Dlaczego adopcja karmelitańskiego kleryka?

Butare 22.01.2017

Kilka lat temu rwandyjski rząd postanowił zlikwidować wszystkie sierocińce i domy dziecka w kraju. Bynajmniej, nie dlatego, że sierot u nas brakuje, ale ze względów pedagogicznych, dla dobra dzieci. Na zasadzie wyjątku, ostał się ostatni ośrodek w królewskim mieście, Nyanza, u Rogationistów. Pewna era minęła. Liczne ośrodki, prawie w stu procentach katolickie, straciły rację bytu. Po akcji uświadamiającej, wszystkie sieroty znalazły zastępcze rodziny. Wrażliwość na adopcję, znana w kulturze rwandyjskiej i praktykowana w rodzinach od pokoleń, stała się atutem w przeprowadzeniu tej operacji w skali całego społeczeństwa.

Z lat dzieciństwa zaś, w mojej parafii w Lipinkach, pamiętam jak proboszcz, zwykle jesienią, zapowiadał na niedzielnych ogłoszeniach zbiórkę kartofli na seminarium w Pelplinie, gospodarze zwozili na plebanię część zbiorów, dzieląc się swym dorobkiem, by uczestniczyć w wychowaniu przyszłych kapłanów. Wydaje mi się, że wrażliwość na potrzebę formacji kapłańskiej jest atutem Kościoła w Polsce, gdzie wierni hojnie w niej uczestniczą, bo rozumieją wartość kapłaństwa w Kościele.

Dziś piszę do Was o adopcji karmelitańskich kleryków w Rwandzie i Burundi.

Fazy ewangelizacji

W naszych krajach misyjnych i obecnym tu Karmelu, pewna epoka się kończy, a nowa rozpoczyna. Po stu latach ewangelizacji i pięćdziesięciu obecności Karmelu na tych terenach (karmelitanki bose przybyły tu bowiem przed braćmi), nowe wyzwania stoją przed Kościołem, a więc i przed współpracownikami misyjnymi.

Pierwsza ewangelizacja pociągnęła za sobą huragan nawróceń, czas budowania struktur i infrastruktury w diecezjach i zakonach pochłonął wiele energii i środków. Niewyobrażalna skala pomocy humanitarnej, edukacyjnej czy zdrowotnej, którą Kościół ofiarował ludziom, imponuje. Choć potrzeby nadal są ogromne i wszystkie te dzieła wymagają jeszcze wielu wysiłków, to jednak przyszedł czas na inwestowanie w nowe pokolenie tych, którzy te wszystkie dzieła nie tylko podtrzymają, ale ufajmy, rozwiną. To czas na pogłębioną ewangelizację i solidną formację. Kościoły w Rwandzie i Burundi opierają się już na miejscowym klerze, misjonarze diecezjalni to rodzynki w cieście, zakonnych też już coraz mniej. W Karmelu ten proces przekazywania dzieł z rąk misjonarzy, miejscowym współbraciom, rozpoczął się i trwa. Dla zagwarantowania ciągłości dzieł i ich rozwijania, potrzebni są młodzi współbraci i dzięki Bogu jest wielu, którzy pragną w ciąg tej historii się włączyć.

Czas wojen i masakr, gdzie wielu ochrzczonych brało udział, pokazał, że pierwsza ewangelizacja nie wystarczy, trzeba nieustannie wiarę pogłębiać. Do tego potrzebni są dobrze uformowani miejscowi kapłani, osoby zakonne i świeccy liderzy wspólnoty.

Sytuacja powołaniowa

Początek ewangelizacji przyniósł huragan nawróceń, teraz doświadczamy innego huraganu, powołaniowego. Młode dziewczęta szturmują furty klasztorne, chłopcy zaś, seminaria i zakony. W każdej szkole działają prężnie tzw. wspólnoty powołaniowe, gdzie młodzież, nie wstydząc się swych pragnień, przez kilka lat, uczestniczy w rozeznawaniu powołania, często szukając kontaktów z różnymi charyzmatami  zakonnymi w Kościele i uczestnicząc w organizowanych sesjach. Czuć, że ten aspekt życia Kościoła wibruje. Powstają niezliczone nowe wspólnoty osób konsekrowanych, do tego stopnia, że biskupi, obawiając się o jakość powstających jak grzyby po deszczu wspólnot, wstrzymują ich zatwierdzanie, wypróbowując ich autentyczność.

W tym roku w Rwandzie przeżywamy rok jubileuszowy, 100 lecie święceń kapłańskich dwóch pierwszych rwandyjczyków, abbé Donata i abbé Balthazara. Wyświęceni zaledwie siedemnaście lat po przybyciu misjonarzy na ten teren, stali się widzialnym znakiem, że rodzący się Kościół nie jest tylko prowadzony przez białych kapłanów, ale i ich współbraci. Wybrana symboliczna data pierwszych święceń, wspomnienie Matki Boskiej Różańcowej, przypomina, że powołania są też owocem wytrwałej pokornej modlitwy. By uświadomić sobie huragan powołaniowy ostatniego czasu, wystarczy zestawić statystyki. W pierwszym 50-leciu istnienia Kościoła w Rwandzie, wyświęcono 179 lokalnych kleryków, w drugim zaś, 1200.

Rwanda i Burundi, niedawno jeszcze tylko otrzymujące pomoc z Kościoła Północy, dziś już spłaca błogosławione długi. Miejscowi kapłani zasilają tereny, gdzie kościoły lokalne przeżywają powołaniową zadyszkę, a czasem wręcz zawałową zapaść. Tylko z naszej malutkiej diecezji Butare, która stanowi zaledwie 25 parafii, czterdziestu kapłanów posługuje w krajach, gdzie brakuje szafarzy sakramentów. W skali całego kontynentu, to już szerokie zastępy kapłanów ratujących diecezje w Zachodniej Europie.

Demografia mówi sama za siebie, statystycznie powołań powinno być jeszcze więcej, gdyż społeczeństwo jest niezwykle młode. Gdy w Polsce, populacja w wieku 0-14, stanowi zaledwie 14 % całości, w Rwandzie 41%. Ludzi zaś poniżej 30 roku życia jest w Rwandzie 70 %. W Polsce osób w wieku powyżej 65 roku życia jest 14% , w Rwandzie zaś, 2,9%.

Wobec takich proporcji, nie możemy być obojętni, to niezwykły dar, ale też trudne wyzwanie, by tego młodego pokolenia nie stracić.

Adopcja

Przez ostatnie 45 lat, przyjaciele misyjni pracowali na naszych misjach min. przy:  budowie niezliczonych kaplic i punktów katechetycznych oraz posłudze charytatywnej wobec sierot, chorych i potrzebujących, wspomagali akcje ewangelizacyjne oraz nasze funkcjonowanie i formację. Dziś, nasilającą się potrzebą, staje się troska o formację naszych kandydatów. Dlatego proponujemy akcję adopcji karmelitańskich kleryków. Formacja naszych braci zasadniczo trwa 9 lat i odbywa się w trzech krajach, Rwandzie, Burundi i Tanzanii, w dwóch językach, francuskim i angielskim.

Adopcja to słowo bogate w znaczenia. Wszyscy jesteśmy adoptowani przez Boga, stając się Jego dziećmi. Jednak, Bóg Ojciec zaadoptował nas, nie dlatego, że był bezdzietny, ale, dlatego że bardzo nas kochał. W adopcji chodzi więc o dzielenie się miłością i troską z tymi, którzy opieki wymagają. Wiele jest akcji adopcyjnych. W ostatnich latach najbardziej chyba popularną stała się adopcja serca, gdzie na odległość rodzice z Północy, wspomagają dzieci i sieroty z ubogich krajów Południa.

W Kenii spotkałem inne oblicze adopcji, dotyczyła ona osieroconych lub chorych słoniątek. Tzw. rodzice adopcyjni wykupując roczny karnet, nabywali prawo do odwiedzania swych pociech w specjalnie zorganizowanym sierocińcu dla słoni w Parku Narodowego w Nairobii, w pobliżu naszego klasztoru. Spotkałem tam bezdzietne małżeństwo polskie, które co roku przylatywało do Kenii na kilka tygodni, by patrzeć na rozwój swych adoptowanych zwierząt.

My zaś zapraszamy do adopcji kleryka. Jeśli człowiek potrafi z taką pasją inwestować we wzrost zwierząt, o ile bardziej wierzący człowiek, może zainteresować się wzrostem przyszłego kapłana.

Uczestniczenie w wychowaniu przyszłego kapłana może mieć głęboki wymiar duchowy dla rodziny adopcyjnej. Wiele rodzin po cichu pragnęło, by ich dziecko zostało kapłanem, ale albo syna nie mają, albo syn nie ma powołania, albo są bezdzietni. Wiele osób w młodości pragnęło wyjechać na misje, by pomagać ubogim i głosić Chrystusa, ale los inaczej się potoczył. Czyż nie byłaby to okazja, by po latach wrócić do wcześniejszych pragnień i przez adopcję przyszłego afrykańskiego kapłana, uczestniczyć w ewangelizacji? Wiele grup modlitewnych modli się za kapłanów, sam kiedyś zostałem objęty tzw. margaretką, za którą jestem wdzięczny do dziś. Czyż uczestnictwo w wychowaniu przyszłego kapłana, nie byłoby dopełnieniem modlitwy? Wiele osób, wyjeżdżając z Polski do innych krajów w Europie, doświadcza realnego braku kapłanów i docenia ich posługę, dlatego pomoc tym, którzy pragną nimi zostać, mogłoby być konkretną drogą w pomnażaniu grona kapłańskiego, bowiem bez kapłaństwa, nie ma Kościoła.

Zwracając się do karmelitańskiego środowiska i mówiąc o adopcji kleryka, nie mogę nie wspomnieć o św. Teresie od Dzieciątka Jezus, matce adopcyjnej dwóch misjonarzy i jej duchowej siostrze. Tak różni a połączeni ich siostrą duchową. Jeden spełniony kapłan i misjonarz w Azji, o. Roulland, drugi w Afryce, niespełniony i wydalony z szeregów Ojców Białych, a zrehabilitowany przez nich dopiero w roku jubileuszowym 2000. O. Maurycy, bo o nim mowa, który z misji został usunięty, umierał opuszczony w szpitalu w Cean, gdzie wcześniej umierał tatuś, św. Teresy, a odszedł do Pana, w dzień Matki Boskiej Szkaplerznej. Matka kocha każde swe dziecko, zarówno to, które spełnia oczekiwania jak i to, któremu w życiu potoczyło się nieco trudniej. Modlitwa Teresy nie zadziałała magicznie na przyszłość jej duchowych synów, ale z pewnością im towarzyszyła w ich trudach. Ojciec Maurycy, pisał do Karmelu w Lisieux do końca swego życia, jeszcze długo po śmierci swej duchowej siostry i matki adopcyjnej.

Tereska, świadoma pragnień jej świętych rodziców, by mieć syna kapłana i misjonarza, zobaczyła w jednym z kleryków, którego duchowo adoptowała, spełnienie ich duchowych marzeń. Jej osobiste marzenie, by sama wyjechać na misje, spełniło się przez tę duchową przyjaźń z klerykiem a później z o. Maurycym, który jej napisał: – dopłyniesz do Afryki wraz ze mną. Jej zdjęcie pieczołowicie wożone przez Maurycego w jego wyprawach misyjnych miało być znakiem jej realnej posługi misyjnej. Jednak Teresa, adoptując swych braci, nie tylko modliła się za nich i ofiarowywała swe wyrzeczenia, np. ofiarując każdy krok w swej zaawansowanej chorobie, ale też duchowo ich prowadziła. Gdy o. Roulland, poprosił Teresę o modlitwę, by nie został mianowany rektorem seminarium i nie musiał wracać do Francji, Teresa grzecznie obiecała dodając, że tylko w woli Bożej jest nasz odpoczynek, a poza nią niczego nie zdziałamy, ani dla Jezusa, ani dla dusz.

Patronka Misji, zwracając się do swej siostry Celiny, powiedziała: Naszą misją jako Karmelitanek, jest kształtowanie robotników ewangelicznych, którzy zbawiają miliony, a my będziemy ich matkami…

Bo przecież najgłębszym sensem adopcji przyszłego kapłana jest możliwość uczestniczenia w dziele ewangelizacji. Wychowanek zostaje kapłanem, a rodzice adopcyjni mu w tym pomogli. ale uczestniczenie w dziele zbawianie świata, to przede wszystkim osobista świętość, akt miłości adoptujących, w ten to sposób każdy może stać się matką i ojcem zbawianych. Tereska zrozumiała najgłębszy sens kooperacji misyjnej przez uczestnictwo. To właśnie, zwracając  się do o. Roulland, wyraziła tę genialną myśl, że zero samo w sobie nie znaczy nic, a postawione z odpowiedniej strony jedynki, otrzymuje siłę. Sama, jako słaba siostra, nie widziała możliwości tak realnego zaangażowania w zbawianie świata, jak wraz ze swym duchowym bratem. (List 227)

Co zrobić, aby pragnienie wielu młodych ludzi, chcących poświęcić się Bogu nie zostało zaprzepaszczone? Czy brak możliwości finansowych może stać się przeszkodą w formacji młodych, garnących się do kapłaństwa? Czy prawdą jest, że w Kościele brakuje powołań? Nie, jest ich wiele nawet coraz więcej w skali całego Kościoła, ale ten dynamizm na dzień dzisiejszy widać w oddalonych od Europy terenach świata. Pomóżcie nam odpowiedzieć na ten znak czasu, rosnącej ilości powołań w Kościele w Afryce. Choć w Rwandzie sierocińców już nie ma, to jednak wielu młodych ludzi potrzebuje pomocy, by odpowiedzieć na głos Pana. Zapraszam Was Kochani, do towarzyszenia naszym klerykom na różnych stopniach formacji, przez duchową jak i materialną opiekę. Każdy, kto zdecyduje się adoptować kleryka otrzyma od niego – przez pośrednictwo Biura Misyjnego, na początku roku akademickiego list i fotografię. A szczegóły akcji i zasady adopcji karmelitańskiego kleryka znajdziecie poniżej…

Bogaci mają mało dzieci choć mogą zapewnić im bogate wychowanie. Nasi biedni mają dużo dzieci choć nie mogą im zapewnić podstawowego wychowania. Mądrością ubogiego jest miłować i dawać życie drugiemu. Bogactwem naszych biednych są dzieci. Bo miłością ubogiego jest Bóg ubogi. (o. Bartek misjonarz)

Kliknij i zobacz szczegóły ADOPCJI