Dynamizm i kontemplacja – Synteza Segovii

Jan od Krzyża powraca wreszcie do Kastylii. To są jego rodzinne strony, odpowiadające jego temperamentowi, do których od dawna tęsknił, odkąd posłuszeństwo i przeznaczenie więziły go pośród drzew oliwkowych Andaluzji.

Łagodność i delikatność



We wspólnocie najdelikatniejszy problem stanowią zawsze ludzie. Sprawom ekonomicznym w ten czy inny sposób można zaradzić. Budynek, jakkolwiek ubogi i walący się, pozostaje zawsze miejscem, gdzie można wspólnie się modlić, wspólnie przeżywać ideały i działalność, a także odpoczywać. Największym staraniem ojca Jana jest osiągnięcie tego stanu, by różne osoby, wchodzące w skład wspólnoty, żyły jak prawdziwi zakonnicy. Tego się nie osiąga wielkimi planami i wymaganiami, ale wielką delikatnością i realizmem.

W jego wspólnocie znaj duj e się pewna ilość zakonników, których można by określić jako istoty delikatne, duchowe, które żywią do niego uczucia przyjaźni i czci. Wśród nich należy wymienić o. Jana Ewangelistę i o. Jana od św. Anny, którzy żyli z nim długo w innych klasztorach i darzą go wielkim uczuciem. Podobnie większość członków wspólnoty i nowicjusze.

Są również zakonnicy przewrażliwieni, skłonni do małych kaprysów. Jeden z nich przygotowuje mu bardzo nieprzyjemną niespodziankę. Jest moment sprawowania w kościele uroczystej Mszy ś w., w której uczestniczą fundatorzy klasztoru, dona Anna i don Luis z innymi ważnymi osobistościami. Przewodniczy Jan od Krzyża. Gdy nadszedł czas kazania, zakonnik, który miał je wygłosić, nie zjawił się.

Ojciec Jan poleca zakrystianinowi, aby poszedł i przypomniał mu o kazaniu, ale on wraca z odpowiedzią, że tamten nie chce wygłosić kazania. Ojciec Jan udaje, że nic się nie stało, przechodzi do dalszej części Mszy św. i kończy ją z naturalnym spokojem. Później usprawiedliwia zakonnika, mówiąc, że “był niedysponowany” i więcej o tym nie mówi. Dni mijają i fakt ten wydaje się być już zapomniany: kaznodzieja odzyskał pogodę ducha. Pewnego dnia idzie do przeora prosić o jakieś pozwolenie. Przeor mu odmawia z powodu jego “niedyspozycji”… Zakonnik uznaje swój błąd i rozmawiają o tym wspólnie. Przyjmuje pokutę i “jest bardzo wdzięczny czcigodnemu Ojcu i wychwalać go będzie, wspominając publicznie zadziwiającą cierpliwość, z jaką go znosił i poprawiał, ponieważ gdyby go skarcił wtedy, gdy szatan go tak zaślepił, bez wątpienia dałby mu okazję do zguby”.

Nie był to jedyny przypadek. To jego stały sposób postępowania, jego kryterium oceny wartości zakonnych. “W zarządzaniu tym klasztorem kierował się natchnieniami, jakich mu Pan udzielał na modlitwie; albowiem w tych okolicznościach, jakie się zdarzały, nie wystarczyłaby roztropność ludzka, a u niektórych brakowało nawet tej dla uznania wielkiego daru jego zarządzania. W jego klasztorze znajdowali się i tacy zakonnicy, którzy nie należeli do najdoskonalszych i najspokojniejszych w Zakonie, z którymi inni przełożeni mieli trudności. Starali się oni pozbyć ich ze swej wspólnoty, by utrzymać wysoki poziom życia zakonnego. Byli też i przygnębieni, którzy zazwyczaj są ciężarem dla klasztorów, a których przełożeni z powodu ubóstwa domów zakonnych mają zwyczaj się pozbywać. Tych wszystkich czcigodny Ojciec obejmował i przyjmował do swojego klasztoru, opiekował się nimi z uczuciem prawdziwej miłości i starał się zaradzić ich potrzebom duchowym i doczesnym” (Hieronim od św. Józefa).

Wśród członków jego wspólnoty znajdował się jeden z tych “niepożądanych” zakonników, który w dodatku szpieguje i informuje o wszystkim, czego udaje mu się dowiedzieć o poczynaniach zarządu generalnego, o. Graciana, który przebywa w Lizbonie. Nazywa się Gaspar od św. Michała. W jednym ze swoich listów do o. Hieronima Graciana (9.11.1590) pisze z sarkazmem o członkach konsulty, a szczególnie o Janie od Krzyża.

Tak pisze: „Jeśli chodzi o modlitwę, o której mówią, że jest właściwa tym świętym (członkom rady generalnej), to jest rzeczą zdumiewającą, że mogą do niej zagrzewać innych, chociaż są-mi nie osiągają zjednoczenia z Bogiem z powodu zbyt wielkiego zajmowania się życiem innych. Jednakże mają zawsze czas na składanie wizyt. A jednemu Ojcu, który nosi wezwanie “od Krzyża”, i który z powodu prowadzonych prac odwiedza domy liczących się ludzi, wspomniana rada pozwoliła na to ze względu na jego osobę, bo gdyby to chodziło o Waszą Wielebność, zrobiliby o to wielką awanturę”.

Pomimo nienajlepszej intencji, wyraził on największą pochwałę ojcu Janowi, a to dla dwóch powodów: po pierwsze, ponieważ w ten sposób znamy jego niechęć do tych wizyt, i ile go kosztowało zbieranie pieniędzy na budowę klasztoru. Taka jest wdzięczność! Po drugie, ten fakt ujawnia jego tolerancję, dzięki której godzi się na przebywanie we wspólnocie niechętnych sobie osób, chociaż ma władzę usunąć je i wysłać do innego klasztoru.

On woli być dobrym i znosić to. Taka jest jego postawa, bo jak wielekroć mówili zakonnicy: “Czcigodny Ojciec uznawał za małoduszność i ciasnotę serca zbytnią gorliwość przeciwko niektórym niedoskonałym…, i dlatego mówił: Kto nie potrafi być tolerancyjny, nie nadaje się do rządzenia”.