Agnieszka od Jezusa, przerażona męką konania siostry, wychodzi i idzie modlić się przed niewielką figurę Najświętszego Serca, stojącą na schodach prowadzących na piętro, aby jej siostra nie popadła w rozpacz.

Przełożona widzi, że zbliża się koniec. Każe zadzwonić dzwonkiem infirmerii, mówiąc: “Otwórzcie wszystkie drzwi!” Siostry klękają wokół łóżka. Chora, ściskając swój krucyfiks, wypowiada wyraźnie: Kocham Go!…”, w chwilę potem: “Mój Boże… kocham… Cię!”.

Nagle, podnosi wzrok i twarz jej staje się uderzająco piękna. Trwa tak, z oczyma utkwionymi w górze ponad figurą Matki Bożej, przez “czas jednego Wierzę”. Później opada, zamykając oczy, pochylona na bok, z tajemniczym uśmiechem na ustach. Oddała ostatnie tchnienie: jest godzina 19.20. Możemy kontemplować piękno tej pełnej spokoju twarzy dzięki fotografii, jaką zrobiła siostra Genowefa.

W piątek, po południu, ciało jej wystawione zostaje, według zwyczaju, w chórze, przed kratą. Pozostanie tam aż do niedzieli wieczorem. Zaczynają pojawiać się znaki rozkładu. Tego dnia trumna została zamknięta.

Cmentarz Karmelu, zdaniem władz miejskich, nie mógł już mieścić żadnych ciał. Rodzina Guérin, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wykupiła dla Karmelu koncesję na nowy cmentarz, na wzgórzu wznoszącym się nad Lisieux. W poniedziałek, 4 października, trzydzieści osób wspina się na to wzgórze, postępując w ślad za karawanem. Kondukt prowadzi Leonia Martin; wuja Guérin zatrzymał w domu ostry atak choroby.

Już nazajutrz, infirmeria zostaje doprowadzona do normalnego stanu. Siostry palą siennik i zniszczone sznurkowe sandały Teresy; życie codzienne wraca do normalnego rytmu…

Nawet tak skąpa, jak przedstawiona tu relacja, uświadamia nam, jak straszną była choroba, która wyniszczyła ciało dwudziestoczteroletniej dziewczyny. Każe ona odrzucić obraz, jaki przedstawia Epinal, opisując śmierć “małej świętej z różyczką w dłoni”, na wzór opisu śmierci “kameliowej damy” – innej, dwudziestotrzyletniej, Normandki, zmarłej na gruźlicę, otoczonej swymi kochankami, z kamelią w dłoni.

To wszystko fikcja. Siostra Teresa straszliwie cierpiała w swojej nieubłaganej chorobie. Ale jak cierpiała? Spróbujmy teraz posłuchać chorej, która, poprzez działanie łaski, doszła do szczytu swego życia, w prostej logice całkowitego daru siebie: daru chrztu, profesji zakonnej i swego Aktu Ofiarowania się Miłosiernej Miłości.